ROZDZIAŁ IV
Mam nadzieję, że wybaczycie mi moją małą nieobecność.
Ig: _heartless_girl_author
Tt: _heartless_girl_author
#wnaszymrytmieVI
_______________________________
FINN
Jej usta wykrzywiły się w delikatnym, złośliwym uśmieszku, gdy odpowiedziała na moje małe wyzwanie.
Nadal nie dowierzałem, że zgodziłem się uczestniczyć w tym cyrku. W najdziwniejszych snach nie sądziłem, że będę chodził z dziewczyną, z którą nie łączą mnie żadne uczucia.
Jednak gdy wyłoniła się zza pleców swojej menadżerki i spojrzała na mnie spod wachlarzu gęstych, czarnych rzęs, moje serce na chwilę zgubiło swój rytm.
Byłem oszołomiony jej pięknem. Wyglądała niemal jak prawdziwy anioł, który spadł na ziemię i kusił swoją grzesznie doskonałą urodą.
Grube, jasne loki opadały falami na jej plecy. Jej oczy kolorem przypominały sztorm, niebo przed burzą i kryształki lodu. Była bardzo szczupła, ciała pozazdrościć mogły jej najlepsze i najładniejsze modelki. Płaski brzuch, pełny biust, krągłe biodra i te nogi, które sięgały chyba nieba.
W momencie, gdy nasze spojrzenia złączyły się, poczułem się jakby ktoś mnie znokautował. Siła niezrozumiałego uczucia, które mną zawładnęło, powaliłoby mnie na kolana, gdybym nie siedział. Jej tęczówki nieznacznie rozszerzyły się, a kącik ust ledwo zauważalnie drgnął ku górze. Gdybym nie wpatrywał się w nią tak intensywnie, przegapiłbym te drobne niuanse.
Nie dochodziły do mnie żadne rozmowy, żadne głosy. Mogłem patrzeć tylko na nią, anioła z bujnymi lokami i arktycznymi tęczówkami.
Nie mogłem się powstrzymać od małego przedstawienia. Wstałem, a krzesło cicho zaszurało. Nie odrywając od Cassandry wzroku, podszedłem do niej. Chwyciłem między palce jej wypielęgnowaną, drobną dłoń i uniosłem do ust, składając na skórze delikatny pocałunek. Spojrzałem w jej piękne oczy z dołu, a na moje wargi mimowolnie wpłynął niewielki uśmiech.
Czas wokół nas zatrzymał się. W tej chwili liczyliśmy się tylko my, nikt inny.
Mój humor zmienił się, gdy przystąpiliśmy do interesów. tak powinienem na to patrzeć. Nasz układ był niczym innym jak interesem, który ma nam obojgu pomóc w osiągnięciu celów, które sobie wyznaczyliśmy.
Zero uczuć. Zero przywiązania. Zero jakichkolwiek deklaracji.
Tylko biznes.
Ostatni raz gdy poczułem coś podobnego do kobiety skończyło się to na zdradzie z jakimś kutasiarzem i problemach, z którymi mierzę się do dzisiaj.
Nie mogłem pozwolić na to, by jakaś kobieta znowu namieszała mi w głowie i zrujnowała moje marzenia. Nawet tak piękna i seksowna jak Cassandra.
- Dobrze, w takim razie jeśli wszystko mamy uzgodnione...
- W zasadzie to mam parę słów do dodania. – wtrącam się, a Liam posyła mi mrożące krew w żyłach spojrzenie.
Też cię uwielbiam, stary!
- Wolałbym omówić resztę szczegółów z moją dziewczyną na osobności.
Monica, menadżerka Cassandry, ciska we mnie gromami. Smukłe palce zaciska w pięści, pewnie wyobrażając sobie, że ściska tak moją szyję.
- Fikcyjną. – mruczy pod nosem blondynka. – Za bardzo lubisz zaznaczać to, że jesteśmy teraz w związku.
- Fikcyjnym – przedrzeźniam, naśladując jej wysoki głos.
Sapie z oburzenia i mruży na mnie oczy, ale nie komentuje tego.
- Dobrze, zostawimy was.
Liam uważnie mi się przygląda, nim w towarzystwie Moniki wychodzi z pokoju. Kręci powoli głową, co ma być dla mnie ostrzeżeniem, bym nie pogarszał swojej marnej sytuacji. Od kiedy objął nad naszym zespołem piecze jego pieprzonym mottem było: „ Zawsze może być gorzej. "
Gdy drzwi zamknęły się za nimi, odwróciłem się w stronę kobiety.
Wpatrywała się we mnie, uśmiechając się tajemniczo i zadziornie. Opierała brodę o splecione ze sobą palce. Podążała za mną wzrokiem, gdy powoli zmierzałem w jej kierunku. Odwróciłem krzesło oparciem do stołu i usiadłem na nie okrakiem, odwzajemniając cwany uśmieszek.
Wyczuwałem kłopoty.
- Więc? Jakie masz dla mnie rozkazy, panie? – pyta kpiąco.
- Reguły, a nie rozkazy. - poprawiam ją. – Ale to podniecające jak nazywasz mnie swoim panem.
- Zobaczymy niedługo kto do kogo będzie się zwracał per „ Pan ". – słowa spływają z jej muśniętych czerwienią warg.
- Zabawna jesteś.
-Od wielu to słyszę.
Przez chwilę toczymy bitwę na spojrzenia. Ogniste iskry przeskakują między nami, a przyjemny prąd przebiega wzdłuż mojego kręgosłupa.
Spuszczam wzrok, gdy kąciki jej czerwonych jak wiśnie ust rozciągają się w kolejnym chytrym uśmiechu. Klnę w myślach, przegrywając niemą wojnę, którą toczyliśmy.
- Zaczniesz w końcu czy zaniemówiłeś z wrażenia? – pyta kąśliwe.
- Wrażenia?
- Ślinisz się jak niemowlak. – kpi. – Oczy mam wyżej, skarbie.
Przewracam oczami, nie mając na to odpowiedzi. Wracam spojrzeniem do jej arktycznych tęczówek, w których dostrzegłem rozbawione ogniki.
- Po pierwsze – mówię, wystawiając palec wskazujący. - nie będziemy działać na swoją szkodę. Gdy się pokłócimy, co jest raczej nieuniknione, żadne z nas nie podkopuje drugiego. Twoja kariera jest jeszcze.... niestała, a mi niepotrzebne są kolejne skandale. - oznajmiam. - Jeśli mamy spędzić ze sobą najbliższe kilka miesięcy musimy współpracować.
- Mhm, czaję. – mruczy, przyglądając się swoim paznokciom. – Nie jestem głupia
Jej lekceważący, arogancki ton głosu podnosi mi ciśnienie. Kontynuuje, wbijając z całej siły paznokcie w dłoń.
Pieprzona księżniczka z zabójczym ciałem.
- Po drugie. - tym razem to ona zabiera głos - Trzymamy się ustalonych terminów spotkań. Nie działamy spontaniczne. To nie przyniesie nam żadnych korzyści, a tylko będziemy się coraz bardziej mieszać w tym co mówimy. - oznajmia.
Kiwam powoli głową. To co mówiła miało sens.
- Dam ci taką radę, gwiazdorzyno. - uśmiecha się zimno, pochylając się nad stołem.
Miałem teraz idealny widok na jej ściśnięte przez materiał piersi. Pieprzony mokry sen każdego faceta.
- Im bliżej trzymasz się prawdy, tym lepsze kłamstwo.
- Jesteś od tego specjalistką? Często kłamiesz i oszukujesz?
- Żyjemy w takich czasach, że nie wiesz co jest prawdą, a co kłamstwem. - słowa ześlizgują się z jej warg. - Ja się tylko dostosowuję, dbając abym była jak najwyżej tej chorej hierarchii.
Prycham, rozbawiony powagą jej słów.
- Głębokie, naprawdę. - kpię. - Ale wracając do tematu. - opanowuję się, a mój głos traci rozbawioną barwę. - Nie będziemy grzebać w swojej przeszłości ani wyszukiwać informacji na swój temat w Internecie.
- Boisz się, że znajdę na ciebie jakieś haki?
Pomimo jej szerokiego uśmiechu, dostrzegam jak nagle się spięła.
- Skąd, ja jestem czysty jak łza. - odpowiadam spokojnie. - Im mniej o sobie wiemy, tym lepiej. Poznawanie się tworzy więź, a więź prędzej czy później przeradza się w coś więcej. Między nami, podczas trwania układu, nie może połączyć żadne uczucia.
- Czy to kolejna zasada do naszego kodeksu?
- Tak.
- Nie szukam miłości, skarbie. - szepcze przesłodzonym głosem. - O to twoja główka nie musi się martwić. Nie zakocham się w tobie.
- Świetnie, bo ja nie również nie zamierzam wiązać z tobą żadnych głębszych uczuć. Nie chcę żebyś później nie potrzebnie.... dramatyzowała.
Blondynka przewraca tylko oczami, gdy ostatnie słowo wychodzi z moich ust.
- Skoro jesteśmy już przy tym temacie. - mówi powoli - Żadnych kochanek. Nie chcę być okrzyknięta twoją nową zdobyczą albo dziewczyną, która poleciała na twoją sławę lub pieniądze.
- To działa w obie strony. Ty też z żadnym fiutem się nie umawiasz.
Dziewczyna krzywi się, po czym tylko kręci głową.
Krew buzuje w moich żyłach, gdy dostrzegam tą reakcję. Na samą myśl, że mogłaby obciskiwać się z jakimś frajerem, na przykład u niej w domu, wściekłość wybucha w moim wnętrzu.
Gdyby została przyłapana z innym mężczyzną w dwuznacznej pozycji oboje mielibyśmy poważnie przejebane. Oboje moglibyśmy pożegnać się z jakąkolwiek karierą.
- I proszę, powstrzymaj się od wulgarnego słownictwa w mojej obecności.
Gonitwa myśli ustaje, gdy słowa spływają po jej muśniętych czerwienią ustach. Ich ruch hipnotyzuje mnie, trudno jest mi się skupić na tym co z nich wychodzi.
Mimo to powoli przytakuję.
- Zobaczę co da się zrobić.
- W takim razie chyba mamy umowę. - stwierdza. - Kochanie.
Blondynka wstaje z fotela, obchodząc powolnym, lekkim krokiem stół. Podążam za nią, szurając cicho krzesłem o podłogę, po czym wstaję na równe nogi.
Stajemy naprzeciwko siebie, a kobieta wyciąga w moją stroń dłoń. Jej uśmiech rozświetla jej pociągłą twarz. Owijam palce wokół jej ręki, delikatnie nią potrząsając. Tłumie przyjemne uczucie, które rozlewa się po moim żołądku.
- Na to wygląda, skarbie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top