Rozdział 24 Uciekaj


Leżałam w szpitalnym łóżku, czekając na dalsze badania w czasie, gdy Luca na korytarzu tłumaczył funkcjonariuszom, zawiadomionym przez personel szpitalny, zmartwiony moim podejrzanym stanem zdrowia, o którym informacji udzielać nie chciałam, co dokładnie zaszło i jak doszło do tego, że mnie tutaj przywiózł. Ciekawe, jaką bajeczkę wymyślił, bo prawdy wyznać nie może. Wyszłoby, że chodzę z seryjnym mordercą. Gorzej, jak ja przekaże tę informację rodzicom, a może lepiej będzie, jak to przemilczę i niech wszystko wyda się samo. Hayden z Karin'em ponoć zajęli się ciałem. Z racji, że chciałam brata godnie pochować, bo to jestem mu winna, nie pozwoliłam im zakopać go, jak zwierze w nieznanym leśnym grobie. Dlatego wampiry miały tak, to wszystko zatuszować, aby wyglądało na wypadek, bądź próbę samobójczą z powodu utraty ukochanej dziewczyny. 
Natomiast jeśli o mnie chodzi, okazało się, że mam wstrząs mózgu trzeciego stopnia, dlatego zostaję w szpitalu na obserwacji oraz mam unikać głośnych hałasów i ostrego światła, gdyż bóle głowy, podobnie jak problemy z pamięcią mogą utrzymywać się przez jakiś czas, ale finalnie samoistnie wszystko minie, ponieważ nie potrzebuję wspomagania specjalnymi lekami. Prócz tego mam mocno obite żebra, których leczenie może potrwać od 4 do 6 tygodni. Opuchnięte oko, rozcięcie na łuku brwiowym oraz szrama z tyłu głowy spowodowana upadkiem ze schodów wymagały szycia. Zresztą, jak pozostałe niektóre cięcia na ciele, które wykonał dla zabawy Juan. Płytsze rany zostały zastąpione stripami, zamiast szwów, ale tych niestety znikoma była ilość. Więcej teraz co jakiś czas będę zmuszona odwiedzać szpital i wciągać szwy. Obrażeń wewnętrznych na szczęście nie stwierdzono, a wszelkie sińce, krwiaki, czy zadrapania są najmniej szkodliwym z elementem tego wszystkiego. Straciłam też dużo krwi, stąd moje wcześniejsze utraty przytomności, ale zaraz po przyjeździe podano mi krew dostosowaną do mojej grupy krwi.
Nie zgodziłam się jednak na obdukcję oraz odmówiłam składania zeznań, kiedy policjanci przyszli zapytać o moją wersję wydarzeń. Oczywiście dostałam pouczenie, że jeśli krzywdę wyrządził mi ktoś z bliskiego otoczenia, nie powinnam tego ukrywać, a jeśli ta osoba jest teraz przy mnie i tutaj jawnie zasugerował mi Luce, którego wyprosili z sali podczas naszej rozmowy, to powinnam to powiedzieć w tej chwili, gdyż mogę być w niebezpieczeństwie. Oczywiście starałam się wytłumaczyć panom funkcjonariuszom, że mój chłopak w żadnych stopniu nie podniósł na mnie ręki, ale w odpowiedzi otrzymałam informację, że ofiary przemocy domowej często bronią swoich sprawców. Ja naprawdę z całego serca doceniam ich zaangażowanie i chęć pomocy, ale w tym przypadku jest, to zbędne. Żałuję, że nie mogę wyznać im prawdy. Wtedy dla nas wszystkich sytuacja stałaby się dużo łatwiejsza, jednak nie przyznam przed władzami, że przyczyniłam się do śmierci własnego brata, który odpowiada za mój obecny stan zdrowia, bo wtedy wszyscy polecimy za kraty. Luca może jeszcze wyszedłby z tego cało, dzięki swoim wampirzym umiejętnością, ale dla mnie nadziei by nie było. 
Zapewniłam jednak oficerów policji, że gdybym się namyśliła, bądź zdecydowała się na złożenie zeznań, na pewno zgłoszę się na najbliższą komendę, ale na chwilę obecną nie widzę takiej potrzeby i wolałabym teraz odpoczywać, niżeli przeciążać swój organizm. I takim o to prostym sposobem pozbyłam się przemiłych panów z mojej sali. 
Luca również pożegnał się ze mną i poszedł coś załatwiać, ale obiecał wrócić wieczorową porą. Za dnia nie powinno nic mi grozić w szpitalu pełnym ludzi, natomiast nocą dopilnuje mnie osobiście i spędzi ze mną tutaj noc. 
Postanowiłam zatem wykorzystać sytuację i zdrzemnąć się trochę do wieczora, przy okazji nie będę odczuwać tego nieprzyjemnego bólu. Pielęgniarki co prawda podały mi jakieś leki przeciwbólowe w kroplówce, ale średnio działały, jak mam być szczera.
Kiedy się obudziłam, za oknem było już ciemno, a w sali paliła się mała lampka nocna w rogu pomieszczenia stojąca na stoliku obok fotela dla gości, chcących spędzić noc u boku bliskiej osoby. Pomrugałam pośpiesznie, by odzyskać ostrość widzenia, na oparciu dostrzegłam kurtkę Luca. Najwidoczniej musiał przyjść, jak spałam, a teraz gdzieś wyszedł. Dlatego nie zareagowałam, kiedy usłyszałam ciche hałasy dochodzące z korytarza, ponieważ byłam pena, że wraca do sali mój chłopak. Jednak gdy zamiast bruneta, spostrzegłam wchodzącego do sali zamaskowanego mężczyzna, który zamyka za sobą drzwi, zlękłam się dość mocno. Chciałam zawołać pomoc, krzyknąć, a zarazem wcisnąć guzik alarmujący pielęgniarki, ale leżał za daleko, a napastnik okazał się szybszy. W sekundę znalazł się obok mojego łóżka. Jedną dłonią zakrył moje usta, a drugą wyjął zza paska średnich rozmiarów, składany nóż, który przyłożył mi do gardła.

-Nie uleczył Cię swoją krwią? Ciekawe - odezwał się, znajomy głos. -Zabiorę rękę, ale nie krzycz, chyba, że chcesz mieć to w krtani - docisnął mocniej zimne ostrze do skóry. Niechętnie pokiwałam przytakująco, a nieznajomy odjął dłoń od moich ust.

-Odmówiłam jego pomocy - odpowiedziałam nieśmiało. -Kim jesteś? - spojrzałam mężczyźnie w oczy, dostrzegając jego martwe, pozbawione emocji spojrzenie. -Nie jesteś...- zawiesiłam głos, zdając sobie sprawę z tego co chciałam powiedzieć i jedynie przyglądałam mu się podejrzliwie, starając się rozszyfrować z kim mam do czynienia.

-Wampirem? - dokończył za mnie, uśmiechając się pod maską ledwie widocznie -Nie jestem, ale nie znaczy, że nie mogę Cię zabić, jeśli nie powiesz mi, gdzie jest Twój chłopak i gdzie ukrywa się jego ojciec - puścił mi oczko, widząc moje zwątpienie.

-Nie wiem, gdzie są, ale dlaczego mam wrażenie, że Cię znam? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.

-Bo zapewne znasz moja droga lisico - szepnął mi do ucha, a po moim ciele przebiegł dreszcz, na wspomnienie tych słów.

-Wujek Adrián? - otworzyłam szeroko oczy ze zdumienia.

-Nigdy nie wątpiłem w Twoją inteligencję - nachylił się. -Nie miej mi tego za złe -przycisnął nóż mocniej, a ja poczułam ciepłą strużkę krwi spływającą powoli po mojej skórze. -Przyszedłem dać Ci wybór - chciałam go odepchnąć od siebie, oswobodzić się jakoś z jego uścisku, ale zdążył złapać mnie za rękę, wykręcając ją z impetem. -Od małego byłaś moją ulubioną bratanicą i nie chciałbym Cię zabijać, ale musiałaś zadać się z wampirem! - powiedział ostrzejszym tonem głosu. -Jeszcze dziś, masz wyjechać z miasta, jeśli nie, przyjdę jutro po Ciebie. Najpierw zabiję Twojego chłoptasia na Twoich oczach, a potem Ciebie lisico. Wiem, co zrobiliście z moim bratankiem, myślisz, że mój brat będzie chciał taką córkę? - czułam, jak w oczach wzbierają mi się łzy.

-Wujku, dlaczego to robisz? - wydukałam z trudem, przez uciskające gardło ostrze. -To Juan próbował mnie zabić, przez niego tu jestem - dodałam z wyrzutem w głosie.

-Dlatego daję Ci przewagę 48 godzin, nim ruszę Twoim tropem. Wynoś się z Bostonu, wyjedź jak najdalej i ukryj się tam, gdzie nieżywej duszy śladu nie ma - odjął nóż od gardła, a następnie ponownie zakrył dłonią moje usta. Zsunął szpitalną koszulę z mojego ramienia i nisko na łopatce wyciął coś czubkiem noża. -Nie jesteś już moją rodziną - cicho pojękiwałam z bólu, zalewając się łzami, gdy wujek w dalszym ciągu tworzył wzór. -Zostałaś naznaczona, byś pamiętała o tym spotkaniu - odsunął się od łóżka, chowając narzędzie zbrodni z powrotem za pasek.

-Jak mogę uciekać? A rodzice, mam ich zostawić? - wyjąkałam.

-Zapomnij o nich, zapomnij o rodzinie, nie masz już czego tam szukać. W naszych oczach jesteś wrogiem. Stałaś się nim, kiedy sponiewierałaś się z wampirem - zaniemówiłam, zaciskając mocno wargi z bólu. -Zdradzę Ci tajemnicę lisico - podszedł do wyjścia. -Nie tylko wampiry i wiedźmy stąpają po świecie - powiedział chłodno, po czym zniknął za zamkniętymi drzwiami.

Po wyjściu wujka ponownie zalałam się łzami, a koszula zabarwiła mocniej kolorem szkarłatu. Luca, gdy wrócił do sali, zaraz do mnie podszedł, próbując uspokoić oraz dowiedzieć się co zaszło, ale przez długi czas nie byłam w stanie wydusić z siebie słowa. Jednak chłopak cierpliwie czekał, trzymając mnie w objęciach, a przy okazji opatrzył ranę z pomocą tego, co akurat znalazł w apteczce pierwszej pomocy, ukrytej na dolnej półce w szafce nocnej obok łóżka.

-Chyba zostałeś mi tylko Ty - odezwałam się widocznie przygnębiona.

-Co chcesz przez to powiedzieć? - Luca spojrzał na mnie pytająco.

-Wujek Adrián złożył mi wizytę - wskazałam palcem na ranę na obojczyku. -Dał mi 48 godzin na wyniesienie z miasta, później rusza moim tropem - motocyklista uniósł brew. -Jasno mi zasugerował, że rodzina wie, a jak nie wiem, to się dowie w niedługim czasie i nie będą chcieć mnie znać - przygryzłam dolną wargę, starając się powstrzymać łzy.

-W takim razie, nie mamy czasu - skinęłam niechętnie głową. -Przywiozę Ci coś na przebranie i wezmę samochód - skierował się do wyjścia.

-Czekaj - odwrócił się do mnie. -Weź motocykl nie mamy czasu - zlustrował mnie wzrokiem. -Dam radę, jestem tylko poobijana - uprzedziłam jego kolejne pytanie. Mężczyzna skinął, po czym opuścił salę.

Luca wrócił godzinę później, wręczył mi plecak z ubraniami oraz kask. Odłączyłam od siebie wszelkie kabelki i aparatury, po czym przebrałam się z delikatną pomocą chłopaka, przy zakładaniu koszulki oraz kurtki. Początkowo udałam twardą, ale z obitymi żebrami niektóre ruchy sprawiają wrażenie trudnych.
Ciężko będzie zacząć wszystko tak nagle od początku w nowym miejscu, nie posiadając niczego, prócz dokumentów, telefonu, czy pieniędzy.
Poczekaliśmy, aż pielęgniarka zakończy nocny obchód i przemknęliśmy się w miarę niezauważenie korytarzem do windy. Nie miałam, wypisuje ze szpitala, zresztą o tej porze też nikt by mi nie wypisał, a czas naglił, więc dyskretnie wymknęłam się z budynku.
Luca ubrał komin, kask oraz rękawiczniki i wsiadł na motocykl, powtórzyłam jego czynności, wyjmując wcześniej z plecaka spakowane przez niego zapasowe rękawice dla mnie oraz drugi komin i wgramoliłam się na miejsce pasażera, choć to wyszło mi nieco nieudolnie oraz zmuszona byłam się go podtrzymać. Upewniłam się, czy dobrze zamknęłam plecak, aby nie pogubić przypadkiem po drodze naszych dokumentów, po czym przysunęłam się do Luca, opierając dłonie na baku.

-Dokąd? - spytał, odpalając motocykl.

-Nigdy nie byłam w Luizjanie - zaśmiałam się nerwowo.

-W takim razie jedziemy do Nowego Orleanu, najbardziej nawiedzonego miasta w Stanach Zjednoczonych, magicznego miejsca otoczonego aurą tajemniczości - ruszył powoli z miejsca. -Raju dla wampirów - dodał po chwili lekko rozbawionym tonem, gdy wyjechaliśmy ze szpitalnego parkingu na drogę. -Wiesz piękna, że przed nami około 23 godzin drogi sportowym motocyklem, to będzie ciekawa podróż - zaśmiał się, kręcąc głową na boki. -Ale zatrzymamy się po drodze gdzieś, bo nie dojedziemy, dodatkowo, w którymś momencie zmieni nam się strefa czasowa - skinęłam głową, mimo że tego nie widział.

-Luca, myślisz, że ta odległość wystarczy?! - spytałam, starając się przekrzyczeć wiatr i hałasy dookoła nas.

-Jeśli nie starczy, uciekniemy dalej! - pochyliłam się razem z nim, kiedy przyśpieszył. -Albo go zabiję - wzruszył ramionami. -Na pewno nie dam Cię skrzywdzić - uśmiechnęłam się mimowolnie pod kaskiem.

Czy Luca przyniósł mi pecha w życiu, czy szczęście? Niektórzy zdecydowanie postawiliby na opcję pierwszą i rozumiem ich wybór. Od kiedy nasze drogi się skrzyżowały, wokół nas zaczęło dziać się dużo zła. Umierają nasi najbliżsi, dochodzi do porwań, wszystkim dookoła dzieje się krzywda, a nas ścigają nie dość, że wampiry, wiedźmy obiecują zachowanie równowagi w naturze, a moim tropem rusza wujkiem, który nie wiadomo, jaki ma w tym cel. Jeszcze dochodzi do tego ojciec Luca - Alucard, który obiecał zjawić się w nowym miejscu, gdy go poinformujemy o nim i kiedy rozprawi się z pewną czarownicą.
Jednak mimo tej całej otoczki szaleństwa, ja postawiłabym na opcję drugą. Mój motocyklista dał mi, coś, czego nikt wcześniej nie zaoferował swoją osobą. Przy nim mam ochotę żyć, czuję się wolna, niezależna i przede wszystkim potrzebna. Całe życie ja starałam się nieść dla każdego dobra, sama na tym cierpiąc i samotnie idąc przez życie. Dzisiaj nie muszę się już martwić, bo wiem, że mam na kogo liczyć. Odnalazłam swoją bratnią duszę. I wiem, że w Nowym Orleanie też sobie poradzimy, mimo że będziemy zaczynać od zera. Nie damy się zniszczyć, bo dziś już każde z nas wie, czego chcę i o co warto walczyć. 


"Zakazana miłość smakuje najlepiej"

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top