Walentynki?

Spojrzałam na zegarek i westchnęłam z frustracją. Dochodziła pierwsza w nocy, a ja zrobiłam dopiero dwanaście porcji czekoladek. Przeklinając święto zakochanych i mój głupi pomysł, żeby w tym roku wszystkie słodycze przygotować na własną rękę, podeszłam do stołu i zajęłam się pakowaniem gotowych słodkości. Walczyłam ze zmęczeniem, pilnowałam rozpuszczonej czekolady na gazie i sprawdzałam stan słodyczy postawionych do wystygnięcia. Żałowałam, że nie zdecydowałam się na kupienie większości prezentów. Wtedy mogłabym zrobić tylko kilka pudełek dla najważniejszych osób.

Kiedy skończyłam pakować czekoladki dla kolegów z klasy, siatkarzy z Karasuno i chłopaków z klubu gimnastycznego, zajęłam się dużo większym bombonierkami. Dla taty, Akatsu, Oikawy i Tobio miałam przygotowane po dwadzieścia sztuk. Ostatnie trzydzieści przeznaczone było dla mojego wspaniałego chłopaka. Uśmiechnęłam się na myśl o całym dniu spędzonym z blondynem. Miałam zamiar wyciągnąć go na randkę, gdyż moje i jego treningi, szkoła i inne zajęcia, nie pozwalały nam na to zbyt często. Założyłam za ucho kosmyk włosów i westchnęłam, przypominając sobie, że Kei był ostatnio jakiś markotny. Chodził smutny albo wściekły, nie odpisywał mi na wiadomości, ostatnio nawet nie odebrał mnie z wtorkowego treningu.

Około trzeciej zapakowałam ostatnie pudełko i wszystkie paczki wrzuciłam do torby treningowej, która nadawała się wręcz idealnie do przenoszenia czekoladek, gdyż wszystkie pudełka zmieściły się bez problemu. 

— Wszystkiego najlepszego z okazji dnia czekolady, Yuki — mruknęłam, patrząc na zegarek. Czternasty luty należał do jednych z moich ulubionych dni w roku, jednak kilogramy zrobionych przeze mnie czekoladek sprawiły, że miałam dość tego święta na najbliższe dwa lata.

Weszłam do pokoju i rzuciłam się z ulgą na łóżko, nie zwracając uwagi na chrapiącego obok Akatsu.

***

Przemierzałam korytarze liceum z wielkim uśmiechem na twarzy. To zdecydowanie był mój dzień. Oikawa nawinął się rano, gdyż uparł się, że przyjdzie po swojego przyjaciela, żeby razem poszli do szkoły, więc skreśliłam go już z listy mężczyzn do obdarowania czekoladkami. Tacie zostawiłam pudełko w gabinecie razem z krótką notatką, a Akatsu dostał swoją paczkę zaraz po śniadaniu. Koledzy z klasy też dostali swoje czekoladki. Tak samo jak Kageyama, który uśmiechnął się nawet, próbując jednej z nich. Niestety nie mogłam przyjść na trening chłopaków, więc zostawiłam prezenty u Kiyoko. Zostało mi już tylko kilka paczek, które musiałam dać kolegom z klubu i mojemu trenerowi. Jednak zastanawiało mnie, co się dzieje z Tsukkim. Dzwoniłam do niego kilka razy, zostawiłam mu około szesnastu wiadomości i dowiedziałam się, że nie ma go w szkole. Zaczynałam się poważnie martwić.

Po raz ostatni sprawdziłam telefon, oczekując odpowiedzi od chłopaka, po czym z westchnieniem weszłam do klasy.

***

Trening dłużył się niemiłosiernie. Omal nie zabiłam się przy skoku Amanary i prawie skręciłam kostkę przy lądowaniu na równoważni. Wszystko przez to, że cały czas zastanawiałam się, co się dzieje z moim chłopakiem.

Przeszłam dobrze już znaną mi drogą do domu Tsukishimy i zapukałam. Otworzyła mi jego mama, po czym posłała mi szeroki uśmiech i wpuściła do środka.

— Kei jest chory — powiedziała. — Już nie mam do niego siły. Choruje stosunkowo rzadko, ale jak już mu się zdaży, to zachowuje się jak dziecko. Potrafi być naprawdę nieznośny.

Zaśmiałam się.

— Spokojnie, proszę pani, już ja się nim zajmę — zapewniłam i mrugnęłam do kobiety.

— No ja myślę — westchnęła. — Może przy tobie się trochę opamięta.

— Jest u siebie? — zapytałam, wskazując drzwi do pokoju blondyna.

— Tak, tak. Idź — odparła pani Tsukishima i uśmiechnęła się. Podziękowałam skinieniem głowy i podeszłam do drzwi. Zapukałam kilka razy, a gdy chłopak nie raczył się odezwać, weszłam do środka. Blondyn spał na łóżku twarzą do ściany. Kołdra walała się po podłodze, a Kei leżał skulony, z okularami na nosie. Poczułam ciepło w sercu, widząc chłopaka w takim stanie i przykryłam go. Usiadłam obok niego i zdjęłam mu okulary, które po chwili odłożyłam na stolik obok. Oparłam się plecami o ścianę i położyłam głowę blondyna na swoich kolanach. Głaskałam go po włosach, wpatrując się w jego twarz. Kiedy spał, zupełnie nie przypominał Tsukishimy Kei'a. Wyglądał zupełnie jak niewinny anioł. Prawda jednak była zupełnie inna.
Delikatnie przyłożyłam dłoń do czoła chłopaka i uniosłam brew, czując pod palcami nienaturalne ciepło. Podniosłam głowę, gdy pani Tsukishima otworzyła drzwi do pokoju syna. Stanęła w progu i uśmiechnęła się na nasz widok. Postawiła na stoliku nocnym dwie herbaty i talerzyk z tabletkami.

— Dopilnujesz, żeby wziął leki? — zapytała szeptem. Kiwnęłam głową z uśmiechem. Kobieta odpowiedziała tym samym i położyła mi dłoń na ramieniu. — Dziękuję.

Patrzyłam zdziwiona jak wychodzi z pokoju, a gdy w końcu oderwałam wzrok od drzwi, ponownie zajęłam się głaskaniem chłopaka. Czynność ta ma to do siebie, że potrafi być uzależniająca. To jak ze zwierzątkami. Kiedy się już zacznie głaskać kota czy królika, ciężko jest przestać. Tak samo było z blondynem. Był moim małym, puchatym stworzonkiem, wymagającym stałej opieki, a dopóki spał i nie próbował gryźć, chciałam to wykorzystać.

Pocałowałam go w czoło i zamknęłam oczy. Nie tak wyobrażałam sobie ten dzień, ale cóż może być lepszego od ukochanego w twoich ramionach? Cichego ukochanego, który nie rzuca skarkastycznych uwag, nie prycha z dezaprobatą i nie robi tych swoich min?

Chłopak jęknął cicho i poruszył głową. Otworzył powoli oczy i spojrzał na mnie.

— Matsuzawa? — zapytał.

— Majaczysz w gorączce — powiedziałam. — I nie masz okularów. To nie mogę być ja.

— O czym ty do mnie mówisz, kobieto? — westchnął. — Nawet w domu musisz mnie nachodzić? Nie mogę wziąć dnia wolnego?

— Nie w takie święto, kotku — odparłam, nie przestając głaskać go po włosach. Chłopak poderwał się lekko i spojrzał na mnie z lekkim przerażeniem.

— Masz urodziny? — zapytał.

— Nie...

— Rocznica? Nie, też nie — mruknął.

— Kei, kiedy mam urodziny? — spytałam.

— Dziewiętnastego kwietnia — odparł bez wahania.

— A rocznica?

— Dwudziesty czwarty października — odparł równie pewnie.

— Skarbie, mamy luty — uświadomiłam go, marsząc brwi. Do tej pory chłopak idealnie radził sobie z wszelkimi datami, więc dlaczego teraz nie mógł skojarzyć faktów?

— Ale dzisiaj jest dwunasty, prawda? — zapytał.

— Czternasty — poprawiłam go i przyłożyłam mu dłoń do czoła. Chłopak odepchnął ją delikatnie.

— Dzień czekolady — mruknął.

— Tak — odparłam, udając złość. — Robiłam dla ciebie czekoladki do trzeciej w nocy, a ty nawet nie raczyłeś pamiętać o święcie.

— Matsuzawa, ja...

— Hej — powiedziałam, widząc niepokój na twarzy blondyna. — To był żart, Kei. Co jest?

— Nic — mruknął i odwrócił wzrok. — Mogłabyś podać mi okulary? Chciałbym cię widzieć.

Sięgnęłam po czarne oprawki ze stolika i podałam je chłopakowi. Następnie chwyciłam leżący obok termometr. Pomachałam nich blondynowi przed twarzą i uśmiechnęłam się.

— Nawet nie waż się protestować — powiedziałam. Chłopak przewrócił oczami i otworzył lekko usta. Wsunęłam urządzenie między wargi blondyna, które tak bardzo chciałam pocałować i ponownie wplotłam palce we włosy chłopaka. Blondyn położył głowę na moich kolanach i westchnął. Sięgnęłam po kubek herbaty, stojący na stoliku i upiłam łyk. Po kilku minutach wyjęłam termometr z ust chłopaka i przysunęłam bliżej twarzy.

— Kei, nie umieraj — powiedziałam, widząc dość wysoki odczyt.

— Nie mam zamiaru — prychnął i zamknął oczy. — Tak mnie wszystko boli — jęknął cicho.

— Wiem, skarbie — szepnęłam, głaszcząc go po policzku. — Napijesz się herbaty?

— Nie.

— To weź chociaż leki.

— Nie.

— Kei...

— Nie.

Westchnęłam zirytowana i spojrzałam na niego ze złością.

— Weź je, proszę — szepnęłam. Blondyn mruknął coś niezrozumiale. — Kei, do cholery, weź to świństwo, bo zostawię cię na pastwę twojej mamy, a ona nie będzie dla ciebie taka dobra — zagroziłam.

— Właściwie to...

— Kei!

— Dobra — warknął, po czym sięgnął po tabletki, leżące na stoliku i połknął je, popijając herbatą. Otarł usta wierzchem dłoni i spojrzał na mnie ze złością. — Zadowolona?

— Bardzo — odparłam i pocałowałam go w nos. Chłopak położył się ponownie na moich kolanach i zamknął oczy. Zdjęłam mu okulary i odłożyłam z powrotem na stolik. Chwyciłam komórkę ze stolika i odblokowałam ją.

Ja: Jestem u Tsukkiego, zostanę na noc. Kocham cię <3

Mama: Ja ciebie też, Yuki. Pozdrów ich ode mnie.

Ja: Dobrze ^^

Odłożyłam telefon i pocałowałam chłopaka w czoło.

— Masz pozdrowienia — wyszeptałam i oparłam głowę o ścianę, zamykając oczy.

***

— Matsuzawa — jęknął chłopak, łapiąc mnie za nadgarstek. — Błagam, wyłącz to światło.

Rozejrzałam się po ciemnym pokoju i spojrzałam na niego ze zdziwieniem. Jedynie uliczna latarnia rzucała przez okno bladą poświatę.

— Kei, światło jest zgaszone — powiedziałam. — Na pewno dobrze się czujesz? — zapytałam z troską.

— Nie... Czuję się fatalnie. Zasłoń okno — jęknął. Spełniłam jego prośbę i ponownie usiadłam obok chłopaka.

— Kei...

— Spiszesz mój testament? — mruknął, zasłaniając oczy przedramieniem i pociągnął nosem.

— Nawet się nie waż umierać — warknęłam. — Co ja bez ciebie zrobię?

— Matsuzawa... — jęknął z bólem. Spojrzałam na jego rozpalone policzki i twarz wykrzywioną w grymasie. Pogłaskałam go po policzku. Cierpiałam razem z nim. Nie mogłam patrzeć jak się tak męczy.
Wstałam powoli i ruszyłam w stronę łazienki. Z szafki pod umywalką wyjęłam czysty ręcznik i zmoczyłam go w chłodnej wodzie. Wykręciłam go kilka razy i ruszyłam z powrotem do pokoju blondyna. Weszłam do pomieszczenia i od razu położyłam kompres na czole chłopaka. Kei westchnął cicho, przykładając dłoń do ręcznika. Uklęknęłam przy łóżku i splotłam nasze palce.

— Nie wiem jak ci jeszcze pomóc — wyznałam. Chłopak mruknął cicho.

— Po prostu... Nie zostawiaj mnie — powiedział. Uśmiechnęłam się lekko. Czy on właśnie przyznał, że mnie potrzebuje? Nachyliłam się nad chłopakiem, chcąc skraść jeden mały pocałunek. Blondyn przyłożył mi rękę do twarzy i otworzył oczy.

— Co ty robisz? — zapytał. — Zgłupiałaś?

— Kei...

— Zarazisz się.

— Oj, daj spokój — westchnęłam. — To tylko...

— Nie. Nie możesz się rozchorować. Rio, pamiętasz? Musisz trenować.

— Jeden tydzień nie robi różnicy. Poza tym, skąd ta pewność, że się rozchoruję? Może mam większą odporność?

— Szkoda, że nie mózg — mruknął. Złapałam go za nadgarstki i przycisnęłam je do materaca po bokach jego głowy. Delikatnie musnęłam jego wargi swoimi i uśmiechnęłam się złośliwie.

— Tak, to było bardzo głupie — przyznałam. — Ale właśnie tego najbardziej potrzebowałam.

Kei zarumienił sie, o ile było to możliwe z uwagi na jego i tak rozpalone do czerwoności policzki, po czym odwrócił wzrok.

— Nie będę się tobą zajmował — poinformował mnie.

— Nie musisz mi się odwdzięczać — powiedziałam. Chłopak przyciągnął mnie do siebie i wtulił twarz w moje włosy.

— Dziękuję — szepnął. — Jesteś najlepszym, co mnie w życiu spotkało.

Zatkało mnie i przed kilka długich sekund analizowałam słowa blondyna. Uśmiechnęłam się pobłażliwie i odsunęłam od niego. Złożyłam krótki pocałunek na jego czole i pogłaskałam go po policzku.

— Przez tę gorączkę gadasz głupoty — westchnęłam. Blondyn skrzywił się. 

— Nie, Matsuzawa. Ja naprawdę tak myślę — powiedział, patrząc mi w oczy, po czym odwrócił wzrok. — Ja... Kocham cię.

Kiedy dotarło do mnie znaczenie słów chłopaka uśmiechnęłam się szeroko i pocałowałam go. Może i będę chora. Trudno. Ale po takim wyznaniu, nie mogłam się powstrzymać.

— Ja ciebie też, Kei — szepnęłam.

—————————&————————

Wyczytałam, że w Japonii zamiast walentynek obchodzi się Dzień Czekolady, kiedy to kobiety obdarowują wszystkich ważnych dla nich mężczyzn czekoladkami. Ale spokojnie, dokładnie miesiąc później panowie odwdzięczają się paniom ^^

Mam nadzieję, że podobał wam się walentynkowy shot. Wesołego dnia zakochanych 💓

~Beth

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top