Księga XIII

(Melias)

Kontrola cieni była umiejętnością, z którą po prostu się urodził. Nie odziedziczył tego po ojcu, tak jak reszta jego przodków, ani też nie przejął jej tuż po śmierci rodzica. Ponadto w przeciwieństwie do innych męskich potomków jego rodu mógł rozmawiać z Chaosem jeszcze przed śmiercią poprzedniego Wybrańca. Więź z bogiem była nieodłączną częścią jego życia, więc nic dziwnego, że teraz, gdy z nieznanych przyczyn została zerwana, czuł w środku irytującą pustkę. Nie pomagał też fakt, iż z każdą chwilą coraz bardziej bał się, że stracił ją na zawsze. W zaciszu komnat próbował rozwiązać problem, lecz niestety wszystkie próby kończyły się klęską. Ciemność nie chciała go słuchać. Rozpraszała się, gdy tylko chciał ją ukształtować. Poprzednie problemy były najwyraźniej jedynie szczytem ogromnej góry lodowej, której kolejne części odsłaniały się z każdą kolejną godziną.

Podświadomie czuł, że to wszystko, jak zwykle, miało związek z Andrellą. Już w chwili, kiedy Chaos wyjawił mu prawdę o klątwie Mojr, powinien jak najszybciej zakończyć ich dziwną relację, zabijając ją, ale niszczenie jej życia było zbyt kuszące, aby tak po prostu odpuścić. Poza tym jego bóg nie chciał dopuścić do śmierci szlachcianki. Do głowy Meliasa napływało coraz więcej pytań, a jedyna istota, która mogła na nie odpowiedzieć, była aktualnie niedostępna. Ciekawiło i zarazem martwiło go, dlaczego on nie odpowiada, ale nic na to nie mógł poradzić. Bo co zrobi? Przecież był bogiem i w każdej chwili mógł bez uprzedzenia po prostu zniknąć z życia ludzi, a car musiałby się z tym pogodzić. Jednak ucieczka przeklętej księżniczki i jej podejrzany związek ze zniknięciem jego mocy, nie dawał Władcy Kontynentu spokoju.

— Dowiedziałeś się czegoś w końcu? — odezwał się, wyczuwając obecność Vadima.

Podniósł pogardliwe spojrzenie na towarzysza, po czym wskazał na fotel obok, aby ten usiadł. Obserwował żołnierza przez cały ten czas, zastanawiając się, dlaczego po raz pierwszy w życiu zawiódł. Nie miał powodów, by się buntować, ani tym bardziej, żeby odchodzić na emeryturę. Ojciec Nazarowów najpewniej służyłby do później starości, gdyby tylko nie zabito go przedwcześnie. Zatem jaka była przyczyna? Zakochał się? Na samą myśl Melias miał ochotę się roześmiać. W pobliżu mężczyzny nie było żadnej kobiety, która mogłaby mu się spodobać, a Andrelli nie brał nawet pod uwagę — zabiła mu ojca, a to wystarczyło, aby ją nienawidził. A może po prostu był zmęczony? To już było dużo bardziej możliwe, ponieważ to jego najczęściej car wysyłał na misje.

— I tak i nie — głos Nazarowa przywrócił myśli Wybrańca Chaosu do rzeczywistości. — To znaczy, Andrella była ponoć widziana w pobliskiej wiosce przez grupkę dzieci, ale wiadomo jak to jest z historyjkami dzieciaków.

— Co naopowiadali?

— Pomogli kobiecie o rysopisie Andrelli rozwiązać liny, kiedy była przywiązana do wozu, a potem widzieli, jak dwójka mężczyzn próbuje zdjąć z jej nadgarstków złote obręcze.

— Była z nimi twoja siostra?

Spojrzeli sobie w oczy. Vadim wydawał się przybity, więc odpowiedź okazała się oczywista. Dotąd sądzili, że Lizette została porwana wraz z krnąbrną niewolnicą, ale być może prawda była inna. Szlachcianka była znana z intryg, których okrucieństwo nieraz dorównywało czynom cara. Nie zdziwiłby się, gdyby okazało się, że to ona stała za całym tym zamieszaniem, bo chciała zemścić się za pobicie.

— Wierzysz im? — dopytał car, żeby przerwać krępującą ciszę.

— Ich słowa potwierdził jeden z żołnierzy. Również widział kobietę o takim rysopisie, która w dodatku mu napyskowała, więc to najpewniej ona.

— Wiesz, kim byli ci mężczyźni? — spytał, rozsiadając się wygodniej w fotelu. — Jak wyglądali?

— Nie, ale wiemy, dokąd się udali.

Melias niemal od razu wiedział, gdzie mogli jechać. Skoro dowiedzieli się o bransoletach, których nie można zdjąć, to pewnie domyślili się również dlaczego. Magia użyta do ich stworzenia była jeszcze sprzed czasów wielkiego trzęsienia. Mało kto poradziłby sobie ze starymi zaklęciami. Poza tym ród Temberero zdążył wybić niemal wszystkie magiczne istoty, a pozostałe poprzysięgły im wierność — z wyjątkiem rzecz jasna rodzin z Dziesięciu Wysp, za co spotkała ich kara. Znał miejsce zamieszkania każdego takiego stworzenia, a zatem pogoń za uciekinierką najpewniej niedługo się skończy.

— Doskonale, każ przyszykować konie.

Uśmiech nie schodził carowi z ust. Nie mógł się doczekać chwili, aż w końcu znów będzie mógł pomęczyć lazariankę. Poza tym miał również nadzieję, że gdy ją odnajdzie, to wraz z nią powróci również więź z Chaosem. Może i było to głupie myślenie, ale naprawdę pragnął, by bóg obraził się za niedopilnowanie ich wspólnej zabawki, niż przez możliwość, że opuścił go na zawsze.

— Zaczekaj — odezwał się Melias, kiedy usłyszał zgrzyt zawiasów. — Te dzieciaki, które pomogły naszej drogiej przyjaciółce...

— Co z nimi?

— Zabij je.

Liczył, że okrucieństwo — tak bardzo uwielbiane przez Chaos — przyciągnie jego uwagę lub uzna zabójstwo dzieci za swego rodzaju ofiarę i wróci do Meliasa. Poza tym pomoc poszukiwanym nie była mile widziana, więc i tak spotkałaby ich kara. Żałował tylko, że nie zabije ich sam, aby postraszyć miejscową ludność. Może wtedy przestaliby knuć za jego plecami.



♕♕♕
(Andrella)

Za każdym razem, kiedy Lizette rzucała jej poirytowane spojrzenia, Andrella próbowała zachować powagę, lecz w końcu nie wytrzymała. Ciche prychnięcie stopniowo przerodziło się w chichot, aż w końcu zaniosła się głośnym śmiechem. Absurdalność całej tej sytuacji sprawiała, że traciła zmysły. Dopiero po godzinach spędzonych na wozie zorientowała się, że przeoczyła pewien istotny fakt. Przecież za tym porwaniem mógł stać nie tylko Najwyższy, ale też i siostra Vadima. W ciągu ostatnich miesięcy narobiła jej tylu problemów, że nawet bez niedawnego pobicia miałaby kilka powodów, aby zorganizować takie przedstawienie. Księżna na pierwszy rzut oka wydawała się głupią kobietką, ale wychowała się u boku cara — była wpływowa, zamożna i, przede wszystkim, uwielbiała bawić się w intrygi. Uświadomienie sobie tego wcale nie uspokoiło upadłej księżniczki.

— Cicho być! — warknął Zedek, zatrzymując gwałtownie pojazd.

Zamilkła, lecz na jej ustach wciąż igrał kpiący uśmiech. Rozejrzenie się niewiele dało, bo przez panującą wokół ciemność ciężko było cokolwiek dostrzec. Zmrużyła powieki, gdy coś w pobliżu zaszeleściło. Jej spięte przez podróż ciało zakuło bólem, kiedy próbowała przybrać odpowiednią do walki pozycję. Mimo więzów na kostkach i nadgarstkach musiała chociaż spróbować się obronić. Ta bezradność ją dobijała.

— Czego chcecie?!

Po ochrypłym brzmieniu i tonacji typowej dla wiekowych osób wywnioskowała, że głos należał do starszej kobiety. Niestety nigdzie nie dostrzegła źródła dźwięku. Spojrzała z niepokojem na mężczyzn, ale ci wydawali się spokojni, jakby dobrze wiedzieli, że nie byli w niebezpieczeństwie.

— Nie udawaj, że nie wiesz. — Edek wyraźnie się zirytował. — Jak na wszystkowidzącą wiedźmę, zadajesz dużo pytań.

Wystarczyło zaledwie mrugnięcie, aby staruszka wyskoczyła znienacka tuż przed Andrellą. Upadła księżniczka wzdrygnęła się ze strachu, a przerażony krzyk Lizette poniósł się echem przez las. Lazarianka jednak nie zwracała już na nikogo uwagi. Obserwowała z uwagą zachowanie wiedźmy, która miała na sobie wyłącznie jakąś szarą, starą szmatę. Rysy twarzy, choć pomarszczonej jak rodzynek, były ostre i układały się w dosyć groźny grymas. Na pierwszy rzut oka nie dostrzegła w niej ani krztyny magii, lecz po chwili w poblakłych, niebieskich oczach zobaczyła złoty błysk, który tak dobrze znała z własnego odbicia w lustrze. Gdy uświadomiła sobie prawdopodobne pochodzenie nieznajomej, szok sprawił, że zaparło jej dech w piersi.

— Przywlekliście tu dwie kochanice mroku — odezwała się w końcu czarownica. — Jesteście głupsi, niż myślałam. Życie wam niemiłe?!

— Dobrze wiesz jakiej sprawie służymy — powiedział Zedek, zeskakując z powozu. — Najwyższy...

— Ani słowa o tym plugawym pomiocie — przerwała mu kobieta. — Nie wpuszczę was do środka. Nie chcę mieć na głowie klątwy Chaosu.

Przez dłuższą chwilę panowała cisza. Nawet Lizette przestała głośno oddychać. Za to upadła księżniczka nie potrafiła pozbyć się pewnego wrażenia, które niepokoiło ją tak bardzo, że bała się wypowiedzieć je na głos. Przeskakiwała spojrzeniem po twarzach zgromadzonych wokół niej osób. Pomimo odmowy, porywacze wcale nie zamierzali odejść, a wręcz przeciwnie — zaczęli odpinać konie. Wiedźma zaś wciąż przyglądała się uważnie Andrelli. Skrępowanie i wrodzona ciekawość sprawiły, że w końcu przerwała męczące milczenie.

— Klątwy Chaosu? — zapytała, udając, że wcale nie bała się odpowiedzi.

— Ciebie — odparła z wyrzutem, jakby to było oczywiste. — Czuję w tobie jego jad. Zatruwa ci umysł i serce. Powoli sączy ciemność, aż nie zostanie w tobie ani krztyna człowieczeństwa. Wtedy świat będzie zgubiony. 

♔♔♔

Kolejny rozdział: 25.08.2024 r.

Ig: nataliazakrzewska_autorka

TikTok: natalia_zak_autorka

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top