Rozdział 1

- Tak! - wykrzyknęłam z zachwytem, unosząc zaciśniętą pięść do góry jako znak triumfu. 

- Co? - moje przyjaciółki popatrzyły na mnie podekscytowane.

- Przyjęli mnie! Dostałam się do Yale! - pisnęłam radośnie. Aż sama nie wierzyłam w to, co właśnie powiedziałam.

- Żartujesz! - krzyknęły dziewczyny i podbiegły do mnie, wyrywając mi telefon z ręki, żeby przeczytać maila z informacją o przyjęciu mnie na moją wymarzoną uczelnię. Chwilę później zaczęły piszczeć i rzuciły się na mnie, żeby mnie przytulić.

Niewiarygodne! Do tej pory mogłam tylko o tym marzyć, nie sądziłam, że przyjmą mnie na prawo do Yale. To było moim marzeniem od 12 roku życia. Pamiętam dobrze spotkanie w mojej szkole z pewnym adwokatem, który tak zauroczył mnie swoim zawodem, że postanowiłam sobie, że zostanę prawnikiem, tak jak on. Od tamtej pory zaczęłam ciężko pracować, ale nie sądziłam, że dostanę się do szkoły dla najlepszych!

W ten ciepły, sierpniowy wieczór siedziałam w kawiarni z moimi przyjaciółkami, Mariką i Sarą. Ludzie zaczęli się na nas gapić, gdy piszczałyśmy i ściskałyśmy się jak głupie.

- Kochana gratulacje! - krzyczały moje przyjaciółki. - Trzeba to opić!

- Macie rację - roześmiałam się. - Co powiecie na dziś, tam gdzie zawsze o tej samej porze? - spojrzałam na nie unosząc brew do góry z uśmieszkiem. Natychmiast zrozumiały, co mam na myśli i uśmiechnęły się szeroko.

- To do zobaczenia o 8! - krzyknęłam im na pożegnanie i odwróciłam się w swoją stronę. Chciałam jak najszybciej wrócić do domu i powiedzieć mamie. Na pewno ucieszy się jeszcze bardziej niż ja. Niestety, nie zastałam nikogo w domu. Westchnęłam z rezygnacją. No trudno, powiem mamie jak wróci, bo nie chciałam tego oznajmiać przez telefon. 

Postanowiłam wyszykować się na imprezę. Cóż, nie ukrywam, że ja i moje przyjaciółki lubimy zaszaleć. Alkohol, papierosy czy narkotyki próbowałyśmy już dawno przed osiemnastką. W każdy weekend albo wychodzimy do klubu, albo idziemy na domówkę. Oczywiście w wakacje imprezujemy znacznie częściej. Wiem, że nie jest to zbyt zdrowy styl życia, ale kto mi zabroni? 

Po szybkim prysznicu najpierw wyprostowałam swoje długie, ciemne włosy. Potem umalowałam się, zrobiłam swoje ulubione smokey eyes i założyłam nową, fioletową mini na ramiączkach. Na stopy wcisnęłam ukochane srebrne szpilki i chwyciłam w rękę moją torebkę. Mama z siostrą nadal nie wróciły i nie odbierały telefonu. Pewnie pojechały do babci, a tam oczywiście nie ma zasięgu. 

Wyszłam z domu, zamknęłam drzwi na klucz i skierowałam swoje kroki do zamówionej wcześniej taksówki. Młody kierowca obrzucił mnie zaciekawionym spojrzeniem, a ja tylko uśmiechnęłam się pod nosem pogardliwie. Nie twoja liga, kochaniutki.

Podjechałam pod klub Fantasia kilka minut po 20. Dziewczyny już na mnie czekały, odstawione w swoje kuse, obcisłe kiecki i szpilki. Tak, wszystkie lubimy ubierać się jak ździry, za które i tak uchodzimy. Podeszłyśmy do bramki i chwilę pogadałyśmy z ochroniarzem, który był naszym znajomym dilerem, tak przy okazji, więc oczywiście wpuścił nas bez problemu.

- Chodźcie najpierw do baru! - krzyczała Marika, a jej głos ledwo przebijał się przez dudniące basy z głośników. Zgodziłyśmy się oczywiście i poszłyśmy zamówić sobie kilka kolejek szotów. Po jakimś czasie wbiłyśmy na parkiet i tańczyłyśmy przez dłuższy czas we trójkę. Nagle ktoś pociągnął mnie za ramię i odciągnął na bok. 

- Mike! - krzyknęłam zadowolona, kiedy zobaczyłam swojego przyjaciela, a razem z nim jeszcze kilku innych znajomych.

- Noel! Sara i Marika powiedziały nam o przyjęciu na Yale! To zajebiście! - krzyczał tak głośno, żebym go słyszała. Roześmiałam się i uściskałam pozostałych znajomych. 

- Chodźcie tańczyć! - krzyknęłam i dołączyliśmy do dziewczyn. Uwielbiałam ruszać się w rytm muzyki, zwłaszcza, gdy była ona tak głośna, że aż ogłuszająca. Poruszałam biodrami do rytmu przez następne kilka piosenek i bawiłam się z moją grupką. 

Po jakimś czasie zmęczyliśmy się i odeszliśmy do naszej loży. Mike zamówił butelkę szampana.

- No to zdrowie naszej przyszłej pani mecenas! - krzyknął Zack, drugi z moich kolegów.

Krzyknęliśmy i wypiliśmy po kieliszku, a potem po następnym i następnym, aż wypiliśmy całą butelkę. Wtedy każdy wiedział, co zrobić, bez zbędnych słów po prostu wyciągnęliśmy swoje skręty z torebek lub kieszeni i zapaliliśmy w klubie. Nie było to ryzykowne, ponieważ po pierwsze, w klubie było ciemno, wszyscy byli pijani albo naćpani i nikt nawet nie zauważyłby, że nasze "papierosy" są inne. Poza tym, w tym klubie wszyscy wiedzieli, że wszyscy ćpają, istny raj dla dilerów. Między innymi dlatego był naszym ulubionym klubem. 

Po wypaleniu skrętów wróciliśmy na parkiet i tańczyliśmy dalej, razem lub osobno. Oczywiście podbijało do mnie kilku facetów, ale z żadnym z nich nie spędziłam więcej niż 10 minut. Wróciłam do domu o 4 nad ranem i od razu poszłam spać.

Następnego dnia obudziłam się z uczuciem suchości w gardle, dlatego szybko sięgnęłam po litrową butelkę wody i wypiłam prawie całą. Wstałam z łóżka i podeszłam do lustra, żeby ocenić, czy wyglądam jakbym wczoraj piła i paliła. Ale nie, wszystko było okej. Zadowolona podreptałam do łazienki i wzięłam gorący prysznic. Potem udałam się na dół, zwabiona pysznym zapachem jajecznicy z bekonem. 

- Dzień dobry, mamuś! - powitałam ją radośnie, gotowa do przekazania jej wspaniałych wieści. Moja mina jednak zrzedła, gdy zobaczyłam zmartwioną i smutną twarz mojej mamy.

- Mamo, co się stało? - wystraszyłam się. - Znowu boli cię głowa? Odpocznij. Zrobię ci herbaty i zaraz ci coś opowiem, to od razu poprawi ci się humor!

- A co takiego, Noel? - zapytała mama siląc się na uśmiech.

- Mamo, wyobraź sobie, że dostałam się do Yale! - krzyknęłam podekscytowana i rzuciłam jej się na szyję. Po chwili oderwałam się od niej i zobaczyłam, że ma łzy w oczach.

- Mamuś, nie płacz, będę często przyjeżdżać, obiecuję - powiedziałam lekko, jednak ona wcale się nie uśmiechnęła. Dopiero teraz dostrzegłam, że ona nie płacze z radości.

- Mamo, co się dzieje? - zapytałam poważnie, siadając u jej nóg, tak jak to robiłam jako mała dziewczynka. 

- O Boże, Noel - westchnęła z bólem. - Tak się cieszę, naprawdę się cieszę, że się dostałaś. Tak ciężko na to pracowałaś, same piątki przynosiłaś starej matce - powiedziała uśmiechając się przez łzy. 

- Przykro mi, naprawdę mi przykro - zaczęła płakać i nie była w stanie dalej mówić.

- Mamuś, ale czemu? Co się stało? - pytałam przerażona. Mama nic nie powiedziała, tylko drżącymi dłońmi sięgnęła do torebki i podała mi jakąś kartkę. Wyrwałam ją zdenerwowana i popatrzyłam na wyniki badań lekarskich. 

Mama od jakiegoś czasu cierpiała na poważne bóle głowy. Chodziła do lekarzy, żaden nie potrafił podać przyczyny. Bałam się, że to może być coś poważnego. I miałam, kurwa, rację. Na kartce pod niezrozumiałymi dla mnie wynikami badań, wielkimi literami wypisana była diagnoza. To straszne, najstraszniejsze słowo. 

Nowotwór. 

- Mamo.. - spojrzałam na mamę która siedziała zapłakana na krześle. Poczułam gorzkie łzy napływające do moich oczu, ale starałam się je powstrzymać.

- Noel, tak mi przykro, że nie będziesz mogła wyjechać na te studia... - wyjąkała mama. - Niestety nie będę mogła już pracować, nie dam rady nas utrzymać, a już tym bardziej nie starczy na twoje studia. Tak mi przykro, kochanie...

Przytuliłam mamę, żeby ją uspokoić, ale także po to, aby nie widziała moich łez, które zaczęły cicho spływać po moich policzkach. Pieprzyć studia i wszystko inne, o co martwi się mama. Najgorsze jest to, że moje koszmary się spełniły. Mama ma raka... 

Siedziałyśmy tak dłuższą chwilę, aż postanowiłam się ogarnąć. Szybko otarłam łzy i odsunęłam się od mamy.

- Chodź, połóż się - powiedziałam pustym głosem i zaprowadziłam ją do jej sypialni. Podałam jej leki uspokajające, która czasem brała, kiedy bóle głowy nie dawały jej zasnąć. Mama zaczęła coś mówić o moich studiach i o tym, że mnie zawiodła i tak dalej, ale wkrótce szybko zasnęła. Przypuszczam, że nie spała całą noc i wypłakiwała oczy.

Cicho wyszłam z jej pokoju zamykając za sobą drzwi. Skierowałam swoje kroki do pokoju mojej siostry.

- Zoey? - wymamrotałam zaglądając przez otwarte drzwi. Siostra leżała na łóżku i płakała. Na mój widok zaczęła ocierać łzy.

- Nie wstydź się, mała - powiedziałam i przytuliłam ją. Pozwoliłam jej się wypłakać.

- I co teraz z nami będzie, Noel? - zachlipała. - Nie ma się kto nami zająć...

- Cicho, nie myśl teraz o tym. Coś wymyślę. Jadłaś śniadanie? - zaczęłam mówić, jakby w ogóle mnie nie obeszła choroba matki. Dziewczyna pokręciła głową, więc zeszłyśmy razem na dół do kuchni. 

Z trudem wcisnęłyśmy w siebie jajecznicę z bekonem. Może i mama jest chora, ale nie pozwolę, żeby dodatkowo moja siostra się zagłodziła.

- Byłyście wczoraj u babci? - zapytałam Zoey. Kiwnęła głową. - I co? Jak ona się trzyma?

- Wiesz, jak to w hospicjum.. - odparła smutno. - Wydawała się zmęczona, dlatego byłyśmy u niej krótko. Potem do mamy zadzwonił lekarz i pojechała po te wyniki... - jęknęła krztusząc się i płacząc. Poklepałam ją po plecach i podałam szklankę wody.

- I co teraz zrobimy? - zapytała smutno patrząc na mnie. Miała dopiero 14 lat, a już nie miała ojca i właśnie usłyszała wyrok śmierci na jej matce.

- Coś wymyślimy - uśmiechnęłam się do niej. To, czego nauczyło mnie życie, to żeby być twardą w każdej, najgorszej sytuacji. Ktoś musiał zachować trzeźwość umysłu.

Włączyłam Zoey Epokę Lodowcową, którą obie uwielbiamy i udawałam, że oglądam razem z nią. W rzeczywistości przeglądałam na telefonie oferty dobrze płatnych pracy. W mojej głowie kiełkował pewien pomysł. 

Wieczorem zamówiłam pizzę. Zjadłyśmy ją wszystkie trzy razem, nie rozmawiając ze sobą. Żadna z nas nie wiedziała, co powiedzieć. Co się mówi w sytuacji, kiedy twoja matka dowiaduje się, że ma raka, babcia leży chora w hospicjum, ojciec od 5 lat nie żyje a w dodatku masz długi zaciągnięte kilka lat temu?

Tamtej nocy nie zmrużyłam oka. Prawdopodobnie była to najgorsza a zarazem najważniejsza noc w moim życiu. Podjęłam wtedy decyzję, która mogła pomóc mamie, mimo iż zaprzepaszczała moje marzenia. Jednak w tamtym momencie nie liczyło się nic innego, jak tylko zdrowie mojej mamy. Rano oznajmiłam jej swoją decyzję.

- Mamuś, mam dla ciebie wiadomość - powiedziałam przy śniadaniu. Spojrzała na mnie lekko zdziwiona.

- Wyjeżdżam do Nowego Jorku.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top

Tags: #romance