Rozdział 50 Konfrontacja
Perspektywa Darcy
Zdziwiłam się, gdy zobaczyłam tatę w drzwiach, choć mogłam się tego po nim spodziewać, że przyjdzie z ratunkiem, ale nie myślałam, że w pojedynkę. Jeszcze bardziej zaskoczyła mnie jego spokojna postawa i już wiedziałam, że w tym wszystkim jest jakiś grubszy plan. Nie znałam tylko jeszcze jego szczegółów. Jason tym bardziej, zaczął już świętować w myślach swoje zwycięstwo, nieświadom tego, że cieszy się z własnej porażki. Jednak o tym przekonałam się dopiero w późniejszym czasie. Wpierw musiałam znosić widoki, które do najprzyjemniejszych nie wliczam. Z powodu swojej przeszłości, wszelkie akty przemocy, czy znęcania fizycznego, lub psychicznego przez z pozoru silniejsze osoby nad słabszymi, stała się zaciętą pacyfistką. Z tego też powodu, zabolało mnie, kiedy zobaczyłam, jak dziadek uderzył tatę i pragnęłam, aby ponownie do takiej sytuacji nie doszło. I tak jak wtedy wydawało mi się, że mogę z nim negocjować w tej kwestii, tak dziś udowodniono mi, że nie na wszystkie tego typu sytuację mogę mieć wpływ. Zatem, co pozostało mi w takich okolicznościach, niestety jedynie odwrócić wzrok.
Luca usiadł bez słowa na fotelu pod oknem tuż obok kanapy, jak rozkazał nastolatek, po czym ze stoickim spokojem na twarzy pozwolił skrępować liną swoje ręce. Kompletnie nie rozumiałam tego zachowania, przecież gdyby chciał, w każdej chwili mógłby powalić Jason, a więzy bez problemów przerwać. Jednak wszystko miało sens na swój pokręcony sposób. Zaczęłam się nawet zastanawiać, czy to nie jest przypadkiem granie na czas z jego strony i rzeczywiście chyba mogło tak być.
-To teraz możemy porozmawiać - zaśmiał się Jason, spoglądając na Luca, który prawie zabił go spojrzeniem, a następnie na mnie. -Dlaczego żyjesz? - wypalił prosto z mostu.
-Bo nie umarłem? - odpowiedział lekceważąco pytaniem na pytanie.
-Doskonale wiesz, że nie to chodzi, zniszczyłeś życie mojemu ojcu i nie tylko jemu - wycedził ze złością przez zaciśnięte zęby.
-Będziesz mi teraz opowiadał ckliwą historyjkę o skrzywdzonym chłopcu? - brunet parsknął śmiechem. -Liczyłem na coś ciekawszego - Luca westchnął, kręcąc głową na boki z politowaniem. -Wiesz, kim jesteś? - zadał retorycznie pytanie. -Żałosnym gówniarzem, który myśli, że jest wszechpotężny, gdyż ubzdurał sobie jakąś niestworzoną zemstę, tymczasem gówno możesz, ponieważ jesteś zwykłym nieudacznikiem - brunet posłał mu prowokacyjny uśmieszek. -Tatuś wie, jak synalek się zabawia? Pewnie nie, bo pewnie wstyd mu za takie zero - zaśmiał się.
Ostatnie dwa zdania wystarczyły, aby doprowadzić Jasona do furii. Zerwał się na równe nogi, przeklinając mojego tatę na wszelkie możliwe sposoby, uderzył go nawet, a gdy ten go wyśmiał, złapał za kuchenny nóż ze stolika obok kanapy, którym wcześniej mi groził i wbił go mężczyźnie pod żebra w przypływie złości. Odruchowo przymknęłam oczy, słysząc taty ciche syknięcie z bólu, ale po chwili otworzyłam, kiedy do moich uszu dobiegł stłumiony krzyk przerażenia. Z trudem powstrzymałam śmiech, zerkając kątem oka na Jasona. Nie spodziewał się, chyba że po takim ciosie Luca dalej będzie siedział na fotel, jak gdyby nigdy nic, prócz towarzyszącego mu grymasu niezadowolenia na twarzy, który po zaraz przemienił się w złość. Gdyby spojrzeniem można było zabijać, Jason już dawno leżałby martwy.
-Jak Ty?! - wrzasnął, wskazując palcem na wbity w ciało nóż.
-Nie, żebym się żalił, ale możesz już zabrać to dziadostwo, bo trochę mi na coś naciska i niekomfortowo się czuję - zadrwił z niego, puszczając mu przy okazji oczko.
Jason przez długi czas nie mógł wyjść z zaserwowanego mu przez Luca szoku. Nie rozumiał jakim cudem każda kolejno zadana przez niego rana goi się zaraz po wyciągnięciu ostrza. Starał się wyciągnąć od taty tę informację, ale uporu odmówić mu nie można. Teraz już rozumiem, dlaczego mama tak często wyzywała go od osła.
-Jason, przestań! - nie wytrzymałam, gdy zobaczyłam, jak wbija mu kolejny nóż w ciało. -Tato, dlaczego na, to pozwalasz?! - spojrzałam na bruneta z wyrzutem, lecz on jedynie skinął do mnie ledwie zauważalnie głową, jakby chciał mnie zapewnić, że wszystko dobrze.
-Może Ty zdradzisz mi jego sekret, skoro sam nie chce - uśmiechnął się złowieszczo, kucając przy mnie z nożem w dłoni. -Sprawdzimy, czy u niej też się zagoi? - przyłożył zimną stal do mojego policzka, spoglądając na Luca.
-Chcesz, to sprawdzaj - odpowiedział niezruszony, wprowadzając tym zdaniem nastolatka z zakłopotanie. -W którym momencie założyłeś, że obchodzi mnie los obcego dzieciaka? - chłopak wstał, po czym podszedł bliżej motocyklisty. -Co zakładałeś, że powiem coś w stylu - zawiesił głos, udając, że się zamyślił. -O nie tylko nie moja córka, skrzywdź mnie, nie ją, powiem Ci wszystko, na to liczyłeś? - spojrzał na niego z pogardą, po czym się zaśmiał.
Przyznam, zabolały mnie słowa taty, choć wiedziałam, że zostały wypowiedziane na potrzebę chwili, bo Jason faktycznie odszedł do mnie, a skupił całą swoją uwagę na nim, zapominając tym samym o mnie.
Długo z nimi może nie mieszkałam, ale zdążyłam się przekonać na własnej skórze, że choć dzieli nas 13 i 9 lat różnicy i bardziej wiekowo są mi, jak rodzeństwo niż rodzice, to nigdy wcześniej nie mogłam sobie wymarzyć lepsze rodziny. I pomimo tych wszystkich przeszkód, jakie wdzierają się w nasze życie, nie mogłam lepiej trafić.
-Mały jebany sadysta - rzucił z nerwami Luca. -Ale dobrze baw się, ja też się pobawię w swoim czasie - mrugnął do niego. -Ale pamiętaj, że u Ciebie się nie zagoi - wyszeptał.
-To może powiesz mi, chociaż dlaczego Darcy miała naznaczenie przez zakon? -tata spojrzał na niego zaskoczony. -Tak myślałem - Jason wyjął z kieszeni buteleczkę z jakimś zielonym proszkiem, w którym umoczył końcówkę noża, po czym z impetem wbił go w udo bruneta, który szarpnął się odruchowo, mocniej zaciskając zęby. -Dzięki temu ponoć będę Cię boleć dłuższy czas - zaśmiał się, po czym ponowił swoją wcześniejszą czynność z tą różnicą, że kolejne ostrze wbił w drugą nogę.
Teraz zaczęłam się bardziej martwić o tatę. Świadomość, że jest wampirem, wystarczała mi na początku, ale stracił dużo krwi. W dodatku, przez to co zrobił teraz Jason, rany nie mogły się zasklepić, piekły i jakby tego było mało, ciągle sączyła się z nich krew. Wiem, że to go nie zabiję, ale może osłabić, nie mówiąc już o bólu, bo umiejętność nieodczuwania bólu akurat nie posiada. Z trudem czekałam na jakieś rozwiązanie problemu, wciąż nie rozumiejąc, dlaczego pozwala na, to wszystko skoro jest od niego silniejszy praktycznie pod każdym aspektem. Niesamowicie drażnił mnie ten fakt, ale gryzłam się w język, nie chcąc zwracać na siebie zbytniej uwagi, bo to oznaczałoby kolejne kłopoty.
-Jason, zdradzić Ci tajemnicę? - chłopak spojrzał na niego, udając niewzruszonego. -Wierzysz w legendy? - zaprzeczył. -Widzisz, też nie wierzyłem - Luca przerwał więzy z nieco większym wysiłkiem, niż zazwyczaj by mu, to przyszło. -W dobie internetu, social mediów i nieco przekłamanej pop kultury, nie dało Ci do myślenia, dlaczego goją mi się rany? - westchnął, wyciągając noże i upuszczając je na ziemię. -Czasem fikcja, okazuję się prawdą - ociężale podniósł się z fotela, na co Jason momentalnie dla własnego bezpieczeństwa zrobił kilka kroków w tył.
Tata podszedł do mnie, oswobodził moje ręce z więzów, po czym pomógł wstać. I teraz zrozumiałam wszystko, miałam rację, mówiąc, że grał na czas. Ponieważ, kiedy Jason rzucił się do ucieczki, za drzwiami natknął się na Juana, który wepchnął go z powrotem do mieszkania, a tuż razem za nim pojawiła się mama w obecności dziadków i dwóch mężczyzn z zamaskowaną do połowy twarzą.
-Która wiedźma Ci powiedziała? - spytał Luca. -Sam nie wpadłeś na pomysł ziół - zakasłał, trzymając się za bok.
-Skąd wiedzieliście? - szepnęłam do mamy, która do nas podeszła.
-Nie pamiętasz, że Juan jest w połowie taki, jak tata, a za grubych drzwi to on nie ma - zachichotała cicho, obejmując mnie ramieniem.
Dziadek użył nieco perswazji, żeby przekonać Jasona do rozmowy i wtedy dowiedzieliśmy się, że tak właściwie jest on pionkiem w tej całej grze. Ktoś wykorzystał przypadek jego taty, do wysłużenia się jego rękoma w akcie zemsty.
Zaczęło się od anonimowego emaila ze zdjęciem Luca sugerującym, jako to on jest odpowiedzialny za całe wyrządzone zło jego ojcu. I faktycznie nie były, to przypadkowe oskarżenia, miały swoje odzwierciedlenie w rzeczywistości. Ziarno zostało zasiane. W późniejszym czasie przychodziły kolejne wiadomości z tego samego numeru, zdradzającego jego nazwisko, adres zamieszkania oraz listą bliskich mu osób i pomysłem, jakoby można wykorzystać do tego najsłabsze ogniwo, czyli mnie. O istnieniu symbolu zakonów łowców również dowiedział się z tego samego źródła, lecz z jakiś powodów nieznajomy nie ujawnił przywódczy zakonu. Nie znał go, bądź celowo zataił, jak w przypadku faktu, że mój tata jest wampirem. Skoro ten ktoś zaopatrzył Jasona w ziółka, które sprawią mu więcej bólu, ale nie zdradził prawdy, to na co liczył? Przecież człowiek w starciu z wampirem nie ma zbyt wielu szans. Rodzice z dziadkami starali się, dowiedzieć od niego kim jest tajemniczy informator, ale chłopak sam nie był tego świadom. Przykre, że ktoś wykorzystał rodzinną tragedią do własnych egoistycznych pobudek.
Natomiast zaobserwowałam, że tacie w pewnym momencie przebiegło chyba po głowie wyrównanie rachunków z Jasonem, ale finalnie skończyło się na tym, że dostał kilka razy w twarz i został oszczędzony, ponieważ wpadli na zupełnie inni pomysł. Postanowili złożyć wizytę jego ojcu, a czasie gdy dziadkowie z dwójką nieznanych mężczyzn zostali w mieszkaniu w poszukiwaniu czegoś i obiecali dołączyć do nas później pod wskazanym adresem.
Do domu Jasona pojechaliśmy jednym autem, tym którym przyjechała mama. Tak dla pewności z obawy przed kolejnym możliwym numerem do wycięcia przez chłopaka. Jednak zanim ruszyliśmy w drogę, rodzice odeszli na bok, znikając mi z pola widzenia i pozostawiając mi nastolatka pod opieką, jeśli tak mogę, to nazwać. Domyśliłam się oczywiście, dlaczego odeszli, ale zachowałam, to dla siebie. Choć dawno poznałam ich sekret, o tym, że tata regularnie pije krew mamy. I tym razem również potwierdziły się moje domysły, ponieważ kiedy do nas wrócili, Luca był, jak nowo narodzony. Jeszcze przebrał się w przywiezione przez Carmen ubrania, swoją drogą ciekawe, że wozili ubrania w bagażniku. Czy, to znaczy, że nie pierwszy raz mieli taką sytuację? I już wcale nie było po nim widać, że 20 minut temu coś się wydarzyło. Przyznam, że czasem zazdroszczę mu takiego szybkiego powrotu do zdrowia, ponieważ mnie dalej bolała głowa, mimo że minęło tyle czasu. Może powinnam im od razu powiedzieć, że zostałam czymś uderzona, zamiast zatajać tę części historii? Nie chciałam ich martwić i sprawiać kolejnych kłopotów, ale nie czuję się najlepiej. Cóż powiem im najwyżej potem, po wizycie u rodziców Jasona.
Nastolatek pokierował nas na osiedle domków jednorodzinnych, gdzie ku naszemu zdziwieniu byliśmy już wcześniej. Okazało się, że dom, w którym odbywała się wtedy ta impreza, wcale nie należał do jego przyjaciela, a do niego i pod nieobecność rodziców, którzy akurat przebywali w sąsiednim mieście, gdyż raz w miesiącu jeżdżą tam na dodatkowe rehabilitacje do najlepszych specjalistów, on zaprosił sobie znajomych.
Zaparkowaliśmy na podjeździe i wspólnie podeszliśmy pod drzwi, gdzie Jason zadzwonił dzwonkiem, a po już po kilku chwilach otworzyła nam przerażona naszym widokiem sympatyczna pani w średnim wieku o krótkich, kręconych blond włosach i niewyobrażalnym smutkiem w oczach.
-Jason?! - zawołała z trwogą, spoglądając na poobijanego nastolatka, który jedynie spuścił wzrok. -Synku, coś Ty narobił? - dodała po chwili z troską, przenosząc wzrok na naszą trójkę, po czym wspólnie weszliśmy wszyscy do środka domu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top