Rozdział 35 Zemsta
Poluźniłam więzy nastolatki i zaczęłam się rozglądać po pokoju za czymś, co mogłabym wykorzystać przeciwko niemu, albo czym otworzyłabym zamek w oknie. Pierwsze piętro, to wcale nie tak wysoko, patrząc na, to, że spokojnie możemy zejść po dachu i zeskoczyć na taras. Najbardziej problematyczna do pokonania będzie właśnie droga z ogrodu do wyjścia. Gdyż przypuszczam, że zdąży zauważyć naszą nieobecność, a wtedy z łatwością nas dogoni. Zwłaszcza że Darcy, jak podejrzewam, że może mieć drobne problemy z poruszaniem przez tego drania.
Ku mojemu zaskoczeniu, nie przewidział wszystkiego. Nie zabrał śrubokrętu z dolnej szuflady mojej szafki nocnej. Dobrze jeszcze pamiętam, że zawsze go tam trzymałam. Jakby kogoś dziwiło, dlaczego akurat trzymam coś takiego przy łóżku, to nie, nie ma to żadnych głębszych podtekstów. Zwyczajnie świecie zakosiłam go kiedyś tacie, do naprawiana drobnych rzeczy w pokoju, ponieważ sama szybciej coś naprawiłam, niż jak jego poprosiłam. Ponieważ prosząc tatę na przykład o dokręcenie luźnych drzwiczek w biurku, kończyło się tym, że biurko zdążyłam wymienić, a on dalej ich nie naprawił.
Darcy uważnie obserwowała moje poczynania, zerkając co jakiś czas nerwowo w kierunku drzwi. Odwróciłam się do niej, by dodać jej nieco otuchy i posłałam jej najserdeczniejszy uśmiech, na jaki potrafiłam się wysilić w tej sytuacji. Postanowiłam zajrzeć jeszcze pod łóżku, gdyż trzymałam tam średnich rozmiarów pudełeczko, w którym trzymałam małe kombinerki i jakieś dwa pilniki stolarskie o różnych grubościach oraz zakończeniach. Proszę się nie dziwić, nie mam żadnych zapędów wariackich, to jedynie moje pudełka tak zwane rzeczy diy, czasem lubiłam w wolnym czasie coś z majsterkować z biżuterii, bądź stworzyć coś z drewna. Przy okazji z sięgania po omacku przedmiotu, moja ręka trafiła na coś podejrzanego. Nieco mokrego, ciut śmierdzącego i obślizgłego. Ledwo zdążyłam stłumić swój krzyk, zakrywając usta dłonią. Zmusiłam się jednak do zignorowania i z trudem przepędziłam krążące mi w tej chwili po głowie myśli, czym mogło być to znalezisko. Nie mówiąc już o porzuconej starej bieliźnie, brudnych ubraniach, zaschniętych plamach krwi na dywanie, czy o woreczkach strunowych z resztkami białego proszku pozostawionych pod łóżkiem. Nawet nie chcę myśleć, co tutaj musiało się dziać i jak nastolatka musiała cierpieć. Wyciągnęłam pudełko, omiotłam je dłonią z kurzu i odetchnęłam z ulgą, gdy zdjęłam jego wieko i zastałam wszystko na swoim miejscu. Zgarnęłam z niego pilnik o szpiczastej końcówce, który wraz ze śrubokrętem wsunęłam za pasem z tyłu, zakrywając koszulką. Dla niepoznaki wsunęłam przedmiot z powrotem na swoje miejsce i podeszłam do dziewczyny, która widocznie zaciekawiona przyglądała się moim poczynaniom.
-Mieszkałam tutaj kiedyś - wytłumaczyłam, kucając przed nią. -Wydostanę nas - powiedziałam niemo poruszając ustami, gdyż wiedziałam o wyczulonym słuchu wampirów.
Zastanawia mnie jedynie fakt, dlaczego on nie zginął? Przecież Luca osobiście go zabił, na dole są nawet ślady po spaleniu. Więc jak? Mam rozumieć, że chłopak mnie oszukał, czy dokonał się jakiś cud, który ocalił mojego brata? W każdym razie muszę działać szybko, a nad tym będę zastanawiać się później, gdyż tym razem mi nie daruję i nie będzie też zwlekał z pozbyciem się mnie, gdyż ostatnim razem źle na tym wyszedł. Zresztą, jak widzę na załączonym obrazku z Darcy, pała do mnie jeszcze większą nienawiścią, niż za czasów Maricruz. Skoro posunął się do tego, aby porwać niewinną dziewczynę, tylko dlatego, że przypominała mnie i by dać ukojenie swoim nerwom, kiedy ja byłam poza zasięgiem jego zemsty.
-Darcy - spojrzałam jej prosto w oczy. -Co on Ci zrobił? - wiem, że nie powinnam pytać, ale muszę wiedzieć, bo może ma jakieś plany względem niej, skoro nadal trzyma ją przy życiu.
-Wszystko - odparła, ledwie słyszalnie. -Dosłownie wszystko - spuściła głowę. -Czym można skrzywdzić - dokończyła z niewyobrażalnym smutkiem w głosie, aż mnie zabolała jej wypowiedź.
-A czy podawał Ci swoją krew? - spojrzała na zastanawiająco. -Wiesz, kim ona jest? - skinęła nieśmiało. -Piłaś, więc jakoś krew? - spytałam raz jeszcze.
-Nie - pokiwała przecząco głową na boki. -Powiedział, że większa zabawa jest, gdy krzyczę, a ciało odczuwa późniejsze skutki jego działań - zacisnęłam mocniej wargi, czując, że powoli się rozczulam, ale nie mogłam dopuścić do siebie emocji. W tej chwili obie potrzebujemy, abym zachowała zimną krew. -Czy ty naprawdę nam pomożesz? - wyszeptała ledwie słyszalnie.
-Nie jestem w stanie go pokonać, ale zrobię wszystko, co będę mogłaby nas stąd wyrwać - pogładziłam ją po włosach, uśmiechając się do niej z troską.
Juan przyszedł do mojego pokoju. Zachowywał się dziwnie i nie przypominał osoby z kiedyś. Jego zachowanie uległo zmianie, nawet styl chodzenia, wysławiania, jest dziwnie spokojny i staranny w swych działaniach. Przepaska na jego oku nie jest jedyną zmianą, jednak tej drugiej nie potrafię wyjaśnić. Natomiast wiem, że powinnam być ostrożna. Wcale bym się nie zdziwiła, jakby miał pomocnika, bo kto dostarczył mu tę dziewczynę, skoro on nie może opuszczać tego budynku? I dlaczego nie może, o to jest najważniejsze pytanie.
Mężczyzna minął mnie, niczym powietrze. Od razu skierował się do Darcy. Przeciął jej więzy, po czym chwycił ją za włosy i wywlókł z pokoju. Podążyłam za nim w obawie o nastolatkę, która przez cały czas krzyczała i prosiła, aby ją zostawił. Nie dobrze, powinna milczeć, w ten sposób jedynie go nakręcała.
Juan zawlókł ją do jadalni. Nie miałam pojęcia, co się dzieje. Jego zachowanie wydawało się tak absurdalne, że nie potrafiłam go logicznie wytłumaczyć. Usadowił ją siłą przy stole, a mi kazał usiąść naprzeciwko niej w czasie, gdy ona zajął miejsce u szczytu stołu. Po chwili zapalił stojącą po środku blatu świeczkę, wtedy na końcu stołu również u jego szczytu dostrzegłam drugą siedzącą na krześle sylwetkę. Jednak ta pozostała w cieniu i ciężko było mi zidentyfikować jej tożsamość, lecz z uwagą w ciszy nam się przyglądała, widziałam tylko jej delikatnie ruchy głową, ponieważ ręce ten ktoś trzymał cały czas wyciągnięte przed sobą i oparte o stół.
Wampir podsunął nam pod nos po nożu, natomiast na środku pomiędzy nami położył strzykawkę z przezroczystym płynem, zapalniczkę, kuchenny tasak oraz coś, co wyglądała na sproszkowane zioła. Przyznam szczerze, zgłupiałam. Starałam się zrozumieć, co próbuje nam przekazać, ale było, to nie na moją głowę. Jednak wiem jedno, on do czegoś nawiązuje i jak mniemam do czegoś z przeszłości. Nie wiem tylko, jaki w tym wszystkim ma wkład ta druga osoba i kim ona jest.
-Zagramy w grę - odezwał się z niepokojącym uśmiechem na twarz mój dawny brat.
-Juan, czegoś tutaj nie rozumiem - wtrąciłam się w jego wypowiedź. -Dlaczego Ty żyjesz? Jak? I co Ty próbujesz tym ugrać? - spytałam, przyglądając mu się uważnie i starając coś wyczytać z jego reakcji.
-Chciałabyś suko, żebym nie żył! - wrzasnął, uderzając pięścią w stół. -Przeżyłem, ale nie mogę powiedzieć tego samego o Tobie - spojrzałam na niego pytająco. -Dlaczego próbujesz wbić sobie nóż w klatkę piersiową? - zaśmiał się złowieszczo.
Zerknęłam niepewnie w dół i ze strachem odrzuciłam od siebie nóż.
-Jak?! - zawołałam przerażona.
Kiedy ja go podniosłam i dlaczego nie zorientowałam się, że przykładam sobie ostrze, do klatki piersiowej. W czym ja biorę udział? Mam rozumieć, że ktoś kontroluje mój umysł? Ale jak to możliwe.
-Darcy rozetnij sobie nadgarstek - rozkazał, a dziewczyna posłusznie dobyła noża.
-Oszalałeś?! - wyrwałam jej z rąk ostrze narzędzie.
-I dlaczego psujesz moje przedstawienie? - spytał z nieukrywaną złością. -Zawsze musiałam krzyżować mi moje plany! - krzyknął, rozkazując nastolatce podejść do siebie.
Rudowłosa trzęsąc się ze strachu, posłusznie usiadła mężczyźnie na kolanie. Hm, rozumiem, będziemy stosować zagrania poniżej pasa. Juan niestety doskonale mnie zna i wie, że nie ma takiej siły na świecie, która zmusiłaby mnie do ugięcia się przed nim. Nawet gdy uzyskał te swoje wyjątkowe mocy. Wie natomiast, że od śmierci cioci Amber szargają mną swego rodzaju wyrzuty sumienia, przez co staram się kierować swoje życie tak, abym nikt więcej nie musiał przeze mnie cierpieć. Choć nie powinnam, staram się uratować każdego za wszelką cenę. Czasem dojdzie, to do skutku, a czasem niestety zawiodę.
Zsunął niebieski sweter z jej gołych ramion, ukazując mi z uśmiechem pozostawione przez niego blizny na nich. Czułam obrzydzenie do jego osoby i musiałam gryźć się w język, żeby młoda nie ucierpiała, okropne uczucie. Następnie zsunął ramiączko jej sukienki, która opadła niebezpiecznie nisko, ukazując prawie jej dziewczęce walory.
-Juan! - zganiłam go. -Przecież, to jeszcze dziecko! - podniosłam się nerwowo, aż krzesło przewróciło się ziemię.
-Doprawdy? Ona nie protestuje, zresztą wcześniej też nie protestowała - zaśmiał się, przejeżdżając dłonią po jej obojczyku.
-Jesteś obrzydliwy - uderzyłam dłońmi o blat stołu.
-Ona potrafi być ugodowa, nie to, co Ty! - wskazał wzrokiem przewrócone krzesło.
Podniosłam mebel i ponownie usiadłam przy stole. Wcześniej tego nie zauważyłam, gdyż byłam zbyt poruszona jego czynami i słowami, ale zrobił, to celowo. Żebym mogła dostrzec wyryty na jej obojczyku znak łowców. Darcy była naznaczona, posiadała ten sam symbol, który skrywam ja. Odwróciłam momentalnie głowę w lewą stronę, na czającą się w cieniu osobę.
-Adrien? - spytałam z nieukrywanym strachem, po czym wzięłam głęboki wdech i wydech z obawy przed odpowiedzią.
-Witaj - nachylił się nad stołem, ukazując swoją twarz.
-Jakim cudem Wy żyjecie? - spytałam raz jeszcze, przełykając głośno ślinę.
W tym samym momencie Juan wstał, spychając z kolan nastolatkę, którą uderzył z taką siłą, że upadła i straciła przytomność. Wuj również ruszył się ze swojego miejsca. Obaj mężczyźni podeszli do mnie, stając po obu moich stronach, po czym oparli się rękoma o blat i niepokojąco nachylili nade mną.
-Carmen, naprawdę myślałaś, że jesteś od nas sprytniejsza? - odezwał się Adrien. -Masz po swojej stronie pierwszego, ale uważasz, że zakon, który został stworzony, z myślą wytępienia wampirów da się przez nich wykończyć? - wyjął coś z tylnej kieszeni spodni. -Brata zabiłaś, a jednak stoi tu przed Tobą - uśmiechnął się, spoglądając na swojego towarzysza w ponurej grze. -Jedynie trochę mu się ubyło - zaśmiał się, po czym poczułam delikatnie ukłucia na szyi. -Pewnie będzie chciał Ci się odpłacić - rzucił przede mną na stół, pustą strzykawkę.
-Twój kochaś mi to podał, zaraz zwiotczeją Ci, kończymy i stracisz nad nimi kontrolę - parsknął śmiechem Juan.
Powoli czułam, że usuwam się z krzesła, ale wujaszek zdążył mnie złapać i położył mnie na stole. Przez moment wróciły mi wspomnienia z feralnej nocy w Nowym Orleanie, ale pośpiesznie odpędziłam od siebie te wspomnienia. Moje ciało, co prawda zaczyna odmawiać posłuszeństwa, ale umysł wciąż musi pozostać trzeźwy, a choć może spróbować takim go utrzymać. Lecz, co ja poradzę? W obecnej chwili zdana jestem na łaskę mężczyzn, którzy tylko czekają na dogodną okazję, aby odebrać mi życie.
-Następnie tym - podniósł do ręki kuchenny tasak, którym rozciął mi bluzkę. -Niech Twoje naznaczenie będzie widoczne - uśmiechnął się kącikiem ust. -Odciął mi głowę - dokończył swoją wcześniejszą wypowiedź. -Później wziął, to - odłożył kuchenny przedmiot, a podniósł zapalniczkę. -I podpalił moje ciało - krzyknęłam z bólu, kiedy przypalił mój bok.
-Więc, jak to możliwe, że tu jesteś, skoro nawet wampir nie przyklei sobie głowy! - uniosłam głos, wciąż krzywiąc się z bólu.
-Masz rację - pokiwał głową. -Kończyny wampirom nie odrastają - zaśmiał się, ponownie przypalając moje ciało ognieniem z zapaliczki. -Moje ciało przecież spłonęło - przyglądał mi się z radością, kiedy ja zanosiłam się z bólu, gdy on bawił się swoim ulubionym aktualnie przedmiotem, parząc mnie żywym ogniem.
-Kim Ty do cholery jesteś?! - wrzasnęłam pod wpływem emocji.
-Twoim bratem, nie poznajesz? - nachylił się nade mną, po czym chwycił mnie za gardło i zacisnął na nim mocniej palce. -Mój brat miał oko, a gdzie podziało się Twoje? - rzuciłam kąśliwą uwagę.
-To część historii na, kiedy indziej, obawiam się jednak, że Tobie nie będzie dane jej usłyszeć - chwycił za tasak i przyłożył go do szyi. -Gdzie by tu najlepiej uderzyć? - udawał zamyślonego, przykładając zimną stal, co jakiś czas do innego miejsca.
-Nie! - krzyknęła Darcy, kiedy mężczyzna zaczął brać zamach, a po chwili rzuciła się na niego.
Niespodziewany atak nastolatki, wytrącił wampirowi potencjalne narzędzie zbrodni. Uratowała mnie przed śmiertelnych ciosem, ale tym samym sprowadziła na siebie gniew napastników. Juan natychmiast chwycił ją za włosy, uderzając ją kilkukrotnie w twarz, następnie popchnął ją w kierunku Adriena, który zaczął okładać pięściami bez opamiętania, nawet kiedy się przewróciła. Słyszałam jej krzyki i nie mogłam nic zrobić. Serce mi pękało, a najbardziej pękło, gdy wuj przestał ją bić i siłą dźwignął ją z ziemi, by zatargać szesnastolatkę do pomieszczenia obok. Właśnie w tym momencie jej przeraźliwy pisk i późniejsze błagalne nawoływania dobiegające z pokoju obok złamały mi serce. Nie wiem, co on jej tam robił, ale po samych odgłosach mogłam podejrzewać, że coś okrutnego, na tyle brutalnego, że jeśli przeżyje, do końca życia będzie nosić tego piętno. Całe porwanie odbije się na jej psychice, a nikt jej wsparcia nie zapewni, bo nikogo nie ma w swym życiu.
-Widzisz, szybko śmierć chyba nie jest Ci dana - rozejrzał się po ziemi za wytrąconym z rąk tasakiem, po czym podniósł go, otrzepał z brudu i położył koło mojej głowy. -Odpłacisz mi się za ten - uśmiechnął się. -Pocierpisz trochę za moją śmierć - siegnął po zapalniczkę i przypalił mój brzuch.
W pewnym momencie myślałam, że osiągnęłam stan krytyczny, ponieważ dosłownie przestałam czuć ból, jakby powoli się uśmierzał. Jeszcze chwilę temu nim zemdlałam, moje ciało płonęło, a na chwilę obecną nawet wykonane przez Juana nacięcia na mój skórze sprawiały mniejszy dyskomfort. Naprawdę nie rozumiem, w czym ja biorę udział? Jakim cudem Adrien z Juanem żyją, o ile to są w ogóle oni? Po co była im Darcy na moje podobieństwo i dlaczego ją naznaczyli?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top