IX

Diana

Gdy wróciłam z imprezy, mama nie czekała na mnie, co było wielką ulgą. Przynajmniej ona mnie rozumiała. W końcu osiemnaście lat ma się tylko raz, prawda?  Smutno jednak się czułam, gdy William nawet mnie nie pożegnał. W szkole się nie zjawił, co w sumie tak samo postąpił jak połowa uczniów. Lekcje zostały odwołane dlatego, że w którejś klasie zrobiono strajk i nikt nie przyszedł. 

- Czyli mówisz, że nie poszłaś na wagary, co? - spytał po raz kolejny tata, krojąc ogórki do sałatki.

- Przecież bym cię nie okłamała. - śmiałam się, bo krojenie mu nie wychodziło.

Chciałam przejąć tą czynność od niego, ale ten zasłonił się ramieniem i wystawił mi język.

- Robert, ale z ciebie świnia. - skwitowała mama, podchodząc do nas.  - Jeśli nasza córka postanowi opuścić nasz dom, to pozwolisz na to, żeby nie umiała gotować? Pozwól jej przejąć pałeczkę, zważając chociażby na to, że nie idzie ci to. - pstryknęła palcem i podeszła do mnie, żeby pocałować mnie w czoło. - Musimy pogadać, młoda damo. - szepnęła, a ja kiwnęłam głową. 

- Twoja matka ma zbyt mocny wpływ na mnie. - zaśmiał się pod nosem i podstawił mi tackę z grubo posiekanymi ogórkami.

Pokręciłam głową i poprawiłam te szkarłatne plasterki, a następnie wrzuciłam do misy. Mama wpadła w wir zdrowego stylu życia, więc kazała mi i tacie siebie zaskoczyć kolacją przed szóstą. Sądząc po jej charakterze, to długo w tym nie wytrwa. Tata zajął się robieniem majonezu domowego, którego jako jedyny mama tolerowała. Twierdziła, że te ze sklepu skrywają w sobie zbyt wiele spulchniaczy. 

- Jak ci idzie? - przerwał ciszę ojciec. 

- Lepiej niż to wychodziło tobie. 

- No dobra, przyznaję. Nie jestem za dobry w krojeniu warzyw. Nie znoszę tego. - zaśmiał się. - Mam szczęście, że twoja matka pokochała mnie mimo tego, że nie umiem gotować. 

- Choć to trochę ironia, że poznaliście się na kastingu do Masterchef, nie uważasz? 

- Daj spokój. Ja tam byłem tylko ze względu na moją matkę. A twoja mama była najmłodszą uczestniczką i...no cóż. - uśmiechnął się i pokrył się rumieńcem. 

Zawsze tak robił, gdy przypominał sobie okoliczności poznania się z mamą. To było słodkie, że ciągle reagował tak samo, pomimo że lata leciały. 

- Każdy wie, że poszedłeś za nią na zaplecze i nie towarzyszyłeś babci, podczas jej najlepszych chwil w życiu. - wzruszyłam ramionami. 

- Mówiła, że to nic, że nie dostała się. Ważne, że dzięki niej poznałem swoją żonę. 

- Choć nic na to nie zwiastowało. - podniosłam brew w górę i czekałam na to, aż tata rozkręci się na opowieść. 

- Jednorazowa przygoda. Tylko na tyle się umawialiśmy. Ale jak się później okazało, ona ciągle o tym myślała i ja o tym myślałem. Pewnego dnia znów wpadliśmy na siebie w sklepie, gdy obydwoje kupowaliśmy takie same rzeczy. Dwa ogórki, pomidory, kiełbasy. To nie mógł być przypadek, że tak się stało. Zabrałem ją na kawę i tak nam się fajnie rozmawiało, że nim przyszedłem do domu, pomidory nie nadawały się do jedzenia, a kiełbasa była stara. 

- Ale mimo co postanowiliście, że to jednak nie będzie jednorazowa przygoda. 

- Tylko nie mów, że ty już nie... - wyprostował się i spojrzał na mnie, a ja się szczerze roześmiałam. 

- Wciąż jestem dziewicą i nigdzie mi się nie spieszy. 

- Nie ma co się spieszyć. To ma być wyjątkowe, Diana. - złagodniał i odstawił miskę. - A William nie jest wyjątkowy. - powiedział na odchodne i zostawił mnie samą z moimi myślami.

I znowu nasuwało się pytanie: o co im wszystkim chodzi? Gdy już zrobiłam pyszną sałatkę, zaniosłam ją na stół i troszkę do niego nakryłam. Zapaliłam świeczkę, żeby było bardziej nastrojowo. Mama tak rozkazała. Wyjęłam specjalny obrus i włączyłam muzyczkę, żeby było raźniej. W tym momencie tata wyszedł z sypialni w garniturze z mamą za rękę. Rodzicielka miała na sobie czerwoną sukienkę do ziemi, a ja...zwykłe szare dresy. Wychodzą gdzieś?

- Mamo? Tato? Przecież zrobiłam sałatkę i...- już nic nie rozumiałam.

- Wiemy. - powiedzieli razem i się zaśmiali. - Dokładnie dwadzieścia lat jesteśmy małżeństwem. - dokończyła z uśmiechem na ustach mama, a ja walnęłam się w czoło.

Jak mogłam zapomnieć, że dzisiaj rocznica ślubu moich rodziców? Chciałam wybiec się przebrać, ale zatrzymała mnie gestem ręki.

- Usiądź. I tak już dużo zrobiłaś. Dziękuję. 

- Ale czemu nie poszliście do restauracji?

- Woleliśmy świętować z tobą. - oznajmiła wesoło i gdy tata odsunął jej krzesło, usiadła na nim wygodnie. - Kto by pomyślał, że po tej jednorazowej przygodzie złączymy się w małżeństwie?

- Moja mama. - zaśmiał się tata, a ja mu wtórowałam.

I choć byłam zdana w siedzeniu z nimi i słuchaniu o tym, że ich miłość nie zmalała, cieszyłam się. Były momenty, gdy wymykałam się na górę, żeby spojrzeć na telefon, który nie pokazywał żadnych wiadomości od Willa ani nikogo innego. I nie ukrywam, że było mi wtedy bardzo smutno. Według mnie był wyjątkowy, ale chyba dał sobie ze mną spokój. Czasowy spokój. 

- Diana, rozchmurz się. Coś cię trapi? - spytała mama, wyrywając mnie z rozmyśleń.

- Po prostu zastanawiałam się nad czymś.

- Robert, powiedzmy jej. - mama nerwowo ścisnęła dłoń ojca, a on pokiwał głową. - Chodzi o to, że ten Wi...

W tym czasie usłyszałam dzwonek mojego telefonu. Artcic Monkeys ,,Do I wanna know?" -  taką piosenkę miałam ustawioną, gdy tylko on dzwonił. Nawet nie przeprosiłam rodziców, tylko wybiegłam po schodach, żeby rzucić się na telefon i jak najszybciej odebrać. 

William

Czułem potrzebę zadzwonienia do niej. Może i nie byłem względem Diany uczciwy i może sprawiłem, że denerwowała się przeze mnie, bo nie odpisywałem na jej wiadomości. Musiałem zająć się Charlie, bo jego starszy brat pojechał do tej Samanty. Już wolałem nie wnikać w cel tego spotkania. Nauczyłem małego kilka chwytów, które mógł potem dumnie prezentować.

-Cześć. - odchrząknąłem, a ona wydała z siebie nieokreślony dźwięk.

- Rozumiem, że nie odzywałeś się dlatego, że leczyłeś kaca. - powiedziała smutno.

- Nie miałem... - uświadomiłem sobie, że w sumie tak, miałem ogromnego kaca i dopiero się obudziłem. Jakoś nie miałem ochoty mówić jej o wizycie Alexa, bo ostatnim razem ciskała się, że ona też powinna być zapraszana na nasze spotkania, jako moja dziewczyna. - Tak. Na szczęście już mnie głowa nie boli, a wstręt do alkoholu będę miał długo. - zaśmiałem się. Ona wydała po drugiej stronie ciche westchnięcie.

- William, jeśli robiłeś co innego, to przecież nie musisz tego ukrywać. 

-Ale ja naprawdę cały czas w domu siedziałem. 

- No dobra, niech będzie. Po prostu się martwiłam, wiesz? - zadała pytanie retoryczne, a następnie zaśmiała się. - W ogóle moi rodzice stają się strasznie sentymentalni. Zaraz zaczną w salonie odgrywać swoje pierwsze spotkanie z pikantnymi szczegółami. Uratujesz mnie? Zabierz mnie gdziekolwiek, bo wydaje mi się, że naprawdę zaraz zaczną robić coś, czego nie chciałabym widzieć w wersji rodziców.

- W sumie mam wolne mieszkanie. - porozglądałem się i położyłem się na łóżko, podpierając głowę ręką. 

- Wciąż nie wiem, gdzie mieszkasz. 

- A ty nie masz przypadkiem nadal szlabanu? - przypomniałem jej, bo zauważyłem po jej głosie, że zaczynała się rozkręcać i zaczynała pragnąć mnie jako własność. A ja nie jestem żadną własnością. Poza tym nie chciałem, żeby angażowała się tak w ten związek, bo nie będzie on trwały. Nie teraz, gdy wciąż myślę o Elaine, choć nie żyje. 

- No wiesz, może uda mi się wymsknąć z domu? - spytała kusząco.

- Twoi rodzice bardziej mnie znienawidzą. - prychnąłem. Już zacząłem wątpić, żeby dziewczyna sobie odpuściła. 

- Moja mama cię lubi. I ją przekonam, zobaczysz. To co, do zobaczenia o ósmej? - widać, że sama już zdecydowała, a ja się poddałem. 

- Okej. - westchnąłem. - Do zobaczenia. 

Rozłączyłem się i przejechałem ręką po twarzy. Ja ją zniszczę, ale potrzebuję jej, żebym nie zniszczył siebie. To chore. Musiałem schować gitarę, zanim ją odkryje i każe coś zagrać. Siłę przekonywania to ona ma, więc wolałem nie ryzykować. Otworzyłem szafę i wepchałem ją między ubrania, oczywiście nie niszcząc jej. Była ona życiem moich młodych lat. Obawiałem się tylko, że Diana nie rozegra tego tak, jak chciała. Na odległość widać, jak jej ojciec mnie nie cierpi. Wziąłem kluczyki i wsiadłem do samochodu, zostawiając w domu porządek. Czułem się trochę ospale, ale dało się to ukryć. Może jej obecność doda mi energii. Nie było potrzeby wysiadać, bo Diana wyleciała i cicho zamknęła drzwi.

– Hej. – wsiadła i od razu nachyliła swoją twarz w moją stronę, lecz znów nie oddałem pocałunku. 

- Cześć. - uśmiechnąłem się i włączyłem silnik. - Gotowa zobaczyć burdel?

- Burdel? William, myślałam, że nie mieszkasz z dziwkami... - nie pojęła aluzji.

- Jejku, czy ty nie wiesz, że tak się mówi, kiedy ma się w domu bałagan? - zaśmiałem się, a jej oczy się rozjaśniły. 

- A czy ty nie wiesz, że każdy kto tak mówi, to się okazuje, że w jego domu lśni? Po prostu ludzie są tacy skromni, że jak wejdziesz do ich nieskazitelnego mieszkania i tak przepraszają za bałagan. - wzruszyła ramionami. - Nie uwierzę w twoje bajeczki o burdelu. 

- Kurde, no to masz mnie. Mój pokój lśni czystością i jeśli nie masz reklamówek na stopach, to nie przejdziesz. - zacząłem ją naśladować.

- A ty masz?

- A ty masz? - powtórzyłem, a ona nie wytrzymała i zaczęła klepać rękoma w uda ze śmiechu. 

W wesołej atmosferze minęła nam droga. Była taka pozytywna, że jej humor zawsze mi się udzielał. Dojechaliśmy pod moje mieszkanie, a Diana zaczęła rozglądać się wkoło. Uśmiechnęła się i spojrzała na mnie, ale zignorowałem to i wysiadłem z auta, otwierając jej drzwi. 

- Fajnie mieszkasz. Z rodzicami? - zadała pytanie, które wiedziałem, że padnie.

- Sam mieszkam. - wzruszyłem ramionami i postanowiłem zmienić temat. - Myślisz, że twoi nie zorientują się, że nie ma cię w domu?

- Oj tam. Mogą mi dać kolejny areszt domowy na trzy miesiące, ale to i tak byłoby warte spędzonej nocy razem.

Czy ona właśnie postanowiła spędzić noc u mnie? Wstrząsnąłem głową i przyszyłem sobie uśmiech. Wbiegłem po schodach, żeby otworzyć jej drzwi do mojego mieszkania i przepuszczając ją pierwszą, odruchowo spojrzałem na jej tyłek. Był bardzo zgrabny, więc nie powstrzymałem się od tego, żeby ją klepnąć. Diana odwróciła się i przygryzła język z uśmiechem na ustach. Zaczęła iść szybciej, bardziej kręcąc tyłkiem, a moje spodnie stały się za ciasne. Musiałem coś z tym zrobić, bo moje jądra zaraz by eksplodowały.

- Diana, nie kuś. - powiedziałem przez zęby, radząc sobie z bardzo niekomfortowym uczuciem.

- A co, jeśli powiem, że chcę, żeby moje kuszenie podziałało? - usiadła na kanapie i rozłożyła nogi, przygryzając wargę. 

- To ci się uda.- odparłem i starając się patrzeć w jej oczy zbliżałem się, aż usiadłem koło niej.

Nie mając co zrobić z rękami położyłem je na jej nagim kolanie, zataczając koła. Szybko się niestety przeniosła i usiadła na moich nogach, ujmując jej twarz i z całej siły z wielkim głodem przyssałem się do jej szyi. Pocałunkami zaznaczałem tor, który kończył się na jej ustach, gdzie się zatrzymałem. Zacząłem najpierw ssać jej dolną wargę, a gdy ona agresywnie ją przygryzła, to postanowiłem być trochę bardziej dziki. Jakkolwiek to brzmi.

Diana mnie wyprzedziła i zaczęła poruszać się w przód i tył na moim kroczu, przez co wydałem cichy jęk w jej usta. Przytknąłem usta do jej obojczyka, który odsłonięty był przez odpięte guziki jej koszuli. Zassałem się do skóry wyżej niego, zostawiając mokrą malinkę. Dziewczyna nagle odepchnęła mnie z całej siły, ściągając ze mnie koszulkę. Podniosłem dłonie w górę, żeby jej to ułatwić i w międzyczasie przelotnie ją pocałowałem. Miała przez chwilę nade mną władzę. 

W tle mój telefon dzwonił, ale nic teraz nie ciągnęło mnie tam, żeby go odebrać. Po pięciu próbach ktoś się poddał, pozwalając nam upajać się sobą. Wstałem, a Diana oplotła swoje nogi wokół mnie. Chciałem zanieść nas do sypialni, a gdy w ciemności napotkałem zdziwione spojrzenie Diany, uśmiechnąłem się.

- Idziemy do sypialni. - powiedziałem, a ona złączyła nasze usta, bawiąc się i szarpiąc moje włosy.

Rzuciłem ją delikatnie na łóżko, górując. Dałem jej czas na to, żeby się rozebrała i pozwoliła mi odpiąć jej stanik. I tak w całej okazałości leżała wyciągnięta na łóżku, wyginając się. Kiedy pozbyliśmy się materiałów na nas, które uniemożliwiały bliskość, pocałunkami zszedłem na sam dół i zacząłem delikatnie ssać jej kobiecość. Wiła się pode mną, jęcząc i przytrzymując moją głowę. Gdy była bliska, przyspieszyłem ruchy językiem, żeby dać jej lepszy efekt. Oddychając głęboko i nieumiarkowanie, zaczęła wydobywać z siebie krzyki, z których dało się usłyszeć moje imię. 

Podniosłem głowę i wzniosłem się wyżej, żeby móc teraz pocałować jej usta. Kiedy to zrobiłem, nachyliłem się nad szafką, aby wyciągnąć prezerwatywę i z wielką wprawą ją założyłem. Delikatnie pchnąłem w nią, a ona zagryzła zęby i tym samym stłumiła jęk. To był jej pierwszy raz, więc starałem się być bardzo ostrożny. Powtórzyłem ruchy kilka razy, spełniając się przy tym i słyszałem, że ona również była blisko. Wyszedłem z niej i dokończyłem palcami, a gdy wydała jęki rozkoszy, opadłem obok niej. Pozwoliłem jej dojść dwa razy. 

Leżeliśmy koło siebie bez słowa, umiarkowując swój oddech. W końcu Diana obróciła się na bok tak, żebyśmy byli twarzą w twarz.

- Dziękuję. Podobało mi się to. - powiedziała z lekką chrypką i już miała położyć swoją dłoń na moim nagim torsie, gdy przykryłem się kołdrą i tym samym odciąłem się od niej.

- Nie zrozum mnie źle, ale jestem zmęczony. A twoja wizyta nie była tu w planach, więc pójdę spać. - zamknąłem oczy i przysłuchując się jej zawiedzionego westchnienia, pomyślałem, że nie tak sobie to wymarzyła. 

- Dobranoc. 


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top