Rozdział 47 Naucz się odpuszczać


Pewnego z pozoru spokojnego wieczoru, gdy nasze życie nareszcie miało przestać się walić i palić na każdym najbliższym kroku, doszliśmy wspólnie do wniosku, że Jason nie do końca jest taki czysty, za jakiego się uważa, natomiast spotkanie w galerii nie całkiem musiało być przypadkowe. A jeśli rzeczywiście takowym było, to mamy fatalnego pecha w życiu. Jak sceptycznie podchodzę do magii, choć nie raz już mnie przekonała o swoich możliwościach, lecz głównie ziołowych, to w końcu sama zacznę się zastanawiać, czy podczas pobytu w Nowym Orlenie, jakaś stara wiedźma faktycznie nas nie przeklęła. Gdyż ja wszystko rozumiem, ale w momencie, gdy na każdym kroku przytrafia Ci się coś niefortunnego, to samoistnie zaczynasz wątpić i podważać funkcjonowanie świata. 
Alucard od samego wejścia, gdy tylko przekroczył z moją matką, próg naszego mieszkania uznał, że powinniśmy w sposób dosłowny pozbyć się problemu. W tym momencie zwątpił w ich rolę dziadków, zwłaszcza że moja rodzicielka przyznała temu pomysłowi swoją aprobatę. Ręce mi opadły, ale Luca nawet nie wysilił się na uszczypliwy komentarz w kierunku swego ojca, a to znaczy tylko jedno - nie tylko ja się poddałam. Jednak czego ja się spodziewałam? Rodzinka w kupie, nigdy nie wróży nic dobrego. Szczególnie że nasze relacje dość mocno odbiegają od tych uważanych za normalne wśród członków rodziny. Mówię, to z wielką przykrością, lecz bliżej nam do patologicznej rodziny, niżeli jego wypracowanego ideału. 
Samodestrukcyjny ojciec, nadzbyt miłosierna matka, niezrównoważony emocjonalny kłębek w postaci córki, staroświecki zastały dziadek, samozwańcza babcia przywódczyni i na domiar złego zresocjalizowany, psychopatyczny wujaszek. 
Kojarzycie takie zdanie? Z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciach. To z taką rodzinką, jak nasza powinniśmy wziąć, to sobie z motto i skrupulatnie się tego trzymać. Ponieważ z tą mieszanką charakterów przybywających ze sobą w jednym pokoju, nie może wyniknąć nic dobrego. Szczególnie gdy ukochaną wnuczkę zaboli blizna, po dawnych śladzie  zakonu łowców. 

-Co z Ciebie za ojciec? - zwrócił się Alucard oskarżającym tonem do Luca. -Dlaczego jeszcze nic z tym nie zrobiłeś? - zmierzył go wzrokiem.

-Dobry? - odezwał się z politowaniem. -Nie mordujący na starcie potencjalnych wybranków swojej córki? - rzucił ironiczną uwagę w kierunku ojca, która ewidentnie mu się nie spodobała, ponieważ momentalnie zrobił krok w kierunku syna, ale zatrzymała go moja matka, łapiąc go delikatnie za przedramię. 

-Alucard, kochany, nie denerwuj się - wtrąciła się przepełnionym ciepła oraz troskliwości głosem. -Twój syn nie miał nic złego na myśli - pogładziła go po ramieniu, po czym posłała mu najszczerszy uśmiech, jaki potrafiła.

Natomiast jeśli chodzi o mnie, doznałam szoku. Mowę mi, aż odjęło na parę sekund. Nigdy wcześniej jej takiej nie widziałam. Nawet do ojca nie zwracała się w ten sposób, a tutaj proszę, jaka odmieniona. Własnej matki nie poznaję, nie wspominając już o Alucardzie. W innych okolicznościach za taką uszczypliwą odzywkę w stosunku do ojca już dawno otrzymałby od niego tak zwanego wychowawczego. Tymczasem wampir zacisnął zęby i wysilił się na sztuczny uśmiech, zapanowując nad własnymi emocjami. Kto by się spodziewał, cóż ta miłości potrafi robić z ludźmi. 

-Pamiętajmy, że to nie Boston, czy Nowy Orlean, żebyśmy mogli poczynać tak, jak tam. Tutaj staramy się żyć względnie normalnie. Zwłaszcza że co 10 lat będziemy zmuszeni zmieniać miejsce zamieszkania, aby Luca wygląd nie wzbudzał podejrzeń, w czasie gdy ja będę się normalnie starzeć - wtrąciłam się mężczyznom w środek wymiany zdań. 

-Moja córka ma rację - włączyła się do rozmowy łagodnym głosem rudowłosa kobieta. -Teraz są rodzicami, nasza wnuczka uczęszcza tutaj do szkoły - pokiwała twierdząco głową, jakby sama sobie przyznawała rację. -Nie chciałbyś chyba mój drogi, usłyszeć któregoś dnia, że ojca naszej wnuczki zabrała policji, bo pozbył się w afekcie jej chłopaka - dokończyła ostrzejszym tonem.

-À propos wnuczki - wtrącił się Juan, wskazując głową na idącą salonem w naszym kierunku nastolatkę z torebką oraz bluzą w ręce.

-Dokąd to? - spytał Luca dość ofensywnie. 

-Jason na mnie czeka - otworzyłam szerzej oczy ze zdumienia, spoglądając na narzeczonego stojącego naprzeciwko mnie. 

-Jason? - powtórzył z niedowierzaniem w głosie. -Miałaś się z nim nie spotykać, zapomniałaś? - wzruszyła ramionami. -Nigdzie nie idziesz! - powiedział stanowczo. -Matka Ci tu nie pomoże. Do pokoju, chyba że w jedną noc postarzałaś się o kilka lat i masz już, tę trzydziestkę, aby Ci szlaban minął - skarcił ją spojrzeniem, gdy tylko dostrzegł, że zerka z nadzieją na mnie potajemnie. -Telefon! - zawołał za nią, kiedy się oddaliła, wyciągając dłoń przed siebie w oczekiwaniu na jej smartfon, który niechętnie oddała i zamknęła się u siebie.

-Taki dobry ojciec? - spytał drwiąco Alucard. 

-Przynajmniej nigdy nie podniosłem na nią ręki - odpowiedział zgryźliwym przytykiem motocyklista. 

Niebezpiecznie. Mój przyszły mąż ma dziś jakiś pasywno-agresywny humor. 

-Alucard - matka nieco mocniej zacisnęła dłonie na przedramieniu mężczyzny, czule wypowiadając jego imię i przy okazji spoglądając na Luca proszącym i jakże wymownym wzrokiem. 

-Wybacz - wycedził z trudem przez zaciśnięte zęby. -Nie powinienem. Rozumiem, że pochodzisz z innych czasów, gdzie wychowanie było ciężką i ważną sprawą - wampir skinął głową z aprobatą, wyraźnie zadowolony ze słów syna. -Zasłużyłem - brunet zrobił krok do przodu, żeby zbliżyć się do ojca, po czym zacisnął pięść ze złości i po chwili ją rozluźnił. 

Ojciec Luca nie zawahał się nawet przez moment. Gdy motocyklista uniósł głowę, aby spojrzeć mu w oczy, ten zamachnął się i z impetem wymierzał siarczysty cios z otwartej ręki na policzek mężczyzny. Mój narzeczony zacisnął mocniej zęby i zniósł, to z godnością na tyle ile był w stanie. Choć mi nóż się w kieszeni otwierał. Nigdy nie mogłam patrzeć, jak Alucard traktuję w ten sposób mojego ukochanego. Zawsze bolało mnie serce na ten widok, ale niestety nie jestem w stanie temu zapobiec i tak, jak ona muszę z trudem, to znosić.

-Tato? - odwróciłam się w stronę dobiegającego głosu. -Dziadku! - wrzasnęła nastolatka, stając jak wryta na widok tej sceny. -Tato? - Darcy momentalnie podbiegła do Luca i stanęła przed nim, spoglądając na jego twarz, następnie posłała oskarżające spojrzenie wampirowi. -To przeze mnie dziadek Cię uderzył? - spytała z przejęciem, a jej oczy się zaszkliły.

-Nie - odpowiedział, machając powoli głową na prawo i lewo. -Poróżniliśmy się delikatnie z dziadkiem - otoczyła bruneta ramionami. -Powiedziałem coś, co nie wypadało i dziadek się troszkę zdenerwował - wyjaśnił spokojnie, obejmując nastolatkę i gładząc ją uspokajająco po głowie.

-Wiem, że to moja wina - zaszlochała. -Podsłuchiwałam - wyszeptała nieśmiało. -Przepraszam - oswobodziła się z uścisku. -Dziadku możesz już więcej nie bić taty? - odwróciła się do mężczyzny, który z zaciekawieniem analizował jej słowa. -Będę go już słuchać - spuściła głowę, pociągając nosem i ocierając policzek.

Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, jak to się mówi. Nie popieram takich zachowań względem drugiej osoby, ale chcąc, nie chcą, muszę, to powiedzieć. Tyle czasu staraliśmy się przemówić jej do rozsądku, a wystarczyła jedna tyrańska sytuacja, której doświadczyła przypadkowo na własne oczy, by zmieniła tok jej myślenia. Szkoda tylko, że teraz będzie żyła z przeświadczeniem, że wydarzyło się to z jej powodu. Poniekąd ta teza byłaby prawdą, ponieważ wydarzenia związane z Jasonem ją zaogniły, ale dzieciak w jej wieku nie powinien borykać się z wyrzutami sumienia w sprawie dotyczącej dorosłych. Jednak krzywda jednego z rodziców w dodatku ze świadomością, że nastąpiła z jej winy. Jest czymś, obok czego nie potrafi jednak przejść obojętnie. Zapewne ma, to podłoże z przeszłości, bądź nie jest jeszcze tak zepsuta, jak niektóre z jej koleżanek, które niestety zdążyłam poznać od tej mniej uroczej strony.

-Twój ojciec zasłużył. Obiecuję jednak nie uderzyć go więcej z Twojego powodu, ale mam pewien warunek - uniosła niepewnie głowę, spoglądając pytająco na mężczyznę. -Opowiedz nam, co się wczoraj wydarzyło - skinęła nieśmiało. -Tylko wszystko i szczerze - upomniał ją stanowczo.

Nie chętnie, to powiem, ale po raz kolejny niemoralne metody Alucarda poskutkowały.
Darcy przyznała się, że nie miała pojęcia o imprezie w domu jego przyjaciela, ponieważ ona umówiła się z Jasonem, że pójdę do jego mieszkania i spędzą wspólnie wieczór jedynie w swoim towarzystwie. Chłopak powiedział jej o zmianie planów, dopiero gdy się spotkali. W pierwszej chwili była temu przeciwna, ale po dłuższych namowach ze strony nastolatka, uległa.
Początkowo spotkanie nastolatków przebiegało, jak zwykła domówka ze sporą ilością alkoholu, papierosów z muzyką w tle, a wszystko pod nieobecność rodziców. Dopiero po dwóch godzinach, gdy towarzystwo nieco się podpiło, panująca między młodymi atmosfera zaczęła ulegać zmianie. Przez pewien moment nawet Darcy spodobało się wspólne tańczenie z chłopakiem, przestraszyła się, dopiero gdy próbował się do niej dobierać i to był pierwszy sygnał alarmujący dla niej. Jednak nie on był prowodyrem telefonu do Luca.
Gdy wróciła z łazienki, zobaczyła siedzących w kółku na podłodze nastolatków. Po środku nich stały dwie mise, wyglądem przypominające gliniane. W jednej, jak się wydawało Darcy były jakieś zmielone zioła, które lekko się tliły, a grupa przyjaciół zaciągała się ich zapachem. W drugiej misce Jason zaraz po przyjściu Darcy zapalił malutki snopek, prawdopodobnie szałwię. Dziewczyna dołączyła niepewnie do grona. I wtedy wydarzyło się coś niespodziewanego, gdy zmieszane z dymem powietrze dotarło do jej płuc, poczuła ukłucie w obojczyku.
Córka przyznała, że zignorowała ten fakt, lecz nagle znalazła się w centrum ich zainteresowania. Pierwsze pytanie odnośnie jej blizn padło z ust Jasona. Natomiast następne odnośnie jej rodziny docierały do niej od przyjaciół chłopaka i to był czas na zastanowienie dla Darcy. Wykorzystała fakt, że nie czuła się najlepiej od zapachu ziół, po czym zwiała do łazienki, gdzie zadzwoniła po nas.
Natomiast na pytanie, dlaczego ukrywała się w łazience, kiedy przyjechaliśmy, na początku nie chciała udzielić odpowiedzi, jak się okazało przed obawą na reakcję Luca. Szczerze, nie dziwię się, że chciała zataić tę wiadomość, bo sama wściekłam się na nią w tym momencie, ale jakoś zdusiłam, to w sobie. Dowiedzieliśmy się, że kiedy wróciła do Jason już po telefonie do Luca, chłopak podsunął jej pod nos nieznanej zawartości ziołowy napój, tłumacząc jej tym, że lepiej się po nim poczuję, jeśli wcześniej zemdliło ją od zapachu. W międzyczasie nastolatek podjął kolejną próbę przymilania się do niej, jakby to miało ją szybciej przekonać do wypicia podejrzanego napoju. Najgorsze, że prawie mu uległa. Szczęście, że zdążyliśmy, bo nie wiadomo, jak mogło się, to skończyć. W momencie, gdy przyłożyła szklankę do ust i prawie ją przechyliła z dołu dobiegły rozmowy - moje i Luca z gospodarzem domu, który wpuścił nas do środka. Wtedy wykorzystała chwilę i ponownie pobiegła do łazienki, by wylać niepokojącą zawartość do toalety.

-Uważasz, że było, to odpowiedzialne? - dziadek zwrócił się bezpośrednio do wnuczki, która nieśmiało pokręciła głową na boki. -Samej zmartwiło Cię ich zachowanie, prawda? - przytaknęła, a ja uważnie obserwowałam ich rozmowę, pozwalając Alucardowi przejąć nad nią pełną rozmowę, skoro Darcy najwidoczniej odczuwała przed nim respekt. -Chciałabyś, żeby z Twojego powodu stała się komuś krzywda? - spytał z powagą, spoglądając na nią z góry, widocznie pesząc nastolatkę, która przyglądała mu się w ciszy z miną zbitego psa oraz nerwowo pocierając dłonie. -Nie jesteśmy zwyczajną rodziną. Do tej pory miałaś styczność wyłącznie z ludźmi, ale zostałaś wciągnięta do świata mitów i czas przestać myśleć wyłącznie o sobie - mówił surowym tonem, a w oczach nastolatki pojawiły się łzy. Spuściła głowę, lecz nie ruszyła się z miejsca, wciąż bacznie słuchała reprymendy dziadka. -Jason nie jest odpowiednią osobą dla Ciebie i myślę, że sama to zauważyłaś - skinęła ledwie zauważalnie głową. -Masz ojca wampira, a on nadzbyt interesuję się Twoją rodziną. Zyskałaś dom, którego nie miałaś, jak czułabyś się z faktem, że któregoś dnia by Ci go odebrano, a Ty wróciłabyś do sierocińca? - otarły wierzchem dłoni lecące po policzkach łzy. -Darcy, spójrz na mnie! - powiedział gniewnie, a nastolatka momentalnie przeniosła swój wzrok na wampira. -Jak myślisz, co stałoby się z Twoim ojcem, jakby go złapali? - nie odpowiedziała. -Mało tego, co stałoby się ze mną, przecież musiałbym ratować syna - spojrzał na Luca. -A Twoja babcia i matka? Przecież nie czekałyby biernie - omiótł spojrzeniem mnie oraz mamę, po czym przeniósł je z powrotem na Darcy. -Zostałabyś sama, znowu! - ostatnie słowo wyraźnie zaakcentował dla podniesienia powagi sytuacji. -Tego pragniesz?! - rozpłakała się, kręcąc pośpiesznie głową na boki.

-Przepraszam - wydusiła, spoglądając na wszystkich zebranych nieśmiało. -Tato - odwróciła się do Luca. -Przepraszam, nie gniewasz się? - wlepiła z niego swoje zapłakane pełne nadziei ślepia. -Nie będę się więcej z nim spotykać - dodał po chwili, gdy nie uzyskała odpowiedzi na wcześniejsze pytanie.

-Nie gniewam się - odezwał się Luca. -I trzymam za słowo - uśmiechnął się nikło, klepiąc ją troskliwie po głowie, na co nastolatka zareagowała również uśmiechem.

Najwyraźniej z jedną rzeczą doszliśmy do wspólnego porozumienia, gdzie sytuację znów po części ratuje Alucard. Jakoś, to przetrawię, najważniejsze, że jeden problem z głowy. Teraz trzeba skupić się Jasonie i jego grupce przyjaciół. Dlaczego jesteśmy w centrum ich zainteresowania? Przypadek, czy celowe działanie?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top