07. Montauk
Percy nie sądził, że po wojnach będzie w stanie jeszcze być szczęśliwy. Wydawało mu się to zbyt trudne. Cierpienie otaczało go z każdej strony, przytłaczało i nie pozwalało normalnie oddychać. To było przedłużenie męki jakiej doznał w Tartarze, i która wracała każdej nocy czy jak tylko zamknął oczy.
Ale z czasem było lepiej. Rutyna szkoły średniej, egzaminy, dorywcza praca oraz stawanie się pełnoprawną rodziną z Paulem i małą Estelle, pozwoliło mu na dojście do siebie. Dzieła dokończyła podróż, w którą się wybrał i znalezienie Luke. Ale bywały momenty, że to wszystko wracało – chwile pełne zwątpienia, strachu i poczucie, że znowu jest na polu bitwy.
***
Witamy w Nowym Jorku!
Do Nowego Jorku wjechali o drugiej w nocy. Luke prowadził od trzech godzin, a Percy przysypiał na fotelu pasażera. Poczuł jak jedna ręka Luke zacisnęła się na jego barku, a palce wbiły w mięśnie. Odwrócił się i zobaczył jak spięty był Castellan.
– Chcesz się zatrzymać? – zapytał cicho. – Możemy sprawdzić czy ziemia nas nie pochłonie.
Luke nie docenił żartu, ale faktycznie zatrzymał się pięć minut później na stacji benzynowej. Zawahał się przy wysiadaniu, ale stanął na kostce brukowej na parkingu. Percy wyplątał się z pasa bezpieczeństwa i również otworzył drzwi, by wysiąść.
Światło z latarni i neony napisu od stacji benzynowej tańczyły na ciele Luke.
– Jest dobrze, Luke.
Percy podszedł i pocałował delikatnie bliznę na policzku Luke. Poczuł jak chłopak uśmiechnął się, a jego ręce oplotły jego talię.
– Jest dobrze – powtórzył.
***
Percy nie mógł zasnąć kiedy półtorej godziny później wylądowali w motelu przy głównej drodze z oknami wychodzącymi na ulicę. Był zmęczony, a spokojny oddech Luke usypiał go jeszcze bardziej, ale Percy czuł jak całe jego ciało wręcz wibrowało ze zdenerwowania.
Wstał ostrożnie, by nie obudzić Luke i po ciemku przeszedł do małej łazienki. Potrzebował wziąć gorący prysznic i udawać, że to wszystko spływa z jego ciała wraz z wodą prosto do odpływu.
Nie wiedział kiedy wszedł do kabiny, ani czy zdjął pidżamę. Nie pamiętał powodu dlaczego zaczął płakać czy klęczał z głową pochyloną nad kolanami, a strumienie wody uderzały go w plecy i tatuaż trójzębu, który tam miał (i kilkadziesiąt blizn).
Wrócił do rzeczywistości dopiero wtedy kiedy poczuł i usłyszał jak woda przestała lecieć, a silne ramiona Luke podniosły go do góry.
– Oddychaj, kochanie. Oddychaj – rozkazał mu Luke – dokładnie tak jak się uczyłeś. Wdech i wydech.
***
– Cześć mamo – odezwał się Percy kiedy jego telefon zadzwonił w połowie późnego śniadania lub ktoś inny nazwałby to wczesnym lunchem. Siedzieli właśnie w barze szybkiej obsługi.
– Percy, synku! – Sally powiedziała nieco zbyt głośno, by głos z telewizora, na którym leciała właśnie ulubiona bajka Estelle, nie zagłuszył jej. – Czy jesteście już w Nowym Joru? Dotarliście bezpiecznie?
– Tak jesteśmy – potwierdził. Kiedy powiedział mamie, że wraca do domu i nie będzie sam, Sally zaczęła głośno krzyczeć z radości i planować co będą robić jak tylko w końcu dotrze na miejsce. Największą niespodzianką jednak miał być fakt, że to Luke Castellan z nim był. Percy zerknął na siedzącego naprzeciwko Luke, który był skupiony na swoim kubku z kawą i jajecznicą na talerzu.
– Och, to cudownie. Dojedziecie na kolację?
– Ja... – Percy zawahał się na chwilę. Nie rozmawiał na ten temat z Luke, ale miał nadzieję, że się zgodzi na małą zmianę planów. – Chciałem go zabrać przed tym wszystkim do Montauk. Do naszego domku letniskowego.
– Jasne, synku – Sally pokiwała głową z uśmiechem, ale Percy nie mógł tego zobaczyć. – Jedź, pokaż mu plażę, rozpalcie ognisko i dobrze się bawcie. A my będziemy na was czekać. Pozdrów go ode mnie i powiedz, że nie mogę się doczekać, aż go poznam!
– Okej, mamo. Kocham cię, pa.
Percy rozłączył się szybko. Nie powiedział mamie, że nie czekało ją pierwsze spotkanie z jego nowym chłopakiem, a odnalezioną bratnią duszą, którą bogowie zabrali z Podziemi. Nie chciał tego robić przez telefon.
– Jedziemy do Montauk? – zapytał się ciekawie Luke i przekręcił głowę lekko w bok, a jego blond włosy zsunęły się z ramienia wraz z ruchem jego szyi.
– Um... tak? – Percy spojrzał na niego z uśmiechem. – Jeśli chcesz...
– Chcę.
***
Percy nawet nie spodziewał się, że tak bardzo tęsknił za widokiem żółtych taksówek, wysokich wieżowców i zapachu spalin. Za Nowym Jorkiem.
A jednocześnie tęsknił za widokiem gór, który miał zaraz po wyjściu z domku, za panem Ferdynardem – właścicielem sklepu, w którym Percy pracował, za kawiarnią Luke pełną kwiatów i jego samego ubranego w fartuch oraz przekomarzającego się z Charlie. Nawet za odśnieżaniem podjazdu do sklepu i mrozem, który przenikał go jego kości.
***
Do Montauk dojechali wieczorem. Percy zaparkował niebieskiego Cadillaca na parkingu i wyjął ich plecaki z bagażnika. W tym czasie Luke przeciągnął się mocno, a jego kręgi chrupnęły głośno.
– Czy masz klucz do domku? – zapytał Luke.
– Nieeeee – odpowiedział z głośnym ziewnięciem i wręczył Luke jego plecak. – Ale mam coś lepszego – zerknął na niego z błyskiem w oku – pewnego genialnego chłopaka, który ma talent do otwierania tego co jest zamknięte.
Nie powiedział, że miał za chłopaka syna Hermesa chociaż oboje o tym pomyśleli.
– Ładnie ujęte, że nadaję się na idealnego włamywacza.
Percy zaśmiał się cicho w odpowiedzi i chwycił Luke za rękaw czerwonej bluzy, którą ten miał na sobie, by poprowadzić ich do domku letniskowego. Im bardziej się zbliżali, tym lepiej było słychać ocean i szum fal. Percy wziął głęboki wdech.
Musiał przyznać, że tęsknił za tym miejscem. I był szczęśliwy, że mógł przywieźć tutaj Luke.
***
Percy przez lata nie widział znaku dusz Luke. Nie było to w żadnym widocznym miejscu. Nigdy nie odkrył nawet skrawka tego symbolu. Kiedy tylko jego znak się pojawił, myślał co jego bratnia dusza posiadała. Na początku obstawiał, że to jakieś niebieskie jedzenie – jego ulubione, bo nie potrafił wskazać niczego co jasno, by go określało. Po dowiedzeniu się, że jest synem Posejdona wyobrażał sobie, że to coś związanego z morzem.
Kilka razy spotkał się ze znakiem dusz, który przypominał raczej kolaż określający bratnią duszę. Kilka rzeczy, które były ze sobą splecione i razem tworzyły niesamowity tatuaż.
Ale kiedy w końcu zobaczył znak dusz, który miał na swoim ciele Luke, zrozumiał, że częściowo miał rację. To było coś związanego z tym, że jego ojciec to Posejdon, ale również z samą historią Percy'ego. I nic dziwnego, że nigdy tego nie zobaczył skoro znak znajdował się na prawym biodrze Luke i na co dzień był zakryty bielizną. Niebieskie wykończenia ładnie komponowały się z czarnymi konturami.
Para hipokampów, które wyglądały jakby jeden chciał drugiego złapać za niebieski ogon wręcz płynęły po kości biodrowej Luke.
Ich końskie głowy i grzywy były wykonane z niesamowitą precyzją, ale symbole znaku dusz najczęściej tak wyglądały.
Percy dotknął opuszkami palców tatuażu Luke kiedy leżeli w łóżku w domku letniskowym. Castellan zadrżał na ten ruch.
– Przestraszyłem się kiedy zobaczyłem ten tatuaż pewnego poranka – zaczął mówić szeptem. – Myślałem, że po dziewiętnastu latach ciszy nigdy nie dostanę swojego znaku i nie obchodziło mnie, że niektórzy dostają go po trzydziestych urodzinach. Kiedyś wydawało mi się to nawet, że zasłużyłem na brak bratniej duszy.
– Nikt nie zasługuje na brak bratniej duszy.
Percy słyszał o osobach, które nigdy nie dostały swojego symbolu bratniej duszy. Przez całe życie czekali na niego, a się nie pojawił. Takich osób była garstka na całym świecie i nikt nie umiał powiedzieć od czego to zależało. Nawet jeśli twoja bratnia dusza zmarła to często znak się pojawiał w dniu jej śmierci, ale wtedy był szary.
– Na ciebie też nie zasługuje – odpowiedział mu Luke z goryczą w głosie. – Nie po tym wszystkim.
***
Czasami Percy czuł jakby jego serce stawało na chwilę, gdy docierało do niego jak bardzo kochał Luke.
***
Percy prawie przysypiał na ramieniu Luke kiedy siedzieli na plaży i czekali na wschód słońca. Nie pamiętał kiedy ostatnio wstał o tak wczesnej godzinie, tylko dlatego, że Castellan wspomniał wczoraj coś o wspólnym oglądaniu wschodu słońca na plaży.
– Chcę spać. I śniadanie. I niebieskie naleśniki. I chcę spać – narzekał Percy z zamkniętymi oczami, ufając, że Luke powie mu kiedy się zacznie.
– To spać czy jeść?
– Oba – odpowiedział bez wahania Percy i poczuł jak ramiona Luke drżą od jego chichotu. – Najlepiej jakbyś przyniósł mi śniadanie do łóżka.
– Mogę cię zanieść do łóżka jeśli chcesz, ale nie będziemy spać.
– Chcę spaaać – ziewnął głośno Percy w połowie słowa. – I to ciasto, które piecze Charlie.
Luke w odpowiedzi przytulił go mocniej i złożył pocałunek we włosach Percy'ego.
***
Po południu znowu wybrali się na plażę, ale tym razem Percy był wyspany i w doskonałym humorze, by za pomocą własnych rąk i odrobiny swoich boskich umiejętności doprowadzić do tego, że Luke był prawie całkowicie przemoczony, a nie wszedł do wody nawet po kolana.
– Pożałujesz tego! – krzyknął Luke kiedy kolejna fala wody uderzyła w jego biały (i przemoczony) podkoszulek. Ochlapał w zemście Percy'ego, ale ten tylko się roześmiał.
Oboje mieli szerokie uśmiechy na twarzy. I żaden z nich nie zauważył, że ktoś z oddali im się przyglądał.
Wysoki mężczyzna z blond włosami i niebieskimi oczami oraz sportowym stroju do biegania. Miał mały uśmiech na twarzy, ale w jego oczach czaił się ból. Hermes patrzył ja jego wskrzeszony syn w końcu znalazł szczęście ze swoją bratnią duszą. Wiedział, że nie mógł podejść bliżej i porozmawiać z Luke, ale cieszył się, że dane mu było chociaż patrzeć z daleka.
– Dziękuję, May – wyszeptał Hermes, a wiatr porwał jego słowa.
Dziękuję, że dałaś mi Luke.
***
Percy wjechał na osiedlę domków jednorodzinnych z mocno bijącym sercem. Luke trzymał na kolanach zapakowany prezent dla Estelle w niebieski papier ozdobny i wstążki oraz kwiaty dla Sally, bo jak stwierdził nie wejdzie poznać mamy Percy'ego z gołymi rękami. Jackson przytaknął w ciszy i opowiedział w końcu jak poznał mamę Luke (Castellan milczał przez długi czas potem).
Percy zatrzymał się na podjeździe i westchnął głęboko. Nie widział swojej rodziny prawie od roku i stęsknił się za mocnym uściskiem mamy oraz Paula. Chciał zobaczyć na własne oczy jak urosła Estelle i pobawić się z nią zabawkami.
– Oni cię pokochają – zapewnił Percy, kiedy zgasił silnik i odwrócił się w stronę Luke. Wiedział, że jest zdenerwowany tym spotkaniem. – Tak samo jak ja cię pokochałem.
Niebieskie oczy Luke błysnęły strachem kiedy spojrzał na Percy'ego. Jackson pochylił się i złożył delikatny pocałunek na ustach drugiego chłopaka.
– Chodź, niebieskie jedzenie czeka.
Luke zaśmiał się trochę nerwowo, ale wysiadł z samochodu. Obciągnął białą koszulkę, którą miał na sobie i wziął kwiaty. Percy chwycił prezent dla swojej młodszej siostry. Razem stanęli na ganku.
To było trochę surrealistyczne. Jak przejście do innego wymiaru – osiedla jednakowych domków jednorodzinnych na przedmieściach Nowego Jorku, z wioski osadniczej w środku Alaski. Życie tam było zupełnie inne.
Luke ścisnął mocno dłoń Percy'ego kiedy ten chwycił za klamkę drzwi wejściowych i zawołał:
– Mamo, wróciliśmy!
KONIEC
****
Ostatni rozdział za nami! Czemu takie zakończenie i więcej o pisaniu tego ff będzie w Posłowiu, które wleci dzisiaj, ale w późniejszych godzinach.
Demetria1050
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top