Księga XXII

(Andrella)

Każdy najmniejszy szmer sprawiał, że wzdrygała się ze strachem. Nie potrafiła jednak jednoznacznie stwierdzić, czy bardziej obawiała się dzikich zwierząt, których nie mogłaby uspokoić bez swojej mocy, czy samej siebie, a właściwie tego, co siedziało w głowie Andrelli. Chaos wyrył sobie tam krwawy kącik. Czuła go nawet wtedy, gdy milczał. Może była to wyłącznie iluzja, ale gdy tylko o nim myślała, jej serce stawało się jakby chłodniejsze, a ciało przeszywał zimny prąd. Oprócz tego pojawiało się znajome mrowienie, choć przecież według wiedźmy na dobre mogła stracić dar od Matki Natury. Bolała ją świadomość, że już nigdy nie pomoże rannemu zwierzęciu, nie uleczy go ani nawet nie doda sił. Nie wyczuwała już dawnej więzi, a na jej miejscu zagnieździło się coś okropnego. Przekleństwo Chaosu. Uparcie próbowała się tego pozbyć, lecz mrok wszczepił się w jej serce i umysł.

Skuliła się na podłodze opuszczonego domku znalezionego parę godzin wcześniej. Był zapuszczony do tego stopnia, że dach w większości zawalił się do środka budynku. Wątpiła, by właściciel nadal żył bądź wracał do tego miejsca, więc postanowiła przenocować tam przez kilka nocy. Chciała chwili odpoczynku bez obracania się za siebie i obawy o każdy najmniejszy krok wśród ludzi, których Chaos chciał zamordować tylko po to, by się mu poddała. Złe warunki nie zrobiły na niej wrażenia. Uznała je nawet za swego rodzaju pokutę, skoro dopuściła się czynów, jakie niegdyś uważała za największe zło. Pragnęła przynajmniej odrobinę odkupić winy, choćby za cenę własnego cierpienia.

Kątem oka dostrzegła sztylet. Rzuciła go w kąt pokoju, gdy tylko odzyskała panowanie nad sobą. Broń wyglądała niewinnie, kiedy nikt jej nie trzymał. Gdyby nie była świadkiem ostatnich zdarzeń, nigdy nie pomyślałaby, że zabito nim już trzy niewinne osoby. Że osobiście była za to odpowiedzialna. Wyciągnęła po niego skostniałą z zimna dłoń, po czym zacisnęła palce na rękojeści. O dziwo nie poczuła nic nadzwyczajnego. Spodziewała się napadu histerii lub czegokolwiek innego, co byłoby oznaką, iż nie stała się jeszcze potworem. Tymczasem w jej sercu panowała po prostu pustka. Z jakiegoś powodu nie czuła żadnych negatywnych emocji, choć przecież ściskała narzędzie zbrodni. W głębi jednak doznawała uczucia, do którego nie chciała się przyznać, bo gdyby to zrobiła, nie byłoby już odwrotu z tej ścieżki. Byłaby drugim Meliasem lub nawet kimś o wiele gorszym.

W przypływie nagłej desperacji przysunęła ostrze do krtani. Poczuła zimną stal i na moment odebrało jej dech w piersi. Mogłaby to skończyć w sekundę. Przestałaby istnieć. Ustałoby cierpienie, a ona nie mogłaby już nikogo więcej skrzywdzić. Wykrwawiłaby się na śmierć z nadzieją, że tym razem Chaos nie będzie ingerować. Niczego na świecie nie pragnęła tak bardzo, jak własnej śmierci. Była to cudowna wizja, lecz gdy tylko spróbowała ją urzeczywistnić, huk wyrywanych z zawiasów drzwi rozniósł się echem wśród ciszy.

Nawet nie wiedziała, kiedy zaczęła płakać. Wolną ręką otarła łzy, ale i tak chwilę zajęło jej, zanim rozmazany obraz wrócił do normy. Na widok przybysza momentalnie się spięła, poprawiła uścisk na rękojeści i mocniej przycisnęła broń do szyi, aż poczuła przyjemne pieczenie. Kropelka ciepłej krwi ściekła po lodowatej skórze Andrelli.

- Co ty do cholery wyprawiasz?! - Usłyszała na powitanie.

- Uprzejmy jak zawsze. - Prychnęła. - Też za tobą tęskniłam, Vadimie.

Miała wrażenie, że niebieskie ślepia żołnierza stały się jeszcze bardziej lodowate. Przez podkrążone oczy i niezadbany wygląd wydawał się wykończony życiem. Nie potrafiła pozbyć się przeczucia, że to przez nią. Jednak po co jej szukał, skoro zapadła się pod lód na jego oczach?

- Wyglądasz okropnie - powiedział ochrypłym z przemęczenia głosem.

- Przyganiał kocioł garnkowi.

- Nawet utonięcie nie pozbawiło cię ciętego języka, jak słyszę.

Za to pozbawiło mnie kontroli nad sobą. Pomyślała.

- Musiałbyś mi go obciąć.

Przez krótką chwilę wpatrywali się w siebie w ciszy. Andrella próbowała rozgryźć, czego chciał mężczyzna, lecz główny powód znała nawet zbyt dobrze. Przy najbliższej okazji najpewniej zawlecze ją pod mury zamku i z uśmiechem będzie patrzył, jak Melias będzie ją katował. Jednak wciąż nie rozumiała, dlaczego jej szukał, skoro prawdopodobnie uważali kobietę za martwą. Wątpiła, aby chcieli jej urządzić pogrzeb godny upadłej królowej bez królestwa.

- Nie będę nawet pytał, jakim cudem to przeżyłaś - mówił spokojnym tonem. - Masz w sobie niesamowicie dużo siły, więc nie pozwól, żeby parę potknięć zepchnęło cię ponownie na dno.

- Zabójstwo trzech osób nazywasz małym potknięciem? - prychnęła. - Słyszysz, co mówisz, czy Melias już kompletnie wyprał ci mózg?!

Nie rozumiała, dlaczego wciąż z nim rozmawiała. Przecież chciała to skończyć, a tymczasem wdała się w dyskusje i umyślnie odwlekała to, co nieuniknione.

- Nie ty ich zabiłaś.

Łzy znów niekontrolowanie wypłynęły z jej oczu. Patrzyła na Vadima z niedowierzaniem, bo skąd mógł o tym wiedzieć. Skąd wiedział, że Chaos siedział w jej głowie, skoro nigdy się do tego nie przyznała? Zaczęła spazmatycznie oddychać, kiedy dopuściła do siebie odrobinę paniki. Czuła, jakby grunt usuwał się jej spod stóp. Łkała, zupełnie nie przejmując się tym, że właśnie okazywała swoją słabość przy wrogu.

- Co? - wyszeptała. - Powtórz.

- Nie ty ich zabiłaś. To Chaos.

Nawet nie zauważyła, kiedy żołnierz zbliżył się do niej na tyle, by móc przy niej uklęknąć. Nie zareagowała nawet wtedy, gdy wyrwał z jej drżącej dłoni sztylet i rzucił go gdzieś w kąt pomieszczenia. Wpadnięcie w jego ramiona było ostatnią rzeczą, jakiej pragnęła, lecz w tamtej chwili przyniosło jej to niewyobrażalną ulgę. Nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo pragnęła bliskości drugiego człowieka, dopóki tego nie doświadczyła. Wtuliła się w ciepłą skórę, starając się zapanować nad oddechem.

Spotkanie kochanków po latach rozłąki. Zakpił Chaos, na co mimowolnie spięła się jeszcze bardziej. Jak cudownie. Kiedy go zabijemy?

Vadim objął Andrellę ramieniem, po czym sięgnął po coś do kieszeni. Było to niezwykle przyjemne uczucie, choć okoliczności wciąż były okropne. Nie spodziewała się po tym człowieku ani odrobiny czułości, szczególnie względem zabójczyni jego ojca, ale miło ją zaskoczył. Wyciągnął chusteczkę, po czym podał ją ostrożnie kobiecie. Zanim jednak zdołała zauważyć, że coś było nie tak, poczuła charakterystyczny zapach chloroformu. Próbowała wyrwać się z uścisku mężczyzny, lecz było już za późno. Stawała się coraz bardziej senna, a powieki same zaczęły opadać.

Wkrótce znów zapanowała ciemność.

♕♕♕

- Kiedy ostatni raz jadłaś? - Usłyszała Vadima zaledwie chwilę po przebudzeniu. - Tylko bez wyzwisk i darcia się, bo i tak nikt cię nie uratuje.

Spojrzała na mężczyznę, wyobrażając sobie jego śmierć. Chciała powiedzieć mu, jak bardzo go nienawidziła, lecz przed tym powstrzymywał ją prowizoryczny knebel zrobiony z jakiejś słonej w smaku szmaty. Szarpnęła się, aby wstać, ale o to również zadbał. Za plecami poczuła chropowatą korę, a w okolicach tułowia gruby sznur, który uniemożliwiał zmianę pozycji. Miłym zaskoczeniem okazał się jednak koc, na którym siedziała i jego niedźwiedzi płaszcz zarzucony na jej ciało.

- A no tak - żachnął się, po czym podszedł i rozwiązał supeł knebla. - Zapomniałem.

Wypluła ślinę z obrzydzeniem. Miała nadzieję, że już nigdy więcej jej tego nie założy.

- Gdzie jesteśmy? - zapytała. - Jak długo byłam nieprzytomna?

Rozejrzała się w popłochu. Otaczający ją las nie był zbyt dużym zaskoczeniem. Spodziewała się, że raczej nie będą podróżować wsiami bądź miastami. Siedzieli pośrodku ruin, lecz z tej perspektywy ciężko było stwierdzić jakiego budynku. Poza tym był środek nocy, więc jej wzrok nie sięgał dalej, niż poza zasięg blasku płomieni z ogniska.

- Dzień drogi od celu, a byłaś nieprzytomna jakieś półtora dnia.

Spojrzała na niego z niedowierzaniem. Kompletnie nie spodziewała się żadnej odpowiedzi. Zwykle po prostu ignorował Andrellę, a kiedy już zwracał na nią uwagę, nie kończyło się to zbyt dobrze - oczywiście to kobieta najbardziej obrywała.

- Nie wiem, kiedy ostatni raz jadłam - postanowiła odpłacić mu się szczerością. - Raz mnie ogłuszyli na kilka godzin, potem zemdlałam, Chaos dwukrotnie przejął nade mną kontrolę, więc nawet nie czułam głodu... No i jeszcze ty się zjawiłeś.

- To wyjaśnia, dlaczego aż tak cię ścięło.

- A co? - Uśmiechnęła się zawadiacko. - Martwiłeś się?

Vadim zerknął na lazariankę spode łba, po czym również uniósł kąciki ust. Był to chyba pierwszy raz, kiedy rozmawiali, jakby wcale nie byli wrogami, choć okoliczności wciąż na to wskazywały. Mimo to Andrella poczuła się nieco spokojniejsza. W jednej sprawie mogła mu całkowicie zaufać, a to sprawiało, że zapominała o dawnych krzywdach. Była spokojniejsza, bo wiedziała, że gdy tylko Chaos znów przejmie nad nią kontrolę, on nie dopuści do tego, by komukolwiek stała się krzywda - zabije ją bez wahania.

- Tak samo, jak o złamany obcas mojej siostry. Nie pochlebiaj sobie, wiedźmo.

Zaśmiała się szczerze, a mężczyzna jej zawtórował. Wydawał się bardziej rozluźniony niż jeszcze tych kilka godzin wcześniej. Dodatkowo zgolił zarost, który przykrywał ostre rysy jego twarzy. Wyglądał niemal tak, jakby nigdy nie opuszczał zamku.

- I tak wiem swoje - mówiła zadziornym tonem. - Jak mnie zobaczyłeś, od razu dostrzegłam ulgę w twoich lodowych ślepiach. Bałeś się, że tym razem naprawdę umrę, a ty zostaniesz wygnany z cesarstwa, czy co by ci tam Melias zrobił. Wystarczyło tylko na ciebie spojrzeć, misiaczku.

Od razu zapragnęła cofnąć swoje słowa, ale nie dlatego, że bała się reakcji Vadima. Nie chciała nawiązywać z nim żadnej nici porozumienia. Już wolała się z nim kłócić.

- A wiesz, co ja zobaczyłem w twoich oczach? - zapytał, na co mimowolnie pokręciła głową. - Rozpacz i smutek, ale też w głębi siebie radość. Cieszyłaś się z morderstwa tych ludzi. Że miałaś kontrolę nad ich życiem, że na tę krótką chwilę przestałaś być ofiarą...

- Zamknij się! - krzyknęła. - Nic o mnie nie wiesz!

Dobry nastrój między towarzyszami prysł niczym bańka mydlana. Andrellę nawiedziły niechciane myśli, przez które znów zapragnęła chwycić sztylet, lecz nie po to, by zabić żołnierza, a by popełnić samobójstwo. Wyrzuty sumienia zwaliły się na nią, przytłaczając swoim ciężarem. Za to posłaniec cara wydawał się dobrze bawić. Na ustach igrał mu pełen satysfakcji uśmieszek.

- Jesteś przewidywalna, Andrello.

Zacisnęła szczękę, żeby nie odpyskować. Naprawdę nie chciała ponownie mieć w ustach jakiejś brudnej szmaty. Wpatrzyła się w płomienie, zastanawiając się, jak długo musiałaby szarpać się z linami, żeby pękły. Sądząc po ich grubości, najpewniej prędzej zdarłaby z siebie skórę, niż one by ustąpiły. Westchnąwszy, oparła głowę o pień drzewa, lecz to okazało się błędem. Pulsujący ból powrócił ze zdwojoną siłą, sprawiając, że na krótką chwilę straciła przytomność. Kiedy odzyskała świadomość, poczuła tylko ciepłą krew ściekającą po plecach i niepohamowaną chęć zwymiotowania.

- Wszystko w porządku? - Niespodziewanie blisko siebie usłyszała głos Vadima. - Hej! Słyszysz mnie?

Cios w policzek otrzeźwił na moment zmysły kobiety. Spojrzała z potępieniem prosto w oczy mężczyzny. Z przerażeniem zorientowała się, że ich twarze dzieliło zaledwie kilka centymetrów. Był zdecydowanie za blisko. Zanim zdążyła przemyśleć decyzję, odchyliła głowę i z całej siły uderzyła sobą o czoło żołnierza. Ból zaatakował niemal całe jej ciało. Chciała się rozpłakać, krzyczeć z bezsilności, ale z jej gardła wydobył się jedynie szaleńczy chichot, pod którym z łatwością ukrywała swoje cierpienie.

- Jesteś do bólu przewidywalna - powtórzył, ściskając nasadę nosa, skąd ciekła szkarłatna ciecz. - Korzystaj z wolności, bo jutro wracasz do swojego pana.

Nie miała zamiaru dłużej z tym walczyć. Skoro pragnęli jej powrotu, to nie widziała żadnych przeciwwskazań, by tego nie robić. Dostrzegała za to jedną wielką zaletę. Chaos pragnął, aby zabijała, więc będzie zabijać. Będzie zabijać każdego sługusa cara, aż dopadnie nawet jego.

♔♔♔

Kolejny rozdział: 25.11.2024 r.

Ig: nataliazakrzewska_autorka

TikTok: natalia_zak_autorka

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top