Rozdział 12 Polowanie
Zadzwoniłam do brata i z bardzo wielkim trudem ustaliłam z nim godzinę spotkania na dziś wieczór. Widzę, bardzo im zależy na czasie, jeśli chodzi o poznanie Luca. Natomiast mi coraz bardziej nie podoba się, to wszystko. Mamy spotkać się w Mission Hill, gdyż Maricruz wymyśliła, że wybierzemy się do Laughing Monk Cafe, która specjalizuje się w kuchni tajskiej.
Luca przyjechał po mnie motocyklem, co oczywiście nie umknęło uwadze mojej współlokatorki, która za wszelką cenę próbowała dowiedzieć się, czym tym zamaskowanym motocyklistką jest tajemniczy uciekinier ze szpitala. Tak teraz sobie myślę, że jednak mogłam jej dosłownie wszystkiego o nim nie mówić, ponieważ to mi się obecnie życie komplikuję, gdyż jej za długo oszukiwać się nie da, a ja jestem dość kiepska w wymyślaniu wymówek. Z naszej dwójki, to zawsze ona była lepsza w kłamaniu, dlatego najczęściej wykorzystywałam przyjaciółkę do krycia mnie przed rodzicami. W czasie, gdy oni myśleli, że u niej nocuję, ja spotykałam się z chłopakiem. Tym samym, którego później przepędził mój brat.
-Mam, tak dużo wątpliwości - pomyślałam na głos, ubierając kask, który podał mi Luca. -Zdajesz sobie sprawę, że pewnie nie będzie, to miłe spotkanie? - wsiadłam na miejsce pasażera i położyłam dłoni na baku.
-Z wampirzycą, nigdy - odrzekł, energicznie ruszając z miejsca.
-Zwolnij! - uderzyłam go w kask, otwartą dłonią. -Ty może jesteś nieśmiertelny, ale ja nie jestem! - krzyknęłam.
-Szybciej? - mężczyzna zaśmiał się, po czym odkręcił manetkę bardziej.
-Luca! - ponownie go pacnęłam. -Pożałujesz, niech ja tylko zsiądę! - zawołałam i objęłam go pasie, przysuwając się nieco bliżej do niego.
Jakoś wyjątkowo szybko dojechaliśmy na miejsce docelowe, a gdy moje stopy zetknęły się ponownie z ziemią, myślałam, że umrę. Trzęsłam się gorzej, niż galaretka. Okropne uczucie, nie dość, że niepewnie czuję się w tej dziwnej pochylonej pozycji na jego ścigaczu, to jeszcze need for speed'a mu się zachciało. Chciałam mu nagadać, jak tylko zdjęłam kask, ale Juan z Maricruz już czekali na nas przed restauracją, więc ugryzłam się w język na razie.
Zachowaliśmy sztuczne uprzejmości, przedstawiając się ponownie każde każdemu, po czym weszliśmy do środka. Usiedliśmy przy stoliku na końcu sali, dzięki temu byliśmy trochę na uboczu i nie musieliśmy przedzierać się między tłumami. Zamówiliśmy z bratem makaron po tajsku z papryczką chilli oraz grillowanymi warzywami i do tego polecaną przez kelnera herbatę jaśminową. Wampiry również wybrały, to samo, ale im zwyczajnie wszystko jedno co zjedzą, bo to tylko gra pozorów dla Juana.
Z początku każdy trzymał fason, sztuczność wprost się z nas wylewała, ale im dłużej razem przebywaliśmy, tym bardziej garda opadała, aż finalnie kurtyna całkiem opadła. I tak jestem pod wrażeniem, że Maricruz tak długo wytrzymała bez uszczypliwości, ale może dlatego, że miała zajętą buzię jedzeniem, więc nie gderała za dużo.
-Jak długo się znacie, że pozwalasz mu na takie rzeczy? - kobieta puściła mi oczko, prowokacyjne uśmiechając, po czym spojrzała na mojego brata i wskazała palcem na swoją szyją.
Dlaczego mam wrażenie, jakby za wszelką cenę próbowała zdemaskować Lucę przed Juanem? Choć, co by z tego miała? Wtedy również jej mroczne oblicze wyszłoby na jaw, czyżby o to właśnie jej chodziło?
-Nie uważasz, że niegrzecznie jest zaglądać innym do łóżka? -odezwał się Luca, widząc moje zakłopotanie związane z jej pytaniem.
-Maricruz, on ma rację, zachowuj się - brat zwrócił jej uwagę, co widocznie kobiecie się nie spodobało, ponieważ dosłownie zabiła mnie wzrokiem.
Szczerze marzyłam, żeby już wrócić do domu. Czułam się osaczona, nie przepadam za takimi spotkaniami, a za spotkaniami, na których jestem non stop atakowana, tym bardziej nie przepadam. Luca złapał mnie za rękę, dodając odrobinę otuchy, ale nie wystarczająco na odparcie kolejnego ataku.
-Jak sądzicie - oparła łokcie o stół, splotła dłonie i podparła na nich podbródek. -Gdyby jedno z was mogło żyć wiecznie, wasz związek by trwał, jakby drugiego było staruszkiem? - zaśmiała się.
-Kochanie, co cię dzisiaj opętało? - zganił ją Juan.
-Zwykłe pytanie - wzruszyła ramionami. -Ja bym cię kochała - pocałowała ukochanego w policzek. -Ciekawa jestem po prostu, czy ich związek jest taki trwały, jak nasz - uśmiechnęła się sztucznie. -I czy jakby mimo rozłąki, wciąż by za sobą byli? - ścisnęłam nieco mocniej dłoń Luca.
-Rozłąki? - powtórzyłam zdezorientowana. -Jeśli zerwiemy, to oczywiste, że pójdziemy w swoje strony - skłamałam.
-Nie miałam na myśli zerwania - nachyliła się nad stołem. -Jakbyś zniknęła? - aż otworzyłam szerzej oczy zdumiona jej słowami.
-Jak zniknie, znajdę ją - motocyklista mrugnął do Maricruz, a następnie wstał, wciąż trzymając mnie za dłoń, przy okazji zgarnął swój kask z kanapy. -Skarbie, na nas chyba czas, nie sądzisz? - przytaknęłam, po czym również wzięłam kask i podążyłam za brunetem do wyjścia. -Zadeklarowała się - szepnął mi do ucha.
-Co to znaczy? - spytałam, starając się trzęsącymi dłońmi zapiąć kask.
-Że powinnaś uważać - mężczyzna pomógł mi z klamerką, po czym przyciągnął do siebie i objął. -Przepraszam, przeze mnie zostałaś wciągnięta w ten świat - pogładził mnie po plecach.
Odjechaliśmy z miejsca, zanim para zdążyła dołączyć do nas przed lokalem. Wiedziałam, że to spotkanie będzie złym pomysłem. W dodatku nie wiem, jak mam interpretować zdanie, że zadeklarowała, co to znaczy? I kto teraz jest zagrożony? Tylko ja? Luca? Juan? Ja mam zrozumieć, że ona rozpoczęła jakieś niezrozumiałe dla mnie polowanie, a to spotkanie było demonstracją jej siły? Świetnie, jakbym mało problemów na głowie obecnie miała. Przecież ja nie mam najmniejszych szans z wampirzycą.
Zapytałam o to Luca, co mam robić w takiej sytuacji. Stwierdził, że najlepiej jakby się ukrywała, ale ona i tak z łatwością wytropi mnie po zapachu. Wystarczyło poznać bliżej tajemniczego motocyklistę, żeby stać się zwierzyną łowną, niesamowite jak moje życie było prostsze, gdy żyłam w nieświadomości i chyba bardziej mi się podobało, jak mam być szczera. Chociaż z drugiej strony nie uważam, że znajomość z wnukiem pani Estelli stała się moim przekleństwem, ponieważ chętnie poznałabym lepiej nieznany dla śmiertelnika świat. Zresztą i tak już całkiem przypadkowo się w niego zagłębiłam.
Nie wiadomo, kiedy Maricruz zechce wszcząć polowanie, ale uważnym trzeba być od teraz. Gdyż może złożyć mi wizytę dziś, a równie dobrze za dwa tygodnie. Jednak sądząc po kobiety narwanym charakterze i tym, że nie potrafiła się nawet pohamować przy Juanie. Nastąpi, to szybciej, niż nam się wydaję. Dlatego Luca zasugerował, abym dziś noc spędziła w domu jego babcia, by w razie czego mógł mieć na oku. Przystałam na tę propozycję po długich negocjacjach. Gryzło się, to z moim sumieniem. Nie chciałam nadużywać gościnności mojej podopiecznej, zwłaszcza pod jej nieobecność. Uważałam, to za niestosowne, ale patrząc z perspektywy prywatnej, ani pracy, to przecież nie raz się nocowało u kogoś z przyjaciół, bądź u chłopaka. Jednak w tym wszystkim był jeszcze jeden aspekt nie do przeskoczenia - Luca. Znamy się krótko i źle czuję się, wplątując go w swoje problemy, bo tak naprawdę gdybym nie dała się sprowokować dziewczynie brata i nie zabrała motocyklisty na spotkanie z nimi, tego całego zajścia by nie było. Ja doprowadziłam do tego chaosu i jeszcze nie potrafię się przed nim ochronić. Motocyklista ma rację, że powrót do mieszkania, które dzielę z przyjaciółką, jest ryzykowną opcją, ponieważ nie obronimy się nawet we dwie. Przeklęta przewaga siły i szybkości, plus narażam niepotrzebnie Kelly na niebezpieczeństwo. Zatem zgodziłam się pojechać z Lucą do jego domu.
Ciężko było mi usnąć. Myślałam o wczorajszym wieczorze i czy mogłam rozwiązać tę sytuacją jakoś inaczej, aby teraz nie działo się, to wszystko.
Podeszłam do okna, chcąc zaczerpnąć świeżego powietrza i dobrze, że nie zdążyłam odsłonić do końca firanki, ponieważ po drugiej stronie ulicy dostrzegłam przyglądającą się domowi sylwetkę. Niestety ze względu na porę dnia oraz dzielącą nas odległość nie byłam w stanie rozpoznać, czy obserwuje nas kobieta, a może mężczyzna. Kiedy odchodziłam od okna, postać nagle zerwała się do biegu. Momentalnie przez głowę przebiegła mi myśl, że nieznajomy zaobserwował ruch i teraz jest gdzieś w pobliżu domu. Nie tracąc, ani minuty więcej pobiegłam do pokoju Luca. Na szczęście mężczyzna nie spał, a grzebał coś w telefonie. Opowiedziałam mu o całym zajściu, a w odpowiedzi usłyszałam, że Maricruz nie traci czasu i najprawdopodobniej rozpoczęła polowanie. Krew mi odpłynęła, szczególnie gdy mówił, to z takim spokojem.
Mężczyzna polecił mi, abym została w jego pokoju, natomiast on sprawdzi dom oraz ogród.
Luca długo nie wracał, a mnie zżerało zdenerwowanie na przemian z poczuciem winy. Jeszcze trochę i wydeptałabym ścieżkę w tych panelach od nerwowego krążenia w kółku po pokoju.
-Co tak długo?! - wykrzyczałam z ulgą na jego widok.
-Martwiłaś się? - uniósł brew, zadziornie uśmiechając.
-Luca! - zganiłam mężczyznę.
-Carmen! - spojrzał na mnie. -Dom czysty, na zewnątrz również nikogo nie stałem, ale ktoś się tutaj kręcił - pokazał mi czarną róże, którą trzymał w ręku. -Leżała przed drzwiami wejściowymi - wyjaśnił, widząc moje zakłopotanie.
-Czarna róża jest symbolem pożegnań - wydukałam z trudem. -To musiała być Maricruz - opadłam na łóżko bezradnie na łóżko, łapiąc się za głowę.
-Odpocznij, wyczuję jeśli ktoś będzie się kręcił w pobliżu. Wątpię, żeby próbowała wejść do domu, raczej będzie chciała nas wywabić - położyłam się. -Na otwartym terenie ma większe szanse - odrzucił róże na biurko.
-Chodź tu - wyciągnęłam rękę do mężczyzny. -Nie będziesz spał na kanapie. W końcu to ja zajęłam Ci łóżko - mężczyzna wahał się nad decyzją, ale po moich namowach uległ i położył się na drugiej połowie.
-Gapisz się - odwrócił głowę w moją stronę, spoglądając na mnie pytająco.
-Wybacz - uśmiechnęłam się. -Ale wcześniej tego nie dostrzegałam. Twoja uroda oraz cera jest niemalże idealna - przyłożyłam palec do jego policzka. -Tylko jesteś nieco chłodniejszy - zaśmiałam się cicho. -A nie powinieneś mieć czerwonych oczu, czy coś w tym stylu? - zażartowałam.
-Za dużo filmów - przekręcił się na bok w moją stronę. -Mój wygląd nie uległ zbytniej zmianie, jedynie cera, ale nie jestem blady i nie mam czerwonych oczu, jak twoje filmowe wampiry - zaśmiał się. -Jedyna wada, to temperatura ciała, ale jestem na wpół martwy, więc nic zaskakującego - westchnął. -Właśnie, jak się czujesz, że masz martwego znajomego? - zażartował.
-Nie przeszkadza mi to - uśmiechnęłam się. -Nie przeszkadza mi też twój chłodny dotyk - zerknęłam na dłoń mężczyzny, którą odgarnął niesforny rudy kosmyk włosów z mojej twarzy. -Będziesz obok? - spytałam, przypominając sobie o grasującej, gdzieś w pobliżu Maricruz. -Dziękuję - przysunęłam się bliżej bruneta.
-Śpij - odwzajemnił mój uśmiech, prostując lewą ręką, abym mogła położyć głowę na jego ramieniu.
Mały gest, ale wystarczający, żeby ukoić moje obawy i dać poczucie bezpieczeństwa. Czasem zastanawiam się, jak to możliwe, że większe zaufanie mamy do osób nowo poznanych, niż tych, które znamy kilka lat. Świat działa na pokręconych zasadach. Nie wiem, jak działa w naszym przypadku, ale największy paradoks polega na tym, że przy nim czuję się bezpieczniej, niż przy swoim bracie, czy przyjaciółce. W momencie kiedy powinno być na odwrót. W końcu to on skrywa mroczną tajemnicę, której nie posiadają moi bliscy. Tymczasem ja pragnę pokazać mu, że świat, który go skrzywdził, może okazać się jeszcze łaskawy. Hm, a może właśnie ten sekret i powierzenie mi go, sprawił, że przestałam obawiać się tego co potencjalnie powinnam. Wbrew pozorom oddał mi w moje ręce swoje życie i pozwolił o nim zadecydować po części. Mogłam wyjawić prawdę o nim na przykład cioci. Sprawa zagubionego ciała by się rozwiązała, ona nie musiałaby obawiać się konsekwencji, a nim zapewne zainteresowałyby się specjalne służby, natomiast później kto wie, jakby się dowiedzieli o możliwościach samoregeneracji, czy innych ponad ludzkich cechach. Jednak ja zachowałam prawdę dla siebie. I choć powinnam chcieć ratować lekarską reputację cioci Amber, wolałam ratować jego.
Czy nasza znajomość wyjdzie nam na dobre, a może pogrąży nas bardziej, nie wiem...
Wiem jednak, że on potrzebuje mnie, a ja potrzebuję jego.
"Bratnia dusza to ktoś, kto wyzwala w nas najlepsze uczucia. Bratnie dusze nie są doskonale, jednak są doskonale dla nas..."
-John Gray
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top