Księga X
(Vadim)
Zawiódł. Po raz pierwszy w życiu Vadima powierzona mu misja nie zakończyła się sukcesem. Świadomość porażki sprawiła, że nie potrafił znaleźć sobie miejsca. Szybkim krokiem przemierzał zamkowe korytarze, łudząc się, że jednak uda mu się odnaleźć zguby. Zupełnie nie zwracał uwagi na fakt, że odwiedził dane miejsce drugi raz... A może czwarty? Nie miało to dla niego znaczenia. Liczyło się tylko to, by jak najdłużej utrzymać złudzenie, iż wszystko było w porządku.
Do zniknięć Lizette zdążył już przywyknąć. Potrafiła zaszyć się gdzieś nawet i na dwa tygodnie, a zresztą on sam często wyjeżdżał, więc nie mógł jej nieustannie pilnować. Jednak zwykle wraz z księżną w powietrzu rozpływał się również Melias. Nietrudno było się domyślić, że przebywali wtedy razem. Aczkolwiek nie było możliwości, by kochankowie się spotkali. Vadim nie należał do typu wiecznie zamartwiających się osób, ale tym razem czuł, że coś się wydarzyło. Podejrzany bałagan w jego komnacie był niczym w porównaniu z odkryciem nieobecności Andrelli. Od razu nawiedziły go czarne myśli, w których musiał odszukać martwą siostrę. Następnie złudna nadzieja na krótką chwilę przyćmiła osąd. Naprawdę wolał, aby kobiety udały się na spacerek, niż żeby spełniły się jego wyobrażenia. Był pewien jednego.
Lizette Nazarov została porwana.
Zatrzymał się gwałtownie na samym środku holu i rozejrzał się uważnie. W pobliżu nie było nawet żywej duszy. Zamek jak zwykle sprawiał wrażenie opuszczonego, ale doskonale wiedział, że w cieniach ukrywali się strażnicy. Dlaczego więc żaden nie zareagował? Dlaczego sprzeciwili się rozkazom? Jak śmieli to zrobić!? Wściekłość zawrzała w jego żyłach. Miał ochotę wywlec każdego żołnierza na dziedziniec i ukarać ich tak, jak zrobiłby to Melias. Zabiłby ich. Zrobiłby to z ogromną przyjemnością. Niestety musiał poczekać z tym do powrotu cara. Zacisnął pięści, a następnie bez namysłu uderzył w najbliższą ścianę. Kiedy skóra zetknęła się z zimnym kamieniem, promieniujący ból sparaliżował całą rękę. Nie zraził się jednak. To nieprzyjemne uczucie okazało się niezwykle otrzeźwiające. Zamachnął się ponownie i ponownie. Uderzał z taką siłą, że wystarczyła dosłownie chwila, by szary głaz nabrał szkarłatnego odcienia.
Z zawodem odkrył, że wcale nie poczuł się lepiej. Było nawet gorzej. Przy każdym uderzeniu wyobrażał sobie twarz księżniczki Lazarii. Niby nic wielkiego. Był jej wrogiem, nienawidził jej z całego serca, a jednak nawet w gniewie wolał się zranić, niż faktycznie ją skatować — choć już kiedyś posunął się to tego karygodnego czynu, nie chciał go ponawiać.
Andrella Apsara stała się jego przekleństwem. Gardził nią. Im dłużej ta kobieta przebywała w Garcii, tym bardziej stawała się nieobliczalna. Najpierw zamordowała mu ojca, a teraz uprowadziła siostrę. Nienawidził w sobie tej słabości, która kazała mu jej współczuć. Była takim samym potworem, co Melias lub nawet gorszym.
— Vadimie Nazarov — Usłyszał nagle głos dochodzący zza jego pleców. — W trybie natychmiastowym masz udać się wraz ze mną na spotkanie z carem.
Poczuł, jak zimny pot spływa po jego plecach, a gorąc oblewa całe ciało. Wiedział, że ta chwila nastąpi prędzej czy później, ale nie był do niej przygotowany.
— Wyruszymy rano.
Obrócił się, a następnie z obojętnością minął gońca. Vadim nie zaszczycił go nawet jednym spojrzeniem, obawiając się, że dostrzeże w nich niechciane uczucia. W jego obecności nie mógł pozwolić sobie na okazanie słabości, a czuł, że lada chwila znów wybuchnie. Pragnął jak najszybciej udać się do swojej komnaty, choć świadomość, że to właśnie stamtąd uciekła Andrella, wprawiała go w jeszcze większy gniew. Z trudem nad sobą panował.
— W trybie natychmiastowym pod groźbą śmierci — dodał posłaniec.
Zacisnął w pięść tę samą dłoń, którą wcześniej uderzał o ścianę. Rany zapiekły, a po napiętej skórze rozszedł się ból. Kątem oka obserwował, jak krew powoli rozlewała się po kłykciach. Szkarłat go zahipnotyzował, sprawił, że przestał przejmować się otoczeniem i przede wszystkim przypomniał żołnierzowi, iż wciąż żył. Oddychał, a to w obliczu gniewu Meliasa było ogromnym osiągnięciem.
— Jedźmy więc.
♕♕♕
Przekroczenie progu posterunku było zarazem jedną z łatwiejszych, jak i najtrudniejszych czynności, jakie musiał ostatnio wykonać. Bał się tego, co wydarzy się, gdy stanie przed obliczem cara. Ten strach sprawiał, że jego umysł działał w zwolnionym tempie, dlatego robił wszystko, byle tylko przedłużyć czas do ich spotkania. Czuł, jak serce kołacze mu w piersi, a w gardle narasta dziwna kula, której od kilku godzin nie mógł się pozbyć. Gdy tylko przypominał sobie, że zawiódł, robiło mu się zimniej. Niepokój przejmował nad nim kontrolę.
— Długo kazałeś na siebie czekać. — Usłyszał niemal od razu po wejściu do przestronnego gabinetu dowódcy straży. — Może herbatki, kawki? Ciasteczka?
Vadim zmarszczył w konsternacji czoło. Spodziewał się raczej wybuchu złości niż poczęstunku. Co prawda domyślał się, że Melias tylko udawał życzliwość, by zaraz wbić mu w plecy nóż, ale i tak zaskoczył go wybraną taktyką. Zwykle zwracał się w ten sposób do Andrelli, by nią manipulować, więc dlaczego zdecydował się na tę dziwną strategię w stosunku do swojego żołnierza?
— Nie skorzystam, ale dziękuję, panie.
— Nie jesteś głodny, rozumiem... — Zamyślił się na moment, po czym dodał: — To może porozmawiamy jutro, abyś mógł się porządnie wyspać?
— Nie trzeba...
— Och — westchnął car, obracając ku Vadimowi głowę, by w końcu zaszczycić go pozornie zmartwionym spojrzeniem. — W takim razie poślę po medyka, bo najwyraźniej choroba wciąż cię męczy.
Nawiązanie kontaktu wzrokowego z Wybrańcem Chaosu kosztowało szlachcica zaskakująco dużo nerwów. Mężczyzna wyglądał na spokojnego, lecz delikatnie drgająca powieka zdradzała, jak tak naprawdę się czuł. Brat Lizette spędził u jego boku niemal całe życie, więc z łatwością rozpoznawał takie szczegóły, lecz w tamtej chwili wolał tego nie wiedzieć.
— Czuję się dobrze — odparł władcy i z lekkim wahaniem w głosie kontynuował: — Czy coś się stało?
— No nie wiem... Twoim zdaniem wydarzyło się coś wartego mojej uwagi? — Zgryźliwy ton Meliasa doprowadzał Vadima do szału. Jak długo jeszcze miał zamiar go testować? — Próbuję tylko znaleźć wytłumaczenie, dlaczego pozwoliłeś, aby ktoś wykradł z naszego domu coś bardzo cennego i nie potrafię tego rozgryźć. Nie jesteś chory, głodny ani zmęczony. Od lat żyjesz jak w bajce, a jednak z jakiegoś powodu jesteś rozkojarzony. Rozkazałem ci, byś pilnował porządku pod moją nieobecność, ale najwyraźniej było to dla ciebie zbyt trudne zadanie. Dlaczego?
Żołnierz wbił wzrok w drewnianą podłogę. Coraz bardziej bał się reakcji cara, gdy ten pozna prawdę, a zatajenie jej mogło skończyć dużo gorzej. Czuł na sobie jego świdrujące spojrzenie.
— Wydarzył się mały wypadek z udziałem mojej siostry, Mizette i Andrelli.
— Udzielisz mi z łaski swojej więcej szczegółów, czy mam zacząć cię torturować, żebyś wykrztusił z siebie tych kilka słów.
Chęć zapadnięcia się pod ziemię była tak silna, że Vadim z trudem zapanował nad lękiem. Nigdy nie zawiódł swego pana, a strach przed konsekwencjami całkowicie go sparaliżował. Nie potrafił się skupić, więc przekazanie tak z pozoru prostej informacji okazało się niezwykle trudnym zadaniem. Odetchnął głęboko, po czym odezwał się cicho:
— Andrella oblała wrzątkiem Mizette i pobiła Lizette, a gdy poszedłem jej szukać, znalazłem ją nieprzytomną na podłodze jednego z korytarzy. Zaniosłem księżniczkę do siebie i uwięziłem, aby nie zdołała uciec aż do twojego powrotu, panie...
Usłyszawszy odgłos ciężkich kroków, wzdrygnął się i skulił, łudząc się, że dzięki temu zniknie z oczu Meliasa. Niestety tak się nie stało. Już po chwili zobaczył przed sobą czarne, wylakierowane pantofle władcy.
— A więc tak pilnowałeś porządku pod moją nieobecność?
W głosie cara dało się wyczuć nie tylko gniew, ale też irytacje i rozczarowanie, To ostatnie szczególnie wstrząsnęło Nazarovem, ale wiedział, że gdyby to ukrył, car wściekłby się jeszcze bardziej.
Emocje były słabością, na którą żołnierze Chaosu nie mogli sobie pozwolić.
— Kiedy poszedłem przesłuchać Mizette, Andrella jakimś cudem się uwolniła i porwała moją siostrę. Miałem zacząć ich szukać, kiedy...
— To wszystko? — Przerwał mu ostry ton Meliasa.
Pokiwał posłusznie głową, zaciskając boleśnie szczękę. Nastąpiła cisza tak męcząca, że zdawała się trwać wieczność. Nie był w stanie spojrzeć na Wybrańca Chaosu. Próbował zachować się godnie, ale czuł, jak jego dłonie zaczynają się trząść, a do oczu napływają piekące łzy. Przez ucisk w klatce piersiowej przestał oddychać, a żołądek podchodzący pod gardło sprawiał, że chciało mu się wymiotować. Powstrzymywał to wszystko tylko po to, by nie pogarszać swojej, już i tak fatalnej, sytuacji.
Nagłe uderzenie pozbawiło Vadima równowagi. Promieniujący ból rozszedł się niemal po całej jego twarzy, przyprawiając go o zawroty głowy. Coś ciepłego momentalnie spłynęło po zaczerwienionej skórze. Sam atak nie był niczym nadzwyczajnym — przywykł do bicia. Jednak to fakt, że sprawcą był car, wywołał poczucie wstydu, które okazało się gorsze od jakichkolwiek ran poniesionych podczas bitew. W tamtym momencie odniósł wrażenie, jakby stracił wszystko, nad czym pracował latami wyłącznie przez jeden błąd o imieniu Andrella. Nie zdążył nawet odetchnąć, kiedy kopnięcie sprowadziło go myślami do rzeczywistego świata. Zakaszlał, jakby miało mu to pomóc w oddychaniu. Ciało nie bolało żołnierza aż tak bardzo, jak zraniona dusza. Oddał temu człowiekowi całe swoje życie, a ten mimo to ukarał go jak byle psa.
— Zawiodłeś mnie — powiedział Melias po następnym ciosie. — I to nie Andrella porwała twoją siostrę, a dwaj włamywacze, którzy doskonale wiedzieli, kogo szukać, kiedy przedostali się do zamku. Albo naprawisz swój błąd, albo pożegnasz się ze swoim marnym żywotem, rozumiesz?
— Oczywiście — odparł bez zastanowienia.
To był początek jego końca. Czuł to już w momencie, gdy wypowiadał to jedno wiążące słowo, ale w tamtej chwili przejmował się bardziej słowami cara, niż późniejszymi konsekwencjami.
♔♔♔
Kolejny rozdział: 15.06.2024 r.
Ig: nataliazakrzewska_autorka
TikTok: natalia_zak_autorka
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top