Rozdział 14 Ofiara na tropie zwierzyny
Z samego rana zadzwoniła mama poinformować mnie, że znaleźli jej siostrę, ale niestety nie żyje. Sprawców nie ujęto, zgłoszenie przyszło anonimowo, a na miejscu nie znaleziono żadnych śladów sugerujących udział osób trzecich, prócz śladów na ciele denatki świadczących o tym, że przed śmiercią mogła być poddawana torturą. Natomiast dom, w którym znaleziono ciało, nie posiadał właściciela, ponieważ od kilku miesięcy stoi wystawiony na sprzedaż przez tutejszą agencję nieruchomości.
Serce mi się krajało, że nie mogłam powiedzieć mamie o prawdziwych sprawcach morderstwa cioci Amber, o przyczynie śladów na jej ciele, o tajemniczych ugryzieniach i o tym, że powinni na siebie uważać, ponieważ na wolności grasuje stuknięta wampirzyca, która zagraża wszystkim naszym bliskim.
Siedem czarnych róż - Siedem ofiar. Jedna czerwona róża - Maricruz.
Pozostało już tylko Sześć czarnych róż, a czas ucieka.
Najgorsze, że w dalszym ciągu nie wiemy, kto został przypisany pod pozostałe dwa kwiaty. Chyba że my źle główkujemy i nas w tym małym bukiecie nie ma, wtedy niewiadome są, aż cztery kwiaty.
Powinnam ostrzec brata, ale jak to zrobić, nie wyjawiając mu prawdy? Nie uwierzyłby mi w wampiry, pomyślałby, że zwariowałam, a Maricruz wykorzystałaby to przeciwko nam. Dodatkowo obawiam się, że Juan byłby zagrożony bardziej, niż na chwilę obecną. Wampirzyca zapewne wpierw zechce wykończyć wszystkich dookoła, a brata zostawi sobie na sam koniec, kiedy wymieni jedną zabawkę na drugą, czyli Juana na Luca.
-Carmen - nie zareagowałam, kiedy motocyklista wszedł do pokoju. -Zjedz coś, nie możesz cały dzień leżeć i płakać - usiadł na brzegu łóżka, odstawiając talerz z jedzeniem na stoliku nocnym obok.
-Nie mam czarnej sukienki - powiedziałam półszeptem, ociężale podnosząc się z łóżka.
-Pojedziemy kupić - pokiwałam przytakująco.
-Dziękuję - oparłam czoło o jego ramię. -Jak do tego doszło, że w tak krótkim czasie skomplikowałam całe życie -westchnęłam.
Luca momentalnie odsunął się ode mnie, odwracając wzrok. Najwidoczniej odebrał moje zdanie, jako to on byłby prowodyrem moich problemów, sądząc po jego reakcji. Zapewne większość z osób zgodziłaby się z tą tezą, ponieważ faktycznie najwięcej przykrych rzeczy zdarzyło się, kiedy moja znajomość z mężczyzną stała się nieco bardziej zażyła. Jednak ja nie odbieram tego w ten sposób. Luca nie jest winny działań Maricruz. Owszem wampirzyca, jak stwierdziła, wyczuła ode mnie wampira, co pobudziło u niej chęć polowania. Jednak równie i bez tego mogła zechcieć zabawić się ludzkim życiem, bo prawda taka, że i tak bym się z nią zapoznała, gdyż wepchnęła się jakimś cudem w naszą rodzinę. Zatem czy śmierć cioci, bądź zachowanie Maricruz jest skutkiem znajomości z Lucą? Nie, przynajmniej ja nie odbieram tego w ten sposób. Tutaj tylko i wyłącznie inna jest Maricruz i nikt więcej. Znalazłby się pewnie ktoś, kto by powiedział, że gdybym nie podbiegła do Luca, gdy kobieta ugodziła go nożem, Amber by żyła. Może by żyła, a może nie. Kto wiedział, że taki bieg zdarzeń przybierze ta sytuacja, choć, prawdę mówiąc, ciocia już od samego początku była martwa. Hiszpanka chciała po prostu odebrać jej życie, a przyprowadzenie do niej motocyklisty, nie miało na celu oszczędzenia życia Amber, wampirzyca zwyczajnie chciała sprawdzić nasze posłuszeństwo. Wszystko było dobrze zaplanowaną grą, tylko my za późno zrozumieliśmy jej zasady.
-Nie - spojrzałam na mężczyznę, smutno się uśmiechając. -Nie Luca - pokiwałam głową na boki, łapiąc go w międzyczasie za rękę. -To i tak by się stało - wstałam i pociągnęłam go za sobą do wyjścia. -Zakupy? - podałam mu kask z uśmiechem na twarzy.
Przed wejściem do galerii zadzwonił na mój telefon taty. Chciał poinformować mnie o miejscu oraz podać datę pogrzebu, a przy okazji chyba poprosić między wierszami o pomoc. Mama załamała się po stracie siostry i zasugerował, żebym z nią porozmawiała.
Trzy dni później
Niestety wszelkie próby rozmowy z moją mamą, nie dawały żadnego rezultatu. Najwyraźniej swój ból musiała przecierpieć w samotności. Dopiero kilku godzin po pogrzebie podczas stypy w rodzinnym domu zaczęła nieco bardziej otwarci rozmawiać z bliskimi oraz rodziną. Ja natomiast podczas całej ceremonii, jak i teraz trzymałam się na uboczu. Wszystko za sprawą sztucznie współczującej Maricruz. Potęgowały się we mnie niezliczone pokłady złości, którym nie mogłam dać upustu, ponieważ tylko ja znam prawdę. Dla wszystkich pozostałych obecna dziewczyna mojego brata nie jest przecież wyrachowanym mordercom bez skrupułów do osiągnięcia swojego celu. Widząc jednak, jak uśmiecha się do moich bliskich i jak bardzo stara się być przykładną synową, próbując za wszelką cenę pocieszyć moją mamę, krew się we mnie gotowała. Miałam ochotę przerwać, to przedstawienie, wykrzyczeć wszystkim prawdę o Maricruz, a następnie wytargać ją za te czarne kłaki z naszego domu. Jednakże gdybym tak postąpiła, to ja zostałabym wzięta za idiotkę, niż ona za morderczynię.
Napisałam wiadomość do Luca, czy może mnie zabrać z tej szopki, zanim pewnemu osobnikowi wydrapię oczy. Mężczyzna odpisał mi, żebym się wstrzymała z tym do jego przyjazdu, bo chętnie by zobaczył tę komicznie nierówną walkę.
Pożegnałam się z rodzicami, po czym wysłałam Luce adres domu i wyszłam na zewnątrz. Zdecydowanie bardziej wolałam poczekać na dworze, niż choćby minutę dłużej brać udział w tej farsie.
-Dlaczego unikasz Maricruz? - odwróciłam się i dostrzegłam wychodzącego z domu Juana.
-Unikam? - powtórzyłam wyraźnie znudzona jej tematem, wpatrując się w drogę przed siebie z nadzieją, że Luca był blisko i niedługo będzie, ratując mnie od rozmowy, z której nic nie wynika. -Pewnie znów sobie coś ubzdurała - wzruszyłam ramionami. -Brat, dlaczego ty z nią właściwie jesteś? Marnujesz się przy niej - spojrzałam na niego zmieniając temat.
-Nie zostawię matki mojego nienarodzonego dziecka - z trudem zdusiłam w sobie śmiech.
-Coś niezwykle płaski ma brzuch, jak na ciążę, tylko pozazdrościć -rzuciłam sarkastycznie. -Ty wiesz, że jeśli ktoś ci coś powie, nie musi, to być od razu prawdą? - westchnęłam.
-Pokazała mi test - zaśmiałam się.
Niestety z ciężkim sercem, ale muszę jej w jednym pogratulować. Przebiegłości i sprytu można jej jedynie pogratulować. Jeszcze nie miałam styczności z tak manipulatorską osobą
-Maricruz ostrzegała, że będziesz się tak zachowywać - uniosłam brew, spoglądając na niego z politowaniem w ciszy. -Mówiła, że nie układa Ci się w związku - ze zdumienia, aż otworzyłam ust, a oczy momentalnie dostałam duże, jak pięciocentówki.- Zasugerowała, że będziesz jej zazdrościć bycia mamą - wybuchnęłam śmiechem. Potrzebowałam długiej chwili na opanowanie emocji. -Może czas zmienić faceta, jak ten nie daje rady - spojrzałam za siebie na drugi koniec ulicy, gdy do moich uszu dobiegły hałasy motocykli z oddali.
-Niech zgadnę, słowa Maricruz? - zmierzyłam go wzrokiem. -Własny brat przeciwko mnie - pokręciłam głową na boki, stając bliżej krawężnika, gdy zobaczyłam nadjeżdżających mężczyzn. -A powiedziała Ci, dlaczego naprawdę powinna zostawić Lucę? -spojrzał na mnie zaskoczony. -Bo twoja dziewczyna ma na niego chęć, a ja jej w tym przeszkadzam - podeszłam bliżej do motocyklisty, kiedy zatrzymał się obok nas.
Znajomi Luca machnęłam mi na powitanie, odpowiedziałam uśmiechem, a następnie założyłam kask, który przywiózł mi brunet i z jego pomocą wsiadłam na motocykl. Sukienka niestety nie jest odpowiednim strojem, ale nie miałam nic w domu rodziców na zmianę. Na szczęście była wystarczająco długa, abym mogła swobodnie na niej usiąść i wsunąć ją jeszcze pod nogi, żeby jakoś ją przytrzymać i jednak nie świecić czym nie trzeba podczas jazdy. Za radą motocyklisty przysunęłam się też najbliżej, jak tylko mogłam. Tym sposobem nie musiałam się martwić zbytnio o sukienkę.
-Polecam Ci zabrać ją na usg, testy ciąże nie oddają prawdy! - krzyknęłam do brata, złośliwie się uśmiechając, ale pod kaskiem nie był w stanie dostrzec tego gestu.
Odjechaliśmy grupą spod mojego domu. Trochę mi ulżyło, że udało mi się jej zagrać na nosie, minimalnie, ale zawsze coś. Ciekawa jestem, jak się w tego wytłumaczy, gdy wyjdzie na jaw, że jednak nie jest w ciąży. Ewentualnie, nie przemyślałam tej jednej rzeczy, zechce się zemścić zapewne za zdemaskowanie jej i pokrzyżowanie delikatnie jej niecnego planu względem mojego brata.
Kilka godzin później ku mojemu zaskoczeniu, że wyszło na moje, zadzwonił do mnie brat, przyznać mi rację. Maricruz pod wpływem nacisku Juana na zapisanie do lekarza oraz ponowne wykonanie testu w jego obecności, przyznała się, że nie jest w ciąży, po czym wściekła opuściła mieszkanie. W duchu się cieszyłam z jej zdemaskowania, ale z drugiej strony obawiałam się, co to znaczy dla mnie. Szczerze wątpię, aby puściła tę sprawę mimo uszu. W końcu podważyłam jej słowo, a także nadszarpnęłam zaufanie Juana względem niej.
Streściłam rozmowę Luce, a on skwitował, to następującym zdaniem: Rozglądaj się dwa razy uważniej, niż dotychczas. Ciężko się z nim nie zgodzić, rozwścieczyłam ją jeszcze bardziej, a mało tego, dzień wcześniej odpisałam na jej wiadomość, że i tak Luca w swoje łapska nie dostanie, bo wpierw musiałaby przestać być taką dwulicową żmiją. W odpowiedzi na tę uwagę otrzymałam emotkę trupiej czaszki, więc chyba się troszkę zdenerwowała.
Walka z nią równa nie będzie, szczególnie kiedy w grę wchodzą nasze rodziny, ale nie pozwolę się złamać. Stanę z nią twarzą w twarz, choćbym miała polec w tym starciu i zacznę od teraz, bo coś za długo Luca nie wraca, a miał iść tylko do sklepu po papierosy, które jak sam stwierdził, miał wiele razy rzucić i teraz byłaby dogodna sytuacja, ponieważ jako wampir nie potrzebuję ludzkich ,,przyjemności". Jednak zmienił zdanie, gdyż to jego ostatnia uchowana rzecz z przeszłości, świadcząca o jego człowieczeństwie, a teraz na pewno już mu nie zaszkodzą.
Poszłam sprawdzić do sklepu naprzeciwko, czy mężczyzna tam jest i problem w tym, że go nie zastałam. Spytałam nawet ekspedientki, czy obsługiwała motocyklistę w czarnej bluzie z kolczykiem w nosie oraz widocznym na szyi tatuażem. Zmartwiłam się, kiedy mi przytaknęła, że był tutaj, ale zapłacił za papierosy i wyszedł.
Do mnie nie dotarł, zatem coś musiało się stać. Sprawdziłam pobliskie uliczki, nie znalazłam go, natomiast jego telefon milczał. Pytałam nawet ludzi, ale na darmo. Dopiero od pary staruszków, którzy siedzieli w pobliskiej kawiarni, dowiedziałam się, że rozmawiał z jakimś mężczyznami.
Zatem wniosek wysnuwa się jeden. Skoro wyszedł ze sklepu i nie wrócił do mnie, a ktoś go zatrzymał oraz telefon jest poza zasięgiem, nie wróży to nic dobrego. Luca w życiu nie zostawiłby swojego motocykla, a tym bardziej nie zniknął bez słowa.
Co powinnam zrobić? Poczekać jeszcze chwilę i łudzić się, że wróci? Dzwonić do upadłego, pytać ludzi? Jest problem i to duży. Nie zawiadomię policji o jego zniknięciu, bo zapewne stoi za tym Maricruz. Nie zdziwiłabym się, gdyby była, to zemsta.
Zadzwoniłam do brata, dowiedzieć się, czy Maricruz wróciła do domu, oczywiście pod pretekstem, czy już się pogodzili. Powiedział mi, to czego się obawiałam - nie wróciła do tej pory oraz nie odbiera od niego telefonów.
Muszę coś wymyślić, ale sama nie dam rady. Potrzebuję pomocy. Zadzwoniłam do Kelly, to moja przyjaciółka, kocha teorie spiskowe, więc zachowa pewnie tajemnicę dla siebie.
Luca zostawił kluczyki od motocykla w stacyjce, więc postanowiłam odwieźć jego maszynę do domu. Nie mogę go tak zostawić, dobrze, że posiadam prawo jazdy z odpowiednimi kategoriami, gorzej, że nie jeździłam pojazdami od kilku lat, bo wyszłam z założenia, że są mi zbędne.
Wsiadłam na motocykl Luca, podałam Kelly w SMS-ie adres domu i pojechałam powoli na miejsce, żeby się z nią spotkać.
Opowiedziałam wszystko Kelly, łącznie z historią Maricruz. Przez pierwsze pięć minut wpatrywała się we mnie w ciszy z niedowierzaniem. Następnie uznała, że postradałam rozum, a kiedy pokazałam jej ślad na nadgarstku po ugryzieniu Luca, zaczęła z krzykiem biegać wokół własnej osi, bo tak się rozpędziła w swoich teoriach, że przez dobre dziesięć minut nie byłam w stanie jej przetłumaczyć, że nie zmienię się teraz w wampira. Finalnie po godzinie i dwóch filiżankach melisy, uwierzyła w mojej opowieści. Obiecała zachować dla siebie powierzoną jej tajemnicę. Ufam, że słowa dotrzyma, ponieważ nigdy wcześniej nie zawiodłam się na niej.
Zatem skoro mam teraz sojusznika, czas obmyślić plan. Nie wiem jeszcze jaki, gdyż nie widzę tutaj rozsądnego rozwiązania.
Jednak tak, jak Maricruz napisałam - nie dostanie Luca w swoje łapska.
-Potrzebujemy wampira! - krzyknęła niespodziewanie Kelly. -Same nie mamy szans, zabiją nas, zanim zdążymy się zbliżyć - dodałam bez wcześniejszego entuzjazmu.
-Skąd ja ci wampira wezmę? - spojrzałam na nią z politowaniem. -Wiem! - zerwałam się na równe nogi.
-Carmen? - spojrzała na mnie z niepokojem.
-Lubisz ryzyko? - uśmiechnęłam się szyderczo, wyciągając do niej rękę. -Ubieraj się - podała mi dłoń, odwzajemniając mój uśmiech, po czym z moją pomocą podniosła się z podłogi.
-Co chcesz zrobić? - zapytałam, ubierając kurtkę.
-Zapolować - puściłam jej oczko, a kobieta spojrzała na mnie porozumiewawczo.
(...) człowiek czasem musi się udać na polowanie, by odkryć, czego się boi.
-Marieke Lucas Rejneveld, Mój mały zwierzaku.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top