Rozdział 52 Mam Cię...


Samochody zostały przy drodze, natomiast nas zabrano głębiej w las. Przed oczami miałam już wszelkiej maści czarne scenariusze. Noc, las i banda złowrogo nastawionych przeciwko Tobie ludzi nie wróży dobrego zakończenia. Zwłaszcza kiedy nie są to zwykli ludzie, a nadzwyczajnie uzdolnieni, co w naszym przypadku jest bardziej niebezpieczne.
Zatrzymaliśmy się na małej polanie, między drzewami. Czwórka czarowników rozstawiła się dookoła nas, tworząc jakby okrąg. Jessy również wyznaczał go razem z wiedźmami, z tym że stał naprzeciwko nas. Rozejrzałam się zaniepokojona dookoła nas, upewniając się, czy zaraz zza drzew nie wyłonią się kolejne postacie, a jedna z nich przy okazji przyprowadzi Darcy. Na szczęście nic takiego się nie wydarzyło i byliśmy tutaj w siódemkę. 

-Miałem Cię za przyjaciela, a Ty mnie zdradziłeś! - krzyknął Jessy w kierunku Luca. -I dlaczego?! Kosztem tej śmiertelniczki?! - zmierzył mnie złowrogo.

-Każdy ma inne kryteria - odpowiedział brunet, wzruszając ramionami.

-To była moja matka! - wrzasnął, po czym kiwnął głową do czarownika za naszymi plecami.

Ciemnoskóry mężczyzna rzucił się na Luca, wyciągając z kieszeni kurtki jakiś przedmiot. Wampir zdołał się uchylić i odeprzeć atak mężczyzny, który przeturlał się po ziemi kilka dobrych metrów, nim się zatrzymał pod spróchniałym pniem drzewa. Pośpiesznie wstał z ziemi, otrzepując się i przystąpił do kolejnego ataku, lecz tym razem z pomocą Jessy'ego. Natychmiast rzuciłam się narzeczonemu na ratunek, ale w tym samym momencie ruszyły na mnie trzy wiedźmy, łapiąc mnie i powstrzymując przed podbiegnięciem do Luca. Niestety wygrały dzięki przewadze liczebnej, bo choć jednej się wyrwałam, to zaraz złapały mnie dwie pozostałe. Nie byłam w stanie zrobić nic, prócz patrzenia, kiedy czarownik wbił strzykawkę z przezroczystym płynem w szyję bruneta i opróżnił jej zawartość. Nie wiem, co za specyfik mu podali, ale w pierwszej chwili na twarzy wampira pojawił się delikatny grymas bólu, ale wciąż starał się być twardy i pewnie stać na ziemi. Jednak następne minuty okazały się dla niego nie do przetrzymania i padł na kolana, podpierając się ręką o leśne podłoże, aby nie upaść. Zrobiło mi się słabo na ten widok, ale nie uległam emocją. Wyrwałam się i natychmiast do niego podbiegłam. Jessy natomiast pokazał kobietą, które chciały za mną pobiec, aby wrócili na swoje wcześniejsze miejsca.
Uklęknęłam przy Luce, obejmując go ramieniem i chciałam pomóc mu stać, ale nie miał siły ustać na nogach o własnych siłach. Kątem oka spojrzałam na jego dawnego przyjaciela, który wyśmienicie bawił się, oglądając powyższą scenę. 

-Będzie cierpiał tak samo, jak cierpiała moja matka, gdy ją mordował - zwrócił się bezpośrednio do mnie, wyciągając zza paska spodni średnich rozmiarów sztylet. -Żeby było dramatycznie, Ty zadasz mu, to cierpnienie - zaśmiał się rzucając ostrze obok mnie. 

Spojrzałam na Luca, ujmując dłonią policzek ukochanego i unosząc delikatnie jego głowę do góry. Wampir wlepił we mnie swoje czekoladowe oczy, po czym przymknął je na chwilę z powodu kolejnej nadchodzącej fali bólu. Dostrzegłam jeszcze, jak zaciska szczękę, by znieść to najbardziej godnie, jak się da, aby tylko Jessy nie otrzymał satysfakcji z tego tytułu.

-Prędzej zabiję Cibie, niż skrzywdzę jego! - podniosłam nóż, wzięłam duży zamach i rzuciłam prosto w niego, ale dzięki wampirzemu refleksowi zdążył chwycić go w locie tuż przed swoją twarzą.

-Albo zrobisz, to Ty, albo zrobię, to ja - podszedł bliżej i ukucnął obok, aby złapać mnie za nadgarstek i siłą wepchnąć nóż w dłoń. -A uwierz mi, zrobię to tak, że nieśmiertelność mu nie pomoże - szepnął mi ozięble do ucha, aż ciarki przeszły mi po plecach.

-Luca? - powiedziałam ledwie słyszalnie, spoglądając na niego z bólem serca, po czym przeniosła wzrok na Jessy'ego, zaciskając mocniej palce na rękojeści. 

-Ewentualnie, mogę Tobie skręcić kark! - krzyknął, niespodziewanie łapiąc mnie za gardło. 

-Zrób to Carmen - wydukał z trudem przez zaciśnięte zęby. 

Ze łzami w oczach, przyłożyłam sztylet do jego klatki piersiowej pośrodku między żebrami, jak kazał oprawca i przycisnęłam nieco mocniej. W tym czasie czarownicy zaczęli szeptać coś pod nosem w nieznanym mi języku. Jessy najwidoczniej wszystko rozumiał i uśmiechnął się zwycięsko. Ja jednak bardzo długo odwlekałam zanurzenie sztylety w ciele ukochanego. Zwłaszcza że coś mi w nim nie pasowało. Ostrze było jakieś inne i nie mam na myśli kształtu, ale kolor, a ściślej mówiąc końcówkę ostrza, jakby wcześniej specjalnie została czymś posmarowana. Mało tego na rękojeści widniał podobny symbol do tego na moim obojczyku, nim został ukryty pod innym znakiem. 

-Zrób to! - krzyknął, przerywając nocną ciszę. 

Ręce mi się trzęsły, łzy płynęły po policzkach, Jessy ponaglał, a ja wiedziałam, że coś jest nie tak. Miałam przeczucie i jak się potem okazało, słuszne.
Luca spuścił głowę, ponownie przymykając oczy z powodu bólu, delikatnie docisnęłam ostrze, modląc się tych w myślach, aby nie przebiło skóry, bo jeśli rzeczywiście czymś posmarowano ostrze, lepiej, żeby nie miało zbyt bliskiego kontaktu z ciałem. Zniecierpliwiony Jessy przysunął się bliżej, nachylając nade mną. Chciał mieć pewność, że zrobię, co każe i zrobiłam. 
Przeszyłam z impetem ciało mężczyzny, który zawył wniebogłosy i padł momentalnie na ziemię, przeklinając mnie na wszelkie możliwe sposoby. Z tym że nie skrzywdziłam moja ukochanego wampira, a wykorzystałam moment, gdy Jessy nieostrożnie zbliżył się do mnie troszkę za bardzo. Wtedy odwróciłam się znienacka i z impetem wbiłam sztylet wprost w jego serce.
Natychmiast czarownice podbiegły do niej, wyciągając ostrze i starając się mu pomóc.

-Nie myślałeś, chyba że go skrzywdzę - wstałam pośpiesznie, osłaniając Luca swoim ciałem, gdy czarownik ruszył na nas bojowym krokiem.

Byłam przygotowana na cios ze strony napastnika, ale on nie nastał, wszystko za sprawą znajomego mi wampira, który w mgnieniu oka znalazł się obok nas i bez zastanowienia skręcił kark napastnikowi. 

-Nie moją synową - mrugnął do mnie Alucard, po czym wypuścił z rąk ciało mężczyzny, które bezwładnie opadło na ziemię.

Wszystko działo się tak szybko, że nawet nie zorientowałam się, że moja matka przyprowadziła ze sobą łowców z zakonu, którzy pojmali spiskujące z wampirem wiedźmy, by rozprawić się z nimi potem, natomiast sprawę Jessy'ego załatwili na miejscu i szczerze mówiąc, wołałabym tego nie widzieć. Metody rodem ze średniowiecza. Zakładam, że miłują się w tych technikach ze względu na swoją nienawiść do wampirów. Przygwoździli byłego już przyjaciela Luca do ziemi, a jeden z nich, odrąbał mu głowę - jednym, celnym, uderzeniem przy pomocy narzędzia wyglądem przypominającego toporek, tylko nieco większe. Na koniec oblali go czymś i podpalili. Dużo nieprzyjemnych rzeczy już widziałam od kiedy dowiedziałam się o istnieniu wampirów i do tej pory wydawało mi się, że mam dość silną psychikę, ale te sytuacja uświadomiła mi, że byłam w wielkim błędzie. Dlatego przeraziłam się, kiedy jeden łowca spojrzał na naszą dwójkę, a po chwili ruszył do nas nerwowym krokiem.

-Dlaczego chronisz wampira? - spytał z pogardą. 

-Bo go kocham - odpowiedział, spoglądając kątek oka na Luca, a następnie na mężczyznę. Przy okazji dostrzegłam w oddali Alucarda, który odwrócił się w moją stronę, uśmiechając ledwie zauważalnie kącikiem ust, słysząc moje słowa.

-Względem zasad powinniśmy go zabić, łącznie z tym pierwszym za naszymi plecami - wskazał kciukiem na wampira w oddali, nie spuszczając z nas oka. -Damy Wam jednak kredyt zaufania, ze względu na naszą przywódczynię, bądź jednak świadoma, że jedno przewinienie i naznaczymy ich tak, jak kiedyś naznaczona Ciebie - uniósł dumnie głowę do góry, przyglądając nam się jeszcze przez chwilę, po czym odwrócił się i odszedł wraz z pozostałymi łowcami, zabierając ze sobą ocalałą na razie czwórkę czarownic.

W tym całym zamieszaniu nie dostrzegłam Darcy, którą znaleźli po drodze przy opuszczonych samochodach i przyprowadzili ją tutaj. Nie powinna oglądać tego wszystkie, ale z pewnością alternatywa pozostania samej na drodze nie była dobrą i ta druga wydawała się rozsądniejsza. Zwłaszcza że miała u swojego boku dwójkę potężnych osób, których ona lepiej znała jako kochających dziadków.

-Mamo! - krzyknęła nastolatka, podbiegając do nas. -Z tatą wszystko dobrze? - spytała zmartwiona, gdy pomagałam Luce się podnieść. 

-Wszystko dobrze młoda - odpowiedział brunet. 

-To dobrze - uśmiechnęła się nieśmiało. -Ponieważ ze mną chyba nie do końca - wzruszyła ramionami, spuszczając wzrok. -Trochę boli mnie... - nie dokończyła zdania, ponieważ powoli zaczęła tracić grunt pod nogami i osuwać się na ziemię, na szczęście Luca w czas zdążył ją złapać.

Nastolatka straciła przytomność, a na jej prawej skroni po odgarnięciu rudych włosów, można było dostrzec zaschnięta już strużkę krwi. Najwyraźniej wcześniejszy uraz głowy musiał z powodować jakieś powikłania, a ona postanowiła się nie dzielić z nami swoimi objawami, zapewne, żeby nas nie martwić, szczególnie że zaserwowano nam serię niefortunnych zdarzeń. Alucard z moją matką podbiegli do nas zmartwieniu stanem wnuczki. Luca wziął ją na ręce i wszyscy wspólnie popędziliśmy w kierunki drogi, gdzie stały zaparkowane samochody. Bez słowa położyliśmy ją na tylnej kanapie, a ja usiadłam z nią, by doglądać jej stanu.
Niestety przez całą drogę do szpitala nastolatka się nie wybudziła, a to bardzo źle rokowało. Na SOR wbiegliśmy przerażeni, zmęczeni, a w moich myślach znów zaczęły krążyć same czarne scenariusze.
Najgorszy był czas oczekiwania po zabraniu przez lekarzy Darcy. Miałam wrażenie, jakbym czekała całą wieczność. Zresztą wszyscy tak mieliśmy, a każda kolejna minuta, uświadamiała nas w tym, że z nastolatką nie jest dobrze, skoro tak długo to trwał. I rzeczywiście nie było. Dowiedziałam się od lekarza, że doznała wstrząsy mózgu stopnia trzeciego, przez co doszło do utraty przytomności oraz z powodu zbagatelizowania objawów, później interwencji medycznej oraz silnego uderzenia powstał krwiak. Na szczęście zdaniem lekarza nie groźny, małych rozmiarów oraz nie wymagający medycznej ingerencji, gdyż sam w odpowiednim czasie ma się wchłonąć, ale dziewczyna musi pozostać w szpitalu na obserwację.
Myślę, że w tej chwili wszyscy odetchnęliśmy z ulgą, szczególnie że będziemy mogli ją odwiedzić, gdy tylko się wybudzi.
Przez błędy przeszłości ucierpiała Darcy i prawie zadałam śmiertelne w późniejszych skutkach pchnięcia mojemu ukochanemu. Wszystko, dlatego, że pod moim sercem rósł nowy wampir, przez którego zginęły dwie wiedźmy. Jednak tak można gdybać, bo gdybyśmy nie przyjechali do Nowego Orleanu, prawda może nie wyszłaby na jaw, a jakbym nie poznała Luca, nie wydarzyłoby się nic z tych rzeczy. Lecz tym samym nie pokochałabym całym sercem, a pewna zagubiona nastolatka nie zyskałaby domu, w którym jak sama twierdzi, czuje się lepiej, niż gdziekolwiek wcześniej.
Zatem, czy to wszystko warte było tych wszelkich poświęceń?
Dużo zła się wydarzyło, niewinni stracili życia, ale tym samym uratowane zostały inne istnienie i nic nie będzie usprawiedliwieniem krzywd, których dokonaliśmy w przeszłości, ale nikt też nie zrozumie wspólnego poświęcenia i zakazanej miłości, która dla nas stała się zbawieniem. 


"Przenaczenie rozdaje karty, a my tylko gramy"

-Atrhur  Schopenhauer

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top