w sennej ciemności

     Obudził mnie tępy ból z tyłu głowy. Zanim do końca się rozbudziłam, spostrzegłam, że coś jest nie tak. Czułam zapach runa leśnego i żywicy oraz zdecydowanie nie leżałam w wygodnym miejscu, dodatkowo moja głowa lekko kiwała się bezwładnie na  boki. Gwałtownie otworzyłam oczy. Panował półmrok i zdecydowanie byłam w lesie. Widziałam ciemne, zachmurzone niebo za zasłoną koron drzew. Podniosłam głowę. Czekaj... co to ma być?
- Kim jesteś?!- krzyknęłam przerażona widząc jakiegoś faceta z materiałową maską zasłaniającą usta i pomarańczowymi goglami na oczach. Dodatkowo niósł mnie na swoich ramionach! Zaczęłam się wyrywać i wić, by wydostać się z  uścisku nieznajomego.
- Hej, hej, spokojnie!- powiedział i postawił mnie na nogi. Nogi miałam jak z waty i trzęsłam się ze strachu i zimna. Wieczór był wyjątkowo chłodny. Rozglądałam się rozpaczliwie na boki. Zobaczyłam, że jest tu jeszcze jedna osoba- ta sama, którą spotkałam za szkołą i która wspomniała o moich snach... Ewidentnie coś wiedział ten facet na mój temat. Kim oni byli? Dlaczego akurat mnie wybrali do porwania?
Wiedziałam, że pewnie i tak z powrotem mnie złapią, ale zawsze była nadzieja na ucieczkę. Zastygłam na moment. Oni też o dziwo nie drgnęli. Chyba wiedzieli, co zamierzam. Walić to. Muszę wrócić przecież do domu. Mój tata pewnie bardzo się martwi, szczególnie po ostatnich wydarzeniach...
Wyrwałam się nagle z bezruchu i zaczęłam biec między drzewami tak szybko, jak tylko potrafiłam. Bieg trwał około kilku minut, kiedy myślałam, że ich zgubiłam i się zatrzymałam, by odsapnąć. Moja kondycja niestety zostawiała wiele do życzenia. Moje serce biło jak szalone, że myślałam, że zaraz podejdzie mi pod gardło. Byłam strasznie zmęczona, do tego dochodziły też wrażenia psychiczne. Zaczęło mi piszczeć w uszach i pojawiły się mroczki przed oczami. Słabłam z sił. Moje mięśnie przestawały mnie słuchać i zaczęłam przechylać się do tyłu, zmierzając do upadku. W ostatniej chwili poczułam, jak jakieś ręce mnie łapią i obejmują, bym nie spadła. Wtedy znów straciłam przytomność i po raz kolejny odpłynęłam w sen.

     Ciemność była tak gęsta, że nie widziałam nawet własnych rąk wyciągniętych przed sobą. Czułam narastający niepokój. Kiedy już silny niepokój zamieniał się w panikę, nagle uczucie prysnęło, jak za dotknięciem magicznej różdżki. Przez chwilę zszokowana wpatrywałam się w nicość. Musiałam trochę ochłonąć. Nagle pojawiła się przede mną z nienacka biała głowa bez twarzy, jaśniejąca, aż mnie oślepiała swoim blaskiem. Pomimo drażniącego w oczy światła, nie potrafiłam odciągnąć wzroku od Jego intensywności. Zaraz... ale kim On jest? Nagle zza Niego pojawiły się czarne jak, najczarniejszy cień macki, które dopadły mnie w mgnieniu oka. Zaczęły mnie ściskać coraz mocniej i nic nie mogłam zrobić. Moje ciało odmówiło posłuszeństwa. W pewnym momencie myślałam, że wykręci mi wnętrzności do góry nogami. Wtedy macki poluźniły ucisk i niektóre z nich zaczęły głaskać mnie po twarzy.. jakby czule. Potem poczułam na sobie Jego spojrzenie. Spojrzenie było to pełne zadowolenia, choć nie miał oczu. Czułam ulgę, jakbym zdała jakiś bardzo trudny egzamin. Ostatnie, co doświadczyłam, to emocja, której na daną chwilę nie byłam w stanie rozszyfrować, ale rozgrzewała moje wnętrze jakimś miłym ciepłem. Myślę, że to była nøstøløia...

     Wybudzona otworzyłam oczy. Rozejrzałam się dokoła. Leżałam na jakiejś brudnej pryczy w dość obszernym pokoju. Ściany były szare i popękane w niektórych miejscach. Podłoga zrobiona była z gołego, zimnego betonu. Naprzeciwko mnie przyciągały uwagę ciężkie, metalowe drzwi bez klamki, ale za to z okienkiem, przez które wpadało jedyne, słabe światło oświetlające część pomieszczenia. Nic więcej nie było w pokoju, nawet okna. Zerknęłam w górny kąt pokoju, gdzie panowało najwięcej mroku. Zauważyłam w ciemności ledwo widzialną czerwoną diodę. Chciałam przyjrzeć się tajemniczemu obiektowi bliżej. Gdy poruszyłam ręką, coś zabrzęczało, jakby metal obił się o metal. Spojrzałam na dłoń. Na nadgarstku miałam przyczepioną kajdankę, a jej drugi koniec trzymał pręt przymocowany do łóżka. Przestraszyłam się. Co to za miejsce? Dlaczego jestem przykuta do tego brudnego łóżka sama w ciemnym pokoju? W tej chwili zobaczyłam jakiś cień poruszający się za małym okienkiem w drzwiach. Ktoś powoli otworzył drzwi i zastygnął w nich na chwilę. Jedną rękę miał zaciśniętą w pięść, a w drugiej niósł kubek. Cała jego postać wydawała się wielkim cieniem, gdy tak stał tyłem do jedynego źródła światła. Po kilku sekundach, które wydawały się wiecznością, ruszył w moim kierunku. Poruszyłam się niespokojnie i próbowałam usiąść, ale okazało się, że na kostce przy stopie również byłam skrępowana kajdankami. Na darmo próbowałam się z nich uwolnić. Postać przykucnęła obok mnie i postawiła naczynie na podłodze. Z bliska mogłam mu się lepiej przyjrzeć. Miał na sobie czarną bluzę, kaptur na głowie i granatową maskę na twarzy z czarnymi oczodołami. Wystraszyłam się go jeszcze bardziej i przez to jeszcze gorliwiej się szamotałam i walczyłam z kajdankami. Wtedy coś błysnęło w tego ręce. Wyglądało na drobny kluczyk. Przestałam się wyrywać, bo zaczął zdejmować mi więzy. Uspokoiłam się trochę i wstałam odsuwając się od niego nieufnie. On też wstał zagracając mi jedyną drogę ucieczki. Wysunął rękę z kubkiem w moją stronę pokazując, żebym wzięła naczynie. Zrobiłam krok w jego stronę i zrobiłam, co kazał. Przedmiot był ciepły. Zajrzałam do środka, ale w ciemności nie mogłam nic dojrzeć, więc powąchałam. Płyn pachniał jak zwykła herbata. Zdumiałam. W końcu postanowiłam się odezwać.
- To dla mnie? Co to jest?- chciałam się upewnić, bo w końcu nie można ufać swojemu porywaczowi.
- Herbata Earl Grey dla ciebie. Nie słodzona. Radzę pić, jest w sam raz- odpowiedział jakby gdyby nigdy nic. Po głosie domyśliłam się, że może być w podobnym wieku, może trochę starszy. Dziwny człowiek.
- Dlaczego mam ci ufać? Kim jesteś i dlaczego mnie porwaliście? Co to za miejsce? Gdzie są ci goście, którzy wlokli mnie przez las?- pytania wylewały mi się z myśli jak wodospad. Chciało mi się płakać. Ręce zaczęły mi się mocno trzęść. Niekontrolowanie upuściłam kubek, a ten się zoztrzaskał na betonie i gorący napój zalał mi buty. Złapałam się za głowę i ukucnęłam. Czułam się, jakby ciśnienie zmiażdżało mi moją głowę, choć tak na prawdę nic podobnego nie nastąpiło. Zza zamkniętych powiek mignęła mi biała głowa i jakby bezdźwięczne słowa trafiały wprost do mojego mózgu.

Zaufaj im. Spotkamy się nibawem. Oni cię zaprowadzą do mnie. Nie waż się stawiać oporu. Inaczej każę cię zabić.

Nagle wszystko wróciło do normy. Otarłam łzy i wstałam. Najbardziej przeraziło mnie ostatnie zdanie. Tajemniczy chłopak w masce nadal przede mną stał, tak jak wcześniej. Pociągnęłam nosem i przetarłam go rękawem bluzy.
- Dostałaś od niego wiadomość? Mogłem się tego spodziewać- spytał niczym niewzruszony.- Eh spokojnie, za którymś razem się przyzwyczaisz.
- Co to ma znaczyć? Kto to był? Nie chcę umierać...- ostatnie zdanie wypowiedziałam prawie niesłyszalnie.
- To był Operator, czyli tak jakby nasz szef. I nie umrzesz, jak będziesz mu posłuszna... przynajmniej na razie. Życie tutaj nie jest takie proste- zamyślił się na krótki moment.- No nieważne. Wszystkiego dowiesz się niedługo. Najpierw musisz wszystkich poznać. Chodź za mną- przyrzekłabym, że uśmiechał się wypowiadając ostatnie słowa.

Co mnie tu spotka? Kogo mam poznać? I co najważniejsze- kim jest ten Operator, który siedzi mi w umyśle i grozi śmiercią za nieposłuszeństwo? Ciekawe co się stanie dalej w tym dziwnym miejscu pośrodku gęstego lasu...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top