Rozdział 9 Spotkanie


Umówiłam się z Lucą na wieczór, ponieważ nie chciałam pozostawić pani Estelli bez posiłku, choć zarzekała się, że mam wolne, dopóki jej przyjaciółka przebywa u niej, ale mimo wszystko należy, to do moich obowiązków. Dlatego nawet nie wypadałoby mi tak zrobić. Szczególnie że u niej mieszkam i byłoby to nadużywanie gościnności. 
Przygotowałam posiłek, posprzątałam oraz przypilnowałam, aby moja podopieczna wzięła leki,  po czym miałam już czas wolny, więc postanowiłam wykorzystać go na wyszykowanie się na wieczór. Nie jedziemy motocyklem, więc postawiłam na sukienkę w odcieniach szarości.

Mężczyzna zabrał mnie do Daily Catch - specjalizują się w owocach morza oraz makaronach przygotowywanych na sycylijską modłę. Najpopularniejsza restauracja we włoskiej dzielnicy na 65 Atlantic Ave.  Postanowiliśmy zamówić klasyk kuchni włoskiej, czyli Puttanesca - danie pełne smaku i aromatu dzięki połączeniu pomidorów, oliwek, kaparów i przypraw z klasycznym makaronem spaghetti oraz cytrusową sodę. 
Nie byłabym też sobą, gdybym nie zapytała po cichu Luce, czy spożywanie ludzkiego jedzenia mu nie szkodzi. Wiem, jak niedorzecznie brzmi moje pytanie, ale nie bez powodu żywi się krwią. Dowiedziałam się, że ludzkie jedzenie nie zaspokaja jego głodu, natomiast chodzi plotka, że niektóre wampiry po spożyciu takiej potrawy mogłyby mieć delikatny problem z utrzymaniem jej w żołądku. Jednak mój towarzysz nie jest, w stanie tego potwierdził, ponieważ nie spotkał się z takim problem. Spokojnie może spożywać, to co ja, z tą różnicę, że ja ugaszę pragnienie, a on potrzebował będzie szkarłatnej cieczy. Niesamowite, jak wiele jeszcze o nim nie wiem. Okazuję się, że cała moja wampirza wiedza, czerpana z filmów oraz książek jest zwykłą bujdą, a Luca zaprzeczeniem wszystkich stereotypów, prócz tego z krwią. Nigdy nie wpadłabym sama na pomysł, że nie jest zwykłym człowiekiem. 

-Dziękuję - odezwał się, gdy kelner odszedł od stolika z naszym zamówieniem. -Nie myślałem, że kiedyś zdradzę komuś mój sekret - uśmiechnął się delikatnie.

-Jeszcze nie dziękuj - mrugnęłam do niego. -Moja pomoc nie raz ci się przyda w przyszłości - odwzajemniłam uśmiech. -Mogę Cię spytać, jak doszło do Twojej przemiany? - mężczyzna się zamyślił -Nie musisz odpowiadać, jak nie chcesz - dodałam pośpiesznie, nie chcą urazić bruneta swoim zapytaniem. 

-Pokochałem nieodpowiednią kobietę - odpowiedział po długiej chwili wahania. 

-To było w Nowym Yorku? - przytaknął. -Była taka, jak Ty? - skinął głową.

-Myślałem, że jej na mnie zależy. Tymczasem znalazła sobie ludzką zabawkę - westchnął. -Przemieniła mnie z czystego egoizmu. Dla swojej cholernej przyjemności. Takim sposobem potencjalnie miły, wspólny wieczór w jednej chwili stał się koszmarem, z którym użerał się będę wieczność - weschnął, spuszczając głowę. 

-Nie będziesz sam, pomogę Ci - położyłam swoją rękę na jego ręce, nieco chłodniejszej od mojej dłoni. 

-Carmen, to urocze - uśmiechnął się. -Ale Ty umrzesz, że jakieś 50 lat, ale będę żył dalej. Będziesz tylko kolejnym moim wspomnieniem przeszłości - pogładził mnie kciukiem po skórze, po czym zabrał rękę. 

-Masz rację - pokiwałam głową, smutno się uśmiechając. -Jednak nie będę tylko wspomnieniem. Będę, aż wspomnieniem - poprawiłam go. -I wybacz, jak na starość zapomnę przypadkiem Twojego imienia - zażartowałam, na co mężczyzna zareagował śmiechem.

Zjedliśmy wspólnie posiłek, rozmawiając o błahostkach. Nie poruszałam już tematu jego wampiryzmu, ponieważ dalej nie jestem przekonana, czy to dobry kierunek rozmowy. Dlatego głównie skupiliśmy się na moim życiu, gdyż taki temat narzucił mężczyzna. Nie przeszkadzało mi, że na chwilę aktualną on więcej wiem o moim życiu, niż ja o jego. Zdążyłam się nauczyć przy nim jednej rzeczy. Jeśli zechce, się zemną czymś, podzielić zrobi, to sam, bądź nakieruje mnie na odpowiedni tor, jak było w przypadku zdradzenia swojego sekretu. 
Natomiast po zakończonej kolacji, dałam się wyciągnąć na nocny spacer. Długo namawiać nie musiał. Uwielbiam przechadzki wieczorową porą, gdy nieba lśni od gwiazd. Rozmowy stają się wtedy bardziej szczere, bez obaw porusza się osobiste tematy i przede wszystkim bardziej doceniasz aspekty życia. Niestety często natłok myśli jest w stanie nas przytłoczyć, a sama noc ma jedną wadę. Skryte w sercach żale są mocniej odczuwalne. 
I muszę Wam przyznać w małym sekrecie, że nie tylko dlatego dałam się przekonać Luce. Po prostu miło spędza mi się z nim czas, choć gdzieś z tyłu głowy wciąż mam informację o tym, że jest wampirem i ciężko przychodzi mi oswojenie się z tą myślą. Jednak wierzę, że z upływem czasu podświadomie zapomnę, lub przywyknę. 
Niestety uświadomiłam sobie nieopuszczającą mnie świadomość strachu przy mężczyźnie, co jest niezwykle niedorzecznym aspektem, ponieważ serce podpowiada, że jestem bezpieczna, a rozum każe uważać. Dziś do głosu dobrał się ten drugi. 
W pewnym momencie Luca objął mnie ramieniem, spoglądając na mnie wymownie, a następnie na mężczyznę po naszej prawej. Miałam, już spytać co się dzieje, ale brunet ledwie zauważalnie pokiwał mi głową na bok, dając do zrozumienia, abym milczała. Wtedy połączyłam kropki. Przypomniała mi się sytuacja z domu pani Estelli, gdy wampir odpowiedział mi zza drzwi. Wampiry mają czuły słuch, zatem usłyszałby, że udajemy jeśli Luca by się odezwał. Zrozumiałam, dlaczego mnie objął. Gdy śledziła mnie tamta dwójka, odpuścili tylko dlatego, że nie zaprzeczyłam, że nie jestem dziewczyną motocyklisty. Przez całe życie uważałam Boston za spokojne miasto. Nagle poznając jego drugie oblicze, dowiaduję się, że żyłam w wielkim błędzie. Czy, to znaczy, że powinnam zacząć oglądać się za siebie? Oni się wyczuwają, lecz ja takowej umiejętności nie posiadam, a to mocno komplikuje, jak widać moje nocne powroty z pracy. 

-Serce Ci szybko bije - szepnął mi do ucha, zerkając dyskretnie na mężczyzn za nami. -Nie bój się, oni też to czują - przełknęłam głośno ślinę, starając się opanować zdenerwowanie. 

Unikaliśmy małych uliczek, poruszaliśmy się jedynie głównymi, po których przechadzało się sporo mieszkańców, ponieważ nieznajomi cały czas podążali naszym śladem. Luca wyjaśnił mi w międzyczasie, że oni właśnie polują i na moje nieszczęście wybrali już ofiarę. Początkowo był tylko jeden i była, to ponoć czujka. Na chwilę obecną jest ich trójka, a my mamy kłopoty. Wątpię, żeby mój towarzysz poradził sobie z trzema napastnikami, zwłaszcza jeśli są silniejsi od niego, na co jest sporo prawdopodobieństwo, gdyż wampirem jest dopiero od roku. Dla mnie większego znaczenia to nie miało, ale okazuję się, że im starszy, tym silniejszy. Specyficzna sposobność, choć co ja mogę wiedzieć, nowa jestem w tym świecie. Dopiero się uczę, zawsze wychodziłam z założenia, że to legendy dla nastolatek, aż przekonałam się na własnej skórze.

-Nie pozbędziemy się ich - ciężko westchnął. -Skręcimy zaraz w zaułek, uciekaj kiedy dam Ci znać - wbiłam prestraszony wzrok w mężczyznę, nieznacznie się do niego przybliżając. 

-Mam Cię zostawić z nimi? - spytałam po chwili, zerkając odruchowo za siebie. -Nie dasz im rady - skwitowałam z widocznym grymasem niezadowolenia na twarzy. 

-Nie obronię Cię, ale zdołam ich zająć - skręciliśmy w boczną uliczkę. -Ugram Ci trochę czasu, biegnij ile sił tam, gdzie dużo ludzi - wypuścił mnie z objęć, stając przede mną i zasłaniając tym samym przed napastnikami. 

Mężczyźni zatrzymali się przed nami, bezwstydnie uśmiechając. Jeden nas okrążył, próbując do mnie zbliżyć, ale przysunęłam się do Luca, chowając za nim. Brunet złapał mnie za rękę, lekko ją ściskając, średnio mi otuchy dodał ten gest. Nerwowe zachowanie osób, przewaga liczebna, ciemna uliczka, brak świadków i świadomość ich nadprzyrodzonych umiejętności, wzbudzała we mnie przeraźliwy, paraliżujący strach. Starałam się za wszelką cenę opanować, ale serce waliło jak szalone, wzmagając ich żądze. Drapieżnik, który raz złapie trop, nie odpuści, póki nie zdobędzie swej ofiary. Widziałam, to w ich oczach - nieposkromione zaciekłość. Podniecał ich mój strach i to przerażało mnie najbardziej, ponieważ wiedziałam, że się nie poddadzą. 

-Oddaj dziewczynę, nie dasz rady - zrobili krok w przód. -Nie chowaj się, marnego masz obrońcę - zadrwił jeden z nich.

W tym momencie Luca rzucił się na jednego z nich, każąc mi uciekać. Między mężczyznami wywiązała się bójka, którą rzeczywiście w pierwszej chwili wykorzystałam na ucieczkę. Jednak zawróciłam. Biegnąc, miałam się nie odwracać, nie posłuchałam, zerknęłam kątem oka i już wiem, czemu Luca zakazał mi tej czynności. Zobaczyłam, jak przegrywa to nierówne starcie i zawróciłam. Nie byłam w stanie, dalej uciekać widząc, jak próbują zakończyć jego żywot. Wampiry są co prawda nieśmiertelne, ale mają też luki w tej nieśmiertelności.

-Zostawcie go! - zawołałam, wbiegając między ich, a Luca.

-Oszalałaś? - zganił mnie motocyklista.

-Tak! - odpowiedziałam stanowczo. -Proszę, zostawcie go, przecież wszyscy tutaj wiemy, że nie on wzbudził wasze zainteresowanie - nieznajomi spojrzeli na mnie z widocznym zaciekawieniem na twarzach.

-Chcesz bronić wampira? - spytał jeden z nich z niedowierzaniem. -Masz szczęście facet - puścili go, po czym otoczyli mnie. -Pierwszy raz spotykam się z taką sytuacją, ale nie znaczy, że Ci odpuszczę - spojrzałam na Luce, który podnosił się z kolan.

-Nie musisz, ale zostaw jego - wydukałam, czując, jak drążą mi ręce.

Całe życie przeleciało mi przed oczami, kiedy mężczyzna niespodziewanie doskoczył do mnie, zatapiając swoje kły w mojej szyi. Ból był nie do zniesienia, jeśli uważałam, że ugryzienie Luca, było bolesna, to byłam w wielkim błędzie, ale spodziewam się, że starał się być, jak najdelikatniejszy w porównaniu do napastnika, chcącego udowodnić swoją siłę. W pewnym momencie zaczęło robić mi się słabo, przed całkowitą utratą przytomności, zdążyłam dostrzec, że pozostała dwójka podbiegła do mojego towarzysza wieczoru, by go powstrzymać przed ingerencją w obecną sytuację. Jednak nie wiem, co wydarzyło się potem, gdyż film mi się urwał.
Ocknęłam się jakiś czas później. Siedziałam na jakiś schodach w objęciach znajomego mi mężczyzny, opierając głowę o jego klatkę piersiową.

-Luca? - wyszeptałam, mrugając pośpiesznie, by jak najszybciej złapać ostrość widzenia. -Umarłam? - zażartowałam, łapiąc się za obolałe miejsce. -O krew - podsumowałam, spoglądając na swoją dłoń.

-Jesteś wyjątkowo głupia! - zganił mnie. -Jak każe uciekać, to uciekasz - spojrzałam na niego przepraszająco. -Po co się wracałaś? Nie kazałem Ci się nie odwracać - westchnął, kręcąc głową na boki.

-Kazałeś - przytaknęłam. -Ale nie lubię, gdy innym dzieje się krzywda. Czy to źle, że nie chciałam, aby stała się również Tobie? - spytałam z wyrzutem.

-Mogłaś zginąć. Nawet nie wiesz, jak dużo masz farta, że tu siedzisz - ponownie oparłam głowę o jego klatkę, przymykając oczy.

-Daj mi chwilkę - objął mnie nieco mocniej. -Nie najlepiej się czuję - wyszeptałam. -Możemy jeszcze trochę tutaj posiedzieć? - przytaknął.

Musiałam stracić dużo krwi, mimo wszystko zostałam oszczędzona. Podejrzewam, że zadecydowało o tym moje wstawiennictwo za wampirem, ale skutkiem tego był okropny ból głowy, zakrwawiona rana na szyi oraz osłabione ciało, odmawiające mi posłuszeństwa. Miałam poczucie, jakbym za chwilę miała odpłynąć. Nie byłam w stanie sama wstać. Potrzebowałam pomocy Luca.

-Muszę przemyśleć spotkania z Tobą, jak mają się kończyć tak chaotycznie - zaśmiałam się cicho pod nosem, podtrzymując się mężczyzny.

Motocyklista zignorował moją uwagę. Przez całą powrotną drogą nie zamienił, zemną słowa. Domyślam się, że bił się z myślami. Sama miałam wiele do przemyślenia, ale nie może obarczać moją decyzją. Świadomie ją podjęłam i znałam jej skutki. Mimo wszystko chciałam zaryzykować, by ocalić jego. Zastanawia Was, dlaczego podjęłam taką decyzję, zamiast ratować siebie? Nie mam pojęcia, po prostu uznałam, to za słuszną decyzję.
Jak wróciliśmy, było już późno. Pani Estella oraz jej przyjaciółka dawno smacznie spały. Po cichu udaliśmy się na piętro. Całe szczęście, że kobiety nocują na dolnym piętrze, ponieważ nie wiem, jak racjonalnie wytłumaczyłabym swój stan oraz pobyt jej wnuczka w moim pokoju.
Przejrzałam się w lustrze koło biurka w czasie, kiedy motocyklista poszedł do łazienki po środki odkażające oraz plastry. Przyznam, paskudnie wygląda ten ślad, musiałam zostać ugryziona kilkukrotnie.
Usiadłam na brzegu łóżka, kiedy wrócił mężczyzna. Pozwoliłam zająć mu się śladem, na który przykleił mi sporych rozmiarów plaster. Coś czuję, że pytań końca nie będzie, kiedy kobiety go dojrzą pod włosami.

-Bałam się - przerwałam dzielącą nas ciszę. -Ale bardziej, niż o siebie, bałam się o Ciebie i nie pytaj, dlaczego, bo nie jestem w stanie udzielić Ci odpowiedzi - spojrzałam na Luce, chowającego przybory pierwszej pomocy do apteczki. -Jesteś zły, prawda? - spytałam z nadzieją w głosie, że zaprzeczy, ale się zawiodłam.

-Jestem - odparł niepokojąco spokojnie.

-Możesz spróbować zrozumieć? - zaprzeczył, po czym wstał, zabierając z łóżka apteczkę. -Luca ja... - zawiesiłam głos, spuszczając głowę.

-Dobranoc Carmen -zignorował pytanie, opuszczając mój pokój.

W pełni rozumiem jego zachowanie. Sama zapewne byłabym wściekła, chcąc kogoś ratować, a ten, zamiast spełnić prośbę, na własne życzenia pakuję się do paszczy lwa. Jednak nie moja wina, że taką już mam naturę. Chciałabym każdemu pomóc i wole siebie narazić, niż ktoś ma cierpieć. Czy, to źle, że pragnę nieść pomoc? Czasem sobie myślę, że osoby dobre prędzej, czy później dostaną od życia po łapkach za swą dobroć. Natomiast osoby w pierwszej kolejności myślące o sobie nie muszą zmagać się z takimi rozterkami. 


"Stary indianim rzekł swojemy wnukowi: Moje dziecko, w każdym z nas toczy się bitwa pomiędzy dwoma wilkami. Jeden jest złem. To złość, zazdrość, chciwość, uraza, poniżenie, kłamstwa i ego. Drugi jest dobrem. To radość, pokój, miłość, nadzieja, pokora, życzliwość i prawda. 
Chłopiec pomyślał nad tym i zapytał: Dziadku, który wilk zwycięża? 
Stary człowiek cicho odpowiedział: Ten, którego karmisz."
-Autor nieznany

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top