Rozdział 49 Zapłacisz za to...


Darcy całkiem sprytnie odkręciła zerwanie kontaktu z Jasonem, oczywiście jak wspomniała wcześniej, nie omieszkała wysłużyć się nami, jako swoją wymówką. Najważniejsze jednak, że poskutkowało, choć, prawdę mówiąc, nie musiała się zbytnio wysilać, ponieważ nastolatek z chęcią nawiązał z nią ponowną znajomość. Zresztą nie powinno, to nikogo dziwić, skoro tak bardzo interesuje się naszą rodziną. Szkoda, że jeszcze nie jest świadom swojej porażki. 
Natomiast Alucard wrócił na kilka dni do Nowego Orleanu w czasie, gdy moja matka pozostała w Jacksonville. Jeśli rzeczywiście ścigają nas rzeczy z przeszłością, nie powinni być widywani teraz razem. I dobrze, że zrezygnowali ze wspólnego pokazywania się, gdyż wampir po powrocie do miasta, zauważył znaczne zmiany wśród jego nadprzyrodzonych mieszkańców. Panowało między nimi niewiadomego pochodzenia poruszenie, a to mogło sugerować tylko jedno, wiedźmy coś knują. Prawdopodobnie nie mogły się pogodzić ze śmiercią swoich sióstr i gdy my uważaliśmy, że nareszcie nastał spokój, one wciąż spiskowały przeciwko naszej rodzinie. Niesamowite, jak szybko wszystko się zmienia. 

Perspektywa Darcy

Umówiłam się z Jasonem po szkole, ustaliliśmy, że przyjedzie po mnie i pojedziemy do niego, obejrzeć wspólnie jakiś film i nadrobić stracony czas. Tym razem powiadomiłam rodziców, nawet wspólnie z mamą umawiałam się z nim na spotkanie. Chciałam, żebym to widziała, bo zdaję sobie sprawę z faktu, że w przeciągu kilku dni, udało mi się ich zawieść kilkukrotnie. Dopiero się pogodziliśmy i nie chciałabym tego psuć, zresztą wydaję mi się, że mogą mieć rację odnośnie moje niedoszłego chłopaka. Oczywiście nie czuję się z tym najlepiej. Wolałabym, żeby jednak się mylili, ale wszystko wskazuje na, to, że przez ostatni czas byłam okłamywana. Pierwszy raz w życiu miałam nadzieję, że ktoś bezinteresowanie się mną zainteresował. Bardzo chciałam wierzyć, że tak jest, ale jak widać, nie jestem na tyle ciekawą osobą, aby inni chcieli z nią utrzymywać kontakt. Nie znoszę tego uczucia, nie znosiłam go już w sierocińcu, gdzie dziewczyny odzywały się do mnie jedynie, kiedy chciały spisać ode mnie zadania domowe. Dlatego trzymałam się na uboczu. Marzyłam w tamtym czasie, by stać się niewidzialną, ale nie ważne, jak bardzo nie starałabym się ukryć i tak ktoś mnie odnalazł wbrew mojej woli. 
Teraz gdy tak naprawdę czystym przypadkiem zyskałam wszystko i mogłam zapomnieć o czasach, gdy czułam się odtrącona, lekceważona, czy traktowana, jak piąte koło u wozu, to wszystko znów do mnie powróciło, lecz ze zdwojoną siłą. 
Dlaczego, mimo że nie jestem już sama, czuję się tak bardzo samotna?

Jason czekał na mnie przed wejście szkoły, oparty o maskę samochodu i wypatrywał mnie uważnie. Mimowolnie uśmiechnęłam się, gdy podeszłam bliżej do mężczyzn, aby się z nim przywitać. 
Nastolatek otworzył mi drzwi oraz zamknął za mną, kiedy wsiadłam do pojazdu, a następnie sam zajął miejsce kierowcy tuż obok mnie. Nie powinnam tak się czuć i może wyda się, to błahe, a może wręcz śmieszne, ale chyba zaczęłam się w nim powoli zakochiwać. Niestety świadomość, że zostałam przedmiotem do osiągnięcia nieznanego mi celu przez Jasona, zburzyła całą moją wiarę we wspólną przyszłość. Kiedyś zapomnę, ale już nigdy nie pozbędę się tego dziwnego kłucia w moim sercu. 
Blondyn zabrał mnie do siebie do mieszkania, jak wcześniej się ugadywaliśmy, a ja przy okazji wysłałam Juanowi pod jego nie uwagę adres, pod którym spędzę najbliższe kilka godzin. 
Ta część umowy również nie do końca mi się podobała, ponieważ obecność brata mojej mamy, o ile tak mogę go nazwać, bo wychodzi, że to kompletnie obcy dla niej człowiek, który żył prawie wiek temu, zanim się urodziła, a nagle stał się jej bliski, jest dla mnie bolesna. Dodatkowo nie czuję się przy nim komfortowo, przeraża mnie oraz dalej pamiętam, co mi zrobił. Rozumiem, że wtedy niezupełnie był sobą, ale z tego, co podsłuchałam w rozmowie rodziców, on w dużej mierze sprawował kontrolę nad ciałem, więc jest tak samo winny, jak ten, który mu to szeptał. Niby się zmienił, ale ja w to nie wierzę. Słyszałam ich rozmowę w nocy, akurat się przebudziłam. Przez niego zginęła kolejna kobieta, skąd mam pewność, że tym razem zachowa się, jak powinien i rzeczywiście mnie uchroni? Mama mu ufa nie wiedzieć czemu, więc zaryzykuję i zniosę jego obecność dla niej. Potem znów nie chcę mieć z tym człowiekiem nic wspólnego. Swoją drogą zawsze, gdy prosiłam w myślach, aby adoptowano mnie, jak inne dzieci. Marzyłam o spokojnej, nieco nudnej, ale kochającej mnie rodzinie. Tymczasem dostałam jej kompletne przeciwieństwo, ale po tych wspólnie spędzonych miesiącach z Carmen i Lucą, tak sobie myślę, że nie zamieniłabym ich na ten stereotypowy obraz rodziny. Nasza niebotyczna rodzinka, którą wspólnie stworzyliśmy, jest dla mnie czymś więcej, niż tylko domem.

Ze wspólnego oglądania nie wyniknęło za dużo, ponieważ po około 30 minutach Jason się znudził, a może po prostu miał ciekawsze plany względem mojej osoby. 

-Porozmawiajmy - wyłączył telewizor, po czym odwrócił się do mnie, uśmiechając od ucha do ucha. -Stęskniłem się, a w ciszy zdążymy jeszcze posiedzieć - puścił mi oczko, odkładając pilot na stolik obok kanapy. -Twoi rodzice wiedzą, że się zemną dziś spotkałaś? - spytał podejrzliwie, uważnie obserwując moją reakcję.

-Nie - skłamałam, starając się zachować spokój. -Gdyby wiedzieli już dawno kazaliby mi wrócić do domu - westchnęłam, kręcąc głową na boki. -Powiedziałam, że idę do przyjaciółki, będzie mnie kryła - spojrzał na mnie nieufnie. -Przepraszam, że nie odzywałam się tyle czasu, ale dzięki temu uwierzyli, że naprawdę się na mnie obraziłeś za tamtą sytuację i nasz kontakt się urwał - dodałam pośpiesznie, widząc jego zwątpienie. -Ale nie obraziłeś się? - spytałam rozczulającym głosem, uśmiechając się przy tym najmilej, jak potrafiłam.

-Nie - odparł, odwzajemniając mój uśmiech. -Nie gniewam się, ale możesz mi wyjaśnić, o co chodzi z Twoją rodziną? - uniosłam brew do góry, wpatrując się w niego wyraźnie zdezorientowana. -Długo ich znasz? - przysunął się do mnie. -Zaledwie kilka tygoni - dodał, gdy nie odpowiedziałam na wcześniejsze pytanie, więc teraz tylko cicho skinęłam głową. -Co wiesz o mężczyźnie, którego nazywasz ojcem? - zaśmiał się, wstając z kanapy.

-O czym Ty mówisz? I dlaczego temat znów zszedł do mojego tatę? - stanęłam przed nim, mierząc go wzrokiem.

-Nie skojarzyłem tego wcześniej - podrapałam się nerwowo po karku. -Dopiero, jak powiedziałaś mi jego imię - zamyślił się na chwilę, łapiąc się za podbródek. -Luca - wycedził przez zęby. -Luca Taylor? - otworzyłam szerzej oczy ze zdziwienia.

-Skąd znasz jego nazwisko? - spytałam, nie ukrywając ogarniającego mnie w tej chwili zdezorientowania.

-Jak wyszedł cało ze śmiertelnego w skutkach dla niego wypadku? - spojrzałam na niego niepewnie, gdyż o niczym takim wcześniej nie słyszałam i choć chciała się do tego jakoś odnieść, nie mogłam. -Uprzedzę Twoje kolejne pytanie - parsknął. -Tym, który zgarnął go te feralnego dnia z ulicy i zawiózł do tego przeklętego szpitala, był mój ojciec! - jego głos stawał się donośniejszy. -I tego samego dnia w godzinach rannych stracił pracę! - zrobiłam kilka kroków w tył, widząc, jak mężczyzna powoli wpada w furię. -Wpierw zarzucono mu oraz jemu partnerowi, że z ich winy pacjent zmarł, a gdy ciało zniknęło ze szpitala, wkręcono ich w przekręt, przez który stracili pracę - zbliżył się, łapiąc mnie za ramiona. -Szpital obrał narrację, że pacjent zmarł w karetce, ponieważ ta miała zawieść go do złego szpitala, a w drodze do drugiego powstały komplikacje, które dla dobra wszystkich zostały utajnione przed osobami trzecimi! - wrzeszczał rozgoryczony. -Co mają znaczyć komplikacje i jak można zawieść rannego do złego szpitala?! - potrząsnął mną.

-Przykro mi - wyszeptałam ze szklanymi oczami.

-Przykro Ci?! Przez tego dupka mój własny ojciec targnął się na własne życie, bo presja i osąd opinii publicznej wykończyła go psychicznie, dziś jest kaleką, niesprawnym do samodzielnego funkcjonowania - puścił mnie, odpychając mnie w tył. -Ojciec mój o motocykliście z kolczykiem w nosie i tatuażem na szyi o imieniu Luca, skojarzyłem fakty, a gdy pokazałem mu jego zdjęcie, które zrobiłem ukradkiem na imprezie, wszelkie wątpliwości rozwiały się, co do jego osoby - nerwowo zaciskał i rozluźniał pięści. -Dlaczego on żyje?! - krzyknął. -Jakim cudem?! Ojciec sprawdzał. Z takimi obrażeniami nie miał prawa przeżyć! - uderzył z impetem ręką o blat stołu, aż mimowolnie się wzdrygnęłam. -Jeszcze ten kolejny dupek imieniem Justin, Jase, Jess, czy jak mu tam było, cały czas mnie nęka! Wytłumaczysz mi łaskawie, o co tutaj chodzi? - spytał nieco spokojniej.

-Nie potrafię - wzruszyłam ramionami. -Pierwszy raz słyszę o czymś takim - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. -I obawiam się, że nie jestem w stanie udzielić Ci odpowiedzi - skłamałam, bo choć tej historii, o ile jest prawdziwa, osobiście nie słyszałam, jestem w stanie domyślić się, jak mój ojciec, to przeżył, znając jego sekret. -Nie rozumiem, po co wracasz wspomnieniami do tych zdarzeń - rozłożyłam ręce w geście bezradności, podchodząc bliżej do chłopaka. -Czasu nie cofniesz, biegu wydarzeń nie zmienisz - mówiłam, spokojnym, kojącym głosem. -Bardzo mi przykro z powodu Twojego taty, ale nie jesteś w stanie tego zmienić - położyłam dłoń na ramieniu Jasona. -Może lepiej będzie, jeśli zostawię Cię teraz samego, byś raz jeszcze sobie wszystko przemyślał i sam doszedł do wniosku, że czas skupić się na przyszłości, niżeli roztrząsać przeszłość - zabrałam dłoń, po czym odwróciłam się w kierunku wyjścia, jednak zdążyłam zrobić jeden krok, gdy nagle poczułam silny uścisk na moim prawym nadgarstku.

Odwróciłam się, chcąc spytać, co robi, ale w tym momencie zostałam ogłuszona podłużnym przedmiotem przypominającym wazon, który chwycił w pośpiechu ze stołu i wycelował w moją głowę.

-Nigdzie nie pójdziesz - wycedził przez zaciśnięte zęby, nim straciłam przytomność.

Obudziłam się jakiś czas później, leżąc na kanapie na brzuchu ze skrępowanymi na plecach rękoma oraz pulsującą prawą skronią, z której prawdopodobnie wcześniej ciekła krew, ale zdążyła już zaschnąć, gdyż czułam w tym miejscu jakoś podejrzanie ściągnięta skórę, nie wspominając już o pozostawionym na jasnym materiale meble, szkarłatnym śladzie.

-Jason! - krzyknęłam z trudem, kiedy dotarło do mnie, co się tak właściwie wydarzyło.

-Nareszcie - rzucił z wyrzutem, siadając na stoliku przede mną. -Nie wyjdziesz stąd, dopóki nie zdradzisz mi jego sekretu - wskazał na mnie palcem. -Mieszkasz tam, słyszysz i widzisz, jak się zachowuje - przewróciłam oczami. -Dodatkowo masz symbol - uśmiechnął się prowokacyjnie. -Myślałam, że uwierzyłem w Twoją wymówkę o oparzeniu? - zaśmiał się. -Ktoś już mi wcześniej pokazał coś podobnego i wyjaśnił jego symbolikę - przykmnęłam oczy na chwilę.

Starałam się coś sobie przypomnieć, domyślić się o kim mógł wspominać, ale nic nie przychodzi mi do głowy na tamten moment. Czy rzeczywiście, ma to związek z Bostonem, jak wspominali rodzice, czy tylko chodzi o poznanie prawdy, które okazała się zgubną dla ojca Jasona?
Z jednej strony na jakiś swój pokręcony sposób rozumiem jego chęć zemsty. Kieruje nim rozgoryczenie, zawód i niewyobrażalny ból i jest w stanie posunąć się do wszystkiego w swoich działaniach, a to już ta część emocji, która dla mnie może okazać się zgubną.

-Powiesz mi, to Ty, albo on sam osobiście - wyciągnął telefon z mojej torebki i zamachał mi nim przed nosem.

-Ja o niczym nie wiem - odpowiedziałam niewzruszona, spoglądając na swój smartfon. -Wątpię też bym mój ojciec coś Ci powiedział - zawiesiłam na chwilę głos. -A jeszcze bardziej wątpię, że nie stracisz zębów, jeśli go tutaj zaprosisz i zobaczy co zrobiłeś - dokończyłam ze zwycięskim uśmiechem na twarzy.

-On już tu jedzie - odrzucił komórkę na fotel obok. -I naprawdę myślisz, że coś zrobi, gdy zobaczy nóż przy gardle własnej córki - wyciągnął kuchenne ostrze zza pleców.

-Jest jeden problem w Twoim planie - spojrzał na mnie z zaciekawieniem. -Skąd pomysł, że będzie chciał mnie ratować - uniósł brew. -Nie jestem jego prawdziwą córką, zna mnie kilka tygodni, nie jestem mu bliska, opiekuję się mną, bo się zadeklarował podobnie, jak matka - westchnęłam, przewracając oczami, po czym odwróciłam wzrok od chłopaka.

-Zaraz się przekonamy - zaśmiał się, spoglądając w kierunku drzwi wejściowych, kiedy po mieszkaniu rozległ się dźwięk dzwonka.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top