Rozdział 10 Rodzinna niespodzianka
Długo zastanawiam się nad wczorajszym zajściem. Wspólny wieczór minął wyjątkowo miło, nie spodziewałam się, że będę tak dobrze się bawić z Lucą, ale nie ukrywam, przestraszyłam się i obawiam się, że takie sytuację mogą być częstymi, podczas przebywania w obecności mężczyzny. Wszystko z powodu różnicy między nami, która niestety jest widoczna dla jednej ze stron.
Luca zabrał dziś panią Estellę na wizytę do lekarza, wrócą późnym popołudniem, więc postanowiłam pojechać w końcu do rodziców. Od dłuższego czasu obiecuję im, że do nich zajrzę, a ciągle nie mam czasu, mimo że mieszkamy w jednym mieście. Czasem mam wrażenie, że Kelly widzi się częściej ze swoją rodziną, choć są oddaleni o tysiące kilometrów, niż ja ze swoją, z którą dzieli mnie zaledwie kilka ulic.
W drzwiach domu z utęsknieniem przywitał mnie tata, kiedy przekroczyłam próg do mojego nosa dotarły silne aromaty przypraw - szafranu, cynamonu, kolendry, bazylii. Idąc w kierunku kuchni, wyczułam jeszcze silne nuty cytrusowe, wszystko wskazywało na to, że mama krząta się w swoim królestwie, więc lepiej jej nie przeszkadzać. Moja mama w gotowaniu nigdy mistrzynią nie była, wręcz tego nie znosiła i nigdy nie zabierała się za garnki. Odmieniło jej się, kiedy poznała tatę, zwyczajnie zasmakowała w kuchni hiszpańskiej i pokochała te smaki. Początkowo, to on rządził w kuchni, a potrawy mojej mamy mogły być początkowo ryzykowne do spożywania, jednak mąż podszkolił ją w kuchni hiszpańskiej i przyznam szczerze, że mam wątpliwości obecnie, które lepiej z nich gotuje.
Przeszłam z tatą do salonu, spojrzałam na nakrycia na stole i coś mi się nie zgadzało. Pięć nakryć, kiedy nas jest trójka? Natomiast moje wątpliwości zostały po chwili rozwiane, gdy zza rogu wyszedł Juan. Przez moment miałam wrażenie, jakbym zobaczyła ducha. Tak dawno brata nie widziałam, że zdążyłam zapomnieć, jak wygląda. Może jesteśmy tylko przyrodnim rodzeństwem, ale nas nie boli ten fakt. Juan był już na świecie kiedy się urodziłam, miał pięć lat i od małego mogłam liczyć na starszego brata. Rodzice nie wiedzieć czemu, obawiali się, że jak podrośniemy, możemy się nie dogadywać z powodu różnic, albo będziemy mieć do nich jakieś pretensje, nigdy nie rozumiałam powodu ich strachu. Zdarzało się, że w szkole dzieciaki czasem się naśmiewały, bo jak to możliwe, że rodzeństwo, ma inny kolor skóry? Z wiekiem dzieciaki bardziej rozumiały, ale nie znaczy, że nie zdarzały się celowe, złośliwości w naszą stronę. Jednak w high school miałam swojego obrońcę, który z chęcią przychodził potowarzyszyć mi w drodze powrotnej do domu, a przy okazji porozmawiać sobie z moimi rówieśnikami. Zawsze bawiło mnie, jak uciekali, gdy brat pojawiał się na horyzoncie, a wystarczyło, że raz przyłożył kapitanowi drużyny footballu po jednym z meczów, na którym byłam cheerleaderką. W tamtym czasie był moim chłopakiem, nie był za inteligentny, ale najpopularniejszy w szkole, a nie muszę chyba tłumaczyć, jak to wszystko działa w tym pokręconych szkołach - każdy chce być na szczycie szkolnej hierarchii popularności. Pokłóciłam się z nim po przegranym przez niego meczu, bo dowiedziałam się, że spotyka się z jeszcze jedną dziewczyną, zresztą byłą moją przyjaciółką. Juan był tego świadkiem, nie muszę więc mówić dalej opowiadać, jak zakończyła się sytuacja, gdy zobaczył łzy siostry i szarpiącego ją dupka. Rodzice oczywiście udali, że sytuacji nie widzieli, choć doskonale oboje wiemy, że obserwowali z daleka, ale to ich tylko utwierdziło, że nie muszą się już martwić o naszą relację, bo na pewno nigdy nie staniemy się dla siebie obcymi ludźmi.
-Tęskniłam - odwzajemniłam uścisk brata.
-Ja również tęskniłem - objął mnie jeszcze mocniej. -Chciałem Ci kogoś przedstawić - wypuścił mnie ze swoich ramion i wskazał ręką na kobietę za nim. -To jest Maricruz, moja dziewczyna - stał obok niej, obejmując ją w talii.
Podałam dziewczynie dłoń na przywitanie, ale coś mi w niej nie pasowało. Wydawała się sympatyczna, wręcz zbyt sympatyczna. Jednak przemilczałabym ten fakt, bo niektórzy ludzie faktycznie są nadzbyt uprzejmi, ale te jej oczy. W nich nie było dobroci, lecz coś niepokojącego, czego do końca nie byłam w stanie wyjaśnić. Czarne, jak węgiel tęczówki, których spojrzenie przeszywa Cię na wskroś. Dlatego nie swojo się czułam, kiedy po wspólnym obiedzie, przy stole zostałam sam na sam z uważnie lustrującą mnie kobietą. Starałam się udawać, że nie widzę jej spojrzenia i jak głupia wpatrywałam się w talerz przed sobą, ale kiedy przesiadła się z końca stołu na miejsce obok mnie, ciężko było dalej udawać ślepą. Nie rozumiem, tylko dlaczego tak usilnie zabiega o moją uwagę. Rozumiem, że prawdopodobnie z biegiem czasu, jeśli nic nie popsuję się między nią, a moim bratem staniemy się zapewne rodziną, ale na obecnym etapie, nie musimy aż tak mocno zacieśniać naszych więzi.
-Co Ci się stało w szyję? - spojrzałam na nią niepokojąco, kiedy odgarnęła moje włosy.
-Skaleczyłam się, ale myślę, że nie powinno Cię, to interesować - poprawiłam fryzurę, zakrywając z powrotem miejsce z plastrem.
Kobieta siedziała widocznie zadowolona z siebie, opierając łokcie o stół i podpierając na dłoniach swoją brodę i nie spuszczała ze mnie oka, prowokacyjnie się uśmiechając. Hm, opcję są dwie, jestem przewrażliwiona po ostatnich sytuacjach, albo z nią ewidentnie jest coś nie tak.
-Wątpię - zaśmiała się cicho pod nosem. -Pytałam, co naprawdę Ci się stało, a nie bajeczkę dla rodziny - puściła mi oczko, spoglądając w kierunku kuchni.
-Skaleczyłam się - powtórzyłam z naciskiem na pierwsze słowo.
-Kłamiesz - wstała z krzesła, po czym nachyliła się nade mną. -Pachniesz wampirem - szepnęła mi na ucho, po czym podeszła do zbliżającego się do nas Juana.
Zamurowało mnie. Pachnę wampirem? Czy, to ma znaczyć, że zostałam rozszyfrowana? Tylko, jeśli ona domyśla się mojej znajomości z kimś z istot nocy, to znaczy, że sama do nich należy? W życiu nie byłam tak zdezorientowana. Odwróciłam się w stronę pary, kobieta prowokacyjnie przejechała dłonią po szyi mężczyzny. Jeden gest wystarczył, żeby zapalić w mojej głowie lampkę bezpieczeństwa. Ona wie, a skoro wie, posiada mroczną stronę, jak Luca. Właśnie Luca...przypomniała mi się jego historia z nieszczerą dziewczyną. Obawiam się, że widzę podobieństwo między nimi, a związkiem mojego brata. Tamta dziewczyna przemieniła motocyklistę dla własnej rozrywki, co jeśli Maricruz, któregoś dnia zechce postąpić podobnie z moim bratem, albo już to zrobiła? Chociaż chyba nie, bo skóra Juana jest cieplejsza w dotyku, niż Luca.
Życie było znacznie łatwiejsze, kiedy nie miałam pojęcia o istotach nocy. Dodkąd jednak wiem o ich istnieniu, spotykam ich prawie na każdym kroku i ta część akurat najmniej mi się podoba. Nie myślałam, że w naszym świecie może żyć tyle wampirów, zresztą w ogóle nie podejrzewałam, że istnieją. Najgorsze jest, to, że teraz będę się martwić o mojego brata. Nie mogę wyjawić mu prawdy o Maricruz. Zapewne zostałabym wyśmiana, że wierzę w bajki, a następnie musiałabym zdradzić sekret Luca, żeby nie wyjść na opętaną paranoiczkę, bo przecież jakoś trzeba by było mu udowodnić moją tezę. Tym samym zakładam, że momentalnie dowiedziałaby się o tym jego na wpół martwa dziewczyna, która i tak już ma swoje podejrzenia. Znalazłam się w sytuacji, z której nie ma dobrego wyjścia. Juan nie uwierzy w legendę, ona się wyprze, a sam z siebie jej nie rzuci, gdyż są ze sobą na tyle długo, że spokojnie zdążyła namieszać mu w głowie. Czy zabrzmi, to trochę jak hipokryzja w mojej strony, jeśli powiem, że lepiej, aby Juan nie służył jej jako przekąska? Domyślam się, jak źle to brzmi z moich ust, skoro pozwalam motocykliście pożywiać się na mnie i tłumaczenie, że to inna sytuacja nic tutaj nie da, ale mimo wszystko, to mój brat. Zawsze mnie bronił, miałam w nim oparcie i nie będę udawać niewidomej, wiedząc, że spotyka się z krwiopijcą.
-Maricruz - podeszłam do kobiety, kiedy Juan wyszedł z tatą na taras. -Wiem, kim jesteś - szepnęłam do niej, na co odpowiedziała mi sztucznym uśmiechem. -Dlaczego mącisz mojemu bratu w głowie? - spytałam z nieukrywaną złością.
-Mącę? - zaśmiała się. -Kochana, nie on jest moim workiem krwi - puściła mi oczko. -Mogłabym zadać Ci, to samo pytanie - zbliżyła się. -Dlaczego mieszasz w głowie jakiemuś wampirowi? - posłała mi prowokujący uśmiech. -1:1 i co teraz? - tyknęła mnie w ramię palcem.
-Skąd mam wiedzieć, że go nie przemienisz? - spytałam wprost, starając się ukryć przed nią swoją irytację.
-Nie wiesz tego, a skąd wiesz, czy twój Cię nie przemieni? - odpowiedziała pytaniem na pytanie. Wyjątkowo źle działa na mnie ta kobieta.
-Dobrze, zacznijmy raz jeszcze - wysiliłam się na uśmiech, wyciągając rękę w jej stronę. -Ja znam Twoją tajemnicę, Ty znasz moją. Nie lubię Cię, ale zachowam, to dla siebie, ale jeśli ruszysz mojej brata, nie zawaham się - zmierzyłam ją wzrokiem.
-Vice versa, mógł mieć lepszą siostrę - westchnęła, podając mi dłoń. -Wieczność jest przytłaczająca z ukochaną osobą u boku mija spokojniej - nasze spojrzenia się skrzyżowały. -Nie przemienię go, chyba że sam będzie chciał - uścisnęłyśmy sobie dłonie, po czym każda z nas odeszła w swoim kierunku.
-Nie karmię się nim - dodała, nim zniknęła za drzwiami tarasowymi.
Nie przemieni go, póki nie będzie sam chciał...hm i jak ja mam, to rozumieć? Juan wie, że ona jest wampirzycą, czy zamierza mu powiedzieć w najbliższym czasie? Obawiam się, że jeśli pozna prawdę, zdecyduję się dołączyć do istot cienia. Wiem, że nie powinnam się mieszać. Jest dorosłym mężczyzną i sam decyduje za siebie, ale czy skazywanie się na wieczny ból z własnego wyboru jest dobrym pomysłem? Tak, zgadza się, kto by nie chciał żyć wiecznie - każdy by chciał. Jednak nie jestem pewna, czy mój brat zniósł, by konsekwencje swojego wyboru i na przykład potrafił uciąć z dnia na dzień kontakty z rodziną oraz przyjaciółmi. Przecież w końcu najbliżsi zauważyliby, że Juan się nie starzeje, wraz z Maricruz. Czym, by to wytłumaczył? Operacją plastyczną? Medycyną estetyczną? Kiepski pomysł.
Lecz tak, jak wampirzyca powiedziała, nie mam pewności, że tak się nie stanie i to zabolało mnie bardziej, niż jak zasugerowała, że Luca może być w stanie mnie przemienić. Tylko, dlaczego miałby, to zrobić? Ufam mu na tyle, by móc stwierdzić, że w tej kwestii nie podważyłby mojego zdania. Zwłaszcza że nas związek nie łączy, a jedynie znajomość, która może kiedyś przerodzi się w przyjaźń i polega na tym, że pragnę pomóc mu w jego samotności. Wątpię, aby motocyklista był na tyle egoistycznym, aby celowo mnie skrzywdzić. Szczególnie że sam został oszukany i zdradzony przez ukochaną osobę tak paskudnym podstępem. Nie rozumiem, jak można być taką wyrachowaną osobą. W ciągu kilku godzin życie zwyczajnego mężczyzny zamieniło się w piekło. Został pozbawiony możliwości założenia rodziny, odcięty od kontaktów z bliskimi, pogrążony we własnych myślach, skazany na wieczną samotność. Nie potrafiłabym tak żyć. Podziwiam Luca za jego siłę i jego chęć przetrwania.
-Carmen? - podskoczyłam do góry, gdy ktoś za mną położył mi dłoń na ramieniu. -Oszalałeś? - zganiłam brata, kiedy się odwróciłam do niego.
-Maricruz, powiedziała mi, że się o Ciebie martwi - uniosłam brew, zdezorientowana wpatrując się w brata.
-Maricruz? - przytaknął. -Co za babsztyl przebiegły - wymamrotałam pod nosem, zerkając w jej kierunku. Bezczelnie jeszcze pomachała mi z tarasu, uśmiechając się od ucha do ucha. Zagrań nieczystych jej się zachciało.
-Siostra, jeśli masz problemy nie ukrywaj - objął mnie ramieniem. -Twój chłopak Cię skrzywdził? - spojrzał na plaster na szyi. -Może udamy się na wspólne wyjście i go poznam. Maricruz również uważa, to za dobry pomysł. W końcu spędzimy więcej czasu razem - uśmiechnął się.
-Juan doceniam, ale nie mam chłopaka. Maricruz ma problemy ze szczerością i wątpię, byśmy kiedykolwiek się dogadały - skwitowałam, nie kryjąc oburzenia. -Przepraszam na mnie czas - oswobodziłam się z objęć brata, po czym pożegnałam z rodzicami i skierowałam do wyjścia.
Zaczęło się robić zbyt niezręcznie. Zastanawia mnie jedynie, co ona próbuje ugrać swoją pseudo troskliwością, celowo zasugerowała coś takiego, czyżby chciała podstępem, wydobyć wiedzę na temat drugiego wampira w Bostonie? Najgorsze, że dogonili mnie oboje przed domem i pani jędzowata wyraźnie zasugerowała mojemu bratu, że ukrywam przed nim chłopaka i prawdopodobnie się ich wstydzę, dlatego nie chcę go przedstawić. Cios poniżej pasa, bo jak ja mam wytłumaczyć bratu, że to nie chłopak? Co powinnam zrobić w obecnej sytuacji? Z Lucą się jedynie przyjaźnię i nie na rękę mi wplątywać go w niedorzeczne historię rodzinne, ale obawiam się, że wampirzyca tak łatwo się nie podda. Za bardzo jej zależy i to jest najbardziej podejrzane. Dodatkowo wykorzystała kartę ciąży, by zagrać na emocjach brata. Jestem prawie pewna, że to kolejne z jej kłamstw, bo Luca jasno mi zasugerował podczas jednej z naszych rozmów, że wampiry nie mogą się rozmnażać, więc mam rozumieć cud nastał? Nie podoba mi się, to wszystko i chyba czas, żeby tym razem siostra zareagowała.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top