Rozdział 48 Podstęp

Darcy słowa dotrzymała, zerwała kontakt z Jasonem, lecz jej decyzja nie spodobała się chłopakowi. W dalszym ciągu zabiega o jej uwagę. Zdarzają się momenty, kiedy potrafi kilkukrotnie zadzwonić, bądź wysłać wiadomość. Obawiam się czasem, że nastolatka ulegnie urokowi blondyna, gdyż widzę, jak ciężko przychodzi jej ignorowanie połączeń niedoszłego chłopaka. Zarzeka się, że skrupulatnie odrzuca wszelkie próby, ale pewności stuprocentowej nie mam. Nie mam jej też w przypadku, kiedy młodzieniec ośmiela się przychodzić do niej, pod szkolę po zakończonych zajęciach.
Coraz bardziej zaczyna martwić mnie, to jakże nienaturalne i dziwne zachowanie. Rozumiem, że można się zakochać, choć wątpię, żeby w tym przypadku można nazwać jego uczucia prawdziwymi. Jednak najbardziej szalona miłość nie bywa tak destrukcyjna, jak w tym przypadku. Najgorsze, że odbija się ona na Darcy oraz ma na nią duży wpływ. Z naszych wieczornych tak zwanych babskich rozmów przed snem, dowiedziałam się, że Jason niestety był jej pierwszym chłopakiem, w którym od samego początku zauroczyła się do tego stopnia, że miała nadzieję w przyszłości zostać jego dziewczyną. Swoją drogą przypomniałam sobie wtedy, dlaczego ja właściwie nie mam żadnych przyjaciółek w swoim życiu - miłosne rozterki nie mój świat. Oczywiście prócz Kelly, które wije sobie szczęśliwe gniazdko w naszym starym wspólnym mieszkaniu w Bostonie u boku wampirzego kochanka. Czasami, jak sobie przypomnę jej strach przed wampirami i moment, w którym wyznałam jej prawdę o Luce, uśmiech sam ciśnie mi się na usta. Tak się zapierała i tak obiecała sobie unikać wampirów, że teraz z jednym mieszka pod tym samym dachem. Niesamowity paradoks. Zresztą moja historia nie prezentuję się wcale lepiej, dlatego pod żadnym pozorem nie oceniałam nigdy wyboru Kelly, tak jak ona nie oceniała mojego. Choć jestem prawie pewna, że za Lucą nie przepada, mimo że pomagała mi go ratować. Nie mogę mieć jej tego za złe, poniekąd może mieć też rację i nieco mnie, to przeraża. W końcu cała seria niefortunnych zdarzeń zaczęła się, kiedy poznałam mojego przyszłego męża oraz gdy stawaliśmy się sobie coraz bliżsi. Hm, może to było powodem, dla którego kontakt mój z dawną współlokatorką tak bardzo się ograniczył. Nie pamiętam kiedy ostatnio z nią rozmawiałam. Kilka tygodni temu, czy kilka miesięcy temu? Jakoś zatarł mi się ten czas, ale nie zmieniło się jedno - brakuję mi mojego spiskującego na każdym kroku Watsona. Kiedyś się do niej odezwę, obiecuję, to sobie, ale jeszcze nie czas. Gdy będę pewna, czym pragnę się z nią podzielić, wtedy wybiorę do niej numer i mam nadzieję, że nie będzie miała mi za złe tych cichych miesięcy oraz odbierze ode mnie tak, jak zawsze odbierała.

-Mama śpisz? - usłyszałam skrzypnięcie drzwi, ale byłam zbyt zaspana, by otworzyć oczy i podnieść głowę, by sprawdzić kto mnie woła. -Mamo, śpisz? - otworzyłam mozolnie jedno oko, gdy usłyszałam ponownie wołanie, lecz już nieco głośniejsze. -Śpisz, czy nie? - z trudem uniosłam się na łokciach, ziewając jeszcze i spojrzałam na nastolatkę stojącą w progu, która dalej ściskała w  jednym ręku klamkę, uważnie nam się przyglądając. 

-Co się dzieje? - ponownie ziewnęłam, zerkając przy okazji na zegarek obok łóżka.

-Chodź - szepnęła spoglądając na Luca i pośpieszyła mnie gestem ręki, opuszczając pokój.

Wyślizgnęłam się najciszej, jak potrafiłam z łóżka, by nie obudzić narzeczonego. Hm, to też jest całkiem ciekawy przypadek. Zawsze żyłam w przeświadczeniu, że wampiry nie potrzebują snu, skoro są nieśmiertelne, tak poniekąd wykreowały moje wyobrażenie o nich wszelkiej maści filmy oraz książki. Tymczasem nie ma, to żadnego odwzorowania w rzeczywistości. Choć są nieśmiertelni, potrzebują snu, jak każdy z nas, by móc się zregenerować, ponieważ jak się okazuje, choć krew ma podobne działania, to w dalszym ciągu sen, to jednak sen. Czasami, aż ciężko mi uwierzyć, że to faktycznie jest prawdą, kiedy patrzę na dzielące nas z Lucą różnice. Przy okazji popsuł mi wizję wampira, którą stworzyła popkultura. Zamiast czerwonookiego krwiopijcy o bladej cerze i lodowatym ciele z powodowanym niską temperaturą, długimi szpiczastymi paznokciami oraz kłami. Mam przystojnego bruneta o ciemnych oczach, oliwkowej cerze i tylko troszkę chłodniejszym ciele od mojego. Oczywiście proszę nie zrozumieć mnie źle, ja wcale nie narzekam z takiego obrotu spraw, wręcz przeciwnie.

-Dochodzi godzina trzecia nad ranem, co było takiego pilnego? - dziewczyna spuściła głowę, zawieszając wzrok w telefonie, po czym niepewnie podniosła go na wysokość moich oczu.

-To - wyszeptała cicho, pokazując mi otrzymaną wiadomość. -Tylko proszę nie budź taty - dodała po chwili zastanowienia.

-Nie uważasz, że powinnam wiedzieć? I przy okazji może odrobinę więcej ode mnie? - pokazałam jej na palcach wymienioną ilość, spoglądając na nią z politowaniem.

-Tak - odpowiedziała, kiwając powoli głową góra, dół. -Z tym że wtedy dla jednej strony zakończy się to mało przyjemnie - westchnęła. -I chyba nawet wiem dla której - uśmiechnęłam się ledwie zauważalnie.

-Wydaje mi się, że przywieźliśmy coś ze sobą do Jacksoville - wymamrotałam pod nosem, nie odrywając wzroku, ani na minutę od ekranu telefonu.

-Co takiego? - spytała z lekkim niepokojem nastolatka.

-Coś, co ciągnie się za nami od Bostonu - westchnęłam.

-A zapoczątkowało się w Nowym Orleanie - odwróciłam się zaskoczona, słysząc dochodzący zza moich pleców męski głos. -Ale pamiętacie wciąż, że jestem wampirem i mam wrażliwszy słuch, niż Wy? - wtrącił ironiczne, unosząc brew i spoglądając na nas z politowaniem.

Stary nieczynny sklep z ziołowymi naparami prosto od znachorki. Feralna noc, gdy wiedźmy postanawiają wziąć górę nad siłami natury, wyznaczając ich zdaniem jej prawidłowy tor. Odnoszą częściowy, choć złudny skutek. Uradowane swym sukcesem, tracą czujność, odchodzą, pozostawiając, młodą kobietę półprzytomną we własnej krwi na jakimś starym, wiekowym stole. Nie opuszczają jednak budynku, lecz przenoszą się jedynie do pomieszczenia obok, czyli głównego, które niegdyś służyło jako sklep. Ta decyzja okazuję się dla nich zgubną. Nie przewidziały, że owa kobieta posiada silne powiązania z rodziną wampirów - rodziną nietkniętą ludzką ręką, której ród sięga dekady wstecz. I choć czarownice wpływ pewien mają na najmłodszego z linii, tak najstarszego się lękają. Bo o ile zranić go mogą, to wieczności jego zakończyć nie są w stanie. Nie wiedziały, z kim do czynienia mają, póki na własnej skórze się nie przekonały, przez co swój żywot zakończyły. Jednak komplikacja mała się z tego zdarzenia stała. Czujność wszystkich została uśpiona, każdy myślał, że sytuacja została rozwiązana. Nic bardziej mylnego. Wspomnienie o wampirzym synu głównej wiedźmy, która była tego prowodyrem zatarło się w naszych pamięciach w chwili, gdy rozeszły się, po mieści plotki o jego śmierci. Najwidoczniej nie wszystkim słowom wierzyć można. Zwłaszcza tym bez pokrycia.

-Zemsta? - spojrzałam pytająco na Luca. -Ale, jaki związek ma Jessy z Jasonem? - podrapałam się po głowie, spoglądając na Darcy.

-Tego przydałoby się dowiedzieć - brunet przyglądał się wymownie nastolatce.

-Oszalałeś?! - krzyknęłam, kiedy zrozumiałam, jaki pomysł tli się w jego głowie.

-Bardzo prawdopodobne - westchnął, spuszczając głowę i kręcąc nią na boki. -Ale włączymy do tego psychopatycznego, półwampirzego wujaszka - uśmiechnął się prowokująco, zerkając w stronę kanapy w salonie, a której spał Juan.

-Tato? - wyszeptała z nutką strachu, kierując wzrok w tę samą stronę, co mężczyzna. -Wiesz, że ja i wujek, nie... - kiwała pośpiesznie głową na boki.

-Owszem wyrządził Ci wiele zła, ale pamiętaj, że nie do końca był sobą - spuściła wzrok. -Ciało, to same, lecz dusze inne - wyjaśniłam nastolatce, chcąc uspokoić jej strach. -Nie zrozum mnie źle - wtrąciłam, kiedy zobaczyłam, że otwiera usta, aby coś powiedzieć. -On też bez winy nie jest i on też jest winny wszystkich złych czynów względem Ciebie - skinęła ledwie zauważalnie. -Mnie też próbowali zabić kilkukrotnie - westchnęłam.

-Ja to słyszę! - zawołał Juan z salonu.

-Śpisz tam, to śpij - odburknął mu Luca. -Znalazł się wampir z wyprzedaży z pół sokolim słuchem - przewrócił oczami.

-Powiedział pełnoprawny licencjonowany pseudo krwiopijca - Darcy mimowolnie zaśmiała się z wymiany zdań między mężczyznami, ale szybko spoważniała.

-Te narwańce, a może oboje się przymkniecie? - wtrąciłam nerwowo. -Mimo wszystko on ma jeden atut - kontynuowałam swoją wcześniejszą wypowiedź. -Nikt z Twojego grona go nie zna, przez co jest dla nich może być kim zechcemy - puściłam jej oczko. -Nie masz mu wybaczyć, godzić się, czy traktować, jak faktycznego wujka -przytaknęła.

-Pozwól mu jedynie mieć na Ciebie oko, tam, gdzie my nie będziemy w stanie - dopowiedział Luca.

-Dobrze - przytaknęła. -A nie będzie podejrzane, że nagle się odzywam, jak tyle go ignorowałam? - zapytała po namyśle.

-Zrzucić winę na nas - odpowiedział Luca. -Jak zapewne robiłaś, to do tej pory - dodał uszczypliwą uwagę, uśmiechając się zadziorne, na co nastolatka jedynie spuściła wzrok.

Spojrzeliśmy na siebie wymownie, kiedy nastolatka skierowała się do swojego pokoju.

-Tato? - przystanęła przed drzwiami, odwracając się do nas. -Dziadek nie był więcej dla Ciebie niemiły z mojego powodu? - pokiwałam przecząco, posyłając jej zatroskany uśmiech. -To dobrze - odwzajemniła uśmiech. -Postaram się, żeby było dobrze - wyszeptała pod nosem, po czym zniknęła za drzwiami swojego pokoju.

I takim o to sposobem, wbrew temu, co mówiliśmy wcześniej. Darcy ponownie zacznie spotykać się z Jasonem, lecz tym razem pod okiem Juana, a może raczej Armando, bo tak właśnie ma mieć na imię według nowych, przyniesionych przez Alucarda dokumentów. Początkowy zamysł zakładał, że wróci do swojego oryginalnego imienia, ale mój brat nie chciał. Uznał tamten czas za zakończony, a przede wszystkim nie warty, bo go wspominać.
Swoją drogą, czy nasz trop jest prawidłowy? Jednak zdjęcie, które przesłał Darcy nieznany numer, przedstawiające splamiony krwią symbol zakonu łowców, może jasno sugerować, że ktoś pragnie coś nam przekazać. Jak mam odczytać ten znak? Zakon po nas idzie? Ale przecież jemu przewodzi moja matka. Hm, a może właśnie to ma oznaczać rozlana na nim krew. Czyżby niektórzy poczuli się zdradzeni? Nie spodobała im się wizja bratania z wampirami przez przywódczynię? Wszędzie znajdą się osobniki, które będę iść pod prądem. Z tym że relacje mojej matki z nami pozostają raczej w ukryciu. Może powinnam się z nią skontaktować, czy czegoś nie wie, a nadprzyrodzeni mieszkańcy Nowego Orleanu nie knują czegoś przeciwko nim podczas ich obecności. Tylko że to wszystko nie klei się w całość, ponieważ po co Jason miałby interesować się naszą rodziną? Szczególnie najbardziej zafascynowany jest Lucą oraz tajemniczym wujkiem, jak wynika z opowieści Darcy, ja w tym wszystkim jestem na ostatnim miejscu.
Zastanawia mnie również, czy decyzja, aby nastolatka ponownie zaczęła się spotykać z chłopakiem, jest dobry pomysłem. Co jeśli zwęszy podstęp? Ignorowała go prawie ponad tydzień i nagle uległa, czyż to niepodejrzane? Choć z drugiej strony w wieku nastoletnim, to chyba całkiem autentyczne zachowanie, zawsze może zgonić na przewrażliwionych rodziców, jak zasugerował mój narzeczony i aby, to podziałało, ponieważ nie wiemy, kto jeszcze może być w to zamieszany. A coś mi się wydaję, że to nie jedna sprawa zbiegła się w czasie i nie jeden osobnik jest w nią zamieszany, a to niestety nie wróży nic dobrego, ale obym się myliła w tym przypadku...


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top