Rozdział 15 Na ratunek


Zbliżała się północ. Do tego mamy piątek, początek weekendu, więc idealny czas, aby udać się na słynną rozrywkową dzielnicę, na której swoją drogą po raz pierwszy zostałam nieświadomie zaczepiona przez nieznajomego wampira. Jeśli gdzieś mamy spotkać istoty nocy, to tylko tam - idealny czas na upolowanie pijanej, nieświadomej przekąski. 
Kelly nie była przekonana do mojego pomysłu i w zupełności jej się nie dziwię. Półgodziny temu poznała mroczny sekret Bostonu, który znała wyłącznie z filmów typu Twilight, bądź serialu The Vampires Daries. Natomiast ja rzuciłam ją obecnie na głęboką wodę. Ma prawo mieć wątpliwości, nie byłabym też na nią zła, gdyby nagle postanowiła się wycofać z mojego pomysłu. Wspomniałam jej zresztą, że jeśli chce może wrócić do domu i nie będzie mieć jej za złe podjętej decyzji. Prawdę mówiąc, sama bym się wycofała, ponieważ nie wiem czego się spodziewać. Ostatnie dwa spotkania z wampirami nie miały szczęśliwego zakończenia. Gdyby nie Luca nie wiadomo, jakbym skończyła. Nie wiem też, jakim sposobem namówić ich do pomocy, ale otrzymane od Maricruz zdjęcie, na którym widać skrępowanego Lucę bez koszulki z zakrwawioną klatką piersiową oraz stojącą obok niego kobietę z nożem, która nacina jego skórę, nie pozwala mi się teraz wycofać. Wiem, dlaczego tak robi, Luca mi tłumaczył jak osłabić wampira. Najprostszym sposobem będzie upuszczenie mu znaczniej ilości krwi. Ludzka krew nie tylko stanowi ich pożywienie, ale zapewnia również siłę, wzmacnia ich ciało, potęgując wręcz ich zdolności jeszcze bardziej. Natomiast pozbawiając wampira jego pożywienia oraz upuszczając z niego krew, staje się momentalnie podatniejszy na wpływy przeciwnika, a wszystko przez to, że traci na sile i zaczyna dorównywać nią człowiekowi. 

Niestety po dwóch godzinach zaczęłam wątpić w sukces swojego planu, ponieważ nikogo nie spotkałyśmy, nawet zapach krwi ich nie zwabił. Najwidoczniej w pobliżu nie było żadnego wampira, albo dobrze się maskowali. Usiadłam bezradna, wraz z Kelly w ogródku jednego z barów i zamówiłyśmy z tej bezsilności po drinku.

-Nie damy rady - westchnęłam. -Jakbym wtedy nie zabrała go na spotkanie, nie dowiedziałaby się o nim - oparłam łokcie o stół, po czym podparłam buzię na dłoniach i spuściłam wzrok.

-Przecież jest nieśmiertelny, da radę - wyszeptała, nachylając się nad stołem.

-Zapomniałaś, że w tej nieśmiertelności jest luka? - uniosłam brew. -Zresztą myślisz, że Luca nie odczuwa bólu? Przeze mnie teraz cierpi, a ja jestem za słaba, by temu zaradzić - zasłoniłam dłońmi twarz. 

-Więc co chcesz zrobić? Sama tam pójdziesz?! - rzuciła oburzona w moją stronę. 

Kelner przyniósł nasze zamówienia, po czym przystanął na chwilę przed wejściem do baru. 

-Może on jest wampirem? - zażartowała Kelly, spoglądając na niego. 

Blondyn uśmiechnął się podejrzliwie do nas po wypowiedzi przyjaciółki, po czym zniknął wewnątrz baru. 

-Kelly?! Oni mają wyczulony słuch - zmierzyłam ją wzrokiem. 

Nieznajomy podszedł do naszego stolika z jakimś innym mężczyzną, oboje przebrani w ubrania prywatne, najprawdopodobniej ich zmiana w barze się zakończyła, ponieważ jeszcze chwilę wcześniej widziałam, jak obsługiwali kolejnych gości. Zapytali, czy mogą się przysiąść, nie zaprzeczyłam. Przyznam, byłam ciekawa skąd ich nagła chęć poznania. Coś mi nie pasowało w tym blondynie, zwłaszcza jego uśmiech, kiedy Kelly zasugerowała, że może być wampirem. 

-Dziewczyny, nie wiecie, że o pewnych rzeczach nie rozmawia się głośno - puścił do mnie oczko.

Więcej nie musiał mówić. Domyśliłam się i przy okazji nie myślałam, że okażę się to takie proste. W momencie, kiedy już się poddałyśmy i pogodziłyśmy z porażką po dwugodzinny nieowocnych poszukiwaniach, zdarza się cud. 

-Dlaczego świadomie szukacie kłopotów i się narażacie? - spytał ciemnowłosy mężczyzna siedzący obok mnie. 

Długo nie wiedziałam, czy odpowiadać, wpatrywałam się w przyjaciółkę z nadzieją, że zasugeruje mi, jak powinnam postąpić. Ryzykować i zdradzać prawdę, czy milczeć? Oczywiście chciałam znaleźć wampira, aby mi pomogli, ale teraz uświadomiłam sobie, że nie do końca przemyślałam ten plan. 
Nie odezwałam się, po prostu zaryzykowałam i pokazałam mężczyzną zdjęcie, które przesłała mi Maricruz z nieznanego numeru. Więcej tłumaczyć nie musiałam, ponieważ momentalnie stało się dla nich wszystko jasne. 

-Której z was to chłopak? - Kelly głową wskazała na mnie. -Te śmiertelniczki się nigdy nie nauczą, żeby się w nas nie zakochiwać - westchnął blond kelner. 

-Daj dziewczynie spokój, jesteśmy zbyt idealni - wtrącił prześmiewczo szatyn.

-Jestem Hayden, to jest Karin - spojrzał na mężczyznę, po swojej lewej. -Pomożemy, ale nie za darmo - na jego twarzy pojawił się zawadiacki uśmieszek. -Zagadaliśmy z ciekawości i chcieliśmy was nieco nastraszyć, żebyście nie kłapały dziobami na prawo i lewo o rzeczach, przez które z łatwością możecie stracić głowę - wzruszył ramionami. -Jednak stąpamy po tym świecie na tyle długo, że zaczyna nam się nudzić, bo cały już zwiedziliśmy, drobna rozrywka nie jest zła - zaśmiał się. 

-On jest młodym wampirem, prawda? - przytaknęłam. -Nie zostawimy jednego z naszych, ale poproszę wasze numery - Karin, wyciągnął z kieszeni telefon. -W końcu musimy się jakoś zgłosić po spłatę długu - puścił mi oczko.

Wpisałam swój numer oraz imię do kontaktów mężczyzny, po czym podałam smartfon swojej przyjaciółce, aby zrobiła to samo. Prawdopodobnie podpisałyśmy właśnie pakt z diabłem, ale to jedyna opcja uratowania Luca. Szczególnie że sądząc po opowieściach oraz zachowaniu dwójki przyjaciół długo są już wampirami, a to oznacza, że mają wystarczająco siły, by stawić czoła Maricruz. Kto wie, może są nawet silniejsi od niej...
Opowiedziałam nowo poznanym panom w skrócie całą sytuację oraz jak do niej doszło. Zdradziłam też wszelkie szczegóły, które wiedziałam o dziewczynie mojego brata.
Finalnie stanęło na tym, że wspólnie zaczniemy poszukiwania, jeśli nie zdadzą rezultatu, wystawię się na przynętę dla wampirzycy. Cenę, jaką zapłacimy z Kelly za wolność Luca, poznamy z czasem, ale mężczyźni jasno zaznaczyli, że po wszystkim, prócz długu u nas, chcą dostać w swoje ręce Maricruz. Ta część umowy już mnie zastanowiła, śmierdziało to na kilometr, ale jako że ani trochę nie zależy mi na jej losie, bez wahania się zgodziłam. Zasugerowałam, że nawet im chętnie pomogę, jeśli nie będą w stanie jej ująć, ponieważ jakimś cudem im się wymknie. Przynajmniej nie musiałabym się wtedy martwić o swojego brata.

-Odezwiemy się niedługo - mężczyźni wstali. -Przyjaciel? - Karin posłał mi aluzyjne spojrzenie. -Nie oszukuj chociaż siebie - mrugnął do mnie, po czym odeszli w przeciwnym do nas kierunku.

Wróciłam z Kelly do naszego mieszkania, obie nie byłyśmy przekonane, czy dobrze postąpiłyśmy. Nikt bez powodu nie zgadza się udzielić pomocy, ale wiem, że bez Hayden'a oraz Karin'a same byśmy rady nie dały.
Skontaktowałam się w międzyczasie z Maricruz, starając się ją namówić na spotkanie, ale bardzo mocno stroniła od tego pomysłu. Czyżby podejrzewała coś, albo się obawiała? Nie wie, że zamierzam złożyć jej wizytę z nowymi znajomymi, a już stara się tego uniknąć. Przecież doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że spróbuję odzyskać Lucę z jej rąk. Jednak tego najwidoczniej boi się najbardziej, skąd to wiem? Z filmiku, który wampirzyca mi przysłała i szczerze wolałam chyba go nie oglądać. Widok półprzytomnego wampira przywiązanego do krzesła, pod którym rozłożona jest biała płachta ubrudzona krwią wampira, o czym szybko nie zapomnę. Zwłaszcza widząc, jak ta psychopatka rozkazuje swoim osiłkom ranić go nożem. Dodatkowo dostrzegłam, że chyba włożyli mu coś dziwnego w rany na nadgarstkach, co blokowało ich zabliźnienie, a krew powoli sączyła się cały czas. Jedno muszę jednak przyznać, Luca jest niezwykle silny, ani razu nie wydał z siebie żadnego dźwięku, gdy go okaleczali. Grymas bólu widoczny był na jego twarzy, ale satysfakcji napastnikom nie dał.
Tak szybko, jak włączyłam filmik, również go wyłączyłam. Nie byłam w stanie dłużej się temu przyglądać. Z wielkim bólem serca obejrzałam go do końca. W międzyczasie napisał do mnie Hayden, aby przesłała mu numer Maricruz. Bez wahania spełniłam jego prośbę. Następnie zadzwonił Karin, prosząc o adres naszego mieszkania, byśmy mogli się w nim spotkać. Zapewne nierozsądnym z mojej strony było zdradzenie naszego miejsca zamieszkania, ale czy w obecnej sytuacji cokolwiek ma sens, albo zachowane są jakieś środki ostrożności? Nie.
Mężczyźni dotarli do nas godzinę po ostatnim telefonie.

-Skromne mieszkanko - mrugnął do mnie Karin. -Posiadamy o was najważniejsze informacje, nieostrożnie - zaśmiał się, siadając przy blacie w kuchni, wcześniej rzucając na niego czarną torbę sportową.

-A czy w tym świecie jest coś bezpiecznego? - spytałam retorycznie, wzruszając ramionami.

-Wiemy, gdzie szukać - Hayden, pomachał na dumnie przed nosem swoim telefonem. -Namierzyliśmy numer - spojrzałam na niego zaskoczona. -Nie tylko Ty masz przyjaciół, dobra? - rzucił z wyrzutem, na co zareagowaliśmy wszyscy po chwili śmiechem.

-Zapewne będziecie chciały iść z nami - westchnął Karin, po czym rozsunął zamek torby. -Załóżcie - rzucił nam czarne skórzane rękawiczki. -Kiepsko by było, jakby ktoś przypadkiem znalazł wasze odciski palców w swoim domu - niechętnie, ale zgodziłam się z mężczyzną. -Polecam też ubrać jakąś bluzę, bądź kurtkę, ponieważ pod nią łatwiej ukryć co nieco - uśmiechnął się jednoznacznie, wyciągając dwa noże. Jeden wręczył mi, a drugi podał Kelly. -Na wszelki wypadek, gdyby któryś się na was rzucił. Schowajcie jeszcze to - wręczył nam po dwa malutkie nożyki, jak do rzucania. -I najważniejsze, trzymajcie się blisko nas, lecz nigdy przed nami. Unikajcie też kontaktu z wampirzycą, zwłaszcza Ty - szatyn spojrzał na mnie wymownie. -I zwłaszcza Ty - wystawił palec w moim kierunku. -Nie oddalasz się nawet na milimetr, kiedy go zobaczysz. Podejdziemy razem, albo wcale, bo równie dobrze może to być pułapka - pokiwałam przytakująco.

Omówiliśmy plan wejścia, a ja spytałam Kelly raz jeszcze, czy jest pewna, że chce brać w tym udział i zapewniłam raz jeszcze, że jeśli chce się wycofać, nie będę mieć jej za złe tej decyzji. Jednak moja przyjaciółka była zdeterminowana, żeby mi pomóc.
Wsiedliśmy wszyscy do czarnego Brabusa G900, po czym pojechaliśmy na miejsce, w którym namierzony został telefon Maricruz, czyli do zamożnej dzielnicy Back Bay. Widzę, że wampirzyca ma zamiłowanie do luksusów. Poprzednio droga, mini willa, a teraz dom wystawiony na sprzedaż w najdroższej dzielnicy Bostonu.
Jednak do drzwi wejściowych jej kryjówki zapukałam wraz z Kelly. Mężczyźni zaparkowali auto ulicę dalej, po czym ukryli się za rogiem. Nie chcieliśmy sprowokować jej ucieczki na starcie, dlatego Hayden oraz Karin dołączą, jak już wpuści nas do środka.

-Nigdy nie odpuszcza? Jesteś wyjątkowo upierdliwa! - zwróciła się do mnie opryskliwie Maricriuz, gdy otworzyła nam drzwi.

Kobieta zaprosiła nas do środka, wprost do salonu, gdzie przebywał Luca. Nie byłam w stanie patrzeć w tym kierunku. Wyglądał fatalnie, jak na kogoś, kto regeneruję się w sekundę.

-Carmen? - wyszeptał brunet, unosząc z trudem głowę.

-Po co to robisz? - spytałam, grając na czas.

-Uczę go posłuszeństwa - zaśmiała się. -Nigdy nie będzie mi w pełni oddany, póki będzie się opierał i Ty będziesz się kręcić w pobliżu - podniosła z ziemi zakrwawiony nóż. -Ale teraz, gdy same przyszłyście do mojego domu, czemu by się Ciebie nie pozbyć? - nasze spojrzenia się skrzyżowały, gdy podeszła bliżej. -Co sobie myślałaś, przychodząc tutaj? Chyba nie łudziłaś się, że oddam Ci moją nową zdobycz? - uśmiechnęła się szyderczo, podchodząc do Luca i nachylając się nad nim, by go ugryźć w szyję na moich oczach. -Co to?! - niespodziewanie odskoczyła od niego, jak poparzona, spoglądając w stronę holu głównego.

-A ty naprawdę myślałaś, że przyjdę sama? - odwzajemniłam jej uśmiech.

-Witamy - mężczyźni dumnie do nas dołączyli, stając obok mnie oraz Kelly. -Cóż za spotkanie, dalej się nie nauczyłaś, że nie tyka się cudzych mężczyzn - Karin wskazał wzrokiem na Luca, następnie znów spojrzał na nią.

-Ty idiotko! - krzyknęła do mnie wampirzyca. -Wy nawet nie wiecie, kto stoi obok was! - wrzeszczała kobieta.

-Ciii... - Hayden szybko znalazł się obok Hiszpanki, po czym chwycił ją za gardło i nieco podniósł. -Jak ktoś jest słabszy, to trzyma język za zębami - mrugnął do niej, a za chwilę cisnął nią o ścianę.

Zaniemówiłam. Zdałam sobie właśnie sprawę, że ta dwójka jest wyjątkowo silna, a to znaczy, że liczą sobie sporo wiosen z naciskiem na sporo. Chyba całkiem przypadkowo zawarłyśmy układ z dość ważnymi personami w świecie wampirzym, a przynajmniej takimi, którzy posiadają duży szacunek. Mało tego, całkiem przypadkowo okazało się, że znają Maricruz, aż mnie korci spytać, gdzie ją poznali, ale to pytanie zachowam sobie na późniejszy czas. Ciekaw jestem, który z nich miał z nią styczność.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top