Rozdział 22 Kłamstwo ma krótkie nogi
Wróciliśmy do Bostonu, Alucard ze swoimi dwoma wampirami wybrali się na nietypowe zakupy w poszukiwaniu nowej willi, ponieważ ojciec Luca stwierdził, że zamierza pozostać tutaj na dłużej, zwłaszcza że jego syn ma tutaj swoje życie, a on zamierza być obok niego. Powinnam się martwić tą nagłą chęcią bliskości z synem? Odnoszę wrażenie, że tutaj chodzi o coś głębszego, choć chciałabym się mylić i mam nadzieję, że okaże się to nie prawdą, a mężczyźnie zwyczajnie zależy na swoim potomku. Jednak patrząc na Alucard'a mam wątpliwości. Nie wydaję się typem poświęcającym wszystko rodzinie, wręcz przeciwnie. Z czasem wszystkiego się dowiemy.
Jednak na tę chwilę skupię się na swoim życiu prywatnym, bo ostatnimi czasy mam wrażenie, że kompletnie się w nim zatraciłam, przez dziejące się dookoła mnie zdarzenia. Zapomniałam nawet o bracie, który kontaktował się ze mną podczas pobytu w Illinois, ponieważ chciał się spotkać. Ponoć ma coś ważnego do przekazania i nie jest, to rozmowa na telefon. Oddzwoniłam do niego, zaraz po przyjeździe i zgodziłam spotkać, choć nie będę ukrywać, że z delikatną obawą podeszłam do tej propozycji. Obawiam się, że mógł dowiedzieć się czegoś związanego z Maricruz. W końcu zniknęła z dnia na dzień, porzucając go bez słowa, a kilka godzin wcześniej dowiedział się, że przez dobre kilka tygodni okłamywała go w sprawie ciąży. Gdybym nie zasugerowała mu sprawdzenia jej, zapewne dalej by go okłamywała, a Juan żyłby szczęśliwy w swoim świecie. Jednak nie mam wyrzutów sumienia względem brata, wręcz przeciwnie cieszę się, że wampirzyca zostawiła go w spokoju. Jeszcze brakowało, tylko aby stał się taki, jak ona.
-Na pewno, chcesz iść sama? - spytał Luca, objął mnie w pasie.
-Dam sobie radę - uśmiechnęłam się, zarzucając mu ręce na szyję. -Spotkamy się u rodziców w domu, tam nikt mnie nie zaatakuje - zaśmiałam się, po czym gestem głowy zasugerowałam mu, żeby się schylił, a wtedy skradłam mu pocałunek. -Pani Estella - speszona jej obecnością, szybko odsunęłam się od mężczyzny.
-Nie przeszkadzajcie sobie - zachichotała cicho pod nosem. -Miło się na was patrzy - posłała mi szczery uśmiech. -Dobrze wiedzieć, że mój wnuczek w końcu trafił na odpowiednią dziewczynę - skinęła do mnie głową.
Zanim staruszka odeszła, poprosiła mnie jeszcze, czy w drodze powrotnej mogłabym zakupić jej ulubioną kawę, ponieważ Luca kompletnie się do tego nie nadaje, bo już trzy razy zakupił jej nie tę. Oczywiście zgodziłam się bez wahania, ponieważ wróciłam już normalnie do pracy. I szczerze się cieszę z tego faktu, gdyż to daję mi, chociaż minimalną namiastkę normalności w tym całym szaleństwie.
Umówiłam się z chłopakiem, że przyjedzie po mnie wieczorem, kiedy napiszę mu wiadomość. Ponieważ był nieugięty odnośnie moich wieczornych, samotnych spacerów po mieście. Cieszę się, że na niego trafiłam, pomimo przeciwności losu, z jakimi musimy się zmagać, nie cofnęłabym czasu. Przy nim nie muszę nikogo udawać, możemy być sobą i żadne z nas nie będzie się wzajemnie oceniać. Wydaję mi się, że od kiedy łączy mnie z Lucą bliższa relacja, on też trochę odpuścił. Przestał się obwiniać, poczuł ulgę, że nie musi ukrywać się przed wszystkimi i zrozumiał, że są ludzie, dla których jego obecność w ich życiu jest obowiązkowa, ponieważ zależy im na nim. Prawda jest taka, że każdy na świecie ma dla kogo żyć, ale czasem potrzeba dużo czasu i niepowodzeń, żeby trafić na taką osobę. Niestety prawda jest taka, że więcej potworów stąpa po ziemi bez grosza empatii, niż życzliwych aniołów o czystym sercu.
Zadzwoniłam do drzwi, brat wpuścił mnie do środka. Zanim zaczniemy poważne rozmowy, chciałam przywitać się z rodzicami, ponieważ ostatnio dość mocno zaniedbuję kontakt z nimi, ale Juan poinformował mnie, że wyjechali na kilka dni, odpocząć, gdyż śmierć siostry dość mocno przybiła mamę, a żałoba dopiero się zakończyła. I tak dzielnie, to znosiła, albo tak dobrze ukrywała, to przed nami. Dobrze, że dała się tacie namówić na wspólne wakacje, dawno nigdzie razem nie wyjechali, dziwne jedynie, że nie zadzwonili do mnie się pożegnać, ponieważ zawsze specjalnie się fatygowali, przyjeżdżając do mojego i Kelly mieszkania, a gdy nie mogli, to zadzwonili, przepraszając, że się nie zjawią i obiecując nam z przyjaciółką rekompensujące pamiątki. Oczywiście nie wymagałyśmy prezentów, ale widocznie sprawiało im przyjemność, kiedy wręczali Kelly coraz, to nowsze magnesy na lodówkę. Powoli przestało być już na nie tam miejsce i zaczęłyśmy przyklejać je na mikrofalówkę oraz kuchenkę gazową.
Rozsiadłam się wygodnie w salonie w czasie, kiedy brat poszedł zaparzyć dla nas kawę.
-O czym chciałeś porozmawiać? - spytałam, gdy wrócił z dwoma, parującymi jeszcze filiżankami aromatycznego napoju.
-Czuję, że wszyscy dookoła mnie coś ukrywają - powiedział, siadając obok mnie na fotelu. -Maricruz zniknęła, Ty się dziwnie zachowujesz od kiedy prowadzasz się z tym facetem, a temat cioci Amber stał się tematem tabu - przełknęłam głośno ślinę, starając się nie ukazywać zdenerwowania, ale delikatnie uciekanie wzrokiem mogło mnie zdradzić. -Wiesz, co się stało z moją dziewczyną? - spytał niespodziewanie, a ja oniemiałam.
-Nie wiem - wzruszyłam ramionami. -Dlaczego uważasz, że mogłabym coś wiedzieć, sama nie mam pojęcia, co dzieje się dookoła mnie - skłamałam. -Nie unikam kontaktu z Tobą, to Ty z góry oceniłeś mnie i mojego chłopaka - dodałam po namyśle.
-Bo uważam, że coś z nim nie tak -upił łyk kawy, ale zaraz widocznie zniesmaczony odstawił kubek na bok. -Sama zasugerowałaś, że Maricruz kręci się przy Luce, dodatkowo skądś wiedziałaś, że oszukuje mnie w sprawie ciąży - zmierzył mnie podejrzliwie wzrokiem.
-Nie wiem Juan, może byłam zazdrosna i coś sobie wmówiłam - pokręciłam głową na boki, unosząc brew i robiąc zdziwioną minę. -O ciąży sama mi powiedziała - ponownie okłamałam brata.
Przecież nie mogłam mu wyznać, że domyśliłam się, gdyż Luca mi powiedział, że wampiry nie mogą się rozmnażać. Choć, jak widać na przykładzie Alucard'a bywają wyjątki od tej reguły, ale mimo wszystko zdarzają się bardzo rzadko.
-Kłamiesz?! - krzyknął, uderzając pięścią w stół.
-Nie będę z Tobą rozmawiać takim tonem - wstałam z kanapy.
-Czekaj, przepraszam - powiedział nieco spokojniej. -Usiąść - spełniłam prośbę brata. -Jakiś rozdrażniony ostatnio chodzę, musisz mi wybaczyć, to przez Maricruz - zmrużyłam oczy, uważnie mu się przyglądając. -Przestań się bać - dodał ostrzejszym tonem głosu.
-Nie boję się - zanegowałam. -Juan, co się z Tobą dzieje? - spytałam niepewnie, obawiając się tego co mogę usłyszeć.
-Przecież czuję! - krzyknął, aż otworzyłam szeroko oczy ze zdumienia, słysząc odpowiedź.
Zaczynam się martwić zachowaniem brata. Stał się nerwowy i mam chyba pewne podejrzenia. Mam nadzieję, że tylko będą błędne, a ten grymas odrazy po napiciu się kawy oraz magiczne wyczucie mojego strachu było dziwnym zbiegiem okoliczności, natomiast ja jestem zwyczajnie przewrażliwiona oraz przemęczona z powodu ostatnich wydarzeń i sama dorobiłam sobie błędną teorię. W końcu Maricruz odeszła od niego już jakiś czas temu.
Przeprosiłam brata na chwilę, tłumacząc się potrzebą skorzystania z łazienki. Potrzebowałam zniknąć z jego pola widzenia, by swobodnie napisać SMS-a do Luca. Jeśli moje podejrzenia rzeczywiście są trafne, nie jestem tutaj bezpieczna, on nie wypuści mnie dobrowolnie. Zwłaszcza jeśli poznał prawdę o Maricruz, a coś mi mówi, że tak się właśnie mogło stać.
-Carmen? - zapukał do drzwi. -Wszystko w porządku? Długo nie wracasz - zamarłam na dźwięk jego głosu.
-Wszystko dobrze, zaraz dołączę do Ciebie w salonie - odpowiedziałam, jak najspokojniej, by nie nabrał podejrzeń, przy okazji pośpiesznie wystukując wiadomość do chłopaka.
-Wydaję mi się jednak, że potrzebujesz pomocy - złapał za klamkę po drugiej stronie, szarpiąc za nią. -Siostra zamknęłaś drzwi? - zaśmiał się, szarpiąc jeszcze agresywniej.
Teraz mam już pewność, to nie jest mój brat, dla którego od małego była oczkiem w głowie i który nigdy, by nie pozwolił skrzywdzić swojej młodszej siostry. Ten, ktoś był mi obcy, a jego gniewne zachowanie sugerowało, że pragnie wyrządzić mi krzywdę.
Juan wyważył drzwi kopniakiem, przerażona spróbowałam rzucić się do ucieczki, kiedy wtargnął do pomieszczenia, ale zatarasował swoim ciałem jedyną drogę wyjścia. Mężczyzna rzucił się na mnie, wytrącając mi z ręki telefon.
-Juan, oszalałeś?! Jestem Twoją siostrą, nie Twoim wrogiem! - starałam się przemówić bratu do rozsądku, ale najwyraźniej było za późno, ponieważ złość, aż z niego kipiała.
-Znam prawdę - podszedł do mnie powoli. -Wiem, co zrobiłaś z Maricruz! - pchnął mnie na ścianę. -Bez problemu skłamałaś mi prosto w oczy! - wrzasnął, uderzając pięścią w wiszące nad umywalką po prawej stronie lustro, które rozsypało się na kawałeczki, pozostawiając krwawy ślad na szkle.
Chwyciłam pierwsze, co miałam pod rękę, w tym przypadku szklany flakonik perfum, którym rzuciłam w mężczyznę i pobiegłam w stronę korytarza. Niestety był szybszy, zdążyłam złapać mnie za włosy. Juan szarpnął mnie z impetem w tył, a następnie odrzucił na bok w kierunku schodów, po których sturlałam się na ich półpiętro i uderzyłam głową o drewnianą podłogę, przez co straciłam przytomność.
Ocknęłam się jakiś czas później na naszym strychu ze skrępowanymi nogami oraz rękoma za plecami. Dodatkowo z niesamowitym bólem głowy, możliwe, że spowodowanym nie tylko uderzeniem, ale także rozcięciem, z którego sączyła się wcześniej krew, jednak zdążyła już zaschnąć. Spojrzałam na swoje odbicie w szybie starego, zegara i dlatego dostrzegłam, że mam ubrudzoną szkarłatną barwą prawie całą lewa stronę twarzy. Rana musiała być gdzieś na boku głowy, ponieważ krew ściekała po skroni przez policzek, a każdy gwałtowniejszy ruch przyprawiał o nieprzyjemne pulsowanie w miejscu rozcięcia.
Co stało się z moim bratem? Wcześniej nigdy w życiu by mnie nie zaatakował, czy miłość do Maricruz, aż tak go zaślepiła?
-Obudziłaś się?! - spojrzałam w kierunku dobiegających dźwięków i dostrzegłam wchodzącego po schodach Hiszpana.
-Juan, co Ty robisz? - wydukałam, opuszczając głowę i biorąc głęboki oddech. Złym pomysłem było jej podnoszenie, bo teraz ból stał się jeszcze bardziej natrętny.
-Dlaczego mnie okłamałaś? - spytał, kucając nade mną, po czym siłą podniósł mnie do pozycji siedzącej, opierając moje plecy o drewniany słup wspierający konstrukcję dachu.
-Wypuść mnie - sięgnął po linę, którą ze sobą przyniósł i zaczął ją rozwijać. -Ile będziesz mnie tu trzymał? Myślisz, że ukryjesz moją obecność przed wszystkimi - wzruszył ramionami. -Co powiesz rodzicom? - zaczął powoli obwiązywać mnie dodatkową liną, co jakiś czas mocniej zaciskając więzy. -Luca również zauważy moje zniknięcie - przywiązał mnie do słupa, po czym ukucnął przede mną. -Jeśli nie wrócę wieczorem, zacznie szukać - brat się zaśmiał.
-Tego oczekuję - wyszczerzył się, ukazując śnieżnobiałe kły.
-Je...jest...jesteś wamp...wampirem? - z trudem wyjąkałam.
Tak bardzo chciałam go chronić przed podzieleniem losu Maricruz, że zawiodłam. Mój brat został krwiopijcą, straciłam go na dobre, emocje wampirów są dwa razy silniej odczuwalne i jeśli on rzeczywiście darzył wampirzycę tak silnym uczuciem, to obecnie wzmocniło się jeszcze bardziej, więc nie mam, co liczyć, że Juan zrozumie moją decyzję. W jego oczach jestem zdrajcą, oszustem, który pozbawił go szczęścia dla własnych korzyści. Najgorsze, że teraz inne wampiry nie będą miały dla niego litości. Jeśli zajdzie im za skórę z pewnością za to odpowie. W stosunku do człowieka zachowując się nieco inaczej, ponieważ obawiają się zdemaskowania, ale w tym przypadku, gdy Luca go odnajdzie, nie będzie się hamował, a ja? Ja będę mogła się biernie przyglądać, gdyż to nie mój świat, abym się w niego mieszała. Co prawda już po części do niego dołączyłam, ale zasady wciąż obowiązują nas nieco inne. Choćby dlatego Alucard tak litościwie odnosi się w stosunku do mnie.
-Zgadza się - wyciągnął nóż zza paska. -I czuję się świetnie w nowej roli - zaśmiał się, obracając go w palcach.
-Juan, to nie jesteś Ty. Kierują Tobą nieznane emocje, prawdziwy Ty nigdy nie posunąłby się do tego stopnia - starałam się mówić spokojnie i nie okazywać strachu, gdyż z łatwością by go wyczuł, a lęk jest jedynie przeszkodą.
-Zamilcz! - wrzasnął, zbliżając się do mnie. -Co Ty możesz o tym wiedzieć! - nie odpowiedziałam, lepiej faktycznie przemilczeć fakt wampiryzmy Luca i pozostałych znanych mi wampirów. -Odpowiesz mi na kilka pytań - przyłożył ostrze do skóry szyi, po czym naciął ją. Skrzywiłam się z bólu, a brat z satysfakcją zaśmiał mi się prosto w twarz, zgarniając przy okazji krew z ostrza i przykładając zakrwawiony palec do ust. -Siostra, całkiem smaczna jesteś - odwróciłam z głowę z odrazy do jego osoby. -Wiedziałaś, że Maricruz jest wampirem, prawda? - milczałam. -Nie chcę Cię krzywdzić, ale zmuszasz mnie do tego - naciął mój nadgarstek i pożywił się moją krwią. -Jeszcze raz, znałaś prawdę o mojej dziewczynie! - spytał ponownie ostrzejszym tonem głosu, nie udzieliłam odpowiedzi.
Juan uderzył mnie kilkukrotnie w twarz z otwartej ręki i wcale się nie hamował, jeśli chodzi o siłę uderzenia. Na własnej skórze przekonałam się, ile tak naprawdę siły posiadają wampiry. W pewnym momencie nawet przestraszyłam się, że przestawił mi szczękę, bo miałam wrażenie, że jej czuję, ale nie ugięłam się. Jego sposób na osłabienie mnie okazał się nieudolnym. Powinnam krzyczeć z bezradności, błagać o litość, zalać się łzami z powodu niemiłosiernego bólu, tyle że byłoby to nie w moim stylu. Czułam w ustach metaliczny posmak, głowa mi pękała, twarz piekła, a skóra piekła od wykonanych przez brata nacięć, ale dumy do kieszeni dalej nie schowałam.
-Naprawdę uważasz, że Maricruz jest tego wszystkiego warta? - spytałam, spoglądając na brata z pogardą, który zignorował moje pytanie. -Juan, popełniłeś błąd i lepiej mnie zabij, bo oboje żyć nie możemy - spojrzał na mnie zaintrygowany. -Boli mnie, że zwróciłeś się przeciwko mnie - westchnęłam. -Zawsze tak dobrze się dogadywaliśmy - spuściłam wzrok.
-Pierwsza mnie zdradziłaś! - syknął przez zęby.
-Maricruz zabiła ciocię Amber, porwała Lucę i traktowała Cię, jak zabawkę! Przejrzyj na oczy, póki nie jest za późno! - wykrzyczałam.
Obserwowałam reakcję brata, na chwilę złość, jakby z niego uszła, a na twarzy zagościł smutek, kiedy wspomniałam o siostrze mamy, jednak po chwili gniew ponownie rozbłysnął w jego oczach.
-Kłamiesz! - przyjęłam siarczysty cios na twarz.
-Zdecydowałeś - skwitowałam smutno. -W takim razie musisz mnie zabić, ponieważ dziś ktoś z naszej dwójki odejdzie na wieki - spojrzałam na brata lekceważąco.
-Nie ma sprawy - uśmiechnął się złowieszczo, po czym ujął w dłoń nóż, który do tej pory leżał swobodnie obok niego i niebezpiecznie zbliżył się do mnie.
Najgorsze w tym wszystkim jest, że nie pamiętam, czy wysłałam do Luca SMS-a.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top