Prolog
— Przecież on mnie zabije — powiedział chłopak z przerażeniem. Spojrzałam na niego i poprawiłam kostium.
— Daj spokój, nie może się wściekać. To w końcu nie twoja wina. Na pewno nie będzie tak źle — powiedziałam i poklepałam brata po ramieniu, wchodząc na halę. Kłamałam. Trener od zawsze mnie faworyzował, a jego szczerze nienawidził. To przez jego liczne kontuzje, które sprawiały że często opuszczał treningi. Czasami mój brat naprawdę potrafił być niezdarą.
— Życz mi powodzenia — powiedział, kierując się w stronę męskiej części klubu. Westchnęłam i podeszłam do trenerki.
***
Wylądowałam w idealnym półprzysiadzie i wyprostowałam się, uśmiechając się do trenerki. Kobieta pokazała mi kciuk w górę i odwróciła się do blondynki, ćwiczącej akurat na równoważni. Otrzepałam dłonie z talku i zerknęłam na ćwiczących chłopaków, szukając wzrokiem brata. Kiedy nigdzie go nie dostrzegłam, ruszyłam w stronę szatni. Nie zastanawiając się długo, weszłam do męskiej i zobaczyłam bruneta, siedzącego na ławce. Kolana podciągnął pod brodę i wpatrywał się w ścianę. Usiadłam obok niego i położyłam mu dłoń na ramieniu.
— Co jest? — zapytałam. Chłopak westchnął.
— Odchodzę — powiedział, a ja omal nie zachłysnęłam się powietrzem.
— Co?!
— Znowu się na mnie wydarł — odparł. — A potem totalnie mnie olał. Jak mam coś osiągnąć z trenerem, który nie zwraca na mnie uwagi.
— Przejdzie mu — powiedziałam, sama nie wierząc w swoje słowa. — A poza tym tu nie chodzi tylko o wygrywanie.
— Przestań — mruknął. — Łatwo ci mówić. Jesteś świetna, wszystko ci wychodzi, trenerzy cię uwielbiają. Osiągniesz szczyt. A ja?
— Nie mów tak — westchnęłam. Nie miałam pojęcia jak pomóc bratu. Mimo że byliśmy bliźniakami i niemal czytaliśmy sobie w myślach, w tamtej chwili nie wiedziałam co powiedzieć, nie wiedziałam co chciał usłyszeć.
— Znajdę sobie inne hobby — powiedział. — Dłużej tu nie wytrzymam.
— To może zapiszemy się na taniec? — zaproponowałam, uśmiechając się lekko.
— Jak to "my"? — zapytał zszokowany. — Nie odchodzisz! Nie pozwolę ci na to!
— Ale...
— Nie! — przerwał mi, chwytając mnie za ręce. — Nie możesz tego rzucić! Widzę, że to kochasz, całym sercem. Gimnastyka jest dla ciebie wszystkim. Nie pozwolę ci zrezygnować, kiedy tyle już osiągnęłaś.
— Ale...
— Cicho! Zostajesz i koniec. Musisz pojechać na olimpiadę i wygrać! Dla mnie i dla Japonii, jasne! Zostaniesz mistrzynią.
Uśmiechnęłam się i kiwnęłam głową.
— Pójdę powiedzieć trenerowi, że jest imbecylem i starym dziadem bez jakiegokolwiek doświadczenia — powiedział czternastolatek. Zaśmiałam się.
— Nareszcie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top