RODZIAŁ XII

Wesołych Mikołajek! Ode mnie w prezencie macie nowy rozdział❤️❤️

#wnaszymrytmieVI

Ig: _heartless_girl_author

Tt: _heartless_girl_author

_______________________________

FINN

- Jesteś jakiś rozkojarzony, Finn. - zauważa z chytrym uśmieszkiem Luke.

Dzisiaj na szczęście mieliśmy wolne. Liam zawsze starał się chociaż jeden dzień w tygodniu zostawić nam zupełnie pusty byśmy odsapnęli od blasku fleszy i ciągłych prób. A tak się składało, że potrzebowałem porządnego resetu od tego całego gówna związanego z moją byłą, której imię więcej nie przejdzie mi przez usta, i Cassandrą.

Całą naszą paczką zebraliśmy się w apartamencie Simona, by wspólnie obejrzeć mecz hokeja. Akurat dzisiaj grała nasza chicagowska drużyna – Chicago Blackhawks – przeciwko Vancouver Canucks.

Lucas rozsiadł się obok mnie z piwem w ręku, Simon krzątał się po kuchni przygotowując przekąski na czas rozgrywki, a Sam gadał z kimś przez telefon, rozwalony na fotelu i wpatrzony w krajobraz za ogromnym oknem.

- Czyżby była to zasługa pewnej długonogiej, wyszczekanej blondynki?

Przewracam oczami, pociągając duży łyk piwa.

Odkąd zaczęliśmy ten układ z Cassandrą na poważnie chłopacy nie dawali mi spokoju. Luke prowadził prym w wkurwianiu mnie tym tematem. Nie dawała mi spokoju myśl, że Cassie mogła wpaść mu w oko.

Dziewczyna była piękna, nie można było temu zaprzeczać. Miała śliczne, jasne i cholernie długie włosy, które z łatwością mógłbym opleść wokół nadgarstka i pociągnąć. Jej oczy o niezwykłym odcieniu niebieskiego miały prawdziwą moc hipnotyzowania. Nie wspomnę o jej pełnych ustach, które idealnie brałyby mojego...

Stop! - nakazałem sobie – To idzie w fatalnym kierunku. Kompletnie chujowym.

Jezu!

- Skończ. - warknąłem.

- Nawet jeszcze nie zacząłem.

Jego głupkowaty śmiech irytował mnie bardziej, niż jego równie głupkowate komentarze.

- A ta suka się odzywała? - Simon postawił na stół dwie ogromne miski. W jednej z nich były chipsy, a w drugiej popcorn. - Musiała dostać pierdolca, gdy zobaczyła was w telewizji.

- O ile w ogóle zobaczyła.

- Całe Chicago ogląda Chicago Gossip. Musiała to widzieć. - wtrąca Luke. - A jeśli jakimś pieprzonym cudem nie widziała, to media aż huczą o waszym związku.

- Nie odzywała się. - odpowiadam. - Ale to tylko cisza przed burzą. W końcu wyłoni swój paskudny ryj z nory i będzie pluć jadem na lewo i prawo.

- Co zrobicie jak się pokaże?

Sam właśnie odłożył telefon, włączając się do rozmowy.

- Nie zamierzam pozwolić jej się znowu panoszyć i rozsiewać fałszywe plotki. - warczę, zaciskając zęby ze złości. - Skończyła z niszczeniem mojego życia.

- I tak trzymaj. - popierają mnie.

- Rozjebiemy ją.

- A twoja śliczna blondyneczka nam w tym pomoże. - Luke uśmiecha się lubieżnie, poruszając brwiami.

- Nie jest moja.

- Ale chciałbyś.

Może.

- Nie. - przewracam zirytowany oczami. - Jeszcze słowo Luke, a przysięgam jak matkę kocham, że ci wyjebie.

Mężczyzna śmieję się, wrzucając garść popcornu do buzi.

- Czyżby przemawiała przez ciebie zazdrość, drogi przyjacielu?

Uciskam dwoma palcami grzbiet nosa. Słyszę jak chłopacy śmieją się, wtórując temu kretynowi.

- Prawie nie znam tej laski. - syczę. - Widujemy się tylko w wyznaczonych terminach, gdy musimy udawać, żeby Wendy w końcu się ode mnie odpieprzyła. Dlatego nie wiem, Luke, czemu ubzdurałeś sobie w tym małym móżdżku, że jestem zazdrosny o Cassandrę.

- Tak gadałby tylko ktoś zazdrosny. - podpuszcza Sam.

- Nie jestem o nią zazdrosny, idioci!

Warczę, próbując wtłuc ten komunikat do ich zakutych łbów. Jednak oni nic nie robili sobie z moich słów ani morderczych spojrzeń. Świetnie się bawili, obserwując mój napad złości i trzymając się za brzuchy.

- Totalnie jest zazdrosny.

- Może zamiast zajmować się moimi uczuciami skupicie się w końcu na meczu? Trwa już pierwsza tercja.

Chłopacy dają sobie spokój, wlepiając wzrok w ekran telewizora.

Zawodnicy suną po lodzie w pogoni za krążkiem. Już w drugiej minucie gry Chicago Blackhawks wmanewrowuję się w niebezpieczną sytuację przy bandzie. Zawodnik przeciwnej drużyny przypiera go do niej i odbiera krążek.

Jęczę z zawodem, gdy zawodnik, który odebrał przed chwilą krążek, podaję go swoimi koledze z drużyny, który trafia do bramki chicagowskiej drużyny.

- Ten sędzia jest jakiś gówniany! Powinien wlepić karę tamtemu idiocie!

Popieram oburzenie Simona, który wczuwa się w rozrywkę.

Gdy byliśmy w liceum, a muzyka była jedynie hobby i żaden z nas nie brał tego na poważnie, Simon grał w licealnej drużynie hokeja. Uwielbiał ten sport. Adrenalinę, która się z tym łączyła. Nie zwracał uwagi na dziewczyny, które leciały na sportowców, ani popularność. On chciał po prostu grać.

- Tak mnie zastawia... - odzywa się Sam, który od kilkunastu minut milczy, śledząc akcję na lodzie. -... dlaczego nie spróbujesz jej poznać? Wydaję się w porządku.

- Co?

-Nie zrozum mnie źle, stary. Ja też nie znam Cassandry, ale nie wygląda i nie zachowuję się jak kobiety z tego świata. Nie nosi wyzywających ciuchów, nie zadziera nosa, nie pluję jadem na lewo i prawo, dla wszystkich jest uprzejma, oczywiście z wyjątkiem Finn'a. Wydaję się inna od tego do czego zdążyliśmy przywyknąć.

- Do czego zmierzasz?

Pytanie samo wylatuję z moich ust.

- Może warto dać jej szansę? Poznać ja i... sam nie wiem. Gracie do tej samej bramki, Finn.

- Liam zawsze powtarza, że kluczem do sukcesu są znajomości. - odzywa się Simon, gdy końcu się pierwsza tercja. - Po tym jak skończy drzeć się na Lucasa, żeby się uspokoił.

Rzeczywiście Cassandra Powell w żadnym stopniu nie przypomina kobiet z show biznesu.

Zawsze była elegancko i kobieco ubrana, ale nie wyzywająco. Jej makijaż był subtelny, podkreślający jej atuty. Za każdym razem zwracała się z szacunkiem do ludzi, którzy nas obsługiwali, nawet w tym cholernym Mcdonaldzie.

Było to naprawdę miłą odmianą po masie ludzi, którzy nie znają dobrych manier.

Gdy już przekonuję samego siebie do aluzji Samuela w mojej głowie pojawia się jeden malutki szczegół.

- Zawarliśmy z Cassandrą mały kodeks.

- Kodeks?

- Tak, kodeks.

- Po chuj?

Luke wyglądał na naprawdę skonsternowanego. Ta wiadomość musiała wywołać zwarcie pomiędzy jego ostatnimi szarymi komórkami.

- Musieliśmy ustalić jakieś zasady. W innym wypadku byśmy się pozabijali.

- Albo skończyli razem w łóżku. - podsuwa pod nosem Simon, skupiając się ponownie na telewizorze, bo krótka przerwa właśnie minęła. - I nie wciskaj nam tu kitu, że nie przeleciałbyś jej.

Skurwysyn.

- W sumie jest w twoim typie. Ładna, wysoka, pyskata i pewna siebie. - wymienia Sam, zajadając się przekąskami.

- Ale jest aktorką, która zapewne świetnie umie grać. Nie mógłbym być z kimś, kto z łatwością umiałby mnie okłamać i oszukać.

Simon zerka na mnie kątem oka, a na jego usta ciśnie się pełne złośliwości uśmieszek.

- Wendy była florystką, a i tak cię ochujała. - puszcza do mnie oczko, doskonale wiedząc, że mnie tym zirytuję.

- A wracając do tematu. - przypomina Samuel. - Wasz kodeks zabrania wam... poznania się? Kolegowania?

- Coś w ten deseń. - marszczę brwi, czując się niekomfortowo. Było to tak cholernie głupie. Ten cały układ z blondynką i jej przerażającą menadżerką. - Nie możemy grzebać w swojej przeszłości ani wyszukiwać jakiś brudów w Internecie.

- Powtórzę swoje pytanie: Po chuj?

Luke nawet nie udawał, że nadal oglądał mecz, w którym drużyna przeciwna zdobyła kolejny punkt. Aktualnie było 2:0 dla Vancouver Canucks. Simon przewraca oczami, wściekając się pod nosem na chicagowską drużynę, która gówno zrobiła, żeby obronić ten strzał.

- Żeby żadne z nas nie pobiegło do dziennikarzy, gdyby to, czymkolwiek tak naprawdę jest, nie pykło.

- Odbieranie sobie całą zabawę! - Hughes wyrzucił ręce w powietrze, oburzając się. - Zmieniliście się w bandę pieprzonych nudziarzy.

Sam nic nie robi sobie z wybuchu naszego kumpla, który teraz obrażony wlepia swoje ślepa w ekran telewizora. Kelly wychodzi na chwilę z salonu, oznajmiając nam, że ma pewien pomysł. Po chwili wraca z powrotem, niosąc pod pachą laptop Simona. Wciska się między nami na kanapie, rozkładając sprzęt na swoich kolanach.

- Co ty kombinujesz? - pyta Simon. - I skąd, do cholery, znasz hasło do mojego laptopa?

- Jesteś przewidywalny. Średnio 1 na 10 osób używa swojej daty urodzin jako hasła.

Ward kręci tylko głową, wracając do oglądania meczu i wyzywaniu ich chujowej gry. Sam wchodzi w wyszukiwarkę i wpisuję imię i nazwiska mojej fikcyjnej dziewczyny.

- Co ty robisz? Mówiłem ci, że...

- Ty nie możesz wyszukiwać żadnych informacji na jej temat. Nas wasze durne zasady nie obowiązują, więc... - mówi, wciskając Enter.

Od razu wyskakuję zdjęcie z uśmiechniętą blondynką, pozującą na czerwonym dywanie. Poniżej znajduję się podstawowy opis, który wyskakuję przy każdej znanej osobie. Wiek, data urodzenia, imię oraz nazwisko.

Samuel zjeżdża niżej.

Kilka artykułów na temat filmów, w których grała i informacja, że jest jedną z najlepiej zapowiadających się młodych aktorów. Nie ma na jej temat ani jednej negatywnej opinii, co wydaję się dziwne. Każda znana osoba ma swoich zwolenników i hejterów. To niemożliwe by wszyscy ją lubili, szczególnie, że poznałem jej sukowaty charakterek. Oprócz tego znajdujemy jeszcze linki do jej social mediów i ... to w sumie tyle.

- I o to tyle szumu? Jezu, już na temat lasek, które pieprzyłem jest więcej informacji niż o niej.

- Może... - zaczynam, ale Simon szybko mi przerywa.

- Nie. Cassandra jest po prostu dobrą aktorką, o której dopiero zaczyna być głośno. Nie nakręcajcie się. - ruga nas. - Możemy w końcu obejrzeć w spokoju końcówkę meczu i nie gadać o jakieś lasce?

Wszyscy kiwamy zgodnie głowami, skupiając się na ostatniej tercji.

Jednak moja intuicja nie daję mi spokoju. Coś tutaj mocno nie grało, tylko jeszcze nie wiedziałem co dokładnie

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top