Rozdział 32 Druga szansa
Wyszło na to, że Kate przez najbliższy czas, będzie spać u nas na kanapie w salonie, natomiast ja mam mieszkać pod jednych dachem z wampirem, który nie panuję nad sobą i jedyne, o czym myśli, to o mojej tętnicy. Wstałam, jak co rano, zaparzyć dla nas świeżą kawę. Długo się jednak zastanawiałam, czy Kate również się skusi. Wampiry nie potrzebują ludzkiego jedzenia, bo nie dostarcza nim zupełnie niczego. Nie zaspokaja żądzy głodu, a niektóre osobniki źle się po nim czują. Jednak Luca z przyzwyczajenia oraz lekkiego sentymentu myślę, spożywa ludzkie jedzenie, ale też nie każde, ponieważ nie oszukuję się ludzkimi śniadaniami, czy obiadami, lecz filiżanki wyśmienitej kawy, czy szklaneczki dobrego trunku sobie nie odmówi.
Gdy dotarłam do kuchni, spostrzegłam, że mieszkanie było puste. Zapewne Luca zabrał, gdzieś Kate. Może postanowił pokazać jej, że życie wampira nie koniecznie musi być przykre, a może wyglądać, jak każde inne, tylko z jedną różnicą - wampir nie posiada daty ważności, jak w naszym niestety przypadku.
Zaparzyłam aromatyczny trunek i usiadłam po drugiej stronie wyspy na barowym stołku, popijając powoli, ciepłą jeszcze kawę, gdy do mieszkania powróciło rozgoryczone rodzeństwo. Prawdopodobnie przyswajanie Kate ponownie do społeczeństwa, nie poszło najlepiej, sądząc po oskarżycielskim tonie głosu brata w stosunku do niej oraz lecących między wersami dość uszczypliwymi aluzjami, skierowanymi bezpośrednio do niej. Natomiast ona z pokorą przyjmowała każdego jego słowo, nawet to mało przychylne, dlatego utwierdziłam się w swoim przekonaniu, które zresztą potem potwierdził mi Luca, wyjaśniając, że rzuciła się na jakiegoś losowego przechodnia, a to oznacza, że będą z nią problemy. Zaś z problemami niestety lubią się wiązać równie niewygodne dla nas konsekwencje i podobnie będzie w tym przypadku, kiedy do środowiska wampirów dotrze pogłoska o jednym nowym adepcie, który nie panuje nad sobą. Wtedy zaczną się kolejne polowania, ale one zakończą się już powodzeniem wrogiej strony, ponieważ, ani ja, ani Luca nie posiadamy na tyle sił, by obronić Kate przed złowrogim natarciem. Jedynym słusznym wyborem w takowej sytuacji, będzie grzeczne odsunięcie się na bok, a mojemu chłopakowi pozostanie pogodzenie się ze stratą kolejnego członka rodziny. W przeciwnym razie narazimy również siebie, a nigdy pewności nie będzie, z jaką siłą byśmy musieli się zmierzyć. Wampirów, jak się okazuje, stąpa po naszym świecie wielu, lecz każdy z nich chce zachować dla siebie swoją anonimowość, więc kiedy jeden z nich zaczyna bruździć, to trzeba się go pozbyć w tajemniczych okolicznościach. Natomiast każdy sojusznik takiej osoby, poniesie podobną karę, ale to już dla zasady i ku przestrodze innym, że takie relacje nigdy dobrze się nie kończą.
Później jeszcze czekało mnie sprzątanie. Kate zdecydowanie nie służy ludzkie jedzenie, a ja nie chcę wracać wspomnieniami do części tej historii, więc po prostu ją wymażę z pamięci. Choć kwestia, jak reaguje jej organizm na jedzenie, jest najmniejszym problem, większym jest fakt zatajenia tego i unikania wszelkiego kontaktu z tym związanego, ale jak to teraz wytłumacz bliskim? Cóż, maszyna losująca wampirze wady nie była dla niej łaskawa w tej kwestii. Ogólnie odnoszę wrażenie, że ona, a Luca, to niebo, a ziemia. Mój motocyklista, jak mi opowiadał, od początku radził sobie całkiem nieźle, co prawda miał kogoś do pomocy, ale był w stanie samodzielnie kontrolować żądze krwi. Nie miała ona nad nim kontroli i dość szybko przywyknął do wyostrzonych zmysłów. Teraz krzyk, czy nieco głośniejszy ton głosu nie przyprawia go o taki ból głowy, jak w przypadku kobiety. U niej ewidentnie coś poszło w złym kierunku. Oczywiście jest możliwość, że nad tym zapanuje i wróci do swojego poprzedniego życie, tylko ciut bardziej podrasowana, niż wcześniej, ale na razie się na, to nie składa. Nie dzieliłam się też swoim zdaniem z Lucą, ale mam pewne ciche obawy, że Kate może nie odnaleźć się w nowej roli. Z tego, co nam powiedziała, do przemiany doszło kilka dni temu. Nie wiadomo, jakie szkody wyrządziła w Nowym Yorku i czy przypadkiem nie ujawniłam komuś prawdy o sobie. Jednak będę trzymać kciuki za jej powodzenia i sama spróbuję pomóc na tyle, ile będę mogła. Choć na chwilę obecną mam trzymać się od niej z daleka. Prawdę mówiąc, odpowiada mi ta opcja, zwłaszcza gdy patrzy się na mnie, jak na przekąskę. Z jej przypadłością dosłownie wyssałaby mnie do ostatniej kropelki krwi, bo tak jak Luca potrafi się kontrolować, spożywając moją krew, tak ona nie posiada jeszcze wypracowanej tej granicy, kiedy powiedzieć sobie stop.
-Carmen, pójdę przyniosę jej coś do jedzenia - motocyklista stanął za mną, nachylając się. -Miej ją na oku, jeśli będzie próbowała się na Ciebie rzucić, nie zawahaj się tego użyć - wręczył mi do ręki składany nóż taktyczny. -Nic jej nie będzie, osłabi ją, to na chwilę, byś mogła uciec - wyjaśnił widząc moje zdziwienie w oczach. -Wybacz - cmoknął mnie w czubek głowy. -Wynagrodzę Ci, to jakoś - zmrużył oczy, po czym upił łyka kawy z mojej filiżanki i skierował się do wyjścia.
Przez chwilę siedziałam nieruchomo, wpatrując się w drzwi, którymi przed chwilą wyszedł Luca, a później przeniosłam wzrok na siedzącą na kanapie kobietę, która przyglądała mi się w skupieniu. Aż mi ciarki przebiegły po plecach, przez moment poczułam się, jak w tych horrorach, kiedy zabójca obserwuję swoją ofiarę, by za chwilę się na nią rzucić i zadźgać na miejscu. Odruchowo ścisnęłam mocniej dłoń, w której trzymałam nóż, a kiedy Kate poruszyła się, zmieniając pozycję, mało nie wylałam kawy na siebie, podskakując ze strachu do góry.
-Boisz się mnie? - spytała melancholijnym tonem głosu.
-A nie powinnam? - wyjąkałam, obserwując każdy jej ruchy, nawet ten najmniejszy.
-Powinnaś - odparła, wzruszając ramionami. -W końcu mam ochotę rozszarpać Ci tętnicę - uśmiechnęła się, niczym Ci filmowi psychopaci, a mi momentalnie krew odpłynęła.
-Ale nie chcesz tego zrobić teraz, prawda? - spytałam z nadzieją w głosie, wyraźnie podkreślając w swojej wypowiedzi ostatnie słowo.
-Nie wiem - ponownie wzruszyła ramionami. -Rozum podpowiada mi, że nie powinnam krzywdzić partnerki mojego brata, ale martwe już serce podsuwa mi do głowy inną myśl i mam dylemat - westchnęła, spuszczając głowę.
-Rozwieję Ci Twoje wątpliwości, jeśli mnie zaatakujesz, nie uzyskasz pomocy od Luca, będziesz zdana na siebie, a inne wampiry prędzej, czy później skrócą Cię o głowę, bo będziesz dla nich zagrożeniem - spojrzała na mnie z zaciekawieniem.
-Jesteś człowiekiem, skąd wiesz tak dużo o wampirach i nie przeszkadza Ci fakt życia z nimi pod jednym dachem? - spytała po chwili.
-Kiedy kogoś kochasz, często nie dostrzegasz jego wad, ale żadne z nas nie jest idealne - zamyśliłam się. -Ale uczysz się też powoli tej osoby i zaczynasz dostrzegać rzeczy, których nie widziałaś na początku znajomości i kiedy posiadasz już tę wiedzę, stajesz przed wyborem, który uświadamia Ci, czy kochasz szczerze - kontynuowałam, widząc jej zainteresowanie. -Jeśli tak, zostaniesz, wtedy wspólnie będzie walczyć z przeciwnościami i wspólnie się zmieniać. Jeśli nie, odejdziesz i nigdy się nie dowiesz, czy te wady, które Cię odstraszyły, rzeczywiście były nie do obejścia - rozmarzyła się, zawieszając wzrok na punkcie przed sobą i delikatnie uśmiechając kącikiem ust.
-Luca miał rację, jesteś niesamowita - spojrzała na mnie. -Za dobra na ten świat - pokiwała przytakująco głową. -Dlatego mam nadzieję, że kiedyś mi, to wybaczysz - zerwała się nagle z kanapy i ruszyła w moją stronę.
Ledwo zdążyłam zeskoczyć ze stołka, kiedy kobieta obaliła mnie na ziemię i bestialsko wgryzła się w moją szyję. Na szczęście wciąż dzierżyłam w dłoniach nóż od Luca, który pośpiesznie rozłożyłam i z impetem wbiłam w jej bok. Szatynka zawyła z bólu, po czym odskoczyła ode mnie, jak poparzona, upadając na ziemię kilka metrów dalej. Ja w tym czasie podniosłam się, czym prędzej z ziemi i pośpiesznie wybiegłam z mieszkania. Nie zabrałam ze sobą telefonu, mam zakrwawioną całą szyję, a do mieszkania wrócić nie mogę. Pozostało mi poczekać na chłopaka.
Przysiadałam na schodach piętro niżej, zakładając na głowę kaptur od bluzy oraz zasłaniając włosami, najbardziej jak się tylko dało, miejsce ugryzienia. I w takiej o to skulonej pozie z ręką dociśnięta do szyi czekałam na klatce schodowej na powrót swojego chłopaka. Musiałam wyglądać niezwykle żałośnie w obecnej sytuacji, na szczęście żaden z sąsiadów akurat tędy nie przechodził, bo nie wiem, jakbym się wytłumaczyłam z tego wszystkiego, a ostatnie czego mi teraz brakuję, to plotek na mój temat wśród sąsiadów i niestworzonych historyjek, o tym co się nie dzieje w naszym domu, skoro za dnia muszę z niego uciekać.
-Carmen?! - zaskoczony moim widokiem motocyklista, od razu do mnie podbiegł, kucając przede mną i sprawdzając, czy wszystko ze mną dobrze. -Dlaczego tutaj siedzisz? - spytał zaniepokojony.
-Były małe komplikacje - wysiliłam się na uśmiech, odchylając głowę w bok oraz odgarniając włosy, którymi szybko zaraz ponownie zasłoniłam ranę.
-Przepraszam - powiedział z wyrzutem, całując mnie z czułością. -Chodźmy do domu - podał mi rękę i pomógł wstać.
Po powrocie do mieszkania zastaliśmy Kate siedzącą skuloną na ziemi pod oknem, opartą plecami o ścianę. Przed nią leżał zakrwawiony nóż, a ona ubrudzonymi dłońmi zakrywała twarz. Prawdopodobnie walczyła właśnie z wyrzutami sumienia. Najwidoczniej dotarło do niej, co zrobiła. Hm, czy to oznacza, że nie jest jeszcze zupełnie stracona?
-Kate! Coś Ty najlepszego zrobiła?! - krzyknął, podchodząc do niej.-Ostrzegałem Cię! - spojrzała na niego przerażona. -W kiedy ja staram się załatwić Ci coś do jedzenia, Ty postanawiasz zabić mi przyszłą żonę?! - wrzasnął, rzucając jej pod nogi worek z krwią.
-Luca, ja...ja...przep...przepraszam - spojrzałą na przyniesiony przed brata przedmiot, po czym przeniosła wzrok na niego i zalała się łzami. -Nie chciałam! Starałam się, ale to było silniejsze, rozumiesz?! - uniosła głos, nerwowo przy tym gestykulując.
-Kate, mieliśmy umowę - wziął głęboki wdech i wydech. -Wylatujesz - skwitował, odwracając się do niej tyłem.
-Luca - zerwała się na równe nogi. -Luca, proszę - złapała go za przedramię. -Proszę, nie poradzę sobie bez Twojej pomocy, wiesz o tym? Nie rób mi tego - motocyklista, wyrwał rękę z niej uścisku. -Ja nie chciałam! - wydukała przez łzy.
Moja dobroć, kiedy naprawdę doprowadzi do mojej zguby i wtedy przyznam rodzicom rację. Nie powinnam się litować, zwłaszcza że moje życie w obecnej sytuacji jest pod mocnym znakiem zapytania, ale coś mnie tknęło, gdy błagała go o zrozumienie. Pomyślałam o Juanie i o tym, jak niesprawiedliwie postąpiłam w stosunku do niego. Słusznie, ale może dla niego też był ratunek. Gdybym dała mu szansę, może dziś dalej miałabym brata? Raczej nie bylibyśmy zgodnym rodzeństwem, ale dalej byśmy byli. I chyba poniekąd ze względu na niego zgodziłam się dać Kate drugą szansę, wybaczyć i udobruchać Lucę, żeby się jeszcze nie poddawał, bo kiedyś może żałować swojej decyzji, tak jak żałuję jej dziś ja, która straciła brata. Nie chcę, chyba by Luca popełnił podobny błąd, ponieważ wyrzucając teraz siostrę z naszego mieszkania, skazuję ją na pewną śmierć. Jest rozemocjonowana i niezrównoważona, a co za tym idzie? Niezdatna do społeczeństwa. W ciągu swojego całego życia doświadczył wystarczająco dużo zła i zbyt wiele niesprawiedliwości go dosięgło, a dzisiejsza decyzja odbiłaby się na nim prędzej, czy później. Ja nie zdążyłam uratować swojego brata, zatem niech Luca nie popełnia mojego błędu i chociaż on niech zdoła sprowadzić siostrę na dobrą drogę.
Poradzę sobie jakoś z tym wszystkim, a on nie będzie przynajmniej przez wieczność zadręczał się wyrzutami sumienia.
-Nie robię tego dla Ciebie - podeszłam do szatynki. -Robię, to dla niego - spojrzałam na Lucę, palącego w oddali papierosa w oknie. -Więc przyłóż się i spróbuj go nie zawieść - zmierzyłam ją wzrokiem. -I przy okazji nie zabić mnie, bo tego też Ci nie wybaczy - dodałam po chwili.
-Jesteś zdecydowanie za dobra - wyszeptała niepewnie.
-Masz rację - skinęłam przytakująco głową. -Jestem za dobra - dokończyłam pod nosem, odwracając się na pięcie.
Postąpiłam słusznie, zgodnie ze swoim sumieniem. Czy była, to dobra decyzja, czy zła? Nie wiem i zapewne jeszcze długo się o tym nie przekonam. Jednak nad niektórymi rzeczami nie można się za długo zastanawiać, ba nawet lepiej się nad nimi zbyt długo nie myśleć, by nie nabawić się przypadkowych wątpliwości. Jeśli podejmujesz daną decyzję i jesteś zdecydowany, że jest ona słuszna dla Ciebie, nie czekaj, im dłużej zwlekasz, tym większe zwątpienie i finalne poddanie się.
W naszym przypadku owa porażka pozostawiłaby ślad w naszych psychikach, dlatego nie zastanawiałam się, wiedziałam, co jest słuszne i jak powinnam postąpić. Nawet jeśli w danej chwili kierują mną emocje, w których nie potrafię spojrzeć Kate prosto w oczy i najchętniej wróciłabym do swojej bezpiecznej strefy komfortu, to nie mogę. Gdyż porażka, to doskonała okazja, by zacząć jeszcze raz, lecz nieco mądrzej.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top