,,Skromny jesteś"

Najgorsza w życiu jest niewiedza.Inni stwierdzą, że samotność, a jeszcze inni, że strach przed śmiercią.Ale postawcie się w naszej sytuacji. Trzydziestu nastolatków zamkniętych w czterech ścianach zdanych na łaskę "Stwórców" i bez jakichkolwiek wspomnień. Niektórzy mają jeszcze nadzieję na wydostanie się, ale też powoli przestają wierzyć.
     Wybiegałam właśnie z labiryntu. Jak zwykle żadnej wskazówki.Po prostu jedne wielkie NIC.Dziś towarzyszył mi Ben.Chłopak dotarł tu jako...5? Mniejsza.Jest miły,szarmancki , a w dodatku silny i mądry.Dlatego został zwiadowcą.Pożegnałam się z przyjacielem i ruszyłam w stronę stołówki , ponieważ pragnienie było silniejsze.Po drodze mijałam różnych streferów , którzy byli pochłonięci swoją pracą.
Newt po próbie odebrania sobie życia, nie wrócił do dawnej sprawności czego dowodem była jego noga , na którą utykał.Bardzo długo kłócił się z Albym o ponowne wpuszczenie go do labiryntu , ale na szczęście nasz przywódca nie zgodził się, a zezłoszczony blondyn chodził naburmuszony przez kilka dni.
Przeprawę na stołówkę przerwał mi donośny krzyk Gallego , który darł się w wniebogłosy na wystraszonego świerzucha .Jak mu tam było...Chuck.Biedny chłopak był najmłodszy ze wszystkich , więc został największym popychadłem w strefie .Chuck był pulchnym (na oko) dwunastolatkiem o brązowych włosach jak i oczach.
Musiałam zareagować , gdyż zobaczyłam jak Gally powoli podnosił rękę , by uderzyć chłopca.Mimowolnie ruszyłam w tamtą stronę.Nie mogłam pozwolić na zamieszki.Od tego jest ognisko , by niewyżyci nastolatkowie mogli bez żadnych skrupułów oklepać sobie mordy.
W ostatniej chwili uchroniłam szatyna łapiąc silną rękę nastolatka , która z zawrotną prędkością zmierzała w jego stronę.

-Co ty do fuja robisz?!-syknęłam w stronę blondyna.

-Ten mały smrodas wyczyścił wszystkie kible moją bluzką.-warkną , a ja omal nie wybuchnęłam głośnym śmiechem.Od przybycia Chacka do strefy toczą ze sobą spór , który rozśmiesza wszystkich dookoła.Z resztą większość osób jest po stronie młodego , bo ten przerośnięty osiłek uprzykrzał wszystkim życie.

-A On schował mi mój hamak.Wczoraj musiałem spać na ziemi przykryty jakąś szmatą.-odpowiedział lekko zezłoszczony Chuck.

-Chack...-lekko złapałam go za ramie przywracając, go tym do pionu.-Przeproś .

-Ale...-nie zdążył do kończyć , bo napotkał mój zdenerwowany wzrok-Przepraszam.-powiedział od niechcenia , a Gally uśmiechną się zwycięsko.

-Gally. Teraz ty.

-Nigdy go nie przeproszę.Nawet gdybym miał zatańczyć z buldożercą.

-Przeproś go.

-Nie.

- Powtarzam ostatni raz. Przeproś go!-krzyknęłam , a on zaśmiał się ironicznie.

-Przepraszam Chuck.-prychną chamsko nawet jak na niego. Podszedł do mnie i szepną mi na ucho-A z tobą policzę się później.- po czym odszedł zostawiając mnie w niedowierzaniu.

-Dzięki- zagarnął przestraszony brunet.

-Wiem , że się nie lubicie , ale musimy się wszyscy na wzajem szanować , a co ważniejsze ufać ,nie ma wyjątków -stwierdziłam.

Po krótkiej rozmowie z Chackiem poszłam do Patelniaka ,po coś do jedzenia.Po drodze, która dłużyła mi się w nieskończoność rozmyślałam o różnych rzeczach.Wrócił do mnie temat snów , których od pewnego czasu nie miałam.Zastanawia mnie też , co to takiego D.R.E.S.Z.C.Z .Ta nazwa jest na skrzynkach z wyposażeniem,które przywozi pudło.Pozostała jeszcze kwestia labiryntu.Codziennie.Dzień , w dzień przeszukujemy wszystkie korytarze , wszelkie możliwe przejścia.Nie umknął nam też fakt, iż każdej nocy labirynt się zmienia , ale co to ma do rzeczy , kiedy znamy każdą konstelacje.

-Hej-powiedziałam do patelniaka , który sprzątał swoją kuchnię.

-O!Hej Rachel.Co tam?

-Chciałam się spytać, czy zostało coś może z obiadu.Umieram z głodu.Nawet śniadania nie zdążyłam zjeść.

-Zaczekaj, zaraz sprawdzę-zaśmiał się i zniknął za ścianą prowadzącą do spiżarki .
Stałam oparta łokciami o ladę, która leżała na wysokości bioder , i podziwiałam strefę.
Dwa słowa mówiły o tym co się teraz działo.Cisza i spokój.Niektórzy kończyli swoje pracę i zmierzali w różne strony , by odpocząć po ciężkim dniu wysiłku.

-O mnie tak zawzięcie myślisz?-zażartował Minho , który pojawił się nie wiadomo skąd.

-Pomarzyć można.

-O mnie nie da się , nie myśleć.Ja po prostu jestem taki nieziemski , że nie da się mnie wyrzucić z głowy.-kontynuował

-Skromny jesteś.-stwierdziłam i odwróciłam się w jego stronę.

-Nie da się ukryć.

-Proszę.-z naszej małej pogawędki (jak zwykle o jakże skromnym Minho) wyrwał nas patelniak .-Nic innego na razie nie mam chyba, że chcesz do tego jabłko-.Na stole położył trzy kanapki z serem i szynką.

-Chyba skorzystam z twojej propozycji.-powiedziałam, po czym wzięłam jedzenie i ruszyłam w stronę jednego ze stolików, a azjata szedł za mną dosłownie depcząc mi po piętach.

-Co się tak do mnie przyczepiłeś?-spytałam siadając na ławce.

-Kiedy Newt leżał u plastra , byłaś z nim przez cały czas , a mnie odstawiłaś na bok.Poczułem się zaniedbany.

-Aha.I co ?Teraz będziesz chodzić za mną krok w krok?

-O!Miałem inny pomysł , ale ten bardziej mi się podoba.

-Co mam zrobić ,żebyś się odczepił?-zapytałam biorąc kęs kanapki.

-Hmmm...Sam nie wiem.

-Mniejsza.Jestem zmęczona.Idę się przespać.-zawołałam gdy odnosiłam talerz.

Weszłam do swojego domku i od razu położyłam się spać.
A dziwne jest to , że kolejny raz miałam sen...

Rozdział 9
Słów 770
Nie miałam weny na tę część , ale następną będzie lepsza.
Dziękuje oczywiście za 369 wyświetleń i za polubienia , których dla mnie jest dużo.
Zapraszam do gwiazdkowania i obserwowania.

Fabularna222





Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top