Rozdział 36 Więzienie


Powoli czucie zaczęło wracać do moich kończyn, wydaję mi się, że również zemdlałam z bólu na chwilę, ponieważ gdy otworzyłam oczy, nie widziałam nigdzie w pobliżu Juana.

-Czekaj - powiedziałam, kiedy stanął obok mnie. -Rozumiem, że chcesz się zemścić, odbierając mi życie, ale Juan zastanów się - przekręcił głowę na bok, przyglądając mi się z zaciekawieniem. -Kto pierwszy zaczął tę wojnę na śmierć i życie? - spojrzał na mnie, jakby nie wiedział, o co chodzi. -Nie pamiętasz? - nie przytaknął, ani nie zaprzeczył. Zachował pokerową twarz. -Kilka tygodni temu, podstępem zwabiłem mnie do tego domu i wtedy po raz pierwszy targnąłeś się na moje życie - uśmiechnął się niepokojąco, odgarniając kosmyk włosów z mojej twarzy. -Kim Ty jesteś? - posłała mi kolejny podejrzliwy uśmieszek. -Tak naprawdę - dodałam po chwili. 

-Twoim bratem - odparł zbyt pewnie siebie. -Tym, którego zabiłaś! - krzyknął, nachylając się nade mną. 

W pewnej chwili usłyszeliśmy szmery dochodzące z zewnątrz domu. Adrien poszedł sprawdzić, kto kręci się dookoła budynku, jednak wrócił bez żadnych informacji. Ja skrycie łudziłam się, że Luca wpadł na mój trop w przeciwnym razie, może zacząć szukać sobie nowej partnerki na resztę wieczności. I jakiś czas później moja iskierka nadziei się urzeczywistniła. Jednak nastąpiły pewne komplikacje. W momencie, gdy pchnęli drzwi, otwierając je na oścież, nie byli w stanie przekroczyć ich progu. Luca z Alucardem starali się pokonać jakąś magiczną barierę, powstrzymującą ich przed wejściem, ale nadaremno. Nawet Rahnim, jako człowiek nie był w stanie dostać się do wnętrza domu. Nie rozumiem tego, gdyż ja weszłam tutaj bez najmniejszego problemu, co zmieniło się przez ten czas? Czy, to ja po prostu, o czymś nie wiem?

-Co jest?! - rozpoznałam głos Luca. -Na własne oczy widziałem, jak on zdycha - skwitował, spoglądając na stojącego przed sobą Juana.

-A ja widziałem, jak zdycha ten drugi - wtrącił Alucard na widok Adriena.

-To skomplikowane panowie - odwróciłam wzrok w stronę mężczyzn i dostrzegłam drapiącego się po głowie czarownika. -Dlatego Carmen musi się stąd wydostać, jak najszybciej, jeśli nie chcę zostać tutaj na zawsze - otworzyłam szerzej oczy z przerażenia, gdy usłyszałam słowa na zawsze. -Słyszysz Carmen?! Musisz, jak najszybciej się wydostać! - krzyknął, zwracając się bezpośrednio do mnie. 

-Po moim trupie - dodał Juan. -A nie właściwie, już nim jestem - zaśmiał się, po czym trzasnął mężczyznom przed nosem drzwiami.

Muszę się wydostać, jeśli nie chcę zostać tutaj na zawsze? Nie ma czasu, zsunęłam się ze stołu, opadając na podłogę. Wampir natychmiast do mnie podbiegł, lecz przypomniało mi się o schowanym za paskiem śrubokręcie. Wyciągnęłam go niespodziewanie zza pleców, po czym bezzastanowienia wzięłam zamach i wbiłam mu go w lewy bok. Juan zawył z bólu, upadając na ziemię. Chwiejnym krokiem ruszyłam w kierunku wyjścia, które zagrodził mi teoretycznie martwy już wujaszek. 

Tymczasem na ganku przed domem

-Przyjacielu, potrafisz mi racjonalnie wyjaśnić, co do diaska?! - spytał podirytowany Alucard.

-To swego rodzaju pułapka. -Iluzja, więzienie, dla tego kto przekroczy próg tego domu - dodał, widząc zdezorientowane miny wampirów. -Kto tam wejdzie, już nie wyjdzie - czarownik spojrzał smutno w kierunku drzwi wejściowych.

-Dlaczego? - dopytywał Luca.

-Ponieważ tutaj wydarzyło się zbyt wiele zła. Wiedźmy w ten sposób wywiązały się z umowy z nimi, tworząc lukę w tym wszystkim. Lukę, która ich tu uwięziła i każdego, kto dostanie się do środka - zamyślił się.

-Wszędzie te przeklęte wiedźmy - wtrącił z pogardą Alucard.

-Zatem więc czemu my nie możemy wejść do środka? - zapytał motocyklista. 

-Bo to więzienie nie jest przeznaczone dla Was - Rahim pokręcił głową na boki. 

-A dla ludzi? - spytał pierwszy.

-Nie dla każdego - odparł czarownik.

-Dla niej tak? - Luca spojrzał na przyjaciela ojca, który w ciszy skinął do niego ledwie zauważalnie głową.

-Dlatego musi się śpieszyć, zanim to miejsce uwięzi ją na wieczność, zwłaszcza że jest naznaczona - mężczyzna złożył ręce przed sobą, jak do modlitwy i wpatrując się w budynek, zaczął szeptać coś niezrozumiałego dla wampirów pod nosem. 

(...)

Udało mi się dopiec do drzwi i je otworzyć, uwalniając się wcześniej z uścisku Adriena, jednak w ostatniej chwili przypomniało mi się o konającej w pokoju obok Darcy. Nie mogłam wyjść bez niej. Ocaliła mi życie, a ja obiecałam wyrwać ją z tego koszmaru. 

-Przepraszam - wyszeptałam niemo w stronę chłopaka, po czym zrobiłam zwrot w tył i popędziłam z powrotem w głąb domu. 

Dziwiło mnie, że Juan stał spokojnie z boku, wraz z Adrienem, którzy ze spokojem na twarzach przyglądali się moim poczynaniom. Z każdą kolejną godziną w tym domu, utwierdzałam się coraz bardziej w przekonaniu, że coś jest nie tak z tym miejscem, nie potrafiłam tylko rozszyfrować tej tajemnicy. Dlaczego nagle dom, który uważałam za bezpieczne, pełne miłości miejsce, stało się miejscem mrocznym z unoszącą się w powietrzu aurą śmierci. 
Usilnie starałam się dobudzić nieprzytomną Darcy. Ten drań skatował ją prawie na śmierć, dlatego nie wyobrażacie sobie nawet, jak duży kamień spadł mi z serca, gdy nastolatka w końcu otworzyła oczy. Chwyciłam ją pod ramię i powolutku pomogłam jej wstać. Kiedy bose stopy szesnastolatki dotknęły podłogi, momentalnie się zachwiała. Udało mi się podtrzymać ją i wolniutko krok za krokiem, opuściłyśmy niegdyś pokój gościnny. Gdy przyjeżdżała do nas, ciocia Amber często w nim nocowała. Zawsze zapierała się, że woli spać na parterze, niż na piętrze. Później dowiedzieliśmy się, że spowodowane, to było jej nocnymi rozmowami z ukochanym z Texasu. Wszyscy spaliśmy na piętrze, więc ciocia nie musiała się zamartwiać o brak prywatności. Na samą myśl o tym, czuję się źle. Pamiętam, jaka była wtedy szczęśliwa, lecz któregoś dnia szczęście zniknęło z jej życia. Prysnęło, jak bańka mydlana, a koniec, końców z moją pomocą odeszła z tego świata. 
W drodze do drzwi wyjściowych minęłam ponownie brata. Stał ze skrzyżowanymi na piersiach rękoma i uśmiechał się podejrzliwie. Dopiero gdy spróbowałam przekroczyć próg domu, zrozumiałam, dlaczego z takim spokojem, obserwował mnie, nie starając się powstrzymać. 
Bariera, która blokowała wampirom wejście do domu, blokowałam nam teraz wyjście z niego. Nie rozumiem, przecież bez problemu tutaj weszłam, czemu więc nie mogę wyjść? 

-Luca? - spojrzałam z niepokojem na swojego chłopaka. 

-Nie jesteś w stanie opuścić tego domu - wtrącił Rahim. -Podobnie, jak oni, stałyście się jego więźniami - Juan stanął za moimi plecami. 

-Nie mogę? - powtórzyłam z niedowierzaniem. -A oni, jakim cudem żyją, skoro są martwi?! - krzyknęłam ze złością, kiedy brat położył dłoń na moim ramieniu.

-Co jeśli powiem Ci, że oni są niematerialni, ale jednocześnie materialni? - spojrzałam kątem oka na mężczyzn za moimi plecami. -Pewnie zdążyłaś zauważyć, że są jacyś inni, niż kiedy ich znałaś - wyjaśnił czarownik. 

-Zostaniesz tu siostro - zaśmiał się. -I będziesz tak samo cierpieć, jak ja! - krzyknął, po czym odepchnął ode mnie Darcy, a mną cisnął na drugi koniec budynku. 

Juan ruszył na mnie z atakiem, zdążyłam go uniknąć, gdyż nie był taki szybki jak za życia. Pobiegłam w stronę stołu w jadalni, na którym wciąż leżały noże. W czasie, gdy Alucard, Luca oraz Rahim kombinowali, jak ominąć barykadę, która nas więzi. Ja bawiłam się w ganianego z Juanem po domu. 

-Wiem! - krzyknął czarownik, przerywając nocną ciszę. -Musicie sobie wybaczyć! Darcy wybacz sobie, wtedy wyjdziesz. Ty Carmen też sobie wybacz. Przeszłość Was, wtedy puści! - zdezorientowana słowami przyjaciela pierwszego, nie zauważyłam brata przed sobą i wpadłam wprost na niego. 

Wampir chwycił mnie za gardło i uniósł do góry. Starając się nie stracić oddechu, spojrzałam mu prosto w oko i dostrzegłam coś, czego nie jestem w stanie racjonalnie wyjaśnić. Widziałam smutek, irytację, rozpacz, gniew, strach i złość. To nie było spojrzenie osoby, którą znałam. Ten ktoś jest mi obcy. Wygląda, mówi i po części zachowuje się, jak mój brat, ale pamiętacie kwestie o tym, że oczy są odzwierciedleniem duszy i o tym, że możesz zmienić w sobie wszystko, ale oczy zawsze Cię zdradzą? Ja też, to pamiętam i to spojrzenie, nie jestem spojrzeniem mojego brata. Jego tam nie ma. Choć bardzo bym chciała móc raz jeszcze go spotkać i przeprosić, że pomimo tego wszystkiego pozwoliłam odebrać mu życie, nie jestem w stanie tego zrobić. Wampir przede mną pamięta doskonale wszystkie zdarzenia z przeszłości z niepokojącą wręcz dokładnością, ale to nie on zasługuje na przeprosiny. 
Rahin każe mi sobie wybaczyć, wtedy będę w stanie opuścić rodzinny dom, jak zrobiła to przed chwilową Darcy pod nie uwagę Adriena, lecz ja chyba nie potrafię. 

-Juan - wydukałam z trudem z braku powietrza. -Przepraszam - zaryzykowałam. -Wybacz mi, nie Ty powinieneś wtedy umrzeć - mężczyzna powoli odstawił mnie na ziemię.

-Co Ty robisz?! - krzyknął, zdenerwowany Luca.

-Wybacza sobie - odpowiedział z wyrozumiałością Rahim. -Mimo że brat próbował ją zabić, ona wciąż nosi go w sercu - skwitował po chwili.

-Nie wiem, kim jesteś, może jesteś moim bratem, a może jesteś kimś, kto jedynie wygląda, jak on - przysłuchiwał mi się z uwagą. -W każdym razie, wybacz mi. Wybacz, że pozwoliłam Ci umrzeć - spuściłam wzrok. -Rozumiem, że byłeś wściekły za śmierć Maricruz i chciałeś, abym poczuła Twój ból, a ja odebrałam Ci życie - skinął głową.

-Uważasz, że popełniłaś błąd? - przytaknęłam. -Gdyś miała ponowny wybór, ratowałabyś mnie? - ponownie przytaknęłam. -Możesz mnie urzeczywistnić - podszedł bliżej.

-Carmen nie słuchaj go! - krzyknął Luca.

-Jak? - spytałam z ciekawości.

Juan nachylił się, położył lewą dłoń na moim policzku, odgarnął moje włosy i szepnął do ucha pewne zdanie, którego treść zmroziła mi krew w żyłach.

-Nie jesteś nim - zdradził się tym zachowaniem.

-Nie do końca - wyszeptał, wciąż nachylając się nad moim uchem. -Ale mogę nim być, nie tęsknisz za bratem? Nie chciałabyś mieć go znowu? Siostrzyczko - parsknął, a ja wyobraziłam sobie, jak się uśmiecha.

-Carmen! Do cholery, nie daj mu się manipulować! To nie jest Twój brat! - motocyklista za wszelką cenę starał się przerwać naszą rozmowę.

-Ale z tym Twoim chłopakiem z pewnością się nie polubię, szczególnie że raz mnie już zabił - syknął, aż mi ciarki przebiegły po ciele. -Musisz mi wybaczyć, wtedy będę w stanie opuścić, to miejsce - zbliżył się jeszcze bardziej, ściszając ton, najbardziej jak się dało, aby wampiry nie było w stanie nas podsłuchać.

-Jak mogę Cię uwolnić, wiedząc, że nie jestem Juanem? - spytałam, wywołując gniew mężczyzny.

Mężczyzna pchnął mnie ścianę w jadalni, uderzając w nią pięścią tuż nad moją głową. Odruchowo przymknęłam na chwilę ze strachu oczy, a on spojrzał na mnie spod byka.

-Nie mogę - wyszeptałam. -Próbowałeś zabić mnie drugi raz dzisiaj i mam pewne obawy co do Twojej osoby - odwróciłam wzrok.

-Juan pragnął Twojej śmierci. Żyję jego wspomnieniami, wiesz jakie, to uciążliwe? - chwycił mnie za podbródek i zmusiłbym, na niego spojrzała.

-Ja przepraszam za formułowanie, bo ja ogólnie tak się nie odzywam - uniósł brew. -Ale Ty jesteś dobrze pierdolnięty - zaśmiał się o dziwo, a nie zareagował złością. -Mam jeszcze jedno pytanie, skoro Ty tylko żyjesz życiem Juana, to czy Adrien, to naprawdę Adrien? -przytaknął.

-Wiedźmy przywróciły go do życia, by dokończył misję, ale jeśli zaraz go zabiję, misji nie dokończy - puścił mi oczko, po czym w mgnieniu oka znalazł się za wujkiem i bez najmniejszego wahania skręcił mu kark, a ja byłam w szoku. -Siostro - zwrócił się do mnie. -Wybaczam Ci moją śmierć, idź - puścił mi oczko, uśmiechając się.

Byłam dość zmieszana i przypuszczam, że ten ktoś posiadał kiedy niezidentyfikowaną chorobę dwubiegunową, bo ta zmienność nastrojów oraz emocji nie jest normalna. Nie pewnym krokiem ruszyłam w kierunku wyjścia. Zatrzymałam się na chwilę, obawiając jego ataku, ale nie miał takiego planu, stał spokojnie kilka kroków dalej i obserwował mnie uważnie. Wystawiłam jedną nogę do przodu, powolutku badając grunt, ale kiedy znalazła się za progiem i bariera nie cofnęłam mnie do środka, pewnie wyszłam z budynku.
Luca oraz Darcy momentalnie wzięli mnie w objęcia, ciesząc się na mój widok. Jednak ja miałam wątpliwości, ale dlaczego je miałam? Odwróciłam się, uwalniając z uścisków radości, Juan podszedł do drzwi, nasze spojrzenia ponownie się spotkały.

-Carmen? - zwrócił się do mnie Rahim z wyczuwalnym strachem w głosie. -Nie wiesz kto, to, zastanów się, a najlepiej stąd chodźmy - położył dłoń na moim ramieniu, ciągnąc mnie delikatnie w tył.

Brat stał dumnie wyprostowany w lekkim rozkroku ze skrzyżowanymi na klatce piersiowych rękach i tylko delikatnie przekrzywiał od czasu do czasu głowę na boki. Wyczekując, cierpliwie, mojej decyzji.
Rozsądek mówi, że powinnam zostawić go w tym domu. Serce natomiast podpowiada, że raz już straciłam brata i był, to o raz za dużo. Zamiast wykazać się empatią i ratować zagubioną duszę, jak Luca ratował swoją siostrę, wybrałam łatwiejszą drogę. Pozbyłam się niechcianego problemu. Co jeśli teraz mam okazję naprawić błędy przeszłości? Wybaczyłam sobie, co prawdę jego stratę, on mi wybaczył, dlatego mogłam opuścić dom. Przeszłość puściła mnie, ale iskierka nadziei zawsze w człowieku pozostaje.

-Proszę Cię, nie uwalniaj go - zwróciła się do mnie płaczliwym głosem, roztrzęsiona Darcy. -On więził mnie przez kilka tygodni dla własnej rozrywki - uśmiechnął się kącikiem ust.

-I całkiem dobrze się bawiłem - skwitował, spoglądając na nią. -Zabiłem też Twojego wujaszka i prawdopodobnie rozwścieczyłem wiedźmy - wtrącił.

-Ruda, mało Ci psychopatów w życiu - szepnął mi do ucha Luca.

-Te panie morderca, coś tam z tego wampirzego słuchu jednak posiadam - spojrzał na niego z politowaniem, unosząc brew. -Carmen? - przeniósł wzrok na mnie.

Podeszłam bliżej i przełożyłam rękę przez próg, wyciągając ją do niego, po chwili namysłu podał mi swoją dłoń i zacisnął ją z wyczuciem. Nie podjęłam jeszcze decyzji i szczerze nie wiem, jaka byłaby słuszna w tej sytuacji. Odwieczna walka rozumu z sercem nie ułatwia podjęcia ostatecznego wyboru, jedno jest pewne kiedy wypowiem te dwa słowa, Juan będzie wolny. 


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top