Rozdział 51 Witaj stary przyjacielu


Matka Jasona, to jedna z serdeczniejszych osób, jakie poznałam i aż wierzyć się nie chcę, że ten 21-letni zwyrodnialec, to naprawdę jej syn. Kompletne przeciwieństwa pod każdym względem, począwszy od wyglądu, a kończąc na charakterach. 
Kobieta w pierwszej kolejności zganiła syna dla zasady, a później skupiła się na nas, starając się dowiedzieć, co nawywijał jej pierworodny. Skłamaliśmy jednak w tej kwestii. Zresztą, co mielibyśmy jej powiedzieć? Pański syn, próbował zabić mojego narzeczonego i to kilkukrotnie, ale nie udało mu się, bo jest wampirem, więc w sumie niech pani o tym zapomni, to mieliśmy powiedzieć? Przecież zagwarantowalibyśmy jej zawał, albo wyszli na jakiś wariatów. Dlatego postawiliśmy na bezpieczniejszą wersję zdarzeń. Mianowicie taką, że nasza córka spotyka się z ich synem i przypadkiem, wyszło na jaw podczas jednej z ich rozmów, że mój przyszły mąż, może mieć coś wspólnego z jej małżonkiem, a uściślając, łącząc ich pewna sytuacja, w której oboje są sobie winni wyjaśnienia. 
Kobieta zaprowadziła nad do salonu, w którym wpatrzony w okno siedział mężczyzna na wózku inwalidzkim, po czym opuściła pomieszczenie, zamykając za sobą przesuwne drzwi, aby zapewnić nam nieco więcej prywatności podczas rozmowy. 
Luca podszedł powoli do szatyna, stając niepewnie obok nie niego z obawy przed reakcją, która jak zakładaliśmy od początku, była negatywna. W pierwszej chwili były ratownik medyczny zaniemówił, wskazując na niego palcem z niedowierzaniem, jakby właśnie zobaczył na własne oczy ducha przed sobą. Przecierał nawet oczy, jakby chciał wybudzić się ze złego snu, lecz on wcale nie śnił i uświadomił, to sobie chyba, dopiero gdy szok, zastąpił strach. Najpierw zadziałał u niego odruch bezwarunkowy i spróbował ewakuować się z pomieszczenia, ale na wózku szybka ucieczka może być nieco bardziej skomplikowana. Później spróbował zawołać żonę, bądź syna, ale nie potrafił wydusić z siebie słowa, wciąż ślepo wpatrując się w Luca.

-Nie mam złych zamiarów, chcę tylko porozmawiać - brunet zabrał głos jako pierwszy. 

-Ty - wydukał z trudem, ponownie wskazując palcem na mojego narzeczonego. -Nie żyłeś, sprawdzałem ci funkcje, nie było pulsu - przełknął głośno ślinę. -Jak, to możliwe?! - złapał się za głowę. -Nie żyjesz i teraz mnie dręczysz, prawda?! - mówił zrozpaczonym głosem.

-Proszę pana - podeszłam bliżej, aby uspokoić mężczyznę. -Mogę panu przysiąść, że to nie żaden zły duch - uśmiechnęłam się do niego ciepło, wyciągając rękę do Darcy i dając jej tym samym do zrozumienia, żeby podeszła bliżej. -Zapewniam, że ten mężczyzna, to nie żaden duch - odwróciłam się do Luca, tykając go palcem. -Widzi pan, nie zniknął - zaśmiałam się cicho. -Jestem jego przyszłą żoną, to nasza córka, a Wam potrzebna jest rozmowa - objęłam nastolatkę ramieniem, posyłając mężczyźnie kolejny ciepły uśmiech.

-Żona? - przytaknęłam, kiedy spojrzał na mnie. -I córka? - spytał nieufnie, przenosząc wzrok na nastolatkę, która ledwie zauważalnie skinęła głową. -Dobrze, porozmawiam z Tobą - powiedział bez przekonania, spoglądając na motocyklistę. 

-Na samym początku powinienem chyba przeprosić - nieznajomy uniósł zaskoczony brew. -Słyszałem, że z mojej winy eskalowało, to wszystko do tego stopnia, że dziś skończył pan, jak skończył - uśmiechnął się smutno, odwracając głowę w stronę okna.

-Carl jestem - westchnął. -Kochałem moją pracę, świadomość, że jestem w stanie uratować komuś życie, napawała mnie dumą. Nie robiłem tego dla pieniędzy, jak większość moich współpracowników, ja wykonywałem ten zawód z powołania, pasji, rozumiesz? - Luca przytaknął. -Gdy dostałem zgłoszenie do wypadku motocyklowego, jechał z duszą na ramieniu. Te są najgorsze, bo często ich ofiary nie wychodzą z nich cało i gdy zobaczyłem Ciebie leżącego tam na ziemi dobre kilkanaście metrów od motocykla, nieprzytomnego, tonącego we własnej krwi już wiedziałem - wszyscy z uwagą słuchaliśmy mężczyzny, bojąc się mu przerwać. -Mimo wszystko chciałem Cię ratować za wszelką cenę, byłeś jeszcze taki młody - głos mu się łamał. -Za młody, by jeździć po niebieskich autostradach. Przez całą drogę do szpitala próbowaliśmy Cię ustabilizować, ale puls zaniknął, przestałeś oddychać na naszych oczach - spojrzał na Luca rozżalony. -Nie wiem, jakim cudem teraz żyjesz i jak udało Ci się zbiec ze szpitala i zapewne nigdy się nie dowiem, ale narobiłeś niezłego zamieszania. Ktoś musiał za to odpowiedzieć i padło na tego, któremu zmarłeś na rękach - westchnął, ocierając oczy. -Przez ostatni czas żyłem z niesamowitymi wyrzutami sumienia, aż w końcu z nimi przegrałem, lecz zostałem odratowany - odwrócił wzrok.

-Nie chciałem być powodem pańskich nieszczęść, ale niestety wszędzie, gdzie się nie zjawiam, niosę za sobą śmierć, ból i niewyobrażalny smutek - zerknął kątem oka w moją i Darcy stronę. 

-O czym Ty mówisz? - spytał zaskoczony. -Przecież masz przepiękną rodzinę - podeszłyśmy nieco bliżej. 

-Ta rodzina też swoje już wycierpiała - Carl skinął głową porozumiewawczo do niego. -Zdradzę Ci sekret, jak to przeżyłem, jestem Ci, to poniekąd winny, ale obiecaj zachować, to dla siebie - puścił mi oczko, po czym sięgnął po leżący na stoliku długopis i przebił nim sobie dłoń, aż przymknęłam odruchowo oczy z bólu. -Patrz teraz uważnie - brunet wyciągnął długopis, a rana momentalnie się zasklepiła. 

-Jak?! - zawołał zszokowany Carl. 

-Wierzysz w legendy? - uniósł brew. -Bo niektóre z nich mogą być całkiem prawdziwe - uśmiechnął się szeroko, odsłaniając swoje kły. 

-Wampir?! - krzyknął z niedowierzaniem, na co Luca przytaknął, przykładając palec do ust. -Im mniej osób wie, tym lepiej, ale Tobie się zależała ta prawda - uśmiechnął się ponownie, ale już bez ukazywania kłów. -Teraz mam jeszcze więcej pytań - brunet ponownie skinął głową, sugerując mężczyźnie, żeby śmiało pytał. -Nie wyglądasz, jak te wampiry, które przedstawiają w filmach - zaśmiałam się cicho. -Do tego masz żonę i córkę, nie ciężko jest prowadzić zwyczajnie życie ze świadomością, że jest się nadzwyczajnym? - spytał.

-Filmy i książki dość mocno przekłamują nas wizerunek, ale czemu się dziwić, jeśli tam potrzebują krwiożerczych istot rodem z horrorów, albo pięknych, nieskazitelnych władców nocy - Carl uśmiechnął się, humor powoli mu wracał, albo czuł się już odrobinę swobodniej w naszej obecności. -Co do rodziny, to uwierz mi, sam tego fenomenu nie rozumiem do dziś, że z własnej woli zgodziły się tak pokrzyżować sobie życia moją obecnością w nich - zażartował, na co wszyscy zareagowaliśmy śmiechem.  -Choć z jednym masz rację, ciężko prowadzić zwyczajnie życie, nie będąc zwyczajnym, świadomość, że kiedyś moja miłość mnie opuści, jest okropna, ale czy świat był kiedyś sprawiedliwy? - wzruszył ramionami. 

-Dziękuję, że podzieliłeś się ze mną prawdą i dziękuję, że wreszcie mogę pozbyć się tych dręczących mnie wyrzutów sumienia. Nie mam Ci za złe i nie mogę obwiniać za ciąg późniejszych wydarzeń. Każdy jest kowalem własnego losu, gdyby wtedy nie podjął takiej decyzji, zapewne skończyłoby się tylko na zepsutej karierze, a nie na połamanym kręgosłupie i odcięciu od świata - parsknął. -Dbaj o nie, bo skarby trzeba pielęgnować i pokieruj swoje życie lepiej, niż zrobiłem to ja - uśmiechnął się markotnie.

-Nie pozwolę, by coś złego im się stało - stanął obok nas, obejmując mnie ramieniem. -Jeszcze jedna taka mała rada ode mnie. Porozmawiaj szczerze z synem, bo jeśli dalej będzie szukał zemsty za Twoje wybory, to kiedyś może źle się, to dla niego skończyć - skinął głową dziękczynnie.

Po tym spotkaniu opuściliśmy dom, pożegnaliśmy się z matką Jasona, a jego ostrzegliśmy, by lepiej nic w przyszłości nie kombinował, a o spotkaniach z Darcy może jedynie pomarzyć.
Po drodze wystąpił również  jeden, ale jakże istotny problem, przez który nie pojechaliśmy do mieszkania. Kilka metrów przed docelowym miejsce, jakiś ciemny sedan zajechał nam drogę. Ku naszemu zdziwieniu za kierownicą siedział nie kto inny, jak Jessy. Ten sam Jessy, który ponoć zginął w Nowym Orlenie. Tymczasem okazuję się, że plotki o jego tragicznym żywocie, były wyssane z palca. I wcale bym się nie zdziwiła, gdyby on sam je wymyślił. Mężczyzna wyszedł z pojazdu, stając nam przed maską i prowokując Luca, aby wysiadł z samochodu. Nie chciałam, aby do niego dołączył, miałam złe przeczucia, ale jasne było, że nie da nam w spokoju odjechać, jeśli nie otrzyma swojej konfrontacji, która miała zakończyć się niekoniecznie przyjemnie dla niego, lecz on jeszcze tego nie był świadom. I zapewne wszystko odbyłoby się zgodnie z planem, gdyby nie kolejny srebrny SUV, który zatrzymał się za nami. 
Odwróciłam się momentalnie, żeby spojrzeć przez tylną szybę na wysiadające z samochodu osoby, ale nie rozpoznałam nikogo znajomego. Zdążyłam rzucić jeszcze ostrzegawcze spojrzenie narzeczonemu oraz kazać Darcy siedzieć nieruchomo i pod żadnym pozorem nie zerkać na te osoby, a najlepiej jakby się jeszcze pochyliła, żeby nie było jej widać. Swoją drogą, pozostanie niezauważonym, nie było szczególnie ciężkim zadaniem, dzięki maksymalnie przyciemnionym szybom w samochodzie. Gorzej miał pasażer z przodu, ponieważ mógł zostać dostrzeżony przez przednią szybę. 
W pewnej chwili niespodziewanie ktoś zapukał mi w boczną szybkę, odwróciłam wzrok i dojrzałam ciemnoskórego mężczyznę o krótkich ciemnych włosach i tatuażu małej gwiazdki na prawym policzku. Ten jeden detal wystarczył, abym mogła się domyślić, że do czynienia mamy z czarownikiem. 
Zastanawiało mnie, jakim cudem Jessy, będący wampirem porozumiał się z czarownicami, które szczerze nienawidzą istot nocy i okazują to przy każdej możliwej okazji, chociażby wspomagając działania zakonu łowców. 
Co takiego musiało się wydarzyć w Nowym Orleanie pod nieobecność Alucarda oraz mojej matki, że doszło do takiego porozumienia? 
Matka Jessego była czarownicą, ale istnienie nadprzyrodzonego syna ukrywała przed pozostałymi braćmi oraz siostrami. Czyżby wyjawił im prawdę, pod pretekstem pomszczenia jednej z nich, a tym samym dokonania swojej osobistej zemsty?
Wysiadałam z samochodu, po czym stanęłam obok Luca, jak mi polecono. Całe szczęście nie dostrzegli Darcy. Skulonej nastolatki za fotelem nie widać nawet przez przednią szybą, a to dobry znak. Może chociaż o niej zapomną.

-Jesteście mi coś winni - odezwał się Jessy, uśmiechając od ucha do ucha. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top