Księga XXVI

(Melias)

Chyba pierwszy raz w życiu Melias poczuł się winny. Było to tak dziwne uczucie, iż początkowo nie potrafił go rozpoznać. Dopiero na widok nieprzytomnego mężczyzny zrozumiał. Przesadził. Żałował, że nie uprzedził Vadima o swoich planach i tym samym przyczynił się do złego stanu zdrowia. Uwielbiał zaskakiwać wrogów, lecz zapomniał o kilku ważnych sprawach. Vadim nie był wrogiem, ale przyjacielem też już nie był. Utracił zaufanie cara. Może i chciał ukarać swojego podwładnego, lecz nawet przez myśl mu nie przeszło, aby zachować się nieco łagodniej. W tamtym momencie pragnął tylko za wszelką cenę przypomnieć Andrelli, kto był jej panem.

— Długo tu tak stoisz? — Usłyszał słaby głos żołnierza, na co mimowolnie odetchnął z ulgą.

— Miałeś odpoczywać — odpowiedział, spoglądając na mężczyznę przez ramię.

Przez jego bladą twarz, podkrążone oczy i przekrwione białka wyglądał niczym chodzący trup. Dodatkowo był tak słaby, że podpierał się na lasce. Lada moment mógł znowu omdleć, a w jego stanie mogło skończyć się to w tylko jeden sposób. Świat zmarłych był mu dużo bliższy z każdym kolejnym, stresującym dniem u boku Wybrańca Chaosu.

— Wiesz, Panie, że nie potrafię usiedzieć na tyłku, gdy coś mnie trapi — mówił, kuśtykając w stronę Meliasa. — Miałem sen. Straszny, więc właściwie powinienem powiedzieć, że koszmar.

Wkrótce stanęli ramię w ramię, wpatrując się w widok za oknem. W takich chwilach byli sobie równi. Obaj zatopieni we własnych myślach, starając się je poukładać. Car mógł się tylko domyślać, co chodziło po głowie Vadimowi. Od dwóch dni nie poruszał z nim tematu ślubu, żeby zgodnie z zaleceniami medyka nie stresować chorego. Jednak nie mogli unikać tego w nieskończoność. Zastanawiał się też, w jaki sposób przekazać mu takie wieści. Nie miał pojęcia jak tego dokonać.

— Opowiesz mi?

— Oczywiście — odparł towarzysz. — Byłeś w nim ty, Panie. Zezłościłeś się o coś i chciałeś mnie ukarać.

— To na pewno sen? — zakpił, czym wywołał śmiech służącego. — Ostatnie miesiące były jedną wielką katastrofą, więc nic dziwnego, że nawiedzają cię takie sny. Dlatego...

— Jest coś jeszcze — wtrącił się żołnierz. — Była tam jeszcze Andrella. Stała w komnacie przypominającą złotą klatkę, a ty mówiłeś coś o jakiejś obietnicy.

Melias zacisnął boleśnie szczękę. Ciśnienie mu się podniosło, przez co na chwilę zrobiło mu się słabo. Przymknął powieki, po czym ze świstem wypuścił nieświadomie wstrzymywane powietrze. I co teraz?

— To nie był sen.

— Zdążyłem się domyślić. Wyjaśnisz mi łaskawie, o co chodziło?

Pod uważnym, wręcz natarczywym spojrzeniem Nazarova trudno mu było skupić się na chociaż jednej myśli. Wieści o ich zaślubinach musiał przekazać tak, aby jego towarzysz nie padł nieprzytomny po raz kolejny. Niby nic nadzwyczajnego. Ot zwykła rozmowa. Jednak car nie potrafił być delikatny.

— Znowu mi odmówiła, więc w rewanżu obiecałem jej za męża kogoś dużo gorszego ode mnie.

Vadim pokiwał głową ze zrozumieniem.

— Wątpię, byś kogoś takiego znalazł. Nie ma bardziej okrutnych od ciebie mężczyzn.

Mężczyzna spojrzał na Meliasa ze współczuciem i to wystarczało, żeby Wybraniec Chaosu zapomniał o wcześniejszych postanowieniach. Nienawidził, kiedy ktoś traktował go w taki sposób. Nie był ofiarą.

— Niektórzy prawie mi dorównują. — Kątem oka obserwował reakcję brata Lizette. — Na przykład ty.

Jeżeli było to możliwe, pobladł jeszcze bardziej, po czym z głośnym sapnięciem oparł się o ścianę. Zapewne gdyby nie ona, upadłby. Natomiast Pan Kontynentu nawet nie drgnął, choć każdy normalny człowiek pewnie pomógłby choremu.

— Nie.

Szept był tak cichy, że na początku pomyślał, iż zwyczajnie się przesłyszał, lecz później żołnierz powtórzył to słowo jeszcze raz.

— Słucham? — Obrócił się do niego całym ciałem, przybierając najbardziej pogardliwy wyraz twarzy, na jaki było go wtedy stać. — Miałeś jej tylko pilnować i w razie potrzeby interweniować, gdy przyjdzie jej do głowy jakiś durny pomysł. Tymczasem Andrella robiła, co chciała, kiedy chciała i z kim chciała, a najbardziej ucierpiała na tym twoja siostra. Zawiodłeś na całej linii, więc jeśli śmiesz mi teraz odmawiać, to jesteś więcej wart martwy, niż żywy.

— Panie...

— Nie potrafiłeś jej upilnować jako jej strażnik. — Gwałtownie złapał go za podbródek, gdy odwrócił wzrok. — Więc może lepiej wykonasz swoje zadanie jako jej mąż. Ożenisz się z nią jutro, a potem wyjedziesz na miesiąc miodowy.

— To wygnanie.

— Nie, po trzydziestu dniach będziesz mógł wrócić z Andrellą u boku, o ile ją do tego czasu nie zabijesz.

Na pierwszy rzut oka wydawało się, że car dopiął swego. Vadim miał zrezygnowany wyraz twarzy, zawód w oczach i uległą postawę ciała. Jednak gdy odsunęli się od siebie, a Melias już prawie odchodził, odezwał się sługa:

— Mam warunek.

— Słucham.

— Poślubię ją, ale już nigdy więcej nie spotka jej krzywda z twej ręki, ani z ręki jakiegokolwiek twego sługi.

W tamtej chwili potwierdziły się podejrzenia Wybrańca Chaosu co do uczuć Nazarova. Może i zaprzeczał, ale bez wątpienia był zauroczony Andrellą. Mówią, że nienawiść i miłość dzielił jeden krok, lecz nigdy nie przypuszczał, że to właśnie Vadim zrobi ten krok. W dodatku wybrał sobie najgorszą z możliwych opcji. Mimowolnie poczuł odrobinę zazdrości, jednak minęła ona równie szybko, jak się pojawiła, Zrozumiał, że mógł wykorzystać to na swoją korzyść i jeszcze bardziej utrudnić życie upadłej księżniczce.

— Zatem sam będziesz wymierzał jej kary równie bolesne, jakbym osobiście je wykonywał.

♕♕♕
(Andrella)

— Wstawaj! — Usłyszała nad sobą znajomy, kąśliwy głos. — Do południa masz być wystrojona.

Andrella przetarła zaspane oczy, po czym rozciągnęła się w czystej pościeli. Dawno nie spała w tak wygodnym łóżku — właściwie od najazdu na Lazarię. Była zaskoczona, kiedy Melias przywlókł ją do tak bogato urządzonej komnaty, biorąc pod uwagę jej poprzednie lokum, ale rozumiała, że po tym wszystkim nie pozwoli jej już nigdy więcej uciec. Jednak złote kraty na oknach i drzwiach były przesadą. Po cudownej wieści od cara postanowiła dołożyć wszelkich starań, aby uciec. Próbowała wyrwać rury, wykruszyć kamień wokół nich lub nawet sprawić, żeby się skrzywiły. Niestety nie potrafiła przecisnąć przez nie nawet ręki. Była załamana.

— No rusz się!

Spojrzała na Estrid, po czym uśmiechnęła się z kpiną. Dawno ją widziała, lecz starucha kompletnie się nie zmieniła. Nadal spoglądała na upadłą księżniczkę, jakby ta napastowała jej kota.

— Co się dzieje? — ziewnęła, wstając z posłania.

— Masz dziś ślub.

Zatrzymała się gwałtownie, z przerażeniem spojrzała na opiekunkę, a następnie z całej siły uszczypnęła się w ramię. Niestety ból okazał się dowodem na to, że nie był to koszmar. Naprawdę miała się ożenić. I to z potworem, który na dzień dobry odciął jej kiedyś kawałek ucha.

— Rozumiem, że car wydał taki rozkaz? — dopytała, mając nadzieję, że był to okrutny żart Lizette. Staruszka pokiwała głową. — Cudnie. Nadal uważasz, że traktuje mnie lepiej od ciebie?

Obróciła się w stronę szafy, a gdy na jednym z wieszaków dostrzegła białą tkaninę, z wrażenia niemal ugięły się pod nią kolana. Ze łzami w oczach przypatrywała się swojej sukni ślubnej i nie potrafiła uwierzyć, że Melias wybrał dla niej takie dzieło sztuki. Spodziewała się czegoś w rodzaju worka po ziemniakach, a nie lekkiej i zwiewnej kreacji, którą dodatkowo przyozdobiono prawdopodobnie ręcznie haftowanymi, kremowo-różowymi płatkami oraz czarnymi smugami, przypominającymi smagnięcia dymem lub ciernie przenikające przez kwiaty. Mimowolnie poczuła niepokój, ponieważ ów dekoracje mogły być symbolem jej dawnej mocy, jak i mroku, o jakim car nie mógł jeszcze wiedzieć. Szybko zrozumiała swój błąd.

To Vadimowi mogła zawdzięczać tak piękną suknię. Sprawił, że poczuła się, jakby brała prawdziwy ślub z miłości, a nie z przymusu. Dzięki niemu mogła poczuć się jak prawdziwa panna młoda. Była to miła odmiana w jego zachowaniu, choć bez wątpienia kryło się za tym coś jeszcze.

— Mimo że mu zwiałaś, on dalej cię trzyma, więc owszem. Traktuje cię nawet lepiej od kobiety, która go wychowała.

Wkrótce stała przed lustrem z miną, jakby szła na ścięcie, a nie na swój ślub. Otępiałym spojrzeniem wpatrywała się w odbicie, zastanawiając się, jakim cudem doszło do tej chwili. Sądziła, że klątwa nie dopuści chociażby do tego, żeby dostała szansę na zamążpójście, lecz biorąc pod uwagę kandydata, mogła to przewidzieć. Nie wiedziała, czy się cieszyć, czy płakać. W końcu uniknęła bycia carycą, ale czy to oznaczało, że będzie szczęśliwa? Z Vadimem? Nawet bez dłuższych przemyśleń nie miała wątpliwości co do tego, co stanie się, gdy zostanie sama z żołnierzem. Faktem było, że miała ożenić się z katem, który za zamkniętymi drzwiami mógł posunąć się do wszystkiego. Musiała więc przyśpieszyć swój plan i postarać się przejąć kontrolę nad Chaosem, a nie na odwrót.

— Oj, zapomniałam — żachnęła się Estrid, po czym wychodząc, dodała jeszcze. — Zaraz wracam.

Andrella dalej przyglądała się sobie w lustrze. Wyglądała pięknie. Żałowała, że Halzar nie mógł jej zobaczyć, a tym bardziej zaprowadzić przed ołtarz. Może i wolała bawić się bronią, taplać w błocie i trenować walkę, aż będzie wymiotować z bólu mięśni, lecz wciąż była kobietą. A każda młoda dziewczyna pragnie wyjść za mąż, mając u boku ukochane osoby. Niestety Melias jej tego pozbawił i już na zawsze miała zostać wśród wrogów.

Drgnęła niespodziewanie, słysząc trzask drzwi. Nim zdołała mrugnąć, poczuła na karku gorący oddech, a w okolicach rozwiązanego wciąż gorsetu zimne ostrze. Odruchowo się spięła, po czym z zawiścią spojrzała na odbicie oprawcy.

— Nie dotrzesz dziś przed ołtarz.

♔♔♔

Kolejny rozdział: 05.01.2025 r.

Ig: nataliazakrzewska_autorka

TikTok: natalia_zak_autorka

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top