Prolog
Nie wiem jak to się stało... Znowu ją zwyzywałem i porównałem do najgorszych śmieci. Czy tak traktuje się przyjaciela?! Raczej nie. Nie potrafiłem wrócić do domu i spojrzeć im w oczy, a konkretnie w jej.
Co mogłem zrobić? No jak to co, poszedłem do pierwszego lepszego baru i schlałem się do nieprzytomności. Tak było najwygodniej i najłatwiej. Zapomniałem na chwilę o całym bożym świecie.
Rano obudziłem się w łazience. Byłem sam i spałem rozwalony na całą kabinę. O dziwo nie byłem obrzygany ani nic z tych rzeczy. Zebrałem swoje graty oraz siebie samego i wróciłem do domu. Nie chciałem płakać. Co się stało, to się nie odstanie. Mleko się wylało. Ona mi wybaczy, ba ona zawsze wybacza. Szedłem już pod dom, kiedy poczułem czyjś wzrok na moich plecach. Mimowolnie odwróciłem się, aby zobaczyć kto to jest, ale nikt za mną nie stał. Chyba już mi bije na łeb od tego alkoholu. Albo zaczynam świrować.
Wpełzłem po schodach, aby po chwili znaleźć się przed drzwiami mojego mieszkania. Wchodząc, zobaczyłem cały zespół w holu. Oni chyba płakali, a raczej na pewno. Każdy z nich pociągał nosem i wycierał łzy. Nawet Sehun, a to już o czymś świadczy, bo zazwyczaj wygląda jakby był wiecznie wkurzony. Może ktoś umarł, albo chcą rozwiązać Nasz zespół?! Popatrzyłem na nich wszystkich, marszcząc brwi, ale każdy unikał mojego wzroku. Nie podoba mi się to.
-Chłopaki, co się stało? - Zapytałem, chcąc przerwać niezręczna ciszę w pomieszczeniu.
-A jak myślisz? Rozejrzyj się i zgadnij kogo tutaj brakuje?!-Warknął na mnie Baekhyun
Zrobiłem to, co kazał i stwierdziłem, że wszyscy są. Brakuje tylko Krystal. Ona pewnie też poszła odreagować wczorajszy incydent.
-Gdzie ona jest? - Zapytałem spokojnie.
Niestety nikt mi nie odpowiedział. Wszyscy patrzyli na mnie, ale bali się cokolwiek powiedzieć. Wkurwiłem się, bo nigdy się tak nie zachowywali.
-A pierdolcie się wszyscy! Nie chcecie mówić, to nie. Sam pójdę i z nią pogadam! Nie potrzebuje waszych rad, a najlepiej, to wsadźcie je sobie w dupę! -Krzyknąłem, mierząc ich wzrokiem.
Pobiegłem na górę, a następnie z impetem wpadłem do pokoju i rzuciłem się na łóżko. Banda pajaców odstawia cyrk na dole. Moja głowa znalazła się na poduszce, ale coś blokowało mi możliwość swobodnego wtulenia się w jej materiał. Podniosłem się do pozycji siedzącej i wziąłem kopertę, która była wszystkiemu winna. Szybko ją otworzyłem i zajrzałem do środka. Znajdowała się na niej tylko mała karteczka, a na niej tylko:
"To Koniec.
~K."
To są chyba żarty! Szybko wstałem z łóżka i ponownie zbiegłem na dół. Zespół wciąż krzątał się po holu i kuchni. Nie wytrzymałem i krzyknąłem na całe gardło.
-GDZIE ONA DO CHOLERY JEST?!
-Wyjechała jakąś godzinę temu. Wróciła do domu, do rodziny, do swojego szczęścia i życia - Odpowiedział spokojnie Suho, nawet na mnie nie patrząc.
-Jak to wróciła do rodziny?! My jesteśmy jej rodziną!- krzyknąłem, nie umiejąc nad sobą zapanować.
-Dostała szansę studiowania na wymarzonym uniwersytecie. Wczoraj dostała list od brata, a dziś wyjechała. Nie mieliśmy serca jej zatrzymywać, to była jej decyzja.-Słysząc lodowaty ton Chena miałem ciarki na plecach.
-Ale to tutaj jest jej miejsce. Przy nas. Miała zostać do czasu, aż oddam jej pamiętnik. Miała zostać ze mną na bardzo długo, na zawsze!
-A po chuj miała tu zostawać?! Odpowiedz mi na to pytanie.Ciągle ją obrażałeś, wyzywałeś od dziwek, kurw i zakłamanych szmat. Sam kazałeś jej spierdalać i trzymać się od Ciebie z daleka.- Baek był na skraju wytrzymałości. Podszedł do mnie i patrzył głęboko w oczy.- Bądźmy szczerzy. Wyjechała, bo miała dość tej sytuacji, jaka tu panuje, tego jak była traktowana. Nie dziwię jej się. Gdybym tu nie mieszkał, a Ty nie byłbyś częścią zespołu, to dostałbyś ode mnie po ryju, jak opuszczałbym mieszkanie. Doceń to, że opuściła nas bez scen i histerii, a co najważniejsze - bez pretensji do Nas wszystkich!
-A co jej zrobiliśmy? Traktowaliśmy ją jak członka rodziny. Miała wszystko.- powiedziałem pewnie, przeważając wzrostem nad chłopakiem.
-Tak, to prawda. My ją tak traktowaliśmy.-Podszedł do mnie jeszcze bliżej i przyparł do ściany, łapiąc dłonią moją szyję. - Ale Ty zastanów się, jak wobec niej się zachowywałeś i przemyśl to, co się wydarzyło!
Po tych słowach puścił mnie i kręcąc głową, odszedł. Nie popatrzył na mnie. Upadłem na ziemię i masowałem krtań za którą mnie trzymał. Miał racje. Miał Cholerną rację. Ona odeszła od Nas. Wręcz uciekła, ale ode mnie.. To wszystko moja wina. Moja.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top