Rozdział 44 Zauroczenie


Perspektywa Darcy

Rozmawiałam z mamą, kiedy tata wyszedł się przejechać motocyklem o ich obawach względem mojej znajomości z Jason'em. Po części rozumiem ich obawy, patrząc, co działo się w przeszłości i w jakim świecie się obracamy. Jednak nie każdy od razu musi mieć nieczyste intencje. Jestem im wdzięczna wszystkim, że zyskałam nowy dom, ale chcę też zaznać trochę zwykłego nastoletniego życia, którego do tej pory nie miałam okazji zaznać. Nie robię nic złego, pragnę być po prostu taka, jak wszystkie moje koleżanki. Korzystać z życia, niczego sobie nie żałować i jak one poznać smak pierwszej miłości. Nie mogą winić mnie za fakt spotykania z Jason'em. Zresztą całe życie chronić, mnie nie mogą, a ja jestem chyba wystarczająco odpowiedzialna, by poradzić sobie w razie problemów. 

-Tata pewnie znowu będzie się wściekał - spojrzałam na telefon w dłoni z grymasem niezadowolenia. -Ale, co tam - wzruszyłam ramionami, wyciszając smartfon. -Jason! - krzyknęłam, podbiegając pośpiesznie do chłopaka i wrzucając w międzyczasie komórkę do torebki. 

Chłopaka poznałam pewnego razu, jak po szkole wybrałam się z przyjaciółkami na małe zakupy do naszego ulubionego centrum handlowego, znajdującego się zaraz obok szkoły. Podszedł do mnie, kiedy dziewczyny poszły coś zamówić, a ja zostałam sama przy naszym stoliku. Na pierwszy rzut oka nie miałam chęci się z nim bliżej poznawać, ponieważ odniosłam wrażenie, że jest ode mnie odrobinę starszy, a ja mimo wszystko wolałabym kogoś w swoim wieku. Choć, prawdę mówiąc, na chwilę obecną randki mi nie w głowie. Jednak jakimś cudem uległam urokowi nieznajomemu i większego namysłu podzieliłam się z nim swoim numerem. 
Jeszcze tego samego dnia wieczorem napisał do mnie, zapraszając na następny dzień po moim szkolnych zajęciach na spacer. Sceptycznie nastawiona byłam do tego pomysłu i z początku chciałam odmówić, napisałam nawet wiadomość, że będą zajęta w tym czasie, ale finalnie nie wysłałam tego SMS-a, skasowałam go i odesłałam odpowiedź "Chętnie". 
Podejrzewam, że trochę nakręciły mnie przyjaciółki do podjęcia takiej decyzji, ponieważ kiedy się dowiedziały o przystojnym blondynie, chcącym mnie bliżej poznać, oszalały i uznały, że głupia bym była, gdybym odrzuciła taką okazję. Ale jeśli jednak się nie zdecyduję, to mam im dać znać, bo chętnie zajmą moje miejsce. I to był chyba taki kulminacyjny moment w mojej pamięci, który przekonał mnie do spotkania. 
Nie byłam jednak przekonana do naszej znajomości, gdy dowiedziałam się, że Jason ma 21 lat. Różnica 4 lat, to niby nie różnica, lecz w momencie kiedy ja jestem jeszcze nie pełnoletnia, a on już tak, to chcąc, czy nie chcąc inaczej się na, to patrzy, niż jak związek mojej 26-letniej mamy z 30-letnim tatą, a przecież to też tylko cztery lata. 
Z tej przyczyny nie chciałam im po części mówić o moich spotkaniach z chłopakiem. Nie spodziewałam się jednak, że złożą mi osobistą wizytę pod czasem jednej z naszych potajemnych randek. Mogłam wybrać inne miejsce, wtedy nie znaleźliby nas z taką łatwością, ale nie chciałam jechać do domu Jason'a, jak z początku proponował, a że nie znam w Jacksonville za wiele miejsc, więc to wydawało mi się najbardziej trafione na obecną chwilę. Dlatego więcej nie mogę popełnić tego błędu, choć podejrzewam, że po dziś Luca dotrzyma złożonej mi obietnicy i przynajmniej do ukończenia pełnoletności da mi szlaban na wszystko. Jednak mówi się trudno, zaryzykuję. Chcę poznać bliżej Jason'a, pomimo ich uprzedzeń do niego, spowodowanej różnicą wieku między nami. 
Dziś nie umówiliśmy się w feralnej kawiarence, a pozwoliłam, aby blondyn przyjechał po mnie swoim samochodem w okolice mojej szkoły, gdzie miałam na niego czekać i zabrał do siebie. Serce biło mi szybciej, gdy drzwi pojazdu zatrzasnęły się za mną, ale nie mogłam się wycofać - nie chciałam. Starałam się wyzbyć uczucia niepewności przeplatającej się z obawą przed nieznanym, lecz kiedy przekroczyliśmy próg jego mieszkania i zostałam zaskoczona informacją, że mieszka sam, emocje delikatnie się nasiliły. Przez moment żałowałam nawet, że dałam, mu się skusisz na tę propozycję. Raz już dałam się tak oszukać i skończyłam uwięziona na kilka tygodni w jednym domu z psychopatą, który znęcał się nade mną prawie, co noc. Mówią, że ludzie ponoć uczą się na błędach, ale jak widać na moim przykładnie, raczej nie. Mama przestrzegała mnie, wręcz prosiła, żebym uważała, gdyż żyjemy w świecie, jakim żyjemy i nigdy nie możemy być pewni, kim akurat jest osoba, z którą rozmawiamy w danym momencie. Jednak Jason nie wykazywał żadnym podejrzanych zachowań, czemu więc mam go od razu negatywnie oceniać? 
Uspokoiłam się nieco, kiedy zapewnił mnie o swoich intencjach, jakimi była jedynie spokojna rozmowa. Zapewne naiwne, to z mojej strony, ale w tamtym momencie wystarczyło mi do pozbycia się uczucia strachu. 

-Darcy, mogę Cię o coś spytać? - zwrócił się do mnie, podając mi szklankę wody i siadając obok mnie na kanapie w salonie. -Dlaczego wyprowadziłaś się z Bostonu? - upił łyka, po czym odstawił naczynie na stolik na przed nami i odwrócił się do mnie, opierając lewą rękę na oparciu kanapy.

-To nie była moja decyzja - odpowiedziałam wymijająco, bo przecież doskonale znałam powód naszej przeprowadzki. -Rodzice o tym zdecydowali, a ja nie miałam za dużo do negocjacji w tej sytuacji - wzruszyłam ramionami.

-Nie chciałaś spróbować się przeciwstawić? - spytał z zadziornym uśmieszkiem na twarzy.

-Nie - pokiwałam pośpiesznie głową na boki. -To nie są moi biologiczni rodzice, zostałam przez nich adoptowana, dlatego nie chcę zbytnio nadwyrężać ich zaufania i dawać im powodów, by żałowali podjętej decyzji - westchnęłam, spuszczając głowę i wbijając wzrok w przezroczystą taflę wody w mojej szklance.

Ogarnęły mnie lekkie wyrzuty sumienia, gdy przypomniałam sobie ignorowanie ich telefonów i mój dzisiejszy kolejny wybryk, gdzie obiecałam, że poprzedni był już ostatnim. Nie mówiąc już o tym, że bałam się zajrzeć do torebki, by zerknąć na smartfona. Założę się, że już zdążyli nagrać mi kilka wiadomości. Jednak Jason szybko odwiódł mnie od tych myśli. Zabrał szklankę z moich dłoni, którą również odstawił na stolik, po czym ujął moje za rękę, czule się uśmiechając.

-To pewnie ojczulek nie będzie zadowolony po dziś, sądząc jego ostatnią reakcję - zażartował, na co nerwowo się zaśmiałam. -Mimo wszystko zaryzykowałaś, dlaczego? - puścił mi oczko, przysuwając się do mnie niebezpiecznie blisko.

-Nie wiem - ponownie wzruszyłam ramionami, uciekając na boki wzrokiem. -Myślę, że chciałam Cię lepiej poznać - wyszeptałam nieśmiało pod nosem.

I to był błąd, ale o tym przekonałam się z czasem. Pewnych słów na pewnych etapach życia, czy znajomości nie powinno się wypowiadać przedwcześnie, ale w sytuacjach, gdzie górę biorą emocje, nie myślimy o tym, jak wpłynie, to na nas w przyszłości. Tak było w obecnie w moim przypadku, dałam się ponieść chwili.

-Cieszy mnie to - nachylił się nade mną, muskając swoje usta moimi. Odruchowo odsunęłam się od chłopaka, na co zareagował cichym śmiechem. -Boisz się? - wyszeptał prowokacyjnie. -Nie masz czego - mrugnął do mnie, po czym niespodziewanie złączył nasze usta w niepewnym pocałunku, który odwzajemniłam.

-Nie powinnam - wypaliłam nieco spłoszona. -Myślę, że na mnie już czas - spojrzałam odruchowo w kierunku drzwi wyjściowych, zabierając dłoń z uścisku mężczyzny.

-Darcy, wyluzuj - zaśmiał się, odwracając się i wygodnie opadając na oparcie kanapy. -I tak masz już przewalone - skwitował. -Raczej tak łatwo Ci nie odpuszczą, więc czym się przejmujesz? - spojrzał na mnie, unosząc brew.

-Rodzice mieli delikatne problemy z moją adopcją, musiał wtrącić się dziadek, nie chcę dawać im powodów, by mogli się rozmyślić i oddać mnie z powrotem do sierocińca - spuściłam głowę. -Nie wiem, jak strasznie tam jest - westchnęłam.

-Dziadek? - zapytał z widocznym zainteresowaniem. -Musi być kimś ważnym skoro wystarczyło jego wstawiennictwo - przetaknęłam. -Niech zgadnę, to ojciec twojej matki? - zaprzeczyłam. -Ojca? - skinęłam głową ledwie zauważalnie. -Piękna, a tak z ciekawości ile oni mają lat? - przeniosłam wzrok na chłopaka, wyraźnie zaskoczona jego pytaniem.

-Tata ma 30, a mama 26 - odpowiedziałam.

-Młodzi, masz farta - stwierdził, uśmiechając się pod nosem. -Wracając do poprzedniego pytania - wtrącił mi, kiedy zdążyłam zaledwie otworzyć usta, aby coś powiedzieć. -Dlatego tak słuchasz się tego gościa, bo jego ojciec jest szychą? - na mojej twarzy pojawił się grymas niezadowolenia. -Dobra wybacz, ojca - poprawił się. -On też jest kimś ważnym? - spytał, lustrując mnie wzrokiem od stóp do głów.

-Może? - odpowiedziałam wymijająco. -Dlaczego, tak właściwie interesuję Cię moja rodzina? - zapytałam z nutą niepewności w głosie.

-Nie interesuje - odrzekł z obojętnością, wzruszając przy tym ramionami. -Jestem zwyczajnie ciekawy życia mojej dziewczyny i tego jak poznała swoją rodzinę, że zdecydowali się na tak ważny dla niej krok - posłał mi cukierkowaty uśmieszek.

-Dziewczyny? - powtórzyłam nieśmiało, starając się ukryć przed nim cisnący mi się na usta uśmiech.

-Dziewczyny - powtórzył, czule szepcząc mi do ucha i składając delikatnie pocałunki na mojej szyi. -A to skąd masz? - spytał niespodziewanie, odchylając fragment mojej bluzki i odsłaniając zraniony obojczyk.

-Jason! - zganiłam go, pośpiesznie poprawiając materiał i zrywając się na równe nogi, odskakując od niego, jak poparzona.

-Co się stało? - spytał z troską, podchodząc do mnie powoli. -Ten ślad również zawdzięczasz swojej rodzinie? - uniósł brew, wpatrując się we mnie z podejrzliwością. -A może był powodem wyprowadzki z Bostonu? - dopytywał, robiąc kilka kroków w moim kierunku, lecz ja odruchowo się cofnęłam. -Wybacz nie chciałem Cię przestraszyć - powiedział po chwili ze skruchą. -Martwię się o moją dziewczynę - dodał, wyciągając dłoń w moim kierunku.

-Nic się nie stało - podałam mu niepewnie rękę i dałam się przyciągnąć bliżej, by wpaść w jego objęcia. -Masz rację, był to po części powód mojej wyprowadzki - zdradziłam pod wpływem chwili. -Ale rodzice chcieli dla mnie dobrze, dlatego chyba nie powinnam nadszarpywać ich zaufania - westchnęłam. -Powinnam już wracać do domu, zanim znów mnie znajdą - odsunęłam się od mężczyzny.

-Tutaj przecież Cię nie znajdą - wtrącił z łudzącą pewnością w głosie.

Gdyby Jason, tylko wiedział, kim naprawdę jest Luca oraz mój dziadek, nie byłby już tak bardzo przekonany do tego, że jest w stanie coś przed nimi zataić, bądź się ukryć. Wystarczy, żeby chciało im się, zadać sobie trochę więcej trudu i zaraz mogą złożyć nam wizytę, jeśli tylko sobie tego zażyczą.

-Dobrze, nie będę Cię zatrzymywał - powiedział z wyczuwalnym smutkiem w głosie, spuszczając głowę. -Ale zanim pójdziesz mam mało prośbę - spojrzałam na niego z zaciekawieniem. -Pokażesz mi raz jeszcze tę bliznę? - uśmiechnął się szelmowsko.

-Dobrze - powiedziałam bez przekonania.

Już chciałam zsunąć bluzkę z ramienia, by odsłonić fragment obojczyka, ale w tym momencie Jason złapał mnie za rękę, powstrzymując przed tym, a w odpowiedzi usłyszałam krótkie dwa słowa "Nie tak". Nim się zorientowałam chłopak jednym, sprytnym i sprawnym ruchem ściągnął mi koszulkę. Nie mam pojęcia, czemu wtedy nie zaprotestowałam, podejrzewam, że uczucia wzięły górę. Natomiast ja prócz poczucia skrępowania, poczułam coś jeszcze. Odniosłam wrażeniem, jakby blondyn czegoś szukał na moim ciele i do końca sama nie jestem przekonana, o co mu wtedy chodziło, ale pozwoliłam nam jego błądzenie wzrokiem po moim półnagim ciele. Wyraźnie zainteresowała go blizna pozostawiona przez zakon łowców, lecz nie byłam w stanie mu wyjaśnić prawdziwego jej pochodzenia, dlatego skłamałam, mówiąc, że się oparzyłam. Drugim śladem, który go zaciekawiła, była tą pozostawioną przez obecnego brata mojej mamy. Znajdowała się ona poniżej brzucha i chyba całkiem niechcący wydałam się przed chłopakiem, zdradzając sposób, w jaki powstała.

-Gdyby nie ten szurnięty psychopata, udający wielce dobrego braciszka mamy, nie byłoby problemu! - wypaliłam ze złości przez zęby na wspomnienie moim dni w niewoli.

-Masz na myśli swojego wujka? - spytał wyraźnie zmieszany.

-Nie, nie! -machnęłam ręką, pośpiesznie ubierając bluzkę, kiedy dotarło do mnie, jaką gafę popełniłam. -Tak mi się tylko powiedziało, na mnie już czas - cmoknęłam blondyna w usta i popędziłam, czym prędzej do wyjścia.

Mam nadzieję, że szybko o tym zapomni i nie będzie drążył tego tematu, bo jeśli przypadkowo dowie się czegoś więcej o naszej rodzinie, niż powinien, wtedy mogę pomarzyć o jakimkolwiek opuszczaniu domu przynajmniej do trzydziestki. Zwłaszcza że chyba już mam wystarczająco duże tarapaty, patrząc na wyświetlacz smartfona w moim ręku - 20 nieodebranych połączeń oraz 5 nieoczytanych SMS-ów od mamy, proszących, abym nawiązała z nimi kontakt i jeden SMS od taty o treści "Obyś miała dobre wytłumaczenie".
Coś czuję, że ciężki czas przede mną. Eh, nie łatwo jest być nastolatką...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top