Rozdział 21 Świat mitów


Do kolekcji dołączył kolejny problem w postaci ojca "Pierwszego". Alucard jest niepokonany i to dosłownie, ponieważ kto da radę ponad tysiąc letniemu wampirowi? Jego zdolności są dużo bardziej rozwinięte, a siła jaką posiada, daje mu ogromną przewagę. Mało tego, ojciec Luca nie pożywia się jedynie krwią ludzi, gdyż preferuję krew wampirów. Ona daję mu większe możliwości, a przede wszystkim większą władzę nad innymi. Głupotą byłoby wchodzić z nim w konflikt. Chyba że życie Ci niemiłe i pragniesz zakończyć swój żywot czym prędzej, to wtedy jak najbardziej możesz nadepnąć mu na odcisk. W każdy pozostałym przypadku życzę powodzenia. Skoro sam niepokorny Luca z taką lekkością przyjął, że jest jego ojcem, gdzie w normalnych okolicznościach, słowem by się nie odezwał do niego, a jeszcze by go zrugał za nieobecność w jego życiu i późniejszą czelność nazywania się jego rodzicem, tak w tym przypadku spuścił głowę i schował dumę głęboko w kieszeń. To oznacza jedno - niesprzeciwiaj się dla własnego dobra.
Tak znaczące i silne osoby lepiej mieć po swojej stronie, niż mieć ich za wroga.

Następnego ranka spotkaliśmy się wszyscy w jadalni, czy rodzinnym śniadaniu. Pozory trzeba stwarzać, nawet przed Alucard'em stał talerz z ludzkim jedzeniem, aby Pani Estella nie mogła nic podejrzewać. Choć zdążyliśmy się dowiedzieć wcześniej, że gardzi ludzkim jedzeniem, od kiedy go nie potrzebuje. On w pełni zaakceptował swój wampiryzm, wręcz jest z niego dumny, zatem nie potrzebuję oszukiwać się ludzkimi potrzebami, by wciąż odczuwać w sobie namiastkę człowieczeństwa, którego świadomie zatracił wieki temu, wyłączając emocje. I to jest kolejny powód, dlaczego jest tak niebezpieczny. Człowiek pozbawiony uczuć jest już zdolny do wszystkiego, a co dopiero wampir. Lepiej nawet się w to nie zagłębiać. 

-Synu - zwrócił się do Luca, podnosząc kieliszek z czerwoną zawartością, która miała imitować wino, ale pod żadnym pozorem nim nie było.  -Przykro mi z powodu tego co spotkało Cię przez naszą adeptkę - upił łyk. -Wiedz, że zawsze będę obok - motocyklista skinął głową. -Śmiem sądzić, że nie takiego ojca się spodziewałeś - uśmiechnął się, spoglądając na zajadającą się ze smakiem śniadaniem staruszkę. -Nie miej do mnie żalu za wczoraj, bywam surowy i wymagam szacunku, ale wciąż jesteś moim potomkiem - skinął do bruneta, unoszą kielich do góry i biorąc następny łyk. 

-Rozumiem, ojcze - przytaknął Luca. -Zasłużyłem - mężczyzna uśmiechnął się do niego delikatnie. -Mogę mieć pytanie? - spojrzałam na chłopaka, widząc jego skrępowanie. Najwyraźniej nie tylko ja nie potrafiłam się odnaleźć w nowej sytuacji. -Będziemy mogli wrócić do Bostonu? - siwowłosa kobieta przerwała jedzenie, spoglądając z nadzieją na wnuka.

-Oczywiście. Polecę z Wami, ale wpierw dopnę wszystkie sprawy tutaj, a Wy mi delikatnie w tym pomożecie - spojrzał na syna, a następnie na mnie. -W końcu to Wam depczą po piętach sojusznicy Maricruz - dopowiedział po chwili sarkastycznym tonem. 

Po wspólnych posiłku Alucard zabrał nas oraz Malachi'ego ze sobą w czasie, gdy Pani Estella została w domu w towarzystwie Elezar'a. 
Zajechaliśmy pod budynek szpitala. Spojrzałam pytająco na ojca Luca. Zaniepokoił mnie nasz cel podróży, ale on skwitował go krótko. Zapytał się mnie, czy wierzę w czarownice. Szczerze sama nie wiem, co już wierzyć. W wampiry nie wierzyłam, a obecnie siedzę z trzema w jednym samochodzie, zatem w wiedźmy chyba bezproblemu jestem w stanie zaufać. 
Alucard wyjaśnił nam, że w budynku szpitala, gdzieś na prywatnych salach leży ciemnoskóra kobieta o czarnych, jak smoła krótkich, kręconych włosach w średnim wieku o imieniu Saira. Mam dostać się do środka, odnaleźć ją i przekazać wiadomość od jej dawnego przyjaciela. Żaden z wampirów nie może tego zrobić, ponieważ czarownica z łatwością go wyczuje w przeciwieństwa do człowieka. 
Weszłam do budynku, jak gdyby nigdy nic, ale nie udałam się do recepcji zapytać, w jakiej sali leży czarownica, ponieważ Alucard ostrzegł mnie, że nie udzielą informacji, gdyż ona sobie nie życzy nikogo odwiedzić. Dlatego będę musiała przemknąć w miarę niezauważona do tej części szpitala. 
Szłam powoli korytarzem, czytając kolejno tabliczki przy drzwiach, póki nie natrafiłam na odpowiednią - Saira Jackson, domyśliłam się, że to musi być kobieta, której szukam. Rozejrzałam się dookoła siebie dla pewności, czy nikt mnie nie obserwuje, zanim weszłam do środka.
Nieznajoma momentalnie zerwała się ze snu i podniosła do pozycji siedzącej, szukając dłonią czegoś na szafce nocnej obok łóżka. 

-Kim jesteś? Powiedziałam, że nie życzę sobie niczyich odwiedzin - przycisnęła mocna pięść do klatki piersiowej, kiedy podeszłam bliżej.

-Nie mam złych zamiarów - stanęłam obok łóżka, a kobieta nieco się odsunęła w lewo. -Przyszłam przekazać Ci wiadomość od starego znajomego - dostrzegłam błysk strachu w jej oczach. -Alucard'a - dodał po chwili, a z ust Saira'y wydobył się cichy jęk, który natychmiast stłumiła, zakrywając usta dłonią. 

-Nie jesteś wampirem, jesteś człowiekiem - zlustruwała mnie uważnie wzrokiem. -Dlaczego więc wypełniasz jego rozkazy? - zbliżyła się ostrożnie. -Jesteś mu coś winna? Pragniesz przemiany? Zakochałaś się?  - dopytywała, lecz ja ignorowałam jej pytania, nie chcą przypadkiem zdradzić swych prawdziwych motywów mojej wizyty u niej. -Dlaczego tak czysta istota, jak Ty, służy komuś tak godnemu pożałowania? - początkowe emocje z kobiety troszkę uszły i stała się bardziej odważna w ruchach oraz słowach względem mojej osoby. 

-Nikomu nie służę, przemiany też nie pragnę - odpowiedziałam ze spokojem. -Jednak mam Ci przekazać, że masz coś, co należy do niego i grzecznie prosi o zwrot swojej własności - Saira spojrzała na zaciśniętą w pięść dłoń, po czym przeniosła gniewny wzrok na mnie. 

Prawdopodobnie nieświadomie poruszyłam delikatną kwestię, ponieważ jej zachowanie zmieniło się o 180 stopni. Z przerażonej i zdystansowanej osoby, stała się nagle opanowaną i bojowo nastawioną. 

-Rozszyfrowałam Cię - powiedziała z wyjątkową pewnością siebie, dumnie unosząc głowę ku górze. -Stało się zakazane - spojrzałam na nią pytająco, choć domyślałam się odpowiedzi. -Skoro nie robisz tego, dla Alucard'a, to robisz to dla kogoś z  jego grona - przysunęła się, patrząc mi prosto w oczy. -Jego potomek - poczułam się, jakbym otrzymała policzek od kobiety, jej słowa uderzyły mnie tak mocno, zapewne dlatego, że byłam świadoma ich późniejszych konsekwencji. -Możesz mu przekazać, że nigdy nie dostanie amuletu naszych potomkiń, a dziecko diabła trafi tam, gdzie jego miejsce, prost do bram piekła - jej ton głosu ze spokojnego zmienił się w bardziej szorstki, przepełniony gniewem.

-Pewna jesteś swoich słów? - przytaknęła. -Wiesz, jak to się skończy, jeśli przekażę je - skinęłam głową.

-Pozwalając zginąć niewinnej osobie, staniesz się taka, jak oni. Twoje czyste serce, splami się krwią, a Twoja dusza na wieki splugawi, będziesz przeklęta! - wrzasnęła, łapiąc mnie za nadgarstek. -Nie wiesz, komu służysz - zacisnęła palce mocniej. -Nie zastanawiało Cię wcześniej imię Alucard? - spojrzałam na nią zmieszana. -A więc nie wiesz, kim on naprawdę jest? - zaśmiała się, puszczając moją dłoń. -Lecz dasz mi zginąć! - krzyknęła, a wazon z kwiatami na oknie momentalnie stłukł się, spadając na ziemię. 

-Dam Ci zginąć, bo jesteś zagrożeniem - odsunęłam się od niej na bezpieczną odległość, kiedy spróbowała mnie dosięgnąć, ale aparatura ją zahamowała. -Nie przyczynię się do Twojej śmierci, ja po prostu będę stać biernie z boku, gdy Ty będziesz konać - uśmiechnęłam się uszczypliwie, po czym odwróciłam się i opuściłam salę prywatną.

Gdy zatrzasnęłam za sobą drzwi, przystanęłam na chwilę, chcąc przysłuchać się co wykrzykuję Saira, niestety wypowiadała słowa w innym języku, więc postanowiłam ulotnić się, jak najszybciej z tego miejsca. To kwestia czasu, kiedy zaalarmowany krzykami personel szpitala zjawiłby się u niej w sali, a ja nie chciałabym zostać przyłapana na gorącym uczynku.
Wróciłam czym prędzej do czarnego sedana, w którym ze zniecierpliwieniem czekała na mnie trójka mężczyzn i przekazałam skierowaną do Alucard'a wiadomość. Długo na reakcję czekać nie musieliśmy. Wysłał Malach'iego na przyjacielskie odwiedziny do kobiety, a sam usiadł za kierownicą pojazdu. Odjechaliśmy z miejsca prawdopodobnej zbrodni, by nie zwracać na siebie uwagi. Zakładam, że więcej czarownicy nie ujrzymy na oczy, natomiast Alurard poprzysiągł zemstę na wiedźmach i tłumacząc mi przy okazji, że Saira prawdopodobnie mnie przeklęła, ponieważ one uwielbiają, to robić, kiedy są wściekłe. Jego samego kilkukrotnie przeklęły, a dalej stąpa po tym świecie, uprzykrzając im znaczące życie. I zamierza, raz jeszcze stanąć im na odcisk, gdyż nie spocznie, póki nie odzyska swojej własności, a żadna hetera nie będzie grozić jego dziecku. Zwłaszcza że wywodzi się ze szlachetnego i zamożnego rodu, który na zniewagę nie zezwala. Troszkę się zlękłam, kiedy opowiedział nam, że jego ojciec próbował kiedyś zabić jego brata, kiedy ten dowiedział się, że hańbił się z córką jego największego wroga, ale cudem uniknął strzału ze strzelby i zdołał uciec, oczywiście wraz z córką ciężarną kobietą, by nie podzieliła jego losu z powodu nieślubnego dziecka.
Czasem przeraża mnie, jak opowiada o swoich czasach, ale teraz bardziej już rozumiem jego stosunek do Luca. O swoje dziecko zawsze zadba, jak najdzie potrzeba, ale bez skrupułów też da mu nauczkę, jeśli uzna to za słuszne. Straszne mieć tak zatwardziałego ojca, który liczy sobie tyle lat, ponieważ w zderzeniu ze współczesnym światem, między nim a Lucą powstaje gigantyczna przepaść. 
Całą powrotną drogą zastanawiałam się, co swoimi słowami chciała przekazać mi Saira. Dlaczego powinnam zastanowić się nad imieniem Alucard i czemu zasugerowała, że jeśli tej prawdy nie znam, to tak naprawdę nie wiem, z kim mam do czynienia?  I bez tego nie wiem, co dokładnie dzieje się dookoła mnie. Zostałam wciągnięta w świat, o którym nie mam bladego pojęcia, a teraz dowiaduję się jeszcze, że istnieją tysiącletnie wampiry i wiedźmy, które są ich wrogami. Czuję się zagubiona, jakbym grała w filmie akcji, to wszystko nie przypomina już mojego życia. 

-Wybacz - zagadał mnie Luca, obejmując od tyłu. 

-Nie - wyplątałam się z uścisku motocyklisty. -Nie możemy - stanęłam obok niego, spoglądając smutno na krzak czerwonych róż przed sobą.

Choć bardzo mi brakuje jego dotyku, nie chcę niepotrzebnie drażnić Alucard'a, który toleruje moją obecność oraz nasz związek, ale średnio go popiera dopóki jestem śmiertelniczką. 

-Spokojnie, już oberwałem, ojczulek ciężką ma rękę - zaśmiał się nerwowo, spoglądając na mnie. -Usłyszał fragment naszej rozmowy, gdy mówiłem, że Cię nie przemienie - westchnął, po czym włożył ręce do kieszeni i uciekł wzrokiem. -Jutro wylatujemy do Bostonu, choć odrobinę normalności wróci - pokiwałam przytakująco głową. 

-Luca - zerknęłam na chłopaka, przysuwając się bliżej. -Ta kobieta, powiedziała mi, że Twój ojciec skrywa sekret i powinnam głębiej zastanowić się nad znaczeniem jego imienia, ponieważ przyłączam się do złej osoby, a Ciebie nazwała dzieckiem diabła - powiedziałam półszeptem. 

-Skąd wiesz, czy nie chciała Cię nastraszyć? - uniósł brew. -One przypadkiem nie wierzą w te całe amulety i zabobony? - wzruszyłam ramionami. -Z tego co mówił ojciec nie przepadają zbytnio za wampirami - dodał po chwili.

-Nie Luca, to nie to, gdy o nim wspomniałam dostrzegłam strach w jej oczach i coś czego nie potrafię wyjaśnić - zamyśliłam się.

-Nawet, jeśli nie jesteśmy w stanie go pokonać - wyszeptał, prawie że niemo.

-Masz, rację, ale możemy spróbować poznać prawdę - zasugerowałam, a Luca ledwie zauważalnie skinął głową. 

Gdzieś w jakiś bibioletach, czy archiwach musiały się zachować wzianki o wydarzeniach sprzed lat, lub zostały spisane mity, czy legendy o istotach nadprzyrodzonych. Jeśli Alucard liczy sobie ponad tysiąc lat, nie jest możliwym, że przez cały ten czas, żył niczym szczur w kanałach, niezauważony dla każdego. Nie jestem przekonana, czy na pewno chcę poznać prawdę, co jeśli nie będę w stanie jej znieść? Albo moje działania narażą Lucę? Mimo wszystko czuję, że powinnam się dowiedzieć, co tak mocno wystraszyło tę kobietę, to nie było normalne zachowanie. Podejrzewam, że w przeszłości jej losu przecięły się z wampirem, a samo spotkanie nie należało do tych przyjemnych, sądząc po jej reakcji. 
Czasem mam wrażenie, że przerasta mnie świat legend, ale z drugiej strony chcę wiedzieć o nim, jak najwięcej, pomimo towarzyszącego mi strachu. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top