W blasku dnia XV

Drisnaira o mało nie zagwizdała z zachwytu na widok kolekcji zbroi Maraga. Najwyraźniej mężczyzna miał sporą słabość do przebrań; w żaden inny sposób nie mogła wyjaśnić, dlaczego zebrał tego aż tyle. Och, w żadnym razie nie zamierzała ganić go za próżność. Uwielbiała przecież się przebierać i każdy strój, który zakładała, musiał mieć odpowiednią symbolikę. Na przykład fakt, że przyszła do króla złodziei w pancerzu imitującym mundur, ale bez miecza, miał symbolizować pokojowe zamiary i ukrytą prośbę o wsparcie. A może to właśnie przez tę słabość nadała działaniom Maraga większy sens, niż miały one w rzeczywistości? Może podobna garderoba była po prostu czymś niezbędnym, gdy rządziło się Gildią Złodziei?

Tak czy inaczej to, że Marag tak szybko od rozmowy przeszedł do działania, podniósł Drisnairę na duchu.

– To bardzo piękna zbroja – zauważyła, pomagając mu dopasować napierśnik.

– Twój komplement jest jeszcze słodszy, pani, zważywszy na to, że sam ją wykułem – odparł Marag z szelmowskim uśmiechem.

– Nie spodziewałam się takich zdolności po złodzieju.

– Nikt rodzi się, aby kraść, moja pani.

Uwadze Drisnairy nie umknęło, jak często spoglądał na nią ukradkiem spod rzęs lub opierał dłoń na jej ramieniu, pozbywając się jednocześnie swego nieprzyzwoitego stroju, a odziewając się stosownie do walki. Do tej pory Roth, nie licząc ojca i Myuletha, był jedynym mężczyzną, któremu pozwoliła się do siebie zbliżyć. I nie miała tu na myśli samej odległości. Doskonale zdawała sobie sprawę, że powiedziała mu znacznie więcej niż powinna, że swoim zachowaniem zdradziła niemal wszystko, co leżało jej na sercu.

Jednak nie tylko ta dziwna otwartość, której Drisnaira się po sobie zupełnie nie spodziewała, stanowiła problem. Księżniczka nie miała pewności, jak powinna się zachowywać wobec Maraga. Bliskość króla złodziei działała na dziewczynę dziwnie odurzająco. Nie mogła mu odmówić ani uroku, ani dziwnej zmysłowości, która kusiła księżniczkę za każdym razem, gdy tylko znalazł się zbyt blisko. Jego nietypowa pozycja społeczna dodatkowo wszystko komplikowała. Dris żałowała, że nie omówiła tej wyprawy z wujem. Z pewnością dałby jej jakąś dobrą radę czy dwie. Może nawet postanowiłby pójść razem z nią? Och, to mogłoby uchronić ją przed tą absurdalną sytuacją, w którą tak ochoczo sama się wpakowała. 

– Do czego zatem ty się urodziłeś? – spytała spokojnie. Nawet na chwilę nie mogła zdjąć swojej niewidzialnej maski. Marag zdobyłby wtedy przewagę, której mogłaby nie zdołać już mu odebrać.

Odsunęła się od niego na kilka kroków, aby móc lepiej przyjrzeć się pancerzowi. Naprawdę był wspaniały. Wąskie płytki czarnego metalu przeplatały się z równie ciemnymi pasmami grubej skóry. Miała okazję podnieść kilka części i nie mogła wprost się nadziwić, jak były lekkie i elastyczne. Taka zbroja nie tylko gwarantowała swojemu właścicielowi doskonałą ochronę, ale i nie zmuszała go do dźwigania nieludzkich ciężarów. Wymarzona ochrona dla skrytobójcy. Drisnaira uśmiechnęła się z uznaniem.

– Tak jak mój ojciec miałem zostać płatnerzem – wyznał Marag, krzywiąc się nieznacznie. – Od najmłodszych lat uczyłem się jak hartować metal, aby mógł być jak najlżejszy i najwytrzymalszy. Matka zawsze śmiała się, że wymachiwałem młotem jeszcze zanim nauczyłem się chodzić i mówić.

– Dlaczego zatem... – zaczęła Dris, ale szybko ugryzła się w język. – Może nie powinnam o to pytać?

Zaśmiał się w odpowiedzi i pokręcił gwałtownie głową tak, że czarne włosy rozsypały mu się po ramionach.

– Teraz to żadna tajemnica, pani – odparł. Chociaż silił się, aby zachować pogodny wyraz twarzy, wiedziała, że wspomnienia przynosiły mu ból. Drisnaira nie potrafiła ocenić, czy aż tak źle radził sobie w ukrywaniem emocji, czy też naprawdę zamierzał się przed nią otworzyć. – Moja matka była piękną kobietą i pochodziła z bardzo zamożnej rodziny. Gdyby nie to, że ojca szanowali wszyscy możni w Kel, a swoją pracę potrafił dobrze sprzedać, nigdy nie dane byłoby im zostać małżeństwem. Niestety, matka miała wielu wysoko urodzonych zalotników, którym nie spodobało się, że wygrał z nimi zwykły płatnerz.

Drisnairze coraz mniej podobała się ta opowieść. Jednak znając początek – chciała również poznać zakończenie. Chciała poznać przeszłość, która ukształtowała jej nowego sprzymierzeńca. Zwłaszcza, że miała niebywałą okazję, by usłyszeć to prosto z jego ust i być może odkryć kryjące się za wspomnieniami słabości.

– Co dalej? – spytała niby mimochodem, poprawiając jednocześnie metalowe płytki na ramieniu złodzieja, by nie ocierały o siebie przy zginaniu ręki.

– Nie mogli się go tak po prostu pozbyć, nie zwracając na siebie niczyjej uwagi. Jednak słowa potrafią szkodzić bardziej niż ostrze miecza. Nie tylko przestali naprawiać u niego swoje zbroje, ale i zaczęli rozpuszczać plotki, jakoby ojciec był partaczem. Nie wszyscy oczywiście w to uwierzyli, ale odeszło od niego wystarczająco wielu klientów, aby stracił swą pozycję i dawne bogactwo.

Nie przestając mówić, Marag ujął Drisnairę pod ramię i zaprowadził do stojącej pod ścianą ławy. Usiedli tak blisko, że ich ramiona i kolana ocierały się o siebie. Nie stawiała oporu wyłącznie dlatego, że jego dotyk był bardzo delikatny i gdyby chciała, w każdej chwili mogłaby mu się wyrwać.

Złodziej westchnął i zamknął oczy, chcąc najwyraźniej zebrać myśli. Drisnaira wykorzystała tę chwilę jego nieuwagi, by ocenić rozmiary kolekcji przebrań i pospiesznie utrwalić w pamięci wszystkie kolczugi, ozdobne szaty i bronie. Pochłaniała wzrokiem delikatne, bogato zdobione tkaniny, proste szaty i paradne zbroje. Był tu nawet mundur pałacowego strażnika! Gdyby tylko tego zapragnął, król złodziei mógł stać się dosłownie każdym, od zabiedzonego posługacza do podstarzałego arystokraty. Dris omal nie uśmiechnęła się pod nosem na widok kilku sukni ciężkich od koronek i koralików. Ciekawe, czy którejś z nich musiał kiedykolwiek użyć?

– Wtedy poszli do ojca mojej matki i oznajmili, że jego córka żyje w ubóstwie – podjął nagle. – To natomiast wystarczyło w zupełności, aby unieważnić małżeństwo. Niedługo potem matka ponownie wyszła za mąż, a to do reszty zniszczyło ojca. Zachorował ciężko i zmarł kilka miesięcy później.

– A twoja matka?

– Nowy mąż dowiedział się, że przesyłała mi pieniądze i pobił ją tak mocno, że nie miałem serca znów prosić o pomoc. Próbowałem skontaktować się z dziadkiem i uświadomić mu, że los matki jedynie się pogorszył, ale najwyraźniej czerpał zbyt wiele korzyści z tego małżeństwa, by w ogóle zwracać na mnie uwagę. Musiałem zacząć jakoś na siebie zarabiać. Ale kraść było łatwiej.

Choć zakończył tę pełną goryczy historię głośnym śmiechem, Drisnaira poczuła drżenie jego dłoni, gdy próbował ukryć ból. W myślach szukała słów, którymi mogłaby podnieść go na duchu. Nie znalazła żadnego. Współczucie nieczęsto ją odwiedzało, dlatego nie do końca wiedziała, jak powinna zareagować. Bardzo ostrożnie oparła głowę o ramię złodzieja i powstrzymała przed powiedzeniem czegokolwiek, bo niespecjalnie ufała swojemu językowi. Potrzebowała silnego sojusznika, a nie użalającego się nad swym losem niedoszłego rzemieślnika, którego jedynym sukcesem jak na razie było wprawienie jej w zakłopotanie.

Przez dłuższą chwilę Marag nawet nie drgnął, zapewne równie zaskoczony jej zachowaniem, co ona sama, potem jednak odsunął się powoli i spojrzał na Drisnairę z nieśmiałym rozbawieniem.

– Zapewniam cię, pani, że nie zamierzałem wykorzystać tej opowieści, aby się do ciebie zbliżyć.

„Oby" – pomyślała Dris, na głos powiedziała jednak z uśmiechem:

– Daremny byłby to wysiłek, bo nie po to tu przyszłam.

– Wiem, moja pani. Doskonale rozumiem, jakie jest moje miejsce w twych planach. Nie spocznę, dopóki nie znajdę zabójcy księcia Caseniela. Jeśli istnieje jakikolwiek sposób, aby uniknąć wojny, znajdę go – obiecał Marag przyciszonym głosem.

– A jeśli tobie się nie uda, ja znajdę sposób, by tę wojnę wygrać.

Sposób w jaki marszczył brwi czy zaciskał wargi zdawał się mieć ukryte znaczenie, ale Drisnaira nie była pewna, czy chciała je poznać. Wstali powoli, Marag jednak nie odstąpił od niej, zupełnie jakby obawiał się, że jeśli teraz pozwoli jej odejść, już nigdy nie zdołają się spotkać. Nie potrafiła, a może raczej nie chciała go odepchnąć. Jego nieoczekiwane przywiązanie wydało się jej całkiem urocze. Czuła ciepły oddech na policzku i delikatny żar promieniujący przez całe jej ciało. Wiedziała doskonale, że właśnie zdobyła bardzo ważny pionek, który może okazać się kluczowy dla wszystkich jej planów, zarówno obecnych, jak i przyszłych.

– Zabójca Caseniela nie dałby rady wedrzeć się do zamku i zabić Nalyatha – zauważyła szeptem. – Gości nie odstępowano na krok, a strażnicy dostali rozkaz, by zwracać uwagę na wszystko, ze szczególnym uwzględnieniem Nalyatha. Bardzo chciałam go przesłuchać i ktoś najwyraźniej wykorzystał fakt, że kupiec na dłuższą chwilę został sam. W tych okolicznościach śmiem przypuszczać, że zdrajca doskonale orientuje się w tym, co dzieje się w Kel i w samym pałacu.

– Nie zdziwiłbym się, gdyby spiskowców było więcej – westchnął Marag. – Nie zdziwiłbym się również, gdyby byli osobami z twojego najbliższego otoczenia, pani. Musisz zachować ostrożność. Nikomu nie powinnaś teraz ufać.

– Tobie również?

– Mnie w szczególności.

Zaśmiała się cicho.

– Ty również uważaj, panie. Skrytobójca, który posłał strzałę Casenielowi, może kryć się wśród twoich ludzi. Jeśli rozejdzie się wieść, że pracujesz teraz dla mnie, twoje życie może być zagrożone.

– Ta myśl nie daje mi spokoju. Ale nie przejmuj się, proszę, sprawami Gildii. Sam sobie z nimi jakoś poradzę. Czy rozkazałaś strażnikom pilnować bram miasta?

– To było jedno z moich pierwszych poleceń.

– Cudownie. Zatem istnieje spora szansa, że zabójca wciąż jest w Kel. Zrobię wszystko, by go znaleźć. Czy powinienem wiedzieć o czymś jeszcze?

Marag był dokładnie takim sojusznikiem, jakiego jej brakowało. Doskonałą marionetką, gotową wykonać każde jej polecenie. Ostrzem zatrutego sztyletu, którym mogła pozbyć się niewygodnych przeciwników. Ach, jak doskonale się uzupełniali! Czerwona mgła znów przesłoniła oczy księżniczki. Jego silne młode ciało skryte pod doskonałym pancerzem stanowiło pokusę, którą ledwie mogła zwalczyć. Długie czarne włosy wydawały się zadziwiająco miękkie i gładkie, niejako potwierdzając, że nie całe swoje życie Marag spędził wśród złodziei. Rozchylił usta w nieśmiałym zaproszeniu i przygryzł lekko dolną wargę.

Z perfidną satysfakcją Drisnaira zignorowała jego niewybredne starania. Uważnie obserwowała rozczarowanie, które pojawiło się w jego chmurnych granatowych oczach. Okazja do odpłacenia się za zmuszanie jej do uległości przyszła znacznie wcześniej, niż Dris oczekiwała, ale to nawet lepiej. Jeśli miał choć trochę oleju w głowie, zrozumie, że przede wszystkim liczyła na jego profesjonalizm. A jeśli chciał ją uwieść, cóż, będzie musiał się nieco bardziej postarać.

– Znam tajny korytarz łączący pałac bezpośrednio z Halą Wiecznej Walki – wyznała z szelmowskim uśmiechem, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że Marag połknie haczyk. – Spotkajmy się tam o północy, by ustalić dalsze działania.

– Już nie mogę się doczekać, moja pani. – To powiedziawszy, złożył jej głęboki ukłon.

Drisnaira omal nie roześmiała się, słysząc tęskną nutę w jego głosie. Co ją właściwie podkusiło, aby składać takie propozycje? Przecież jedynie dodatkowo go prowokowała. Nie mówiąc już o tym, że zaledwie kilka godzin wcześniej straciła narzeczonego. Na wspomnienie krwi Caseniela rozlewającej się po posadzce przeszła jej jakakolwiek chęć na droczenie się z Maragiem.

Pożegnawszy się z królem złodziei, czym prędzej go opuściła. Miała nadzieję, że nie zbladła, a nawet jeśli, że Marag tego nie dostrzegł. Wpadła do komnaty, w której mieli na nią czekać Sanara i Roth, ale zastała jedynie strażniczkę. Odrobinę rozczarowała ją nieobecność przyjaciela, bo liczyła na jego wsparcie. Potrafiła jednak zrozumieć, że Roth miał teraz na głowie jeszcze jeden problem, który powinien jak najszybciej rozwiązać.

– Wracamy do zamku – rozkazała, nie dając nic po sobie poznać.

– A Roth? – zapytała Sanara, ruszając za księżniczką do wyjścia.

– Chyba będzie potrafił sam trafić do domu, nie sądzisz?

– Tak, oczywiście, najjaśniejsza pani.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top