Rozdział 6 Tajemnica

Byłam aktualnie w swoim pokoju, kiedy usłyszałam dobiegający z dołu krzyk pani Estelli. Rzuciłam wszystko i zbiegłam czym prędzej schodami, wpadając do kuchni,  gdzie zobaczyłam przerażoną staruszkę oraz niezruszonego Luce, który zakrywał dłoń. 

-Co się stało? - spytałam z przejęciem.

-To moja wina - kobieta zasłoniła twarz dłońmi. -Podszedł mi, a ja trzymałam akurat nóż - podeszłam do starszej pani i ukucnęłam przed nią.

-Niech pani pójdzie odpocząć w salonie, ja opatrzę Luce, to nie pani wina - starałam się ją opatrzeć. -Będzie dobrze, Luca, to twardy facet - uśmiechnęłam się do niej ciepło, odejmując ręce od jej twarzy, na której pojawił się smutny uśmiech.

Udało mi się przekonać podopieczną, aby poszła odpocząć, a ja zajmę się resztą. Nie stało się nic wielkiego. Mężczyzna tylko nadział się na nóż dłonią, kiedy chciał jej coś podać, ale jak to każda babcia problem wyolbrzymiła, bo wiadomo w końcu to wnuczek. 

-Pokaż rękę - podeszłam do Luca. -Opatrzę ją - spojrzałam na dłoń bruneta.

-Nie trzeba - zakrył ranę drugą ręką. -Nic się nie stało - powiedział stanowczo.

-Musisz być taki uparty? - podeszłam jeszcze bliżej. -Daj tę rękę, widzę krew na blacie - złapałam go za nadgarstek. -Luca! - zganiłam go, kiedy chciał zabrać dłoń.  -Luca? - spojrzałam podejrzliwe na ranę, kiedy udało mi się wyrwać jego rękę zza pleców. -Gdzie się skaleczyłeś? - zerknęłam na krew, następnie na miejsce zranienia, ale tam nic nie widziałam.

-Mówiłem, że wszystko ok - odrzekł nerwowo, uwalniając się z mojego chwytu. -Babci się coś przewidziało - zaczął kierować się do wyjścia.

-Przecież jest krew - zaprostestowałam, podążając za nim. -To, gdzie Cię zraniła? - zapytałam zdezorientowana. 

-Nigdzie! - warknął. -Zajmij się swoimi obowiązkami - skwitował widocznie zdenerwowany. 

Nie odniosłam się do jego uwagi. W ciszy wróciłam do kuchni. Coś go bardzo rozdrażniło, ale co takiego? Nie uważam, żebym zrobiła coś nieodpowiedniego. Ze zwykłej dobroci serca oraz ze względu na panią Estellę chciałam opatrzeć jego ranę. Zaatakował mnie bez powodu, ale ma rację, to nie moje obowiązki, niech radzi sobie sam. Nie rozumiem jednak tych zmienności nastroju. Zrobiło mi się nieco przykro, oberwałam za szczerą chęć pomocy. Najwidoczniej miał swoje powody, nie będę się w to zagłębiać. 
Wróciłam do kuchni, posprzątałam bałagan. Starłam krew z blatu oraz umyłam zakrwawiony nóż, nie przestając się dziwić. Ewidentnie ktoś został tutaj zraniony i jeśli nie była, to pani Estella, a wszystko na to wskazuję, to nie zrozumiem, jakim cudem Luca nie posiada żadnego śladu po zaistniałej sytuacji. Magia? Czy posiada niezwykłą moc regeneracji rodem z filmów fantastycznych? Nie wiem, ale jednego jestem pewna, trzeba mieć go na oku. Coś ukrywa, tylko jeszcze nie rozszyfrowałam co takiego i zapewne właśnie ta rzecz jest powodem jego nieoczekiwanych zmian nastroju. 

Wciąż przejęta sytuacją z rana siwowłosa kobieta poszła odpocząć w swoim pokoju. Drzemka dobrze jej zrobi. Incydent może błahy z mojego punktu widzenia, ale starsi ludzie inaczej wszystko odczuwają. Wstanie, poczuje się lepiej, zje obiad i humor od razu powróci. Szczególnie że zgodnie z jej życzeniem dziś serwuję kolejne tradycyjne hiszpańskie danie. Paella - tradycyjne danie ze wspólnoty Walenckiej. Jest, to nic innego jak potrawa na bazie ryżu, która można przygotować na dwa sposoby, z mięsem z kurczaka i królika, bądź owocami morza. Dla szczególnego smaku dodajemy warzywa z aromatycznymi przyprawami. Ja dziś postawiłam na typową dla naszej rodziny wersję z krewetkami przyozdobioną kawałkami cytryny, którymi przy okazji dla smaku można skropić ową potrawę.
Zjadłam w towarzystwie pani Estelli, która stwierdziła, że mieć taką opiekę, to skarb. Aż się nieswojo poczułam, gdy powiedziała mi, że nawet jej wnuczka tak się nią nie przejmowała i nie dbała o nią, jak pomagam ja. Myślałam, że Luca miał tylko starszego brata, ale dowiedziałam się, że jest jeszcze młodsza siostra, tylko rodzeństwo nie ma ze sobą kontaktu. Ponoć cała trójka poróżnili się przed laty o coś i od tej pory traktują się, jak obcy ludzi. Przy okazji zapominać o jedynej babci. Teraz już lepiej rozumiem, dlaczego Luca jest jej oczkiem w głowie. Jako jedyny przy niej pozostał, przeprowadził się do niej i opiekował, na tyle ile mógł oraz potrafił. Przyznam szczerze, że miło się słucha, jak tak ciepło wyraża się o swojej rodzinie. Wróć o wnuczku. Ponieważ, jak dowiedziałam się, z późniejszej rozmowy ze swoim synem również nie utrzymuję kontaktu. Niestety jego żona nie przepadała za swoją teściową na tyle mocno, że kazała oddać ją do domu samotnej starości, ale że kobieta była na tyle sprawna, by sama dać sobie radę, więc jej plan się nie powiódł. Jednak udało jej się przeciwstawić syna przeciwko matce. Straszne, że ludzie potrafią być tak podatni na wpływy innych. Kolejnym powodem, dla którego przestali się odzywać, był Luca, który jako jedyny nie stosował się do zakazu trzymania z dala od babci. Kiedy kobieta wyprowadziła się z ich rodzinnego domu za życzeniem matki wnuków, odwiedzał ją po cichu po szkole. Często obrywało mu się za tę zuchwałość, aż ukrócili mu ją, wysyłając go do szkoły z internatem. Po osiągnięciu pełnoletności nie musiał znosić rodzinnych zakazów i nakazów. Spakował walizkę i przeniósł się do babci, w której od zawsze miał nie tylko babcię, ale również kumpelkę w zbrodni kryjącą przed światem. Zazdroszczę, takie babcie są najlepsze.
Po zjedzonym obiedzie pani Estella poszła wypić kawę w ogrodzie i pogłówkować nad krzyżówką. Mamy środek wiosny, lato powoli zbliża się wielkimi krokami, aż żal nie skorzystać z takiej pogody.

-Przepraszam - zerknęłam kątem oka za siebie, pakując w międzyczasie naczynia do zmywarki. -Nie powinienem wyładowywać na Tobie złości - Luca stanął obok mnie, opierając się plecami o blat.

-Nie powinieneś - przyznałam mu rację, zamykając zmywarkę. -Nie musisz mi się tłumaczyć - wyprostowałam się, uruchamiając przy okazji program mycia. -Najwidoczniej miałeś swoje powody - wzruszyłam ramionami, spoglądając w stronę drzwi na ogród. -Uspokoiłam twoją babcię nie musisz się martwić - wróciłam wzrokiem na mężczyznę.

-Dziękuję - westchnął, kręcąc głową na boki. -Masz rację, nie muszę się tłumaczyć, ale chcę - przybliżył się. -Od pewnego czasu, czuję się jakbym nie był sobą - spojrzałam na niego podejrzliwie. -Życie niby, to samo, ale ja jakby inny - przewrócił oczami.

-Chcesz o tym porozmawiać? - zaproponowałam, spoglądając w przepełnione smutkiem czekoladowe oczy. -Nie znamy się za bardzo, a obcym najlepiej się opowiada o problemach - zaśmiałam się cicho pod nosem.

-Nie - odrzekł stanowczo. -Jeszcze się wystraszysz i co wtedy będzie? - posłał mi zadziorny uśmiech.

-A masz te trupy w szafie? -zaprzeczył, śmiejąc się. -To raczej się nie wystraszę - stwierdziałam z dumą, opierając ręce na biodrach.

-Twoja dobroć Cię kiedyś zgubi Carmem - puścił mi oczko, po czym wyminął i skierował do wyjścia.

-Czekaj! - zawołałam za nim. -Zraniłeś się rano, prawda? - przytaknął niechętnie. -Luca! - rzuciłam w jego stronę kawałek szkła z potłuczonej rano filiżanki.

Wiem, co widziałam rano. Miałam pewność, że się zranił, trzymał się zresztą za dłoń, kiedy weszła do kuchni, więc jakim cudem nie było nawet malutkiej ranki, skoro tyle krwi było dookoła? Wydało mi się, to podejrzane, taki mały kawałeczek krzywdy mu nie wyrządzi, a ja udowodnię mu pewną rację.

-Carmen! - krzyknął, kiedy otworzył dłoń i zobaczył na niej potłuczoną porcelanę. -Odbiło Ci? - momentalnie zacisnął dłoń w pięść, kiedy podbiegłam sprawdzić ślad.

-Pokaż, ranę trzeba opatrzeć - uśmiechnęłam się sztucznie troskliwie w czasie, gdy on mordował mnie swym spojrzeniem. -Luca! - z wielkim trudem, otworzyłam pięść mężczyzny. -Widziałam, zraniłeś się - spojrzałam na niego pytająco.

-Przewidziało Ci się podobnie, jak rano - zabrał dłoń.

-Tak, pewnie tak - przytaknęłam niechętnie, po czym odwróciłam się i jak gdyby nigdy nic wróciłam do kuchni.

Rano mogłam się jeszcze przekomarzać odnośnie jego obrażeń, ale teraz widziałam na własne oczy. Skaleczył się tym odłamkiem i jeszcze była widoczna krew na białym odłamku. Nie jest możliwe, że nie pozostawiło śladu na skórze, jeśli był na porcelanie.
Cały dzień myślałam o tym, starając się wytłumaczyć to zdarzenie w racjonalny sposób. Jestem realistką i lubię mieć wszystko czarno na białym. W tym przypadku takowym to nie było i chyba najbardziej, dlatego mnie to drażniło.
Wieczorem leżąc już w łóżku, podzieliłam się moimi spostrzeżeniami z Kelly. Jeśli mam zostać wzięta za wariatkę moja przyjaciółka będzie do tego najlepszą osobą ze swoimi spiskowymi teoriami. Chociaż później tego żałowałam. Mogłam jednak niesamowite moce Luca zachować dla siebie. Gdyż bardziej niedorzecznego wytłumaczenia w życiu nie słyszałam. Mianowicie moja kochana szalona wariatka, zsumowała sobie wszystko w jedną całość. Magiczne zniknięcie ze szpitala, połączone z nagłym ożywieniem, nietoperzy słuch i regenerację ran, nie zgadniecie, co jej wyszło po dodaniu tego? Uznała, że albo jest jakimś superbohaterem, jak w kreskówkach, albo uciekł z jakiegoś laboratorium. Wszystko wszystkim, ja rozumiem, teorie spiskowe, zbrodnie sprzed lat, zabawy w detektywa, ale teorie rodem ze strefy 51? Luca obiektem badań naukowych? Myślałam, że padnę ze śmiechu, jak to usłyszałam. Najgorsze jest jednak, że po rozłączeniu się z przyjaciółką wpisałam w Google hasło: samoistna regeneracja ran. Na początku listy wyświetliły mi się medyczne zagadnienia, typu ile goją się rany i po jakim czasie same znikają, ale im niżej schodziłam z listą wyświetlonych wyników, tym bardziej abstrakcyjne były. Szczególnie artykuł wampiry są wśród nas, fikcja, czy prawda? Aż się zganiłam w myślach, kiedy weszłam na tę stronę. Moja pierwsza myśl, to było, że zamieniam się w Kelly i natychmiast zamknęłam ten artykuł, ale po chwili wróciłam. Z czystej ciekawości i zgodnie sama ze sobą stwierdziłam, że jeśli Luca faktycznie miałby być istotą nadprzyrodzoną, jak sugeruje moją przyjaciółka, to nie ma z nią nic wspólnego. Cera motocyklisty jest śniada, oczy ciemne, jak kawa, nie widzę też, by miał kły, jak się uśmiecha. Słońce mu nie szkodzi, jak sugeruje artykuł. Nie lewituje, nie lata. Hm, chociaż z tym lataniem, to może bym się zastanowiła, a szczególnie w przypadku motocykla i późniejszego magicznego ozdrowienia. Nie widzę też, aby był niewidzialny, nie fruwa nocami po domu pod postacią nietoperza, więc co to z niego za wampir według charakterystyki artykułu? Przed srebrnymi sztućcami obiadowymi nie ucieka z krzykiem, a potrawy z czosnkiem normalnie spożywa.
Zamknęłam przeglądarkę i odłożyłam telefon na stolik nocny, ale przed tym napisałam SMS-a przyjaciółce, że opcje nadprzyrodzoną jej zdaniem wykluczam, ponieważ Luca jest zbyt ludzki, by być jakiś bytem z legend.
Jak to się stało, że dałam się tak Kelly zmanipulować? Najprościej będzie porozmawiać z Lucą, szczerze. Widzę, że coś go gnębi i nie mam już tutaj na myśli, niesamowitych możliwości gojenia ran, czy podsłuchiwania mnie, kiedy szeptem sama do siebie pod nosem. Mam na myśli zwykłą rozmowę, chciałabym się dowiedzieć, czym tak bardzo go uraziłam rano i potem po obiedzie. Z racji mojej pracy i obowiązków z nią związanych, chcąc czy nie chcąc, często będziemy się widywać. Nie chciałabym zgrzytów w swojej pracy, bo wtedy przestaję być ona przyjemną. Nie mówiąc już o tym, że pragnęłabym wiedzieć, czego unikać, bądź nie mówić w jego towarzystwie, aby nie poczuł się z mojej winy urażony. Prawdopodobnie w przeszłości wydarzyło się coś, z czym nie pogodził się do dziś, a przynajmniej tak wywnioskowałam z naszej wczorajszej rozmowy w parku, gdy nawiązał do tego, że szczerze nienawidzi Nowego Yorku i czuję się, jakiś inny. Najwyraźniej nieświadomie nawiązałam do bolesnych wspomnień. Dlatego postaram się wyzbyć tego, ale wpierw potrzebuję, by choć odrobinę nakierował mnie na odpowiednią drogę. W końcu nie pragniemy nie potrzebnych spięć, a spokojnej atmosfery, chociażby ze względu na panią Estellę, która jest cudowną kobietą i zasługuje na wszystko, co najlepsze. W tym nasze wspólne porozumienie całej trójki, jeśli przez najbliższy czas mamy wspólnie funkcjonować pod jednym dachem.

,,Jeśli pragniesz zachować jakąś tajemnicę, najlepiej ukryj ją przed samym sobą"

-George Orwell

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top