"Niewiedza"

Jasne światło dotarło do jej oczu, przeciskając się przez zamknięte powieki. Dziewczyna nie czuła bólu, który towarzyszył jej kilka godzin temu, przez wielką ranę ciągnącą się całą szerokością brzucha. Otworzyła powoli oczy, ale obraz jaki ujrzała, nie przypominał ani trochę lecznicy Plastrów, w której powinna się znajdować. Cały pokój, który na oko nie miał więcej niż piętnaście metrów kwadratowych, był w kolorze białym, tak samo jak jej ubranie, składające się z zwykłej bluzki na długi rękaw oraz spodni. W pomieszczeniu nie było żadnych okien, drzwi czy jakichkolwiek lampek dających źródło światła, lecz po mimo braku tych rzeczy, panowała tam przerażająca jasność, która kojarzyła się Rachel ze szpitalami psychiatrycznymi.
Nie jedne pytania sunęły jej się na myśl. Gdzie ona jest? Dlaczego tu jest? I jak ,do purwy nędzy, się tu znalazła?
To wszystko przyprawiało dziewczynę o ból głowy, a zarazem ciekawość.
W pewnej chwili do uszu streferki doszło niemrawe pikanie z drugiego końca pokoju. W kawałku białej ściany pojawił się czarny prostokąt, przez który wszedł dziwny mężczyzna w takim samym stroju co ona. Z wyglądu przypominał szczura, jego włosy przybierały siwy kolor, a na twarzy pojawiały się kolejne zmarszczki starości. Spojrzał na nią srogo po czym przemówił nieprzyjemnym, głębokim głosem:

- Jak mniemam, Rachel?

- Tak. - rzekła krótko, dając do zrozumienia, że jest zdenerwowana. - Gdzie ja jestem? I... kim ty jesteś?

- Nie mogę powiedzieć Ci kim jestem, ale w tej chwili znajdujemy się w, jakby to ująć...- zastanawiał się przez chwilę odszukując odpowiednich słów. - W specjalnej strefie, którą stworzyliśmy w twoim umyśle.

- Jesteś z DRESZCZ-u?- spytała, ale nie otrzymała odpowiedzi od Szczurowatego.- Nie jesteś rozmowny, co?

- Przejdźmy do rzeczy. - rzekłszy to, zaczął powoli poruszać się po całym pomieszczeniu lustrójąc go wzrokiem, do chwili, gdy nie zatrzymał się na Rachel. - Jesteś nam potrzeba i sama nie wiesz jak bardzo. Nie mogę zdradzić ci dlaczego, bo do tego dojdziesz sama, już za niedługi czas. Ale chcę byś zapamiętała...

- Że DRESZCZ jest dobry? - wtrąciła z nutą sarkazmu.

- To też. Ale mianowicie to, że nie możesz zginąć, musisz przejść wszystkie próby.

- Jakie próby? - znów nie odpowiedział. Myśli dziewczyny były w nieładzie. Kim on jest? O jakie próby mu chodź? Już sama nie wiedziała w co wierzyć, a w co nie. W to, co dotychczas wierzyła wydawało się niczym, w przeciwieństwie do tego, co przed chwilą usłyszała.

- Nie będziemy dawać ci więcej forów, jakich dostawałaś dotychczas.

- Czyli ten Buldożerca i przedwczesne otwarcie wrót to wasza sprawa?- zapytała, ale Szczurowaty stał w miejscu nie angażując się w odpowiedzenie na zadane mu pytanie.

- Powiem ci teraz to, co musisz zapamiętać: Macie mało czasu.
Pośpieszcie się. A ty - zwrócił się do blondynki - Nie zgiń.

- Ale... - nie dane było jej dokończyć, bo w okolicach brzucha rozniósł się niewyobrażalny ból, który nasilał się bardzo szybko. Za nim się spostrzegła przed jej oczami znów zaistniała ciemność, która z czasem zmieniła się w pomieszczenie. Bardzo jej znane.

Mała dziewczynka leżała na puchatym dywanie, a przed sobą miała kolorowankę i dużo porozrzucanych kredek. Pokój, w którym się znajdowała był bardzo przytulny, a kominek w rogu dodawał mu ciepła i rodzinnej atmosfery. Rachel nie wiedziała co się dzieje, ale dziecko przypominało ją. Jasne blond włosy, które podchodziły pod biały i niebieskie tęczówki, nie były jedyną oznaką podobieństwa.
W tem do pokoju wpadła kobieta o miodowych włosach, ciemno błękitnych oczach i porcelanowej cerze. Była bardzo podobna do dziewczynki, więc to jej matka- pomyślała Rachel. Na jej twarzy gościł niepokój i strach. Szybko zaczęła zbierać kredki, które porozrzucała dziewczynka i wsadzać spowrotem do kubeczka.

- Kochanie. Musimy się schować. - powiedziała, kiedy skończyła. Wzięła ją za rękę i prowadziła przez korytarze dużego domu, aż dotarły do pewnego pomieszczenia. Były w nim dwie szafy i kilka półek. Mama blondynki kazała wejść jej do jednej z szaf, a sama sochowała się w drugiej.
Dziewczyna skuliła się w koncie mebla i nasłuchiwała wszystkich dźwięków, dochodzących za drewnianych belek.
Siedziała tak już kilka minut, przez które nic się nie wydarzyło i było tak jeszcze przez chwilę. Lecz na korytarzu słychać było kroki zbliżające się prosto do pomieszczenia. Do jej uszu doszedł dzwięk otwierania szafy, w której siedziała jej mama. Spojrzała przez szparę w jednym z paneli. Jej rodzicielka stała przed drzwiami z pistoletem w dłoni, a po chwili odwróciła się do swojej córki i uciszyła ją, przystawiając palec do ust.

- Gdzie jesteś?! - wykrzyczał głos za ściany. - Wiem, że tu jesteś! Znajdę cię i zabiję!

Rachel czuła jak mała ona się bała. Strach i przerażenie przed tym, co się stanie. Chciała jakoś zareagować, ale nie mogła się ruszyć. Była tylko obserwatorem.
Nagle drzwi do pokoju otworzyły się z hukiem, a matka dziecka nie zdążyła wystrzelić. Mężczyzna przyparł ją do ściany i zaczął dusić, a Rachel nie wiedziała, co robić. Po prostu stała i przypatrywała się zaistniałej sytuacji.

- Chciałaś mi ją zabrać?! Teraz tego pożałujesz! - wykrzyczał w twarz kobiety, która powoli traciła przytomność, a po chwili jej martwe ciało padło na podłogę. Dziewczyna starała się nie krzyknąć, przez co zasłoniła sobie usta. Prawdopodobnie jej ojciec - odwrócił się w stronę szafy, w której siedziała. W jego oczach widniało szaleństwo, one były tym przepełnione, a człowieczeństwo ukryte zostało głęboko pod warstwą obłąkania i bezmyślności. Jego brązowe włosy, niegdyś gęste i żywe, zmieniły się w suche nitki, które pod wpływem potu posklejały się w odrębne kłęby. Nie był już tym samym człowiekiem, na pewno nie. Rachel nie pamiętała swojego ojca - jak się zachwywał, ubierał, co lubił. Ale miała pewność, że ją kochał całym sercem, tak jak ona jego.
Mężczyzna powoli zaczął krążyć po całym pokoju, zaglądając w każdą możliwą szafę lub półkę, by znaleźć małą, wystraszoną dziewczynę.
Gdy wreszcie dotarł do miejsca, gdzie ukrywała się blondwłosa, otworzył drzwi z wielką siłą. Mała Rachel krzyknęła przerażona, a mężczyzna wyciągnął ją z szafy, ciągnąc przy tym za włosy.

- Tatusiu, proszę zostaw mnie, to boli. - wychlipała dziewczynka, ale jej ojciec spojrzał na twarz córki i przystawił jej broń do skroni.
Zaczęła się wyrywać i krzyczeć. Lecz mężczyzna zamiast ustąpić, naciskał na nią coraz bardziej. Mała Rachel myślała, że to już koniec. Ale w pewnej chwili przez wąskie drzwi wbiegło kilka uzbrojonych sylwetek żołnierzy ubranych w czarne kombinezony oraz uzbrojonych po zęby. Zdezorientowany wypuścił z rąk mała dziewczynkę i zaczął celować pistoletem w stronę mężczyzn.

- Opuść broń! - zażądał jeden z nich. - i oddaj nam dziewczynę!

- Nie, to moja córka! Nie oddam jej.

- Charles, chyba nie chcesz jej skrzywdzić. Zabiłeś już własną żonę. Oddaj nam ją i mówię to do ciebie jako przyjaciel.

Ojciec odwrócił się powoli w stronę wystraszonej Rachel i skinął głową, choć widać było, że robi to z wielkim bólem.

- Ona jest kluczem. Wzory. Mózg. Labirynt. - po wypowiedzeniu tych słów Charles podniósł pistolet do swojej skroni i patrząc wprost w przerażone oczy córki, strzelił, a kula przebiła jego głowę na wylot brudząc przy tym krwią niedaleką ścianę oraz podłogę.

Obserwatorka, która przez cały czas śledziła wydarzenie, nie mogła uwierzyć w to, co zobaczyła. Każda myśl żądała odpowiedzi. Ale nie otrzymała ani jednej. To uczucie było nie do zniesienia. Niewiedza...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top