Część siedemnasta

Yamaguchi otworzył zeszyt od angielskiego i zaczął czytać poprzedni temat. Wpatrywałem się w ścianę na drugim końcu korytarza. Po chwili zza zakrętu wyszła Matsuzawa i jej czarnowłosy "przyjaciel".

— Zrobiłam ci śniadanie — powiedziała do niego. — Tym razem jest to coś japońskiego.

— Poważnie? — zapytał chłopak z niedowierzaniem. — Ty i japońska kuchnia?

Dziewczyna wyjęła z torby plastikowe pudełko i wręczyła je Kageyamie.

— Musiałam wstać pół godziny wcześniej żeby zrobić i tobie i Akatsu, więc mam nadzieję, że będzie ci smakować — powiedziała.

— Wszystko co kiedykolwiek ugotowałaś było przepyszne, więc sądzę, że tym razem nie będzie inaczej.

Matsuzawa zaśmiała się cicho.

— Dzięki, Tobio-chan.

I w tym momencie przestałem ich słuchać. Westchnąłem, co nie umknęło uwadze Tadashiego. Chłopak podniósł wzrok znad zeszytu i spojrzał na mnie współczująco.

— Tsukki, nie jestem głupi.

— Yhym.

— Widzę, że coś się dzieje.

— Ta.

— Nie uciekaj od problemów.

Spojrzałem na niego obojętnie. Chłopak wzruszył ramionami, jakby chciał powiedzieć żebym nie zwracał uwagi na jego gadanie.

— Uważam, że powinieneś z nią porozmawiać — dodał i wrócił do nauki. Spojrzałem na Matsuzawę w chwili, gdy ze śmiechem mierzwiła włosy Kageyamie.

— Pójdę się wyrzygać — poinformowałem Yamaguchiego i ruszyłem w stronę wyjścia ze szkoły.

***

Matsuzawa Yuki

— Hejka — powiedziałam, widząc Oikawe, siedzącego na moim łóżku. Akatsu siedział na swoim i przeglądał magazyn sportowy.

— Dobry wieczór, Matsucchi — uśmiechnął się Tōru.

— Cześć, Yuki — mruknął Akatsu, nie podnosząc nawet wzroku znad czasopisma. — Oikawa zostaje na noc.

— Ale super! — powiedziałam z uśmiechem. — To co robimy? Maraton Harrego Pottera? Igrzysk Śmierci? Więźnia Labiryntu? O! A może jakieś anime?

— Litości, siostra — jęknął Akatsu. — Dopiero co przeszliśmy całe Until Dawn. Oczy mnie bolą od gapienia się w telewizor. Tak na marginesie, na następne urodziny poproszę Rise of the Tomb Raider.

— Następnym razem dostaniesz książkę — prychnęłam.

— O! Pamiętasz ten horror, który oglądaliśmy tydzień temu? Ten z tą tablicą!

— Ouija? — zapytałam. Akatsu pstryknął palcami.

— Dokładnie.

— Ja wiem, że ty nie raz upadłeś na głowę — westchnęłam. — Ale błagam cię. Duchów ci się zachciało? Głupi jesteś?

— No nie gadaj, że się boisz — zaśmiał się. — Yuki, no weź. Chyba nie wierzysz w te brednie?

Przewróciłam oczami.

— Jesteś idiotą. Zagrajmy w Monopoly.

— Zgoda — odezwał się Oikawa, który w międzyczasie zdążył dobrać się do moich zeszytów. — Masz śliczne pismo, Matsucchi.

— Dziękuję — odparłam. — Idę po grę. Spróbujcie nie przywoływać żadnych zjaw, dobra?

***

— Matsu-chan, nie możesz zamknąć mnie w więzieniu — Oikawa pociągnął nosem.

— To tylko dwie kolejki — westchnął Akatsu.

— Będę tam bardzo samotny, proszę, nie rób mi tego.

Akatsu wpatrywał się w szatyna dobre dwie minuty.

— Niech ci będzie — prychnął.
   
— Sprzeciw! — zawołałam.

— Nie masz nic do gadania — warknął Aktsu, rzucając kostką. Prychnęłam z irytacją. Szatyn przeliczył posiadane pieniądze i sięgnął po kartę ze sklepem jubilerskim.

— Akatsu, ja wiem, że oszukujesz — powiedziałam.

— Jak można oszukiwać w monopoly?! — obruszył się szatyn.

— Jesteś bankiem. Pewnie masz w rękawie schowane jakieś pięć tysiaków.

— Jedyne co mam w rękawie, to asa na was, frajerzy! — zaśmiał się.

— Matsucchi, on nas obraża — Oikawa zmarszczył brwi.

— Spokojnie Tōru, ja mam dwa — zapewniłam z mściwym uśmieszkiem.

Akatsu obrzucił mnie podejrzliwym spojrzeniem i oddał mi kostkę.

— Yukiiii... Jestem głodny — jęknął po chwili.

— A co mnie to obchodzi — prychnęłam. — Idź do Oikawy. To on kupił spożywczaka.

Tōru wyszczerzył zęby w uśmiechu i przesunął swój pianek na pole "Wielka wygrana".

— Ha! Szach-mat! — zawołał.

— Oikawa-chan, to nie ta gra — powiedziałam. Akatsu parsknął śmiechem.

— Wiecie co? To w sumie lepsze niż Until Dawn.

***

— Ej! Oikawa, gdzie ta ręka!? — zawołałam.

— Jaka ręka przepraszam bardzo!? Gdzie ty masz tę rękę do cholery!? — Akatsu spojrzał na przyjaciela z wściekłością. Gdyby nie fakt, że graliśmy w Twistera i moja dłoń musiała znajdować się na zielonym polu, strzeliłabym sobie porządnego facepalma.

— Na żółtym... — jęknęłam. — A wylosował zielony. Akatsu, umyj te swoje brudne myśli.

Szatyn spłonął rumieńcem, a Tōru zaśmiał się cicho.

— Nigdy bym nie tknął twojej małej siostrzyczki, Matsu-chan — powiedział.

— Wypraszam sobie! — obruszyłam się.

Oikawa zakręcił strzałką.

— Lewa noga, zielony — powiedział. Przygryzłam wargę i przyjrzałam się planszy.

— Najłatwiej mi będzie zrobić szpagat — mruknęłam. Akatsu prychnął.

— Przestań szpanować. Ja też umiem szpagat.

— Uuu... Chętnie to zobaczę — Oikawa uśmiechnął się wymownie.

— Może lepiej nie — odparł Akatsu, odwracając wzrok.

— Prawa ręka na niebieski — poinformowałam Tōru. Szatyn bez problemu wykonał polecenie.

— Łatwizna.

Akatsu wyciągnął rękę i obrócił strzałką.

— Yuki, lewa noga na czerwony — powiedział.

— Już się robi — odparłam i wygięłam się w mostku, zabierając tym samym przestrzeń Oikawie, który z hukiem upadł na Akatsu. Zaśmiałam się, wstając.

— I weź tu, kurna, z nią graj — warknął szatyn.

***

— Noc szczerości! — zarządziłam, siadając na łóżku obok Oikawy i opierając się o niego ramieniem. Akatsu patrzył na nas z podłogi, na której miał już przygotowane posłanie.

— Ty zaczynasz — powiedział.

— Jak to się stało, że się przyjaźnicie? — zapytałam. — Jakby nie patrzeć, Oikawa jest starszy o całe dwa lata.

— Połączyła nas prawdziwa miłość — wyjaśnił Tōru.

— Braterska miłość — sprecyzował Akatsu. Oikawa przytaknął.

— Twój brat chciał dołączyć do klubu siatkówki.

— Co?! — zawołałam z niedowierzaniem.

— Miałem kryzys taneczny — powiedział Akatsu. — Chciałem przerzucić się na siatkówkę, ale okazało się, że jestem beznadziejny — zaśmiał się. — Tōru chciał mnie poduczyć i tak jakoś wyszło...

— Że jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi — uśmiechnął się Oikawa. — Teraz moja kolej. Matsucchi, prosze cię o całkowitą powagę — chłopak przybrał minę godną prokuratora. Zaczęłam się bać. — Czy coś łączy cię z Kageyamą, poza... przyjaźnią?

— Co?! Nie! — zawołałam. — Boże, nie! Naprawdę! Skąd ci to przyszło do głowy?

Oikawa wzruszył ramionami.

— Akatsu mówił, że...

— Zamorduje cię — warknęłam w stronę brata. Szatyn uniósł ręce w obronnym geście.

— Tak to czasem wygląda, Yuki! — powiedział.  — Może ty nic nie... Pomyślałaś, że to może być... no wiesz... friendzone?

— Cholera — jęknęłam. — Nie... To niemożliwe... Tobio by... Nie!

— Jak tak chcesz — Akatsu wzruszył ramionami. — Okay, teraz ja. Oikawa, czy ty mi podrywasz siostrę?

Tōru uśmiechnął się przebiegle.

— Jedyną osobą, która obecnie podrywam jesteś ty, Matsu-chan — odparł i mrugnął do szatyna. Akatsu zmierzył przyjaciela podejrzliwym spojrzeniem.

— Czasami zastanawiam się czy ty mówisz serio — powiedział.

— Absolutnie — uśmiechnął się Oikawa, podczas gdy ja dusiłam się ze śmiechu.

— Naprawdę? — zawołał Akatsu, rumieniąc się. Tōru wybuchnął śmiechem. Oparłam się o szatyna nie mogąc się opanować. — Ej, ty tak serio? Oikawa? No powiedz mi! Żartujesz prawda? Tōru!

—————————§————————

Maraton 3/5

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top