Prolog
William. Jaki on przystojny. I mądry.
- Słuchasz mnie? - trąciła mnie ramieniem moja najlepsza przyjaciółka, Veronica.
Nie musiałam odpowiadać. Powędrowała wzrokiem do obiektu moich westchnień i uśmiechnęła się porozumiewawczo. Spłonęłam rumieńcem. Szedł z gracją przez chodnik. Dlaczego miałabym szansę, gdy wokół mnie tyle ładnych dziewczyn zalotnie się do niego uśmiechało?
- Co ty na to, żebym jutro ubrała tą różową bluzkę z wielkim dekoltem? - spytałam przyjaciółkę, a ta zmarszczyła brwi.
- Dlaczego miałabyś je ubierać? Przecież nie lubisz tych wszystkich plastików, które się tak ubierają. Zamierzasz wstąpić do klubu pustych lalek?
- William może lubi takie dziewczyny. - uśmiechnęłam się, powracając spojrzeniem do niego.
- Nie wiem, co William lubi. - powiedziała na jednym tonie, co oznaczało, że była już sfrustrowana moim zachowaniem.
- Jutro do niego zagadam. - rzekłam, szczerząc się jak głupia.
- Czemu nie działasz dzisiaj?
- Bo chcę mieć na to cały dzień. A dzisiaj dzień już się kończy. - ogłosiłam wesoła, odprowadzając chłopaka, zanim zniknął mi z punktu widzenia.
- Okej.
Zrobiłyśmy sobie małą przerwę. Wracałyśmy z wielkiego Lunaparku, skąd moja przyjaciółka targała wielkiego miśka od jednego ze szkolnych prymusów - Zack'a. Usiadłyśmy na przystanku, czekając na autobus. Spojrzałam na nią kątem oka. Udawała, że nic się nie stało, a ja, gdybym dostała tak wielkiego miśka od tak fajnego chłopaka, pewnie bym się z nim już przelizała.
- Głowa mnie boli. - przerwałam ciszę, chwytając się za głowę.
- Nie dziwię się. Zaliczyłaś tyle atrakcji, że nawet mi się nie śniło.
- A ty dostałaś zajebistego miśka! Nie rozumiem, czemu mu nie podziękowałaś i nie spytałaś o numer. On na ciebie leci!
- Diana, Diana... Jakie z ciebie dziecko.
- Nie dziecko. Nie dostrzegasz tej szansy? To Zack Adams! - krzyknęłam wyrzucając dłonie w górę.
- No i czemu tak się tym jarać? - wzruszyła ramionami.
- Próbuję ci wmówić, że on na ciebie leci!
- Koniec! - przerwała Ver, która była bardzo zirytowana tym, że próbuję nakłonić ją do tego, żeby nie zaprzepaściła szansy. - Ty lepiej zajmij się Willem.
- Jutro, zobaczysz. - uśmiechnęłam się, wyobrażając sobie tysiące scenariuszy jutrzejszego dnia. Niestety, moje myśli przerwał autobus, który zabrał nas do domu.
Moją wadą było to, że zbyt szybko robiłam coś, czego nawet nie przemyślałam, albo żyłam w marzeniach. To, że miałam osiemnaście lat nie oznaczało, że na tyle się czułam. Poprawiłam swoje blond włosy, które pojedynczymi kosmykami wymsknęły mi się spod kucyka. Widok dziewczyny siedzącej z misiem na jednym siedzeniu był niecodzienny, więc wiadomo, że spojrzenia ludzi skupione były na nas.
Można marzyć, można śnić, ale przede wszystkim trzeba prawdziwie żyć.
************
Hejka! Startuję z nowym opowiadaniem. Tak, to opowiadanie całkowicie poświęcone Dianie z ,,Przekornego losu". Tak, jak chcieliście. Łapcie krótki prolog. Prologi zazwyczaj są krótkie, a na rozdział pierwszy czekajcie może do czwartku. Pozdrawiam! ♥
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top