Rozdział 37 Decyzja
-Wybaczam Ci - powiedziałam niepewnie, powodując uśmiech na twarzy mężczyzny.
Wampir ostrożnie przekroczył próg domu, po czym puścił moją dłoń.
-Wiesz, co zrobiłaś? - Rahim, spojrzał na mnie z politowaniem. -Urzeczywistniłaś go - uświadomił mnie dla pewności. -Urzeczywistniłaś, kogoś, kto nawet nie wiadomo, kim jest! - rzucił z wyrzutem.
-Do widzenia - motocyklista odwrócił się na pięcie.
-Luca? - zawołałam za chłopakiem.
-Ja nie będę brał w tym udziału - pokiwał głową na boki. -Daj znać kochanie, jak spróbuje zabić Cię trzeci raz - powiedział ironicznie. -W końcu do trzech razy sztuka, czyż nie? - wzruszył ramionami. -Darcy - machnął na nią ręką. -Spadamy stąd - westchnął, po czym odszedł w towarzystwie nastolatki.
-Tak, dla Twojej informacji - Alucard spojrzał na Juana. -Nie zapominaj, że jestem pierwszym - posłał mu szyderczy uśmiech. -Ty jedynie pół wampirem - rzucił uszczypliwie na odchodne. -A ta dziewczyna, chodzi z moim synem, więc nie radzę Ci kombinować, kimkolwiek jesteś - obrzucił go nieprzychylnym spojrzeniem, po czym oddalił się w kierunku, w którym udali się Luca, Darcy oraz Rahim.
-Urocza rodzinka - skwitował uszczypliwie.
-Bardzo, a Ty wyskakuj z kurtki, nie będę paradować ulicą zakrwawiona w rozerwanej koszulce - spojrzałam na niego ze złośliwym uśmieszkiem.
Ubrałam kurtkę Juana, po czym zdecydowałam się na najgłupszą z możliwych opcji, które w filmach nigdy nie kończą się dobrze, mianowicie nocny spacer z psychopatą u boku w okolicach parku. Nurtuje mnie pytanie, kim on jest i dlaczego posiada wspomnienia mojego brata oraz jego wygląd, skoro w rzeczywistości był kimś innym.
-Mów - zmierzyłam go wzrokiem.
-A jakieś proszę? - na mojej twarzy pojawił się grymas niezadowolenia.
-Nie uważasz, że jesteś mi, to winien po tym, co mi zrobiłeś? - spytałam, gryząc się w język, by nie powiedzieć czegoś gorszego, gdyż cierpliwość pomału mi się kończyła.
-Gdyś tylko dłużej, ze mną była - uśmiechnął się szatańsko.
-Czekaj, mam wpierw pytanie - pokiwałam głową. -W swoim prawdziwym życiu, byłeś jakimś seryjnym psychopatycznym mordercą, prawda? - w odpowiedzi posłał mi kolejny wymowny uśmiech, więc dodać nie musiał. -Mam prośbę, nie mów mi, jeśli sama nie zapytam - zaśmiał się.
Chyba narozrabiałam całkiem niechcący, złapałam się za głowę na samą myśl. Usiedliśmy na pierwszej z brzegu po wejściu do parku ławce. Wolałam dla bezpieczeństwa być jednak, jak najbliżej bramy, a skoro on jest tylko w połowie wampirem, daje mi, to minimalne szanse na starcie z nim i niewyjście z niego ciężko ranną. Mężczyzna rozsiadł się wygodnie, opierając o drewniane oparcie ławki oraz wyciągając nogi przed siebie, krzyżując przy tym ręce na klatce piersiowej. Ja usiadłam dla pewności na drugim krańcu ławki. Zaśmiał się z mojej ostrożności, po czym westchnął i spojrzał w gwiazdy.
-Ty wiesz, że jeśli bym chciał, ta odległość Cię nie uratuje? - spojrzał na mnie kątem oka.
-Ale nie chcesz, prawda? - pokręcił głową na boki z politowaniem.
-Przecież jestem Twoim bratem - puścił mi oczko.
-Tak, jakby - westchnęłam. -Zresztą kiepskie porównanie, bo brat próbował mnie zabić. Ty zresztą też - przewróciłam oczami. -Potrafisz mi, to wszystko wytłumaczyć? - zareagował uśmiechem.
-Podejrzewam, że wiedźmy coś schrzaniły, próbując przywrócić Juana. Byłem martwy od około 124 lat - wytrzeszczyłam oczy ze zdziwienia, spoglądając na niego. -Ale spokojnie doskonale odnajduję się w nowoczesności, a jakie ma możliwości - zaśmiał się. -Sam nie rozumiem, jak wróciłem do życia, podejrzewam, że zadziałała tutaj jakaś linia przodków - westchnął. -Rozmyśliłaś się? - pokiwałam przecząco głową. -Nie oszukuj samej siebie, doskonale wiemy, że uwolniłaś mnie, bo wyglądam, jak Twój brat, siostrzyczko - wyszczerzył się, ukazując rząd śnieżnobiałych zębów. -Zostałem stracony za moje niekonwencjonalne praktyki - puścił mi oczko. -Nazywam się Ivan, ale całkiem podoba mi się nowe imię Juan - zaśmiał się, energicznie odwracając do mnie, aż podskoczyłam. -Nie rozumiem Cię, boisz się mnie, ale uwolniłaś - nachylił się, spoglądając mi w oczy. -Najchętniej byś uciekła, ale ciekawi cię, jak beznadziejnie czuję w tym dziwnym ciele, dlaczego zarazem mam ochotę rozszarpać Ci tętnicę, ale za chwilę myślę o jakimś normalnym jedzeniu?! - krzyknął sfrustrowany, łapiąc mnie za kark.
-Juan był wampirem, kiedy umarł - wyjaśniłam. -Połączyliście się i natura zwariowała, tworząc z Ciebie pół wampira i pół człowieka - przewrócił oczami.
-Idiota, mieć taką szansę i zmarnować - zbliżył się, odgarniając włosy z mojej szyi i przysuwając do niej usta. -Siostro, czuję Twój strach - szepnął. Zdrętwiałam na dźwięk jego głosu. -Zastanawiam się, jak smakujesz - pogładził kciukiem moją skórę. -Ale zdecydowanie bardziej wolałbym poznawać Cię w inny sposób - przesunął rękę na przód, zaciskając kłykcie na mojej szyi. -Nacinałbym Cię kawałek po kawałeczku, byś cierpiała i prosiła, abym przestał. Twoją buźkę, szyję, piersi, brzuch - przejechał palcem wzdłuż wymienianych miejsc. -A na koniec, zająłbym się... - uciął w połowie zdania, śmiejąc się i uwalniając mnie ze swojego uścisku. -To, co idziemy dalej? - spytał, jak gdyby nigdy nic, wstając z ławki i wyciągając do mnie dłoń.
-Jesteś obłąkany! - zawołałam z przerażeniem, łapiąc się za serce i pośpiesznie oddychając, starając się tym samym uspokoić nieco.
-Ty tak uważasz - puścił mi oczko. -Nie rozumiesz prawdziwej sztuki - wzruszył ramionami.
-Ile? - podałam mu rękę, a on pociągnął mnie delikatnie w swoją stronę.
-Kobiet? - przytaknęłam. -Nie pamiętam, dziesiątki, może setki - ponownie wzruszył ramionami, wkładając ręce do kieszeni spodni.
Zaszliśmy do nocnego baru z fast foodem, czynnego całą dobę, gdzie zamówiliśmy jedyną serwowaną o tej godzinie opcję w menu, czyli frytki i colę. Za wszystko zapłaciłam swoim telefonem, który Ivan, lub Juan, ah, mylą mi się, cały posiadał w swojej kurtce, którą aktualnie miałam na sobie. Jak na kogoś, kto urodził się ponad sto lat temu, jest całkiem obeznany w naszych czasach, co trochę mnie przeraża. Jednak, jak przypuszczam, jest, to spowodowane zakodowanym w nim życiem mojego brata.
-Nawet nie próbuj - wydukałam przez zaciśnięte zęby, kiedy zaczął przystawiać się do kelnerki, która przyniosła nam zamówienie. -On jest zajęty - zwróciłam się do dziewczyny, wymownie na nią spoglądając, kiedy położyłam dłoń na przedramieniu mężczyzny.
-Nie prawda, to moja siostra - skwitował, strząsając z siebie moją rękę.
-Dziękuję - powiedziałam z naciskiem, czekając, aż kobieta odejdzie. -Odbiło Ci?! - zganiłam brata. -Wycisz w sobie te żądze, wiesz, co będzie, kiedy inni dowiedzą się, że uwolniłam seryjnego mordercę - zmierzyłam go wzrokiem.
-Zapomniałaś dodać psychopatycznego - posłał mi uszczypliwy uśmieszek. -Zresztą nie zapominaj, że sama chodzisz z seryjnym mordercą, przypomnieć Ci, kto mnie zabił? - ujął mój nadgarstek, po czym rozciął go małym nożykiem, wyjętym z kieszeni spodni - oniemiałem z szoku. -Ani drgnij - polecił, spoglądając na mnie spode łba, kiedy chciałam zabrać rękę.
Gdy kilka kropel krwi spadła na stół tworząc maleńką kałuże, zwolnił uścisk, rzucają we mnie przy okazji serwetką, a sam umoczył w tym frytkę i zjadł. Złapałam się za głowę. Dotarło do mnie, co zrobiłam. Ten człowiek, choć posiada wspomnienia Juana i wiem o nim dosłownie wszystko, nigdy nim nie będzie. Ma jakieś chwilowe przebłyski, lecz podejrzewam, że bawi się ze mną. Tak bardzo żałowałam swojej decyzji, że nie sprowadziłam brata na dobrą ścieżkę, pokazując mu inne życie, a przy okazji tłumacząc sytuację z Maricruz, że dałam się ponieść emocją. Teraz natomiast dołożyłam sobie kolejny kłopot, ponieważ tego wariata nie można samego puścić w świat. Nim się obejrzę, usłyszę w wiadomościach o niekonwencjonalnych praktykach, stosowanych na kobietach.
-Właśnie, dlaczego zabiłaś moją dziewczynę? - zakrztusiłam się colą, gdy zadał, to pytanie.
-Czytasz mi w myślach?! - wrzasnęłam, przyciągając przypadkowo uwagę kelnerki z końca sali.
-Chyba polubię ten cały wampiryzm - uśmiechnął się, mocząc następną frytkę w szkarłatnej cieczy.
-Juan nie czytał w myślach - skwitowałam, kręcąc głową na boki z bezradności. -Przeklęte wiedźmy - wymamrotałam pod nosem sama do siebie.
Wyjaśniłam mu dość obszernie historię z Maricruz nie chcąc popełnić tego samego błędu, co w przypadku Juana. Nie zdążyłam wtedy się usprawiedliwić, to przynajmniej teraz mogła, to z siebie wyrzucić i nawet dość szybko przekonałam się, że coś w nim siedzi z mojego brata. Głównie nienawiść do mojej osoby, a to dość ryzykowna emocja w naszym obecnym położeniu. Mężczyzna uniósł się nieco, po czym nachylił się nad stołem. Chwycił mnie za włosy i szarpnął w swoją stronę. Zaalarmowana zamieszaniem kelnerka, podeszła natychmiast do naszego stolika.
-Wszystko w porządku? - spytała z troską, spoglądając na mnie.
-Tak - uspokoiłam ją, patrząc wymownie na Juana i wyrywając mu swoje włosy z uścisku.
-Moja siostra, znaczy dziewczyna, po prostu lubi drani - mrugnął do niej, a kobiety momentalnie zrobiła krok w tył.
-Pani, go nie słucha, on żartuje - starałam się uspokoić sytuację i przede wszystkim jej strach.
-Nie, po prostu jestem pierdolnięty - uśmiechnął się od ucha do ucha, wstając z miejsca, po czym kiwnął na mnie palcem, abym zanim podążyła.
Zapewniłam młodą kobietę raz jeszcze, że nie musi się o nic martwić i pośpiesznie dogoniłam brata z obawy przed jego nierozsądnymi decyzjami. Oczywiście zganiłam go po wyjściu z restauracji za tą scenkę, ale on wytłumaczył się tylko tym, że nie chcę nawet wiedzieć, co Juan chciał mi zrobić w tamtej chwili oraz powinnam się cieszyć, że go powstrzymał. Bo przy okazji miałam dostać w twarz, a tak ucierpiały jedynie rude kosmyki.
-Nawet nie wiesz, jak mnie zadręcza myślami - warknął. -Widzisz te krzaki tam - pokiwałam przytakująco. -Sugeruje mi, żeby porzucił w nich Twoje ciało - zaniemówiłam.
Przeraża mnie, to co mi mówi, ponieważ nie mam pojęcia, na jakiej zasadzie działa ich, to połączenie. Jednak, jak widać Ivan, ma większą kontrolę nad jego ciałem i umysłem, skoro z taką łatwością jest w stanie wyciszać jego myśli.
-Carmen, pomożesz mi - spojrzał na mnie. -Muszę się go pozbyć z mojej głowy. Przysięgam, oszaleję, jak dalej będę słuchał tego desperackiego wycia - syknął, łapiąc się za głowę. -Albo zamorduję Cię z wyjątkowym okrucieństwem i wtedy on się zamknie - chwycił mnie za ramiona.
-Ale... - przerwał mi w połowie zdania.
-Możesz wybrać, jednego z nas, ale ostrzegam, Juan zabiję Cię z żądzy zemsty, ja zabijam z przyjemności -uśmiechnął się, puszczając mnie. -Ja Cię nie zabiję, podoba mi się wizja takiej siostry - zaśmiał się.
Mężczyzna wyjaśnił mi, że istnieje taka możliwość, jak przepędzenie jednej duszy z ciała, żeby druga mogła się zadomowić, ale potrzebne są do tego wiedźmy. I tutaj zaczynają się schody, ponieważ żadna z czarownic nie zechcę nam pomóc po naszych ekscesach. Uwolniłam brata, Adrien po raz kolejny zostać zabity, przez co pokrzyżowały się ich plany, naruszyliśmy równowagę w naturze, dodatkowo w moim łonie rozwija się nowy wampir, a prócz tego jestem naznaczona przez zakon łowców i mieszkam pod jednym dachem z istotą nocy. Jest też jeszcze jeden problem, po raz drugi mam pozwolić umrzeć mojemu bratu. Dopiero wybaczyłam sobie jego śmierć, a za chwilę mam znów się nią obarczać, gdyż znów się do niej przyczyniłam.
Przed domem posłuchałam serca i wyszło, jak wyszło. Teraz powinnam posłuchać rozumu, by nie popełnić kolejnej gafy w moim życiu, ale to tylko tak prosto się wydaję. Wiem, że Ivan ma rację. Juan, gdy tylko odzyska kontrolę nad ciałem, nie zawaha się, aby targnąć się na moje życie. Potwierdziła, to zresztą sytuacja w knajpie. Jednak, czy to będzie sprawiedliwe oddać ciało brata dla obcego. Jak, to nawet źle brzmi...
-Nie zmienisz go - wtrącił wampir.
-Przestań mi czytać w myślach! - krzyknęłam oburzona.
-A ty się nie drzyj na mnie, bo zaraz mogę być nie miły - skarcił mnie spojrzeniem. -Wiesz, jak szybko się człowiek wykrwawia, jak przebiję mu się tętnicę? - dodał widocznie rozbawiony.
-Czy Ty możesz, proszę nie mówić, co byś mi zrobił? - westchnęłam, drapiąc się nerwowo po karku.
-Nie - odpowiedział z niebywała lekkością. -Ciesz się, że mówię, a nie robię - zlustrował mnie wzrokiem od stóp do głów. -Musisz wybrać mniejsze zło - spojrzałam na niego zdezorientowana. -Jestem wariatem, ale panuję nad sobą. Juan jest zdesperowanym wariatem, którym kierują emocje i pochopne decyzję, odpowiedź sobie sama, kto stanowi większe ryzyko - przyśpieszył kroku.
-Zaczekaj! - podbiegłam do niego, równając się z nim w marszu.
-Nie można całe życie ślepo kochać - zerknął na mnie. -Trzymaj się tych, którzy są warci Twoich uczuć i nie zdepczą ich z własnych pobudek. Nie uratujesz statku, który już zatonął. Czuję emocje Juana i mogę Cię zapewnić, że nie kocha Cię od dawna - spuściłam wzrok, poczułam delikatne ukłucie w sercu, na moment posmutniałam. -Spokojnie, nie zabiję Twojego kochasia, siostro - zażartował, wyraźnie akcentując ostatnie słowo.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top