V
Diana
William po moim wyznaniu nieco się rozchmurzył i był dużo bardziej wyluzowany. Śmialiśmy się, opierając się o siebie. Weekend mijał zdecydowanie za szybko, a ja, jak to ja cały przeleżałam, oglądając seriale i esemesując z Willem. Niestety, nie mógł się ze mną zobaczyć, bo miał jakieś ważne sprawy do załatwienia, w które wolałam nie wnikać. Tego pocałunku, a raczej większej serii nie uznawałam za coś, co mogłoby dać początek nam.
Dziś urodziny obchodził kolejny chłopak z ich paczki, a mianowicie Jack, o którym krążyły rozmaite plotki. Sama nie miałam okazji go poznać, więc trzeba było iść, skoro Alex oznajmił Willowi, żeby mnie zabrał. A miała być jeszcze Ver z Zack'iem, którzy już są bliżej siebie niż dalej. Wybraliśmy się na spacer, bo jezioro, nad którym to wszystko miało być, było całkiem niedaleko.
– Czyli nic się nie stanie, jeśli później dołożę pieniądze? – zadałam po raz setny to samo pytanie, a William opuścił dłonie i głośno westchnął.
– Naprawdę cieszę się, że to zrobisz, ale nie musisz. Bo na ten kask złożyliśmy się we trójkę z chłopakami.
Było mi tak dziwnie, jak się dowiedziałam, że chłopcy dają mu kask jako prezent, a ja i Ver nie mieliśmy nic. Chciałam się dołączyć do nich, oddając im później kasę, ale Will stanowczo mi odradzał, bo nie chcieli się bawić w matematykę. Zack wraz z Alexem pojechali po prezent, a zarazem zgarnąć Jack'a, który chyba już nie mógł się doczekać.
Trochę zdziwiona byłam obecnością Ver dlatego, że sama uparcie twierdziła, że między nią a Zack'iem niczego nie będzie, a w tym czasie, jak się dowiedziałam od Williama, przyszła jako jego dziewczyna. Choć to ja wiedziałam więcej od niego, mogłam powiedzieć, że na razie się ja to nie zapowiada.
– Veronica, muszę ci coś powiedzieć. – zaczęłam, gdy William odebrał telefon. – Coś o Zack'u. – dodałam, a ona niepewnie się poruszała. – Podobno mu się podobasz. Alex wygadał się Willowi.
Dziewczyna wywróciła oczami, umiejętnie skrywając emocje. Gdy Jack, jak było w planie, prowadzony przez Alexa z związanymi oczami zbliżał się do nas, to wszyscy ładnie ustawiliśmy się i trzymając prezent za plecami, czekaliśmy aż Zack odwiąże mu tą przepaskę. Dość długo się z nią siłował, w między czasie poprawiając swoje krótkie włosy, a Jack już się niecierpliwił. Alex dołączył do nas, gotowy wykrzyczeć słowo ,,niespodzianka!". Ku zdziwieniu blondyna, Ver nie miała się zjawić, lecz na pytanie było za późno, bo naraz zgodnie zaczęliśmy śpiewać ,,Sto lat".
Jack otworzył swe piwne oczy i dopiero teraz mogłam się mu dokładnie przyjrzeć. Miał postawione do góry brązowe włosy, a uśmiech obnażał białe zęby. Ze szczęściem ogarnął wzrokiem nas wszystkich, zatrzymując się dłużej na Ver, którą zmierzył wzrokiem, a następnie powrócił do nas, dziękując za prezent.
~~
Po grze w butelce, która była rollercoasterem dla niektórych z nas, przyszedł czas na coś bardziej wyczynowego. Zack z Ver zostali na brzegu, a ja w samym staniku i majtkach podążyłam w ślady Alexa i Jack'a i ku zdziwieniu Willa, wskoczyłam do wody, wystawiając mu język. Tafla wody naraz się rozkołysała, a Jack podpłynął do mnie, uśmiechając się szczerze.
- Kurde, nie sądziłem, że skoczysz. - dziubnął mnie w bok, na co troszkę się zatopiłam, ale umiałam pływać, więc nic mi się nie stało.
- Powiedz coś Williamowi, bo ten jak jakiś cykor stoi na brzegu i boi się zamoczyć. - wskazałam głową na chłopaka, który z założonymi rękami przyglądał się z niepewnością mi. - William! Wskakuj!
- Wolę sobie tu postać. Z resztą nie mam majtek na zmianę. - tłumaczył się tak, co rozbawiło nie tylko Jack'a, ale również i mnie.
- Ja też nie mam, ale co z tego? No chodź.
- Stary, bo inaczej będziemy gadać. - do brzegu podpłynął Alex i powoli wychodził, gdy William poderwał się i wystawiając środkowy palec zaczął uciekać.
Wzruszyłam ramionami i odpłynęłam kawałek dalej, bo grzechem byłoby nie korzystać z tak ciepłej wody. Położyłam się na plecach i unosząc brzuch do góry, zaczęłam spokojnie dryfować. Spokój jednak nie trwał długo, bo dwie bomby wskoczyły do wody, niszcząc spokojny rytuał wody. Poczułam, jak ktoś składa na mojej szyi drobne pocałunki, więc otworzyłam oczy i z uśmiechem ochlapałam czarnowłosego.
- Podoba mi się ta bielizna. - dotknął ramiączka stanika i zjechał dłonią niżej, zatrzymując się na zgrubieniu.
- William, od kiedy przeszliśmy na tak wysoki etap? - spytałam, strzepując jego rękę.
Chłopak uśmiechnął się podstępnie i zatrzymał swój niespokojny wzrok na moim, powoli zbliżając się do mnie. Zamknął swoje oczy i formując dziubek, zaczął muskać kąciki moich ust.
- To są moje urodziny, a nie jakieś Love Party, więc sorry, ale nie toleruję tego. - Jack zaczął ochlapywać nas wodą, na co obydwoje popatrzeliśmy się po sobie i śmiejąc się, puściliśmy się.
- Bo ty nigdy dziewczyny nie znajdziesz. - wytknął mu Will, na co Jack spiorunował go wzrokiem.
- Stul pysk, Kelley.
Przyglądałam się z dystansem ich sprzeczką, które ze słowa na słowo za bardzo naskakiwały na ich osoby. Brunet śmiesznie ruszał dłoniami, co bawiło Willa i nie ukrywał tego.
William
Dawno tak super się nie bawiłem, a na pewno nie w towarzystwie osób, które w jakimś stopniu mi pomogły. Mogłem w końcu śmiać się beztrosko i przypomnieć sobie kłótnie z kiedyś. Tak, wraz z Alexem, Jack'iem i Zack'iem tworzyliśmy zgraną ekipę...kiedyś. Dopóki nie zamknąłem się w sobie i nie odepchnąłem od siebie tej ostatniej dwójki. Nie wiedzieli o Elaine. Tylko Alex w pewnej części poznał tą historię, podnosząc mnie na duchu. Widziałem w oczach Jack'a, że się cieszy na powrót dawnego Williama.
Gdy wszyscy wyszliśmy na brzeg zmarznięci do granic możliwości, przytuliłem do siebie Dianę, która trzęsła się z zimna i postanowiłem okryć ją swoim ciałem. Na pewno zmieniło się coś od tego jej wyznania. Wiedziałem, że mam do czynienia z wrażliwą i inteligentną osobą, która nie widziała we mnie tylko boga seksu, jak większość dziewczyn. Tryskała od niej taka pozytywna energia, że powoli zdążyłem się przyzwyczaić do niej tak, jak do Elaine.
- Nie wiem, Diana, co z nim zrobiłaś, ale dziękuję. - zaczął Jack, trzepocząc szczęką.
Zack i Ver już dawno się zmyli, więc została nasza czwórka. Zaśmiałem się, przyciągając ją bliżej do siebie. Wiedziałem na pewno, że nie chciałem jeszcze nic poważnego od niej, bo bałem się. Jednak wzbudziłem w niej niemałą nadzieję i sama myślała, że jesteśmy parą, choć tak nie było. Traktowałem ją po prostu...inaczej.
- Ja też dziękuję.- dołączył się Alex, spoglądając na mnie.
- I ja też dziękuję. - uniosłem jej twarz ku sobie i nachyliłem się, aby wyrazić jej wdzięczność, choć jeszcze nie czułem się ocalały.
- Gdybyś wiedziała, jakim William był dupkiem i samotnikiem, na pewno nie zwróciłabyś na niego uwagi. - spostrzegł Jack, a ona tylko prychnęła.
- Ja pierwsze muszę poznać człowieka i dopiero potem wyciągnąć wnioski, jaki jest, a nie twierdzić na podstawie dennych plotek.
- Ty wiesz, jak ludzie mówili o Willu? - zagadał Alex, ale po moim wymownym spojrzeniu, machnął ręką, że rozumie, iż nie chciałem o tym gadać.
Sam nie znał prawdy, bo nigdy nie powiedziałem mu o mojej rodzinie. Dusiłem to w sobie i wciąż nie umiałem sobie wybaczyć, choć to wcale nie było takie, na jakie wyglądało. Było zupełnie inaczej.
- Wiecie co? - zaczął Jack, po którym mogłem zauważyć, że zaczął intensywnie myśleć. - Nie wiem, jak wy, ale ja potrzebuję dobrego piwerka.
Alex przytaknął jak i ja, a Diana nagle oderwała się ode mnie, pospiesznie wstając. Zmarszczyłem brwi widząc, jak chodziła stąd i z powrotem z telefonem w dłoni i przeklinając głośno.
- Fuck! - przygryzła wargę i mocno zacisnęła szczękę.
- Co się stało? - wstałem, ale nie ruszyłem dalej, bo przystopowała mnie dłonią i przyłożyła telefon do ucha, z którego słychać było głośne krzyki.
Przygryzła wargę i spojrzała na mnie z goryczą. Pewnie dostał jej się ochrzan, że siedziała aż do pierwszej w nocy nad jeziorem. Rozłączyła się i podeszła do mnie, aby się przytulić.
- Dwadzieścia trzy nieodebrane połączenia nie rokują dobrze. - zaśmiała się i spojrzała w górę, aby mnie pocałować. - Tata zaraz po mnie będzie, więc ja już idę.
- Nie pogniewasz się, jeśli tu zostanę? - spytałem, pstrykając palcem w jej nosek.
- Ani trochę. - uśmiechnęła się i odeszła ode mnie, aby pożegnać się z chłopakami. - Pa! Cudownie się bawiłam z wami.
- No, spoko urodziny. - zaśmiał się Jack i podobnie jak Alex przybił z nią żółwika.
- To, co! Do zobaczenia dziś w szkole.
Diana złapała się za głowę. Nie wiem, czy w ogóle dziś zaśnie, skoro jutro mają być zajęcia. Ja miałem w planach posiedzieć sobie z chłopakami, którzy prowadzili beztroski styl życia.
- William, coś stałego? - spytał Yancey, mając na myśli Dianę, gdy się oddaliła.
Wymieniłem znaczące spojrzenie z Alexem i zabrałem większy oddech. Jack powinien znać prawdę, w końcu starał się jak mógł, żeby tchnąć we mnie życie, ale odpuścił i wcale mu się nie dziwiłem. Byłem wrakiem człowieka.
- Nie wiem, stary. Boję się, że znów zostanę zraniony. Stwierdziłem, żeby w końcu ci to powiedzieć. Dwa lata temu, jak już się ode mnie oddaliłeś, poznałem uroczą dziewczynę, Elaine. Była zbyt idealna, żeby była prawdziwa. Uratowała mnie na chwilę, żeby potem znów pozwolić mi się stracić, a stamtąd już w ogóle prowadziłem straszny tryb życia. Piłem, paliłem i ruchałem wszystkie dziewczyny, które zainteresowane były tylko i wyłącznie moim wyglądem, a sam nie chciałem stałości.
- Jaka była ta Elaine? - zmienił pozycję i zamienił się w słuch, a mnie momentalnie stanęła przed oczami.
2 lata temu
- Powiesz mi w końcu, czego chcesz?! - krzyknęła, budząc mnie do życia.
- Kiedy ja nie wiem, czego chcę! - odpowiedziałem tym samym, łapiąc się za głowę i kurcząc się.
- William, nie odtrącaj od siebie ludzi tylko dlatego, że... - przełknęła ślinę, starając się na opanowanie głosu. - Po prostu ciężko mi być twoją przyjaciółką i wiedzieć, że nie będę nią długo. Nie zważając już na dziwne spojrzenia innych, czy też wytykanie palcami, bo już nie o to chodzi. Myślałam tylko, że ufasz mi, a ty siedzisz tutaj i robisz to, co mówiłam, żebyś przestał. Wyrzuć to, tylko o to proszę cię, jako przyjaciółka. No chyba, że nie chcesz, żebym dalej nią była, to okej, zrozumiem to. - pociągnęła nosem i już kierowała się w stronę wyjścia, kiedy jej słowa do mnie dotarły.
Przecież już od początku przewróciła moje życie do góry nogami i chciałem ją mieć przy sobie i teraz, gdy znów dopadły mnie koszmary pozwalam jej odejść? Przecież tak doskonale było nam razem i widać było, że oboje chcieliśmy czegoś więcej. Byłbym dupkiem, gdybym ot tak pozwolił jej odejść. Poświęciła swoją reputację, żeby mnie poznać. Bez zastanowienia wyrzuciłem papierosa przez okno i szybko rzuciłem się na drzwi, blokując jej wyjście.
- Nie możesz stąd wyjść. - powiedziałem, łapiąc oddech i zobaczyłem, jak jej wesołe oczy stały się smutne, co prawie złamało mi serce. - Masz rację, nie chcę, żebyś dalej była moją przyjaciółką.
Dziewczyna zmarszczyła brwi i nie ukrywała łez, które formując się w krople spadały jedna po drugiej. Cisnęła we mnie mocnego kuksańca, którego przechwyciłem i powstrzymałem dziewczynę od zadania kolejnego ciosa. Spojrzała na mnie wzrokiem pełnym nienawiści i bólu. To wszystko, co nosiła wtedy w sobie. Bez zastanowienia wpiłem się w jej usta i choć przez chwilę stała oniemiała, chwilę później oddawała każdy pocałunek z takim głodem, jak ja.
- Chcę czegoś więcej. - odparłem po chwili, a na jej twarz wpłynął nieśmiały uśmiech. Była wtedy taka nieśmiała, że nawet nie podniosła na mnie wzroku. - Oczywiście, jeśli chcesz.
- Pytasz dzika, czy sra w lesie. - zaśmiała się, po czym załapała, że nie zrozumiałem aluzji. - Tak.
Po jej odpowiedzi wiedziałem, że była jedyną osobą, na którą mógłbym liczyć i którą łatwo stracić, jeśli nie będzie się o nią dbało. Miała dobre intencje i jeśli nie ten burzliwy dzień, nigdy nie byłoby nas.
~~
Ścisnęła niepewnie moją dłoń, gdy przechodziliśmy przez szkolny korytarz. Wokół nas słyszałem różne obelgi czy też kpiny, ale to nam nie przeszkadzało. Byliśmy razem ze sobą, wspierając się wzajemnie. Koszmary nocne ustąpiły miejsca jej śmiechowi, który był taki beztroski, że aż sam się nim zarażałem. Przez ten cały czas już byłem na zawsze jej. Opanowała mnie i wyzwoliła z łańcuchów, które wytworzyłem.
Śmialiśmy się razem oglądając powtórkę ,,Spidermana", którą wpuścili na wizję. Choć nie była śmieszna, Elaine potrafiła komentować w ten sposób, że nawet najdrobniejsza uwaga była śmieszna. Było już późno, ale obiecała zostać u mnie na noc, więc nie było żadnego ryzyka, że któreś z jej rodziców wpadnie do mojego mieszkania i wyprowadzi ją za włosy. Nagle wysiadły korki i pokój pokrył się w ciemności. Podskoczyła i kurczowo chwyciła się mojego ramienia, a później zaśmiała się ze swojego zachowania.
- Głupi Spiderman! - krzyknęła, po czym wtuliła się we mnie, a ja wśród mroku odnalazłem jej śliczne brązowe włosy, zakręcając kosmyk wokół palca. - Widzisz, co zrobił? Jeśli jeszcze skacze po dachu twojego mieszkania to przysięgam, że zabiję go za to, że przerwał nam spokój!
Zaśmiałem się szczerze, dołączając do konwersacji o niczym. Ta rozmowa była kompletnie bez sensu, ale to ona nadawała sens wszystkiemu.
~~
- To tutaj. - ścisnąłem jej rękę mocniej, aby dodać sobie pewności siebie. - Najgorsze miejsce w moim życiu, gdzie znalazłem się o złej porze w złym miejscu.
Znajdowaliśmy się na wielkiej polanie, skąd można było dostrzec dalej mały las, w którym tak wiele się wydarzyło. Przełknąłem głośno ślinę, a ona bez słowa objęła mnie, wywołując we mnie nie strach, lecz ulgę. Może zabrzmieć to źle, ale czułem, że to ona była moim bohaterem.
- Może spróbuj tak pomyśleć, żeby od dziś wszystko to, co tu się zdarzyło nigdy nie miało miejsca? I sprawić, żeby to miejsce było od dziś twoim najszczęśliwszym. Będę przy tobie na zawsze.
I jak kazała, tak też zrobiłem. Nastawiłem się pozytywnie do tego miejsca, choć wewnątrz mnie grały wszystkie sprzeczne uczucia. Ale tak to już było, gdy ufało się komuś do granic możliwości a nawet i więcej.
~~
Ręce trzęsły mi się niemiłosiernie, gdy po raz tysięczny wybierałem do niej numer, a nie odbierała. W szkole już trzeci dzień się nie zjawiła, co mnie martwiło. Nie spałem od tych trzech dni zamartwiając się, co z nią jest.
- Daj spokój. - przerwał ciszę Alex. - Jej już tu przecież nie ma.
- Kurwa, przecież wiem, że jest, bo widziałem auto jej rodziców przed domem, jasne? - wściekły rzuciłem telefon na łóżko i mogłem przysiąc, że w dłoniach trzymałem już garść wyrwanych włosów. - Gdyby wyjechała, to by mi powiedziała przecież. - dodałem już nieco łagodniejszym tonem. - Co się stało?
Alex z bezradnością pokiwał głową i spuścił ją w dół, żeby dłużej nie patrzeć na mój ból. Wszystkie obietnice złamała, skreślając mnie. Skoro już nie było jej przy mnie, też mogłem złamać obietnicę. Sięgnąłem ponad szafę, gdzie ukryłem zapas papierosów i wyjąłem jednego z opakowania, częstując kumpla, który odmówił. Zapalniczką zapaliłem go i już po krótkiej chwili cały pokój pokrył się dymem tytoniowym.
- Stary, przecież miałeś rzucić to cholerstwo. - zwrócił uwagę, a ja jak w amoku przestałem go słuchać.
~~
Minął miesiąc, a jedyne co po niej zostało, to wspomnienia. Nawet jej nazwisko w dzienniku się wymazało, więc miałem wątpliwości co do tego, czy w ogóle istniała. Czy nie była tylko wytworem mojej wyobraźni, czy nie była aniołem? Każdej samotnej nocy budziłem się i wyciągałem telefon, żeby po chwili znów usłyszeć krótkie sygnały bez odpowiedzi. Stawało się to coraz bardziej dołujące. Wyciągnąłem gitarę i położyłem przed sobą kartkę i długopis, a następnie zamykając oczy moje palce zagrały melodię prosto z serca. Nie musiałem pisać nut, aby to zapamiętać. Odłożyłem gitarę i wziąłem do ręki długopis, gdzie na kartkę papieru zapisywałem kolejno słowa.
When I saw you,
My heart was broken
You told me that everything will be okay
So I trusted you, the girl with blue eyes
In your eyes
As blue as heaven
I found myself
Why did you go
When I needed you the most?
With your departure you also took my luck
So don't be surprised
When one day you meet me alone
I gave you myself
And I won't regain myself
So don't tell me that you still love me
When we'll meet one day
The girl with blue eyes thank you
For a moment with you I forgot
How it was to be a victim of life
You lighted up the love
And you took this love
You took away also the last thing
That was and still is alive - my heart.
Nie powiem, że tekst był nieszczery. Tyle łez, ile przy nim wylałem, trzeba przeliczyć na hektolitry. Kochałem ją i wciąż kocham, choć zostawiła mnie bez słowa. A ja nie mogłem nic zrobić i nie miałem żadnej gwarancji, że pojawi się po raz drugi w moim życiu. Elaine, dziękuję ci. Byłaś pierwszą i ostatnią dziewczyną, której zaufałem w pełni, mówiąc o tym ciemnym lesie, który nadal jest moim najszczęśliwszym miejscem. Bo przypomina mi o tobie.
Jack otarł łzę, która powoli spłynęła mu po policzku i nie odezwał się ani słowem. Były chwile, gdy słowa były zbędne. Poklepał mnie po ramieniu i wycisnął z siebie niemrawy uśmiech. Ja czułem się w środku pusty, jakby rzeczywiście zabrała ze sobą jedyną rzecz, która żyła, czyli moje serce. Przybliżając jej postać uświadomiłem sobie, że Diana nie jest Elaine i źle czułbym się, gdybym się bardzo w to zaangażował. Diana po prostu nie była nią.
- Możecie mi skopać dupę, ale teraz zrozumiałem, że z Dianą nie chcę być.
- Ale William, gdy opowiadałeś o tej swojej...byłej, to miałem wrażenie, że opisywałeś Dianę. - rzucił się Jack.
- Ale nią nie jest. - powiedziałem prawdę.
- I co zamierzasz zrobić? Tylko nie mów, że dasz jej nadzieję, którą potem rozwiejesz. - powiedział, a ja chwilę się zastanowiłem.
- Zobaczę, co przyniesie czas. Wiem tylko, że nie będę nigdy nic do niej czuł.
- Więc najlepiej jej to powiedz... - dopowiedział Alex, ale zrobię, jak będę chciał.
Podczas, gdy oni rozmawiali o swoich problemach, ja wyciągnąłem telefon i po raz pewnie milionowy popełniłem ten sam błąd - zadzwoniłem do niej. Znów odpowiedziała mi cisza.
Nie mogę uciec
Od tego co zostało powiedziane i zrobione
Z wszystkimi dniami które przepadły
Walczyłem tak długo
Nie mogę oderwać się od tego wszystkiego *
**************************************************
* Hollywood Undead - Save me
No to ten... znacie połowę Williama.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top