Rozdział 41 Nowy etap
Trzy miesiące później
Co, gdyby tak rzucić wszystko i wyjechać w nieznane? Zastanawialiście się kiedyś nad tym? Ja swego czasu bardzo wiele razy marzyłam, aby spakować się i zostawić wszystko za sobą. Wyjechać w nieznane z dnia na dzień i nareszcie żyć szczęśliwie swoim wymarzonym życiem. Strach hamuje nas, nie pozwala spełniać marzeń, psuje plany spokojnej przyszłości, ale gdyby się go tak pozbyć? Wtedy nie masz żadnych hamulców, żyjesz tak, jak Ty masz ochotę, a nie zgodnie z narzuconymi przez kogoś wytycznymi. Nikt nie będzie lepiej od Ciebie wiedział, jak masz przeżyć swoje życie, dlatego i ja postanowiłam wreszcie dać się ponieść spontanicznym decyzją. Pamiętajcie, że te zawsze nieprzemyślane i podjęte pod przypływem chwili, zazwyczaj okazują się tymi trafnymi. W życiu nie można niczego żałować, a jeśli już masz czegoś żałować, to tego, że coś zrobiłeś, a nie tego, że nie zrobiłeś.
Byliście kiedyś w Jacksonville na Florydzie? Ja też nie, ale słyszałam, że jest to miasto portowe znajdujące się na 12 miejscu co do wielkości w Stanach Zjednoczonych.
Przyznam szczerze, zakochałam się w tym miejscu jeszcze bardziej, gdy przeczytałam, że mieszkańcy nazywają swoje miasto Jax i jest ono miastem rzeki, ponieważ całe życie toczy się wokół rzeki St. Johns (Świętego Jana). Nie mówiąc już o tym, że mamy tutaj przepiękne plaże wzdłuż wybrzeża Atlantyku, które tylko zachęcają do wodnych atrakcji typu surfing, bądź zwykle rekreacyjne pływanie. Mało tego, Jax były pierwszą stolicą filmową, Hollywood powstało dopiero długo po nim.
Mamy wodne taksówki, luksusową dzielnicę Riverside z restauracjami, muzeum nauki i historii, muzeum ogrodów, choć są to właściwie cztery ogrody każdy w innym stylu. W Kingsley Plantation położonej na wyspie zwiedzić Fort George, przeniesiecie się do XIX wieku. Darcy zakochała się tym miejscu, a najbardziej urzekł ją mały domek z plantacją dookoła, do tej pory ciężko jej zrozumieć, jak przez tyle lat rdzenni Amerykanie mogli prowadzić tam spokojne życie. Choć bardziej chyba pokochała Riverside Art Market, czyli tętniący życiem targ, który odbywa się w każdą sobotę. Często chadza tam z koleżankami z nowej szkoły i tylko znosi nam do domu coraz to nowsze dzieła tamtejszych rzemieślników oraz artystów.
Wątpiłam, kiedy mieszkańcy mówili mi, że Jacksonville jest najsympatyczniejszym miastem na Florydzie, ale przekonaliśmy się na własnej skórze. Czuję się tutaj bardziej w domu, niż w Bostonie, w którym się urodziłam i do tej pory uważałam za swoje ukochane miasto. W Jax przepełnione jest wręcz pomocnymi i przyjacielsko nastawionymi do Ciebie ludźmi. Przyjęli nas tutaj z otwartymi ramionami i nie ważne, czy byliśmy zbłąkanymi turystami, a może nielegalnie przebywającymi, szukającymi swego szczęście na świecie podróżnikami, gdyż właścicielka mieszkania, od której wynajmujemy lokum, przywitała nas z uśmiechem na twarzy, wpierw dając wskazówki, jak najlepiej odnaleźć się tutaj, a zaraz podpisała z nami umowę najmu.
Podoba mi się też to, że z Jax mamy wszędzie blisko. Do stanu Georgia mamy 25 mil, natomiast do Miami 340 mil, zaś z Bostonu do Jacksonville mieliśmy zaledwie 1226 mil.
Zgadza się, zrezygnowaliśmy z wynajmu w Bostonie, domknęliśmy niedokończone sprawy, pożegnaliśmy się z bliskimi, Luca sprzedał motocykl, kupił samochód, w który wszyscy zapakowaliśmy swoje bagaże i całą trójką wyjechaliśmy zacząć nowy rozdział. Całą trójką, ponieważ zgodnie z moim chłopakiem uznaliśmy, że jeśli Darcy ma taką chęć może pozostać z nami i takim sposobem zapomnieć o smutnym, samotnym życiu w sierocińcu. Z początku uważaliśmy to za pomysł absurdalny i nie wykonalny, ale Alucard przyszedł nam z pomocą i choć przyznać się nie chcę, jak tego dokonał, to dziś Darcy może żyć spokojnie u naszego boku, nie martwiąc się, że ktoś kiedyś się o nią upomni.
Natomiast jeśli chodzi o wiedźmy i ich zaburzoną równowagę natury, bądź ściślej mówiąc Ivana, lub powinnam powiedzieć Juana, bo przecież teraz to mój brat, który jak na razie jeszcze nie objawił swoich morderczych instynktów i liczę, że dalej pozostawi je w tajemnicy. To sprawa się rozwiązała, a raczej wyciszyła na chwilę za sprawą złożonej Racheli obietnicy odnośnie rosnącego pod moim sercem wampira. Choć dla niektórych wydać się może, to złą decyzją, to danego słowa dotrzymałam przed wyjazdem. Swoją drogą ciąża źle na mnie działa, ostatni czas przeleżałam na wpół żywa w łóżku, a ciało zaczęło doznawać rzeczy, które dla człowieka powinny być obce. Fakt zdarzało się, że ból odczuwałam momentami mniejszy, lecz zdarzało się również, że organizm nie przyjmował jedzenia ludzkiego, które jednak niezbędne mi do życia, ba nawet napoje ludzkie nie wchodziły w grę. W dość szybkim tempie nabawiłam się odwodnienia i nieustannie towarzyszącej gorączki, nie mówiąc o rozchwianiu emocjonalnym. Także, można nazywać mnie egoistką, ale co złego było w tym, że chciałam ratować swoje życie? Poświęcenie nie zawsze jest dobrym wyjściem. Można nazywać je szlachetnym, ale co Ci po szlachetności, gdy osobiście już jej nie doświadczysz?
Takim więc sposobem wykupiłam na tak zwaną wolność u wiedźm. I niech żyją w tym przeświadczeniu, że była to decyzja podjęta ze względu na nich, a nie w związku ratowania mojego istnienia. Gdyż pierwotnie nie planowaliśmy iść wyznaczonym przez nie torem, ale moment kiedy po raz któryś tego samego dnia straciłam bez większego powodu przytomność, stał się kulminacyjnym i zadecydował o moim dalszym losie.
Życie bywa przewrotne i niestety trzeba się do niego jakoś dostosowywać, jak na przykład Luca, który nagle został rzucony na głęboką wodę i został wrzucony do walki o przetrwanie w najtrudniejszej miejskiej dżungli, jaką jest szkoła. Ktoś na zebrania rodziców chodzić musi, a ja zdecydowanie za młodu czuję się na matkowanie siedemnastolatce. Choć nie będę kryć, że mój ukochany wampir robi furorę wśród nastolatek, aż czasem samej mi ciężko powstrzymać się od śmiechu, gdy zdarzy nam się czasami odebrać wspólnie Darcy ze szkoły.
Luca nie cierpi tej nowej roli, ale ja tam się całkiem nieźle przy tym bawię. Nie dość, że już mu czasem ciężko jako wampir, to jeszcze rodzic nastolatki. Tylko nasze życie może być tak pokręcone i to jeszcze sami je sobie tak komplikujemy na własne życzenie.
-Nigdy więcej! -siedziałam na balkonie z dobrą kawą w dłoni, delektując się słonecznym dniem, gdy z korytarza dobiegły do moich uszu głośne rozmowy. -Ostatni raz! - rozpoznałam głos Luca, czyli standardowo przekomarzają się z Darcy.
-Nie przewidziałam tego - odwróciłam się, słysząc zbliżające się w moją stronę kroki.
-O co poszło tym razem? - zaśmiałam się, unosząc filiżankę z trunkiem do góry triumfalnie, po czym wzięłam większego łyka i odstawiłam porcelanowe naczynie na stolik obok.
-Jestem wampirem, nie mogę chodzić na rodzicielskie zebrania - rzucił z wyrzutem Luca, łapiąc się za głowę. -Od tych krzyków paruję mi cała głowa - zaczął powoli masować skronie. -Uszy mało mi nie eksplodowały, a nerwy ledwo w sobie zdusiłem - westchnął. -Jeszcze te nastoletnie damskie gnojki, które odkleić się od mojej osoby nie chcą - wstałam, spojrzałam na Darcy, która cicho podśmiewała się z motocyklisty, zasłaniając usta dłonią. -Jeśli raz jeszcze tam pójdę, przysięgam, ciała nie znajdą którejś z tych małolat, bądź jej przemądrzałej matki - zaśmiałam się, opierając dłonie o jego klatkę piersiową i stanęłam na palcach, by dosięgnąć jego ust.
-Dobrze, mój Ty seryjniaku - zażartowałam, kradnąc mu pocałunek. -Jednak uważam, że z nas dwojga Ty najlepiej wpasowujesz się w rolę ojcę - zaśmiałam się, spoglądając na niego wymownie.
-Darcy - spojrzał na nią. -A Ty lekcji do odrobienia nie masz może? - uniósł brew, uważnie jej się przyglądając, po czym dziewczyna cicho zachichotała i popędziła pośpiesznie do pokoju, widocznie z siebie zadowolona, aż sama ciekaw jestem, co dokładnie się tam wydarzyło. -Powtórz, co mówiłaś wcześniej - uśmiechnął się zadziornie, przyciągając do siebie.
-Wyglądasz, jak taki ojciec i wiekiem w miarę pasujesz - rzucił uszczypliwie.
-Rudzielcu - powędrował dłonią na moje plecy, powoli sunąc nią do góry, przejechał po karku, powodując dreszcze na ciele, a następnie wsunął palce w płomienne włosy. -Po cienkim stąpasz lodzie - zacisnął dłoń, delikatnie pociągając za rude kosmyki i odchylając moją głowę w tył.
-Jak, tak ma, to wyglądać, to chyba muszę nowe riposty przygotować - posłałam mu prowokacyjny uśmiech, przygryzając dolną wargę mimowolnie.
-Jesteś niemożliwe - musnął moje wargi, swoimi. -Przeczucie mnie nie kłamało, że jesteś postrzelona, moja Ty wiedźmo - rzucił uszczypliwie, a gdy chciałam mu odpowiedzieć, złączył nasze usta w pocałunku, skutecznie uciszając.
Zapewne patrząc na nas z boku, wydawać by się mogło, że w końcu mamy upragniony spokój, a problemy odeszły w zapomnienie. Po części tak jest, ale pozostały, wciąż sprawy nierozwiązane. Do dziś nie wiem, co stało się z moją matką. Żyję, czy poświęciła się dla mnie? Obawiam się, że nie poznam długo tej odpowiedzi, ale bardzo chciałabym się kiedyś dowiedzieć, jak naprawdę wtedy było i co wspólnego ma z tym Alucard, a wiem, że prócz Luca on również maczał w tym palce, gdyż tylko czekał na dogodny moment, aby dorwać się do zakonu łowców.
Wieczorem wybraliśmy się wspólnie do Ponte Vedra Beach, swoją drogą mieszkają tutaj najbogatsi mieszkańcy miasta, a przyjechaliśmy w to miejsce, ponieważ Luca, nie mogąc się pogodzić z brakiem motocykla, uznał, że czas na nowy skarb. Zresztą przetransportowanie z Bostonu tutaj jego poprzedniej maszyny, byłoby dość problematyczne, dlatego postanowił ją sprzedać, a na miejscu zakupić nowy motocykl nieodstający zbytnio wyglądem od poprzedniego, czyli od jego czarnego wojownika Kawasaki Z1000 SX Ninja.
Udany zakup pojechaliśmy uczcić dobrym jedzeniem w Cheesecake Factory niedaleko St. Johns Tower Center.
Złożyliśmy zamówienia Darcy postawiła na gigantyczny belgijski wafel z truskawkami, orzechami pekan oraz kremem Chantilly. Nie mam pojęcia, gdzie to dziecko mieści, to wszystko mając taką szczupłą sylwetkę, ale cieszę się, że w końcu może czuć się szczęśliwa, patrząc na jej burzliwą przeszłość. My z Lucą wybraliśmy coś nieco mniej inwazyjnego i wybraliśmy danie z kuchni meksykańskiej Taco Dorados & Eggs, czyli jajka sadzone z tortillami kukurydzianymi nadziewane kurczakiem, serem, chilli, cebulą, podawane z czarną fasolą, kwaśną śmietaną i salsą pomidorową z kolendrą. Oczywiście nie obeszło się bez słynnego sernika na deser.
-Mogę o coś spytać? - odezwała się z pełną buzią Darcy. -Czy ja naprawdę na stałe u Was zostanę? - uśmiechnęłam się ledwie zauważalnie pod nosem.
-Na to wychodzi - puściłam oczko do nastolatki. -Masz nawet bonus - spojrzałam na Luca. -Jego będziesz miała do końca swoich dni - mężczyzna uśmiechnął się.
-Ciebie nie? - spytała z przejęciem, ale ja zaprzeczyłam. -Dlaczego? - przerwała jedzenie i wlepiła we mnie te swoje szmaragdowe oczęta.
-Bo jestem taka, jak Ty i choć bardzo chciałabym zostać, jak najdłużej u jego boku, to nie zamierzam tego zmieniać - uśmiechnęłam się smutno, gdy Darcy wyraźnie posmutniała, słysząc moją odpowiedź. -Życie nie jest sprawiedliwe, dlatego trzeba czerpać z niego garściami - rozpromieniłam się momentalnie.
-Propozycja dalej aktualna - szepnął do mnie Luca.
-Wiem kochanie, ale jestem uparta, jak osioł - zaśmiałam się. -Zresztą mam jeszcze trochę czasu, nim się pomarszczę na zmianę decyzji - zażartowałam, a towarzysząca mi dwójka wybuchnęła śmiechem.
Sielanka trwa, ale na jak długo? Myślę, że to kwestia czasu, gdyż zamierzam delikatnie odkopać przeszłość, ale tylko jej część. By mieć już zupełny spokój, muszę dowiedzieć się, jak skończyli moi rodzice. Ja wiem, że powinnam o nich zapomnieć po tym, co dla mnie zaplanowali. Jednak nie wszystko wydaję się takie proste, jak się mówi. Relacje między ludzkie są najgorszą do pokonania przeszkodą, przynajmniej dla mnie. Potrafię w jednej chwili zerwać z kimś kontakt i pójść swoją drogą, zapominając o tej osobie, ale nie umiem żyć w nie wiedzy. I o tyle, co pogodziłam się z faktem braku rodziny, to nie pogodzę się nigdy ze świadomością, że nigdy nie będę w stanie im przebaczyć, gdyż nie zaniosę im nawet kwiatów na grób. Wszystko dlatego, że przepadli, jak kamień w wodę. Tamtego dnia musiało się wydarzyć coś poważnego. Zakon łowców z dnia na dzień nie zapomniałby o mnie, szczególnie że zostałam naznaczona. Oni nie bagatelizują takich znaków. Sam wuj za życia powiedział mi, iż to kwestia czasu nim zgłoszą się po taką osobę. Zatem wszyscy nie żyją, albo wydarzył się jakiś cud...
Muszę skontaktować się z Alucardem. I tak właśnie postąpiłam po powrocie do domu. Jednak nie udzielił mi żadnych informacji. W odpowiedzi usłyszałam krótkie zdanie "Już niedługo" oraz zapowiedź jego wizyty w Jacksonville, a to już jest dość podejrzane. Zwłaszcza że jako powód swoich odwiedzin stwierdził, że wnuczka musi poznać dziadka. Jakby nie widzieli się już wcześniej w Bostonie, mimo wszystko nie dyskutowałam z nim. Po prostu grzecznie zaprosiłam go do nas, a co z tego spotkania wyjdzie, okaże się na miejscu. Oby tylko nie przywiózł ze sobą kolejnych problemów, gdyż bez powodu nie zdecydowaliśmy się na wyprowadzkę z rodzinnego miasta. Niestety wszyscy doskonale wiemy jedną rzecz - gdzie wampiry, tam problemy. Hm, a może ściślej mówiąc, gdzie Alucard tam problemy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top