III
Veronica zrobiła wielkie oczy, gdy powiedziałam jej, że Will zaproponował kolejne spotkanie, bo dużo mieliśmy wspólnego. Zaś ta była zupełnie nieobecna, a gdy na placu pojawił się Zack Adams, ta nerwowo obróciła się w jego stronę i otworzyła buzię. Musiałam ją spytać o to, czy on jej się podoba, bo nie zachowywałaby się tak, gdyby był jej obojętny.
– Veronica! – machnęłam jej ręką przed oczami, aby oprzytomniała. Szybko się uśmiechnęła, spoglądając na mnie. – Podoba ci się Zack?
Jej oczy zabłysły, a na twarzy pojawił się cień uśmiechu. Jeśli powie, że tak nie jest, to jej nie uwierzę. Chłopak, mimo że w szkole trochę ją ignorował, leciał na nią i było to widać.
– Nie. – zaprzeczyła, zamykając przy tym oczy.
Wywróciłam oczami na jej odpowiedź, ale tego nie zauważyła, bo machinalnie znów jej wzrok poleciał na chłopaka. Spojrzałam na zegarek i wywnioskowałam, że za niedługo zadzwoni dzwonek.
– Idziesz? – wstałam z ławeczki, czekając na jej odpowiedź.
Dziwiło mnie, że Williama jeszcze nie było. A może był, tylko nie zauważyliśmy się wzajemnie.
– Idę, idę. – dołączyła do mnie, a ja popatrzyłam na obiekt, który skradał jej spojrzenie, po czym uśmiechnęłam się do niej wymownie.
– Spotkajmy się dziś. – powiedziałam, ale wydawało mi się, jakbym mówiła do ściany. I ona mówiła, że on się jej nie podoba. Obejrzałam się za siebie i zobaczyłam, jak Zack całuje inną dziewczynę. No bez jaj!
Stwierdziłam, że jeśli mi nie odpowiedziała, to sama do niej wpadnę po szkole, bo chciałabym jej dużo opowiedzieć, a nuż ona by wiedziała to, o czym ja nie wiem. Odprowadziłam ją pod klasę machnięciem ręki, lecz tego też nie zobaczyła.
– Mam nadzieję, że praca domowa z fizyki wykonana na piątkę. – z tymi słowami podeszła do mnie Eva, a ja walnęłam się z otwartej pięści w głowę.
– Fuck! – przeklęłam, a ona się zaśmiała, lecz spoważniała, gdy zobaczyła mój gromiący wzrok.
Obok nas akurat przechodził William z Alexem i ten pierwszy machnął mi ręką, a ja posłałam mu piękny uśmiech, który odwzajemnił.
– Nie dziwię się, że nie zrobiłaś. – wskazała na niego, a ja westchnęłam, nie kontynuując tematu. – Masz szczęście, że masz mnie.
– Na której w ogóle mamy tą fizykę?
Dziewczyna pokazała trzy palce, bo zagłuszyłby ją nadchodzący dzwonek. Ustawiłyśmy się pod klasą języczną, gdzie wyczekiwałyśmy nauczycielki hiszpańskiego. Dumnym krokiem i z wysoko uniesioną głową otworzyła drzwi, wpuszczając nas do środka. Przesiedziałam godzinę bujając w obłokach, bo notatki zdawały się zbędne. Tak, czy siak, egzaminy końcowe będę zdawać z dodatkowego języka, czyli włoskiego, więc hiszpański zamierzam przebimbać całe liceum.
Na przerwie szybko wraz z Evą udałyśmy się do toalety, gdzie na parapet wystawiłam zeszyt z fizyki. Nie ważne, w jakim stanie zadanie było odrobione, ale ważne, że było. Nie przykładałam precyzji do ładnego pisania, bo to strata czasu. W trakcie pisania przypomniałam sobie, że już od dwóch dni nie medytowałam. Po prostu nie czułam takiej potrzeby, bo robiłam i lubiłam to robić, gdy moje myśli strasznie się gryzły ze sobą. A gdy to robiłam, to wszystko odpływało i nadchodził spokój.
– Dzięki, Eva. Wiesz, że cię uwielbiam. – uśmiechnęłam się do niej, a ta uniosła wzrok w górę i teatralnie się uśmiechnęła, po czym przyjęła swój zeszyt, który wrzuciła do plecaka.
– Czekam na rewanż.
– Umówmy się tak. Ja jutro robię zadania z matmy, okej? – rzuciłam propozycję, bo wiedziałam, że to był jej słaby punkt.
– Umowa stoi. – podała mi dłoń, którą chwyciłam.
– Jak kutas dyrektora. – zaśmiałam się, wymawiając nasz słynny tekst, którego autorem był Isaac - dobry kolega Evy i mój.
– A nawet bardziej. – dodała.
– Nie, nie, koleżanko. Nie pozwalaj sobie na wiele. – ze śmiechem wyszłyśmy z toalety, skradając dziwne spojrzenia zazdrosnych czy zakompleksionych koleżanek ze starszych roczników.
Po następnych dwóch lekcjach w końcu William do mnie podszedł i ku mojemu zdziwieniu mnie przytulił. Eva, gdy to zobaczyła, przez dziesięć minut zbierała szczękę z podłogi. Tego dnia nosił jasne jeansy nisko spuszczone i białą koszulkę polo, którą zakrywała czarna, długa marynarka. Włosy aksamitnie opadały mu na twarz, więc ogarnął je do tyłu.
– William, pójdziesz dziś ze mną i Ver na miasto?
– Pewnie, nie mam nic do roboty, więc się zajmę. A jutro pamiętaj. – zaśmiał się i objął mnie jeszcze raz.
Tuląc się do niego mogłam tak stać godzinami i słuchać jego równomiernie bijącego serca. Cieszyłam się, że wieczór spędzę z dwoma fajnymi osobami.
– Co teraz masz?
– Pewnie angielski. – wywrócił oczami. – Chcesz się zamienić?
Zadzwonił dzwonek i niestety ta silniejsza siła odkleiła nas od siebie.
Odprowadziłam go wzrokiem pod klasę, wciąż słysząc te bicie serca. William był bardzo wysoki, więc nawet jeśli ubrałabym szpilki, to nie sięgałabym do jego twarzy.
– Co tu się odpierdzieliło? - Eva domagała się wyjaśnień.
– Spotykamy się. – wytłumaczyłam, jakby to była najzwyklejsza rzecz na świecie. A taka nie była. Była wyjątkowa.
Dziewczyna cały dzień chodziła zdziwiona, a gdy William przechodził obok to mnie trącała. Ludzie, przecież ja potrafię działać! Po szkole nawet nie czekałam, żeby się z nim pożegnać, bo musiałam jechać do Ver. Wsiadłam więc w jej autobus, ale jej nigdzie nie było. Pomyślałam, że może została jeszcze godzinę w szkole. Zajęłam wygodnie miejsce, a mój telefon zawibrował. Szybko go odblokowałam i wstrzymałam powietrze, gdy zobaczyłam imię i nazwisko nadawcy.
Od: William Kelley
Witam, słońce. Coś się szybko zmyłaś :( mówiłaś o tym, żeby iść dziś na miasto i się zgodziłem. Ale jest jeden problem...
Kurde. Czyżby miał inne plany? Posmutniałam trochę i kliknęłam w odpowiedź, gdzie napisałam przewidującą wiadomość.
Do: William Kelley
Jaki problem? :o
Od: William Kelley
Nie wiem gdzie mam się zjawić i o której godzinie xD
Głośno odetchnęłam z ulgą i chwilkę się zastanowiłam.
Do: William Kelley
Zjaw się u mnie o siódmej ;)
Od: William Kelley
Okey, słońce xx
Uśmiechnęłam się do siebie i wymyśliłam już cały plan o tym, co będziemy robić. Zdziwiło mnie tylko to, że Ver nie wraca tym autobusem, skoro kończyła o tej samej godzinie.
Wysiadłam na przystanku obok jej domu i skierowałam się do drzwi, gdzie przed domem pani Molly wyczekiwała powrotu córki. Niespokojnie oderwała się od swojej pracy, jaką była podlewanie kwiatów i posłała mi przyjemny uśmiech.
– Dzień dobry, pani Molly. – przybliżyłam się do niej, a ona skinęła głową.
– Dobry, dobry. Veronici nie ma z tobą? – oglądnęła się za mnie i posępiała.
– No właśnie istnieje możliwość, że została dłużej w szkole.
Wiedziałam, że kontakty na linii matka - córka u nich znacznie są gorsze niż u mnie i wiedziałam, że matka jej nie ufa. Bywałam tu częstym gościem, więc nawet miałam pozwolenie wchodzić do ich domu bez pukania.
– Trudno. – wydała się nie wzruszona. – Zaraz jadę do pracy. Wchodzisz? – wskazała drzwi, a ja kiwnęłam głową i weszłam do środka. – Dzięki, że tu przyszłaś. Pewnie straciłabym rachubę czasu.
– Zawsze do usług. – ukłoniłam się teatralnie i obydwie weszłyśmy do środka. – Pewnie pójdziemy potem na miasto.
– Róbcie co chcecie.
Nawet nie odpowiedziałam, bo ta zniknęła w swoim pokoju. Poszłam więc do królestwa Ver i pierwsze, co rzuciło mi się w oczy to wielki, pluszowy miś, który chyba najwyraźniej jej się spodobał, skoro zajmował miejsce na łóżku. Wskoczyłam na nie i wzięłam go na swoje kolana, szukając metki. To było dziwne, wiem, ale uwielbiałam później szukać firmy i patrzeć, ile kosztował. Tym razem niestety albo metka była dobrze ukryta, albo po prostu jej nie było. Odstawiłam go i wstałam, kierując się do okna.
Okolica, w jakiej mieszkała była bardzo spokojna i rzadko kiedy ktoś przejeżdżał tą ulicą. W sumie ja też mieszkałam w podobnej, więc znałam ten spokój. Tylko że Ver miała dużo więcej sąsiadów, z którymi i tak nie była blisko.
Znów rzuciłam się na łóżko, patrząc głucho w sufit. Pani Molly dawno już wyszła, zostawiając otwarte drzwi. W tej ciszy wyłapałam odgłos silnika, jaki tylko posiada Honda Zack'a Adamsa. Poderwałam się i wyszłam przed drzwi, gdzie Ver z uśmiechem na twarzy machała w jego stronę i, hej! Miała jego bluzkę na sobie.
– Nieźle! – skomentowałam to, a ona aż podskoczyła.
Zauważyłam na jej twarzy rumieńce, które zakryła włosami. Jest tyle zachowań, których nawet nie kontrolujemy, gdy jesteśmy zakochani i właśnie po nich łatwo stwierdzić, czy znajomość osiągnęła pewien etap. Byłam pewna, że u Ver i Zack'a niedługo zacznie się coś poważnego.
– Kto cię tu wpuścił? - spytała przyjaciółka wymijając mnie i rzucając się na łóżko.
– Twoja mama jakąś godzinę temu. – wzruszyłam ramionami i podeszłam do mojego regału, gdzie miała różne zdjęcia oprawione w ramki. Nawet znalazło się parę ze mną. – Wybierzemy się dzisiaj razem na miasto wieczorem?
– No pewnie – odpowiedziała bez zastanowienia, odbiegając od mojego spojrzenia.
– Nie będziesz zła jak z nami pójdzie jeszcze William? – zrobiłam słodkie oczka, co ją rozśmieszyło. Nie wiedziałam, czy go lubiła. Nawet go nie znała, więc to by była doskonała okazja do poznania.
– Kobieto, pewnie, że nie. Jesteś moją przyjaciółką i cieszę się, że znalazłaś w końcu chłopaka.
,,Chłopaka..." chciałabym. Wywróciłam teatralnie oczami. Naprawdę? Jeśli dziewczyna rozmawia z chłopakiem i się raz z nim spotkała to już oznacza, że są razem?
- Nie jest moim chłopakiem... - odpowiedziałam z irytacją.
- Jeszcze nie. - podkreśliła słowa, na co obydwie wybuchłyśmy śmiechem.
- No a u ciebie z Zack'iem coś się kroi. - poruszałam znacząco brwiami. Niech się poczuje niekomfortowo, a co.
- Diana... On mnie tylko do domu podwiózł. - odpowiedziała naśladując mnie. Zabawne.
- Aż godzinę cię odwoził? I, hej! Czy ty nie masz przypadkiem na sobie jego koszuli? - zaczerwieniła się, co nie uszło mojej uwadze i uśmiechnęłam się z wygraną.
- No tak. - oparła głowę i ręce starając ukryć rumieńce.
- Ver, on mało której proponuje podwózkę. - powiedziałam to już poważnym tonem. - Śmiem rzec, że nawet chyba jesteś jedyną dziewczyną, której do tej pory to zaproponował.
Dziewczyna chwilkę się zamyśliła, zabawiając się głową miśka. Nie odezwała się, więc postanowiłam kontynuować. Ona musiała zrozumieć, że chłopak coś więcej od niej chce i nie zaprzepaścić tej szansy.
Przecież przed Zack'iem Adamsem zmiękały serca i kujonek i szkolnych barbie i fakt, może i był znany z tego, że kolekcjonował dziewczyny, ale znałam Ver i jeśli ta dziwna więź między nimi by do tego doszła, delikatnie by mu podziękowała. Przecież warto ryzykować.
- A poza tym... Widocznie na ciebie leci. - usiadłam koło niej, aby bardziej do niej dotrzeć.
- Tak bardzo leci, że w szkole na mnie nie zwraca uwagi? Tak bardzo leci, że obmacuje inne na moich oczach, a w dodatku robi to celowo? - nagle wybuchła, powoli tracąc cały humor.
- No wiesz...- szukałam odpowiednich słów. - Może chce w tobie wzbudzić zazdrość?
-Diana, my dopiero gadamy od trzech dni.
- Ale on mógł już czuć coś do ciebie wcześniej. - wzięłam i uniosłam miśka do góry, aby nawiązać do rozmowy. - Przykładem jest misiek z tamtego wieczoru czy też kurtka.
- Był pijany. - mówiła obojętnym tonem.
– No dobra, Ver. Ale to Adams. Dawno by sobie odpuścił, gdyby to był błąd. – wywróciłam oczami.
Tłumaczyć jej to jakby tłumaczyć ścianie. Była uparta, a ja widziałam, że coś się kroi. Spojrzałam na zegarek, który wybijał już czwartą godzinę.
– Ja się zmywam. Do zobaczenia na mieście przy mostku o siódmej. – wstałam i zanim przyjaciółka przytaknęła, stałam już w drzwiach.
Mogłabym się w sumie przejść, bo potrzebowałam spokoju, ale, fuck! Zapomniałam się spytać najważniejszego. Może jednak dam sobie spokój i poczekam,aż sam mi powie?
William
Właśnie narzuciłem na siebie czarną bluzę, lecz coś znów ciągnęło mnie, żeby przejechać palcami po strunach.
Wziąłem instrument ostrożnie na kolano, którym podparłem się o krzesło i spojrzałem na łóżko. Łóżko, w którym tak wiele się działo. Tyle obietnic zostało złożonych i złamanych.
The girl with blue eyes
Thank you
For a moment with you
I forgot how it was to be a victim of life
Koniec. Te słowa wystarczyły, abym przypomniał sobie wszystko. Począwszy od samotnych przesiadywań w bibliotece, po tajemnicze spotkanie i ukojony ból. Tego było za dużo. Miałem nadzieję, że w oczach Diany odnajdę ten błysk nadziei i szczęścia, który nosiła...no właśnie. Nie umiałem określić, kim dla mnie była. Była nieziemska, żeby opisać ją ziemskimi słowami. Była za dobra, żeby nazwać ją człowiekiem. A później zostawiła po sobie jeszcze większy ból niż ten, który wrył mi się w serce.
Wziąłem telefon do dłoni i szybko wystukałem kilka słów, żeby przypomnieć się dziewczynie w razie czego. Odpowiedź dość długo nie nadchodziła, więc chwilę zwątpiłem, czy nadal to aktualne.
Od: Diana Birdy
No oczywiście, że tak ^^ możesz nawet wcześniej wpaść, gdybyś chciał.
Czy bym chciał? Te cztery ściany mnie zbyt dobijały, żeby tu dłużej zostać. Uśmiechnąłem się ponuro i wstałem, biorąc po drodze kluczyki. Rzuciłem okiem za zegar. Mielibyśmy jeszcze pół godziny dla siebie, więc czemu nie?
Do: Diana Birdy
Szykuj się, słońce xx
Dlaczego słońce? Bo dziewczyna, która była moim słońcem gdzieś zniknęła, a ja usilnie próbowałem znaleźć w każdym tą gwiazdę. Wsiadłem do samochodu, odpalając silnik i przybrałem maskę innego Williama. Tego, którego wszyscy znają.
Zatrzymałem się tam, gdzie ostatnio i zaciągnąłem ręczny. Ostrożności nigdy dość. Nie musiałem nawet pukać do drzwi, bo energicznie się otworzyły, a w nich stanęła beztroska blondynka. Mimo co, bez powitania wziąłem ją w objęcia i czułem, jak wstrzymuje oddech.
– Dzień dobry, William. – usłyszałem za plecami Diany ciężki głos, zapewne należący do jej ojca.
Dziewczyna posłała mi współczujący wzrok i puściła oczko, znikając na górze. To mała intrygantka. Uśmiechnąłem się i wszedłem do środka, udając, że wcale nie stresuję się tą rozmową.
– Dzień dobry, panie Birdy.
– Ładna dziś pogoda, prawda? – zaczął i ruchem ręki wskazał miejsce przy stole, które zająłem.
– Zimno dziś, proszę pana.
– Przejdźmy na ty. Ja, Ethan.– wystawił rękę, którą uścisnąłem.
– William.
– Kelley? – spytał, a w jego oczach dostrzegłem trochę dystansu. Zapewne chciał dodać ,,ten Kelley?"
– Tak. – cały humor poszedł się jebać w kszaki.
– Gdzie zabierasz moją córkę?
– Na miasto.
– Masz na myśli centrum?
– Owszem.
– Masz o nią dbać i traktować jak księżniczkę, jasne?
– Diana zasługuje na samo dobro – potaknąłem, a zaraz mentalnie walnąłem się w twarz. Do czego ja się zobowiązałem, huh? Przecież nie ma mowy o poważnym związku z nią.
– Tato, nie męcz go tak. – obróciłem się w jej stronę, lustrując całość.
Zanim tu przyszedłem, wyglądała inaczej. Teraz spięła wysoko włosy i narzuciła morelową bluzę na czarne legginsy. Ojciec Diany jeszcze porozumiewawczo na mnie spojrzał, aż przeszedł mną dreszcz.
– Było bardzo niekomfortowo. – rzuciłem w jej stronę, gdy przekraczaliśmy próg. – I zdradziłaś mnie. Myślałem, że inaczej spędzę te pół godziny.
Dziewczyna zaśmiała się, a następnie otworzyła drzwi, które, żeby zachować pozory, przytrzymałem. Sam następnie zająłem swoje miejsce, kierując się BMW w podane przez nią miejsce.
W trakcie jazdy panowała miła atmosfera. Diana ciągle opowiadała śmieszne sytuacje, włączając przy tym radio, którego dawno nie uruchamiałem. Puściłem jedną ręką kierownicę, żeby przełączyć na płytę, którą kupiłem dość niedawno. Płytę z najlepszą muzyką Arctic Monkeys.
– Mówiłam ci, że cię kocham? – pisnęła, krzycząc na całe auto słowa jednej z piosenek.
Nie skomentowałem tego tylko podjechałem na parking, gdzie jej przyjaciółka czekała na nas. Gdy zauważyła przez szybę, rozchmurzyła się i podbiegła do drzwi od strony Diany. Blondynka wyskoczyła, trzaskając drzwiami. Zrobiłem to samo, zamykając samochód i ruszyliśmy trójką w stronę miejsca, gdzie było dużo kiosków skupionych wokół siebie.
Veronica zwróciła mi uwagę, że jej przyjaciółka chodzi przeze mnie szczęśliwsza. Fajnie, że nie działało w obydwie strony. Owszem, zachowywałem się jak zawsze. Diana pociągnęła mnie w stronę budki ze zdjęciami, gdzie sam się zgodziłem.
– Może zacznijmy od śmiesznych min? – zaproponowała, a ja wywaliłem język i zrobiłem zeza.
– Teraz normalne. – rzuciłem, zanim maszyna zdążyła zrobić kolejne.
– Ciumek. – dziewczyna przyłożyła usta do mojego policzka, więc pomyślałem, że ucieszyłaby się, gdybym odwzajemnił.
Następne i za razem ostatnie zrobiłem tak, jak planowałem, a dziewczyna stłumiła w sobie pisk szczęścia.
Dobre takie spędzenie czasu niż uczucie samotności. Przynajmniej ona nie wiedziała, jakie zdanie mają ludzie na mój temat. Szkoda tylko, że nie wiedzieli, co wtedy czułem.
Ból psychiczny nie jest porównywalny z fizycznym. Ten drugi wkrótce minie, a ten pierwszy męczy cię w najgorszych koszmarach, stając się jeszcze gorszym i bardziej niszczącym. Człowiek już nigdy nie będzie ten sam.
*************
Biedny William 😏 nikt nie wie, co go męczy. Macie kawałek jego piosenki o tajemniczym człowieku. Jak spędzacie wakacje? Tak w ogóle to udanych podróży wszystkim, którzy gdzieś wyjeżdżają 😘
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top