13. Zakazany Owoc i ból.

Miesiąc.... pierdolony w chuja zasranego MIESIĄC!

Mam wszystkiego dość a najbardziej Lucyfera. Tak głębokiej depresji nie miał nigdy w życiu. Jest taki obojętny i chłodny dla wszystkich... z podkreśleniem dla wszystkich. Nawet dla Diego.  Zaś wieczorami i w nocy płacze. Nikt nie ma pojęcia w jak ciężkim stanie musi być diabeł by się zaczął ciąć, a dzisiaj widziałem u niego cięcia. Fajnie. Pracuję niby normalnie ale to nie jest mój kochany braciszek. Jak ja się tu mam cieszyć życiem. W ogóle zapomniał bym. Nirami ma w pełni uformowaną aurę i za zgodą Gabriela znalazła się w piekle i mieszka ze mną. Szczerze... ona po spotkaniu z Lucyferem który nawet dla niej był oschły bała się. To było straszne. 

teraz razem z Nirą siedzimy sobie u mnie w sypialni. Od kilku dni tak wyglądają wieczory. Siedzimy lub leżymy. Przytulamy się a po między nami cisza... Niestety Lu ma taki wpływ na wszystkich dookoła.

Nagle zadzwonił mi telefon. Odebrałem i usłyszałem głos Gabriela.

-Słuchaj .... za pół godziny przy drzewie.... zabierz Nircie i Ezia.... to bardzo bardzo ważne rozumiesz- Po jego głosie mogłem wywnioskować że się strasznie stresuję. 

-Przy drzewie... ale to w centrum Ogrodu... Nie wolno tam ani Diabłom ani Aniołom- powiedziałem niepewnie.

-Mephistofelesie do jasnej cholery rusz ten leniwy zad i masz mi tu być za chwilę bym ci ogon z dupy wyrwał. Mamy w chuj ważną rozmowę z Bogiem do kurwy nędzy!- krzyczał wkurwiony. . .

. . .

-Gabrielu spokojnie... będę tam za dziesięć minut pasuję?- Usłyszałem westchnięcie.

-Sory.... czekamy na was...- i się rozłączył... czekamy?... z kim on tam jest? zresztą nie ważne. 

-Kochanie zbieramy się... zadzwoń do Ezekiela i za pięć minut ma być tutaj- powiedziałem całując ją w czoło.

*** 

Rozmowa z Bogiem to nie przelewki. Ubrałem Garnitur i ujawniłem poszarpane skrzydła jak i ostre Rogi. Ezekiel też ubrał się elegancko. Nira też założyła koszulę i czarne dopasowane spodnie. Po krótkiej rozmowie nawet szpilki założyła. Przeszliśmy do Rajskiego Ogrodu. Domu Boga. Nira wyraźnie była zafascynowana. Racja. Tu było pięknie. Jednak nie potrafiłem się cieszyć tym widokiem. Stanąłem przed potężnym drzewem. Spojrzałem w górę. Ujrzałem tylko jeden owoc. Jedno jabłko w kolorze krwi. Zakazany owoc.

-Ja dobrze że jesteście- usłyszałem znajomy głos Archanioła. Nira rzuciła mu się na szyję witając się. Ja zaś spojrzałem na Mikaela który szedł za nim. Na pierwszy rzut oka wcale nie był załamany. Był taki normalny. Jednak spojrzałem w jego oczy. Przeżywa dokładnie to samo co Lucyfer.... Ezekiel podszedł do niego i przytulił... Ja zresztą zrobiłem to samo. 

Nagły i bardzo mocny podmuch wiatru spowodował że się rozdzieliliśmy. Obok nas pojawił się wysoki i bardzo dobrze zbudowany mężczyzna w białej todze. Miał Białe długie włosy jak i brodę w której kilka pasem było splecionych i ozdobionych złotymi koralikami. Jego oczy mieniły się we wszystkich kolorach świata.  Przeszedł mnie potworny dreszcz.

*** 

W końcu udało mi się jakoś cudem załatwić rozmowę z Bogiem.... a teraz gdy przed nim stoję mam wrażenie że jestem niczym innym jak karaluchem.

- No proszę.... nie spodziewałem się tak licznego zgromadzenia.... - spojrzał na mnie. Wziąłem głęboki wdech.

-Boże.... jesteśmy tu w sprawie Lucyfera....- zacząłem ale mi przerwano.

-Lucyfera?... nie miałem jak go obserwować przez kilka miesięcy i już coś wymodził- warknął wyraźnie zdenerwowany. Ku mojemu zaskoczeniu pierwszy zareagował Ezekiel.

- Nic złego nie zrobił!... On się zakochał!- krzyknął młody Diabeł a Bóg spojrzał na niego zdziwiony. Nikt nie miał w życiu nie miał tyle odwagi by podnieść głos w obecności najwyższego.

-Zakochał.... A co mnie obchodzą jego sprawy sercowe i to z kim uprawia stosunki?-

- Boże.... - zacząłem mu spokojnie wszystko tłumaczyć.To jak się potoczyła ta historia. Pomagał mi Meph i Ezekiel. Raz wtrąciła się Nira. Bóg jednak swą uwagę poświęcił milczącemu chłopakowi który stał przede mną. Co jakiś czas patrzył na mnie lub na Mephisto. To było straszne uczucie. Od Boga biła niesamowita przytłaczająca aura... Skończyliśmy mówić. Bóg wlepił swe kolorowe oczy w biednego Mike 

- Równowaga.... hmmm.... Podejdź do mnie młodzieńcze.- powiedział o dziwo łagodnie. 

***

Kazał mi podejść i mimo że nogi miałem jak z waty podszedłem powoli. Spojrzał mi w oczy. Drżałem przerażony.  Nagle poczułem przeszywający całe ciało chłód. 

Westchnął... Za nim pojawił się tron z chmur a on usiadł.

- Gabrielu wiem co ci chodzi po głowie... I dobrze wiesz że to zakazane....- powiedział spokojnym tonem.

-Dlatego właśnie zwracamy się do ciebie..... ja naprawdę nie chce by oni cierpieli....- odezwał się Gabriel. Bóg jeszcze raz prześledził wszystkich wzrokiem.

- Macie stąd odejść w tym momencie.... ale ty Mikaelu zostaniesz... - Z dwóch stron pojawiły się drzwi. 

jedne białe a drugie czarne. Zostawili mnie z Bogiem sam na sam. Bałem się jeszcze bardziej. 

Spojrzałem na Boga przestraszony. Był straszny.

- Powiedz mi ... kochasz go?-

-Kocham....bardzo.... brak mi go.- poczułem łzy pod powiekami.

-Wiesz co ma w planach Gabriel?-

-Nie.... nie wiem... ale zniosę wszystko by znów móc być przy Lu i ...- nie dałem rady dokończyć gdyż mi przerwano.

-Jedyny sposób byście byli szczęśliwi to zmiana twojej duszy w ciało duchowe.... Innymi słowy zrobienie z ciebie Anioła lub Diabła... -

- Nie obchodzi mnie czym będę... chce być tylko przy Lucyferze!-

-Dobrze więc....- wstał z tronu i podszedł do mnie. Spojrzał w górę na samotne jabłko. Wyciągnął rękę w jego stronę a ono po prostu spadło lądując w jego dłoni. Podał mi je, a ja wziąłem je niepewnie. 

-To twoja decyzja... ból i miłość... lub samotność.... Tak czy siak za kilka godzin pojawią się drzwi do Gabriela...- powiedział klepiąc mnie po ramieniu i zniknął.... 

Przyglądałem się owocowi dłuższą chwilę... w końcu usiadłem na trawie po turecku. Wziąłem niedużego gryza. Jabłko było naprawdę dobre. Połknąłem i wszystko zaczęło się lawinowo.

Nagłe pieczenie w gardle. Jakby mi ktoś tam papierem ściernym jeździł. Potworny ból głowy rozsadzający czaszkę. Upadłem na ziemie patrząc w niebo.  Miałem wrażenie że ktoś polewa mnie roztopionym żelazem i za razem obrywa ze skóry. Ból jakiego nie da się opisać. Niekontrolowane drgawki władały moim ciałem. Nie mogłem oddychać a mimo to krzyczałem. 

Obiecałem że wytrzymam wszystko. Najbardziej bolała mnie głowa, oczy, łopatki , kość ogonowa i przede wszystkim serce. Biło szybko jakby zaraz miało wyrwać się z mojej klatki piersiowej. 

Krzyczałem

Łkałem

Trząsłem się

Dusiłem się

Umierałem od nadmiaru bólu

Śmiałem się ze szczęścia. 

Dobrze wiem co się ze mną dzieje. Zmieniam się... ja się zmieniam.  

Minęło kilka godzin tych męczarni. Leżałem pozbawiony siły na zielonej trawie. Czułem że coś jest nie tak z moim ciałem. Nie miałem siły się ruszyć. Wszystko odmawiało mi posłuszeństwa.

Pojawiły się nagle białe drzwi Gabriela. Wparował we mnie i od razu podbiegł.

***

Przykucnąłem obok niego wystraszony. To był okropny widok. Wyglądał jak umarlak.... dosłownie.

Jednak ... Para czarnych jak noc skrzydeł ozdobionych błyszczącymi niczym gwiazdy drobinkami. Para niewielkich rogów i podwójny ogon z puchatymi zakończeniami świadczył o tym że jest teraz nie duszą człowieka a Demonem. Spojrzałem w jego oczy. Już nie były błękitne... nie... One były jasno fioletowe... Jego ubrania były poszarpane i był cały w otarciach....mimo to uśmiechał się. 

Wziąłem go na ręce i zaniosłem do domu. Położyłem go w jego pokoju...

-Śpij...jutro czeka cię bardzo ważny dzień- powiedziałem z uśmiechem...

-Jutro.... już jutro- powiedział cichutko zasypiając.

~~~

1148

Wiecie co... zdycham. głowa zaczęła mnie boleć i skończył mi się soczek marchewkowy. W dodatku czytałam spam pod ostatnim "rozdziałem" czyli La2. No tyle komentarzy jeszcze nie miałam XD

Nie chce mi się tu nic pisać więc..

~~Pozdrawiam Nir666

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top