ROZDZIAŁ VI
#wnaszymrytmieVI
Ig: _heartless_girl_author
Tt: _heartless_girl_author
_______________________________
CASSANDRA
Układam dłoń na jego policzku pokrytym niewielkim, ciemnym zarostem. Jego usta powoli muskają moje w namiętnej, słodkiej i uzależniającej pieszczocie. Oddaję każdy ruch, czując jak motyle w moim podbrzuszu nagle ożywają.
Jego dłoń zsuwa się na moje biodro, zaciskając na nim władczo palce. Wyprężam się, by lepiej poczuć jego usta na swoich. Mój cichy pomruk ginie w jego wargach, gdy wsuwa język do środka i splata ze sobą nasze języki. Gorąc wybucha we mnie, gdy raz za razem nasze wargi ocierają się o siebie.
Nie sądziłam, że jego pocałunki mogą być tak... intensywne.
Dosłownie czuję jak wiruję w mojej głowie, pomimo zamkniętych oczu.
Finn jako pierwszy odrywa się ode mnie, pociągając zębami moją dolną wargę. Uśmiecha się zuchwale, doskonale wiedząc co ze mną zrobił. Oboje ciężko dyszeliśmy po długim, emocjonującym pocałunku.
Dopiero po chwili, gdy jasne światła aparatów oślepiają mnie, a dźwięk migawek brzęczy w uszach, uświadamiam sobie, że było to tylko na pokaz.
Przymykam na chwilę oczy, uspokajając oddech. Na twarz przywołuje najbardziej szczery uśmiech na jaki mnie stać i obejmuje ramię mężczyzny, pozwalając by zrobiono nam kolejne zdjęcia. Finn dodatkowo splata nasze palce razem, po czym prowadzi mnie przez tłum w stronę wejścia.
- Wyszło świetnie. Myślę, że łyknęli.
Szepcze do mojego ucha, co z boku mogło wyglądać jak uroczy, pełen czułości gest. Zerkam na jego usta, na których pozostał ślad po mojej czerwonej szmince.
- Co? Chcesz powtórkę? - pyta zmysłowym głosem, zrównując się ze mną wzrostem.
Jego gorący oddech rozbija się o mój policzek, gdy sunie po nim nosem.
Parskam krótkim śmiechem, nie mogąc utrzymać powagi. Przejeżdżam palcem po linii jego idealnie wykrojonych warg, uśmiechając się niewinnie. Finn marszczy brwi, zdezorientowany.
- Pasuję ci ten kolor.
Pokazuje mu opuszek, na którym został czerwony ślad.
- Ja pieprzę.
Brunet wierzchem dłoni ściera moją szminkę z ust, klnąc pod nosem. Niewielki uśmiech formuje się na moich wargach, gdy obserwuje jego nieporadną walkę z czerwienią. Zamiast zetrzeć pozostałości po szmince, on rozsmarowuję ją po obu dłoniach, jeszcze bardziej wcierając w skórę.
Kręcę głową, wyjmując z niewielkiej torebki opakowanie wilgotnych chusteczek.
- Chodź tu, idioto.
Przecieram jego usta, pozbywając się intensywnego czerwonego koloru. Opieram jedną dłoń na jego umięśnionym ramieniu, by się podtrzymać, gdy delikatnie przesuwam materiałem po jego twarzy. Czerwone ślady wycieram również z jego rąk.
Przez cały czas czuję na sobie jego gorące spojrzenie, ale skupiam się na swojej czynności.
Wyrzucam zużytą chusteczkę do kosza na śmieci, który stoi nieopodal.
- Z szminką było ci lepiej do twarzy. - stwierdzam zalotnie, nie mogąc ukryć rozbawienia.
Odwracam się do niego plecami, wchodząc głębiej do środka, gdzie już tłoczy się sporo ludzi. Przy jednej ze ścian są rozstawione stoły z przekąskami i napojami, a po przeciwległej stronie stoi scena, na której zostały ustawione instrumenty i mikrofon.
Jednak były tylko trzy instrumenty: perkusja, bas i gitara elektryczna, a członków zespołu było czterech.
Zmarszczyłam brwi, zastanawiając się czy mój udawany chłopak potrafi na czymś grać.
Wyrzucam tą myśl z głowy. Im mniej wiem o tym facecie, tym lepiej, gdy nasz układ się skończy. Przywiązanie się do niego tylko wszystko skomplikuje. Byłam pewna, że to zrobię, gdy tylko poznam o nim jakieś szczegóły.
Finn szybko mnie dogania, kładąc dłoń na dole moich pleców. Prostuję plecy, czując jego gorący dotyk na moich nagich plecach. Sukienka było tylko na cienkich sznureczkach, które były zaplecione na krzyż.
- Patrzą na nas. - szepcze w moje włosy.
- Chyba o to chodzi.
Rozglądam się po tłumie, dostrzegając, że niemal wszyscy ukradkiem spoglądali w naszą stronę i szeptali między sobą. Zacisnęłam zęby, utrzymując uśmiech na twarzy.
Przecież spodziewaliśmy się, że nasz związek wywoła poruszenie.
Zerkam na mężczyznę, który zaciska zęby, mierząc ludzi ostrym, nieprzeniknionym wzrokiem. Nie rozumiałam jego reakcji.
- Jesteś jednym z bardziej rozpoznawalnych raperów na świecie. Was zespół zna chyba każdy. Nie przywykłeś do tego, że ludzie o tobie plotkują?
- Brzydzę się plotkami. - odpowiada, skanując uważnie tłum. - Ty niby przywykłaś do tego, że ludzie cię obgadują? Że dosłownie wchodzą z buciarami w twoje życie, zabierając ci prywatność? Że bardziej interesują ich dramy w showbiznesie niż ich własne życie towarzyskie?
- Tak. - odpowiadam pusto. - Przywykłam.
Ganię się w myślach, gdy w mojej głowie pojawiają się obrazy ojca, który kochał popularność, pieniądze i luksus bardziej od swojej rodziny. Bycie na językach wielu ludzi było moją codziennością od kiedy przyszłam na świat jako córka Leonarda Evansa, genialnego biznesmena i właściciela największej sieci hoteli w Stanie.
Na twarzy bruneta maluję się irytacja i zdumienie, jednak gdy tylko dostrzega coś, a raczej kogoś, ponad moim ramieniem, te uczucia znikają.
- Chodź.
Nacisk na moich plecach zmusza mnie do ruszenia się z miejsca. Przebiegam wzrokiem po twarzach ludzi w miejscu, do którego prowadzi mnie mój towarzysz. Moja twarz rozjaśnia się w zrozumieniu, gdy przy stoliku z przekąskami i alkoholem dostrzegam trzech rosłych facetów, których kojarzyłam.
Nie pamiętałam zbyt dobrze ich imion, ale miałam nadzieję, że w najbliższej przyszłości się to zmieni.
- Cześć, stary.
Wysoki, tyczkowaty mężczyzna uśmiecha się w naszą stronę, zbijając piątkę z Finn'em. Miał tak samo czarne włosy jak mój fikcyjny chłopak, zaczesane do tyłu. Brązowe oczy, kolorem przypominające orzechy, były skryte za czarnymi oprawkami, które dodawały mu powagi.
- Wiecie kiedy gramy?
- Za jakieś piętnaście, dwadzieścia minut. - odpowiada. - Ty to pewnie Cassandra.
Zwraca się do mnie, ukazując białe jak śnieg zęby.
- Cassie wystarczy.
Dotyk na plecach znika, a przyjemne ciepło zastępuje chłód.
- Simon. - przedstawia się.
Wyciągam dłoń, którą on ściska, nie przestając się uśmiechać. Wyglądał nawet uroczo w dokładnie ułożonych na żel włosach i prostokątnych okularach.
- Podaj kieliszek. Na trzeźwo dzisiaj nie dam rady.
Spinam się cała, gdy słowa wylatują z ust Finn'a. Mężczyzna wymija mnie, gdy jego drugi kumpel, niższy od niego szatyn z bursztynowymi tęczówkami, podaję mu szkło z przeźroczystym, musującym trunkiem.
- Też chcesz? - pyta, wystawiając w moją stronę rękę z lampką wina.
- Nie, dzięki.
Mężczyzna wzrusza ramionami, wypijając zawartość kieliszka duszkiem. Zaciskam zęby, przybierając maskę obojętności. Dyskretnie rozglądam się po tłumie, dostrzegając, że każdy z nich popijał jakiś alkohol.
Czuję jak wszystkie kolory odpływają z mojej twarzy, a oddech więźnie mi w gardle.
Niedobrze. Bardzo niedobrze.
- Wszystko gra, Cassie? - zaniepokojony głos Simona, przywraca mnie do rzeczywistości.
Prostuję się, przypominając sobie o oddychaniu.
Ten pieprzony potwór nie będzie więcej kontrolować mojego życia. Nie pozwolę na to.
- Tak, trochę zakręciło mi się w głowie.
- Może chcesz wyjść na zewnątrz?
- Nie ma takiej potrzeby. Zaraz będziecie grać i....
Zerkam na Finn'a, który przechyla kolejny kieliszek i wypija naraz jego zawartość. Patrzy na mnie i Simona groźnym, chłodnym wzrokiem.
- I?
- I nie powinniście teraz nigdzie odchodzić.
Kiwa powoli głową.
- Na pewno nie chcesz...
- Nie. - odpowiadam szybko. - Nie piję.
- Oh, okej. - wygląda na zdziwionego, ale nie drąży tematu.
Po kilku minutach sztucznych uśmiechów i przysłuchiwania się rozmowom mężczyzn na scenę wychodzi starsza kobieta. Podchodzi do mikrofonu ustawionego na środku podestu i posyła nam wszystkim ogromny, radosny uśmiech.
- Witam Państwa. Nie spodziewałam się w tym roku tak ogromnej frekwencji na XXI Gali Charytatywnej Wilsonów. W tym roku wszystkie zebrane pieniądze przekażemy na rozwój oddziału kardiologicznego w Nothwestern Memorial Hospital.
Rozlegają się głośne brawa, wywołane słowami kobiety.
- By umilić Państwu ten wieczór zaprosiłam na dzisiejszą galę wyjątkowy zespół, który specjalnie dla Państwa zagra kilka swoich utwór. Powitajmy gromkimi brawami The Soul.
- Czas na nas. - mówi Simon, odstawiając talerzyk z jakimś ciastkiem na stolik. - Do zobaczenia, Cassie!
Przede mną wyrasta Finn, mierząc mnie niezbyt przyjemnym spojrzeniem.
- Nie flirtuj z moim kumplem. - cedzi wprost do mojego ucha.
- Słucham?!
- Słyszałaś. - zniża ton. - Jesteś tu ze mną, a nie z Simonem. Nie niszcz naszego planu i się od niego odpieprz.
- Jesteś.... - żadne odpowiednie określenie nie przychodzi mi w tym momencie do głowy. - Jeśli sądzisz, że będę przyklejona do twojego boku jak ślepo zakochana idiotka to jesteś w błędzie, Finn. Nie jestem twoją pieprzoną fanką, żeby...
- Zapraszamy na scenę naszego drogiego wokalistę, bez którego nie zagramy! - wesoły głos szatyna, który wcześniej oferował mi alkohol, przerywa moją wypowiedź. - Odklej się na chwilę od swojej zajebiście pięknej dziewczyny, z swej łaski.
- Przyjebie mu kiedyś. - warczy.
Składa szybki pocałunek na moich ustach, a głośne oklaski i wiwaty rozbrzmiewają wokół nas.
Finn odrywa się ode mnie, szybkim krokiem zmierzając w stronę sceny. Ustawia się, a po chwili chłopacy zaczynają grać.
Byli niezwykle zgrani. Było coś hipnotyzującego w tym jak poruszali się pewnie po niewielkim podeście, wymieniając między sobą spojrzenia i czerpiąc radość z tego co robią. A gdy do tego Finn zaczyna śpiewać, nie mogę powstrzymać uśmiechu, który wkrada się na moje usta.
- Ach, zakochani.
Odwracam wzrok od sceny. Kobieta, która wcześniej zapowiadała ich występ stoi przede mną, mieszając czerwone wino w smukłej lampce.
- Tak, bardzo go kocham. - mówię, wchodząc w swoją rolę. - Jest... cudowny.
- Też kiedyś byłam młoda i zakochana do szaleństwa, jak wy.
- Była Pani?
- Wiem, trudno uwierzyć w to, że kiedyś byłam w waszym wieku. - odpowiada sarkastycznie.
- Nie to miałam na myśli. - prostuję. - Co się stało z Pani miłością?
- Nic. - wzrusza ramionami. - Wyszłam za niego i założyłam z nim fundację charytatywną.
Otwieram usta, zdając sobie sprawę, że kobieta droczy się ze mną.
- Pamiętaj, że zwykła, szara codzienność zabija tak płomienne uczucia. - na kilka chwil kąciki jej ust opadają. - Nie dajcie jej się.
- Zrobię wszystko co w mojej mocy.
- A czy on ma takie samo zdanie na ten temat? - pyta, wskazując głową na Finn'a. - Różne pogłoski chodzą na temat jego i jego poprzedniego...
- Tak. Jestem pewna, że tak. - przerywam jej. - Zapewniam, że nie jest taki jakiego go opisują media i prasa.
- Ach, rozumiem. Media potrafią przekręcić niektóre informację. - jej uśmiech powraca na jej usta. - Cóż, dziękuję za rozmowę. Idę zatańczyć z mężem, o ile jeszcze żadna inna paniusia go nie zaprosiła. Miłego wieczoru, kochanie!
- Wzajemnie! - krzyczę nim się oddali.
Oddycham głębiej. Uwierzyła mi.
Finn patrzy na mnie z podestu, ściskając mocno mikrofon w dłoniach. Zarówno wysokie jak i niskie brzmienia nie sprawiają mu żadnych trudności. Wygląda jakby urodził się z mikrofonem w ręce.
- Honey, don't be afraid. I am with you and I will never leave you. When you touch your lips with mine, I feel like heaven. I will protect you from every evil and will not let them tear down what we have built. - śpiewa, patrząc w moje oczy.
Nagle odrywa mikrofon od statywu i zeskakuje ze sceny, nie spuszczając ze mnie uważnego wzroku. Kieruję się w moją stronę, a ludzie obracają się za nim.
Graj. To twoja życiowa rola, która pomoże ci w dalszej karierze, więc graj najlepiej jak potrafisz – podpowiada głos w mojej głowie.
Uśmiecham się z rozczuleniem, gdy staję przede mną i wyciąga w moją stronę rękę. Chwytam ją bez chwili zastanowienia i splatam nasze palce.
- Ooh, Honey. I'm all yours. Only your. I'm not interested in anyone else. I only love you. So, look at me and hold my hand. I will bring you haven. Just trust me.
Śpiewa, ciągnąc mnie na prowizoryczny parkiet. Obraca mnie przez co omal nie potykam się o swoje szpilki. Uśmiecha się, po czym przyciąga mnie do siebie bliżej. Zarzuca moje ręce na swoją szyję, a jego dłoń ląduję na moich nagich plecach. Kołyszemy się w rytm muzyki, która mam wrażenie, że nieco zwolniła.
- Honey, just trust me. Ooh, trust me.
Utwór kończy się stopniowym wyciszeniem.
Finn patrzy głęboko w moje oczy, a ja zatracam się w jego zielonych tęczówkach. Odsuwa mikrofon od ust, po czym nachyla się i muska delikatnie, ledwo wyczuwalnie, moje wargi.
- Myślę, że jestem lepszym aktorem niż ty, Cassie. - specjalnie używa mojego zdrobnienia.
Moje usta uchylają się z niedowierzania. Brunet korzysta z okazji i splata razem nasze języki. Zwinnie pieści moje podniebienie, wywołując moje ciche westchnienie. Dominuję mnie, odchylając łagodnie moje ciało do tyłu.
Nie sądziłam, że całowanie się przyjdzie nam tak łatwo.
Ale co się nie robi dla własnych korzyści?
- I lepiej całuję. - dodaję, gdy odrywamy się od siebie.
- Nie sądzę. - odpieram, marszcząc brwi. - Dałabym ci takie mocne.. 4/10. Musisz poćwiczyć.
- Tak?
Nachyla się ponownie, ale nim łączy nasze usta w kolejnym namiętnym pocałunku, telefon w mojej torebce dzwoni. Uśmiecham się przepraszająco, a gdy zauważam imię mojej menadżerki, moje serce gubi rytm.
- Muszę odebrać.
- Coś ważnego? - pyta, widząc moje zmartwienie.
- Chyba tak. Nie przerywajcie występu. - mówię, odwracając się na pięcie i zmierzając w stronę wyjścia.
- Daj spokój, jakim byłbym chłopakiem, gdybym puścił cię samą.
Wciska komuś mikrofon, podążając za mną.
- Zrozumieją. - dodaję, by mnie uspokoić. - Została tylko licytacja. Chłopaki zostaną i wszystkiego dopilnują.
Nie słucham jego dalszych słów. Gdy tylko wokół robi się ciszej, odbieram telefon. Spokojny głos Moniki w słuchawce nie uspokaja mnie, gdy wyjaśnia co się stało.
- Policja chcę znowu z tobą rozmawiać.
- Powiedziałam im wszystko co wiedziałam. - odpowiadam, zważając na słowa.
Nie chciałam by Finn usłyszał coś, czego nie powinien.
- Najwidoczniej zmienili zdanie. - warczy cicho. - Chcą żebyś jak najszybciej pojawiła się na komisariacie.
- Czy ósma rano zalicza się do „ jak najszybciej "? Nie mam zamiaru tańczyć jak mi zagrają.
- Lepiej ich nie denerwować. Odwlekanie stawienia się na komendzie i odmówienie odpowiedzenia na pytania, mogą uznać jako próbę tuszowania dowodów. - tłumaczy spokojnie. - Wiem, że jesteście na Gali...
-Właśnie z niej wyszliśmy.
Na parkingu dostrzegam białego Chevroleta, którym dzisiaj tutaj przyjechaliśmy. Szybkim krokiem zmierzam w jego stronę, a Finn bez słowa podąża za mną. Bez wątpienia przysłuchuję się naszej rozmowie. Mam nadzieję, że nie słyszy słów Moniki.
- My?
- Finn jest ze mną.
- Ja pieprzę.
Po raz pierwszy od bardzo dawna słyszę z jej ust przekleństwo.
- Nie ufam mu, Cassie. Przekonaj go, żeby został na imprezie albo niech kierowca odwiezie go do domu. - poleca, a w jej głosie pobrzmiewa irytacja.
- Dobrze.
- Są gdzieś jacyś dziennikarzy, fotoreporterzy lub...
- Nikogo nie ma. - odpieram zdenerwowana. - Za półgodziny będę.
- Dobrze, widzimy się na miejscu.
Chowam telefon do torebki, wsiadając do auta.
- Co się dzieję?
- Nic. - odpieram. - Nic co zagraża naszemu związkowi, kochanie.
- Cassandra.
Moje imię w jego ustach brzmi niemal jak przekleństwo
- Zostajesz albo wsiadasz i odwozimy twoją dupę do domu. - syczę. - Nie mam czasu ani chęci na kłótnię z tobą w tym momencie.
Finn zrezygnowany i wkurzony wsiada do środka, podając swój adres kierowcy.
- Potem proszę jechać na 3151 W Harrison.
Podaję adres, licząc, że Finn nie wie co się tam znajduję.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top