Fourteen ☙
Chanyeol POV
Nie uśmiechało mi się wracać do domu. Podoba mi się tutaj. Jest ciągle ciepło, plaże, laski z całego świata. Żyć nie umierać. Czego chcieć więcej?
Przyjechałem tu w jednym konkretnym celu - po Kris, ale chyba nie będzie mi dane jej znowu zobaczyć. No przecież w ciągu godziny nie wpadnę na jej brata, wujka, ciotkę czy siostrę prawda?
Łażenie po ulicach Los Angeles jest bardzo ciekawe, tak samo jak woda w klozecie. Nawet nie wiem czy większych emocji nie doznam w tym kiblu. Nie dość, że ciemno to jeszcze z facetami jest coś nie tak. Idę sobie jak prawilny przechodzień i uczestnik ruchu drogowego, a jakiś typek na mnie włazi. Drze mordę jakby go ze skóry obdzierali, a nawet bardziej. Ja chyba jestem jedynym normalnym człowiekiem na tej planecie.
-Czy Ty jesteś jakiś ułomny, że prosto po chodniku nie umiesz iść?!-Wymachiwał rekami na wszystkie strony. Jakby nadał tempa, to przypominałby wiatrak. - Ty ja Cię skądś kojarzę?
-Niemożliwe, przyjechałem tu na wakacje. – Pokręciłem głową, żeby wyprowadzić go z błędu.
-Nie, ja Cię kojarzę. Ty Jesteś Chanyeol! - wskazał na mnie palcem. Tak przy okazji powinien go umyć czy coś. Higiena nie boli. -To Ty zabrałeś mi dziewczynę! Jesteś z siebie zadowolony, łosiu?! Zerwała zaręczyny, bo nagle odwidziało Ci się być samemu i sprzątnąłeś mi ją sprzed nosa!
-JA CI NIC NIE ZROBIŁEM. NAWET NIE ZNAM TWOJEJ DZIEWCZYNY, A TYM BARDZIEJ CIEBIE MATOLE JEDEN! MAM PRZELITEROWAĆ CZY ZROZUMIAŁEŚ PRZEKAZ?!
-Nagle nie znasz Krystal?! Co, przeleciałeś i zostawiłeś?! - Podszedł i wycelował we mnie palec.- I ona zostawiła mnie dla Ciebie . Nawet jakbym był pedałem, to bym się za Tobą nie obejrzał.
-Nikt Ci nie każe, a teraz spierdalaj, bo marnujesz czas i tlen.
Nie dane mi było odejść, bo Frajer przyłożył mi prosto w szczękę. No chyba sobie żartuje. Dobra, znam Krystal, ale prawdopodobieństwo, że chodzi o nią jest równe 0. No z drugiej strony zwrócił się do mnie po imieniu, więc może to coś znaczy? Raczej na pewno. Nie pozostając mu dłużnym, dostał sierpowego w twarz. Te godziny na siłowni robią swoje.
Ja nie jestem tchórzem, ja tylko efektownie wychodzę z miejsca zdarzenia. Nie chciałem się bić, po co komu agresja. Jak tamten upadł, kopnąłem go w małego i zwiałem. To nie tchórzostwo, to osiąganie życiówki na 100 metrów. W momencie kiedy oddaliłem się na bezpieczną odległość odetchnąłem z ulgą. Chyba muszę wyjaśnić parę spraw.
***
Następnego dnia wsiadłem grzecznie do samolotu i poleciałem do domu. Całą podroż sprawdzałem portale społecznościowe. Zastanawiam się tylko co za debil wpadł na pomysł, że ja się będę rzucał z mostu. Co drugi artykuł jest o mojej domniemanej próbie samobójczej. Trochę to śmieszne, bo się dziewczyny martwią i błagają, żebym nie opuszczał tego świata. Cóż, ja się nigdzie nie wybieram, jak na razie...
Z lotniska pojechałem taksówką do domu. Chcę do łóżka i spać. To jest moja misja na najbliższe 8 godzin. Wszedłem na nasze piętro i otworzyłem drzwi kluczem. Na wstępie usłyszałem krzyki i wrzask. Ludzie cisza!
Rozglądnąłem się po pomieszczeniu. gdzie wszystko wyglądało jakby huragan przeszedł. Cała grupa siedzi w kuchni i drze się jeden na drugiego. Podszedłem do nich i wrzasnąłem - WRÓCIŁEM BARANY! - Wszyscy się odwrócili i strzelili zaskoczoną minę. Nie żebym tu mieszkał czy coś...
-Wyglądacie jakbyście zobaczyli ducha.
-No gdzie Ty byłeś ? I nie mów, że po skarpetki, bo dwa dni Cię nie było!-Suho zaczął przesłuchanie.
-Zwiedzałem. - Mruknąłem w odpowiedzi.
-Mamy lokatora. Na razie mieszka z Baekiem i Tobą, ale jutro będzie już w oddzielnym pokoju. -Oznajmił wesoło Sehun.
-Grupa nam się powiększa? - Zdziwienie chyba było dość widoczne. - Jeden dzień mnie nie ma, no dobra dwa, a wy sobie nowych przyjmujecie?!
-To nie do końca tak...
-A jak? Gdzie ten szczyl?
-Odwróć się. - Baekhyun wskazał głową na przestrzeń za moimi plecami.
-Ciebie też miło widzieć Channie. – Usłyszałem głos, którego w tym miejscu nie spodziewałbym się nigdy w życiu.
KRYSTAL WRÓCIŁA! CHYBA SIĘ POSIKAM. STOP. CHWILA. JEDNAK NIE.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top