,,Dziękuje Ci.Za wszystko"
-Czy ty nie rozumiesz , że My chcemy pomóc światu przetrwać , wynaleźć lek. Dlaczego ty chcesz wszystko zepsuć.-powiedziała z jadem i niedowierzaniem
brązowo włosa dziewczyna.
-Pomóc może i chcecie , ale nie za bardzo wam to wychodzi.-stwierdziłam próbując wyrwać się z krzesła , do którego byłam przypięta metalowymi obręczami.
-Poddaj się , a nikomu nie stanie się krzywda.
-Nigdy.-warknęłam ostro na nastolatkę stojącą na przeciwko mnie.
-Czy ty nie rozumiesz?!
D.R.E.S.Z.C.Z jest dobry!!
-Nie jest , nie był i nie będzie DOBRY.Nigdy
-ZABRAĆ JĄ!I podajcie jej Fenicyne (wymyślona prze ze mnie substancja)może to zmusi ją do współpracy.
-Żałuję , że kiedyś byłyśmy przyjaciółkami.Jesteś tak zaślepiona...Thomas i ty jesteście siebie warci.-te słowa były ostatnimi jakie wypowiedziałam.Później był tylko przeszywający. ból....
Obudziłam się.Każda część ciała piekła niemiłosiernie.Musiałam przeanalizować wszystko co ostatnio się wydarzyło , a między innymi , to jak prawie przenocowałam w labiryncie wraz z Newtem.
Nie wiedziałam , że było z nim tak źle , że postanowił popełnić samobójstwo.On taki nie był.Trzymał wszystkich w kupie , był jak ... słońce.Zawsze wszystkich rozweselał i rozświetlał szare dni , a jego uśmiech...Idealny.
Stop!Rachel , o czym ty w ogóle myślisz!Tu nie ma miejsca na miłość ani związki.Tu chodzi o przetrwanie.-skarciłam się w myślach.
Powoli podniosłam nogi , by zaraz postawić je ociężale na zimnej ziemi po czym wstałam z łóżka i chwiejnym krokiem ruszyłam w stronę drzwi.
Uchyliłam je lekko przechodząc przez próg.Do mojego nosa dotarło czyste ranne powietrze , które uwielbiałam.
Nie myśląc więcej ruszyłam w stronę ,,szpitala", w którym leżał mój przyjaciel.
Idąc przez strefę nie widziałam żadnego chłopaka , więc stwierdziłam , że był wczesny ranek. Strefeży budzili się około 8:00 , zaś zwiadowcy o 6:00.Dziś po labiryncie mieli biegać Minho i Ben , ale po wczorajszym zajściu Alby na pewno odwoła ich wycieczkę.
Gdy dotarłam do celu weszłam bez ceregieli.Pomieszczenie było małe , ale przytulne.W rogu stało biurko koło niego regały z różnymi lekami i maściami , zaś po dwóch stronach były łóżka polowe , a na jednym z nich leżał mój przyjaciel.Do ręki miał przyczepioną kroplówkę , która była podpięta bezpośrednio do żył.Podeszłam do krzesła stojącego koło posłania i delikatnie na nim usiadłam.Tak strasznie chciałam by się teraz obudził i powiedział , że wszystko jest dobrze i posłał mi jeden ze swoich powalających uśmiechów.Pochyliłam się nad nim i zaczęłam głaskać jego blond włosy.Był taki słodki kiedy spał.-pomyślałam.
Po dłuższym czasie przypatrywaniu się chłopakowi znużył mnie sen.
-Rachel-usłyszałam ciepły męski głos nad moim uchem.-Rachel.Wstawaj.
-Jeszcze chwilkę.-powiedziałam zachrypniętym głosem.
-Wstawaj-ponowił nieznany mi ktoś.Uchyliłam powieki , a moim oczom ukazał się dobrze znany Azjata.-Wiem że byś sobie jeszcze pospała , ale Alby wzywa.
-Ogay już idę.-podniosłam się leniwie i wraz z Minho ruszyłam w stronę wyjścia.Przechodząc przez próg ostatni raz spojrzałam w stronę Newta , który nadal niewinnie spał.
Tak strasznie chcę żeby się obudził i powiedział , że wszystko jest w porządku...
-Rachel ,jak to się stało?-zapytał zaniepokojony Alby.
-Biegliśmy...W pewnym momencie poczułam ,że jestem sama...zawróciłam...i zauważyłam Newta stojącego na szczycie jednej ze ścian.Próbowałam go przekonać by zszedł , ale on nie posłuchał i ...skoczył.-zachlipałam
-To tyle?
-Tak.Stracił nadzieję , że się stąd wydostaniemy.Mogłam w ogóle do tego nie dopuścić.
-Nie mów tak.Gdyby nie ty , on dawno leżał by rozszarpany przez dozorców.-stwierdził czarnoskóry , a ja nie odpowiedziałam.Nie wiedziałam co mam zrobić.W głowie miałam tylko moment , w którym Newt skoczył.To było straszne.
Naszą rozmowę przerwał Jeff , który z trudem wyhamował na progu mojego domku.
-Obudził się.-powiedział i tak jak szybko się tu znalazł, tak szybko znikł.Bez słowa ruszyłam w stronę budynku ,w którym znajdował się mój przyjaciel.
Wchodząc tam napotkałam tłum streferów zgromadzonych przed wejściem. Z trudem przeciskałam się przez chłopaków , a gdy wreszcie udało mi się wejść zobaczyłam go...uśmiechniętego.Niczego innego nie potrzebowałam , tylko zobaczyć go żywego i śmiejącego się.Boże , a ten jego uśmiech.Znowu to robisz Ray.Przestań.-skarciłam się w myślach.
Stałam z boku wpatrując się w blondyna , który rozmawiał zawzięcie z innymi.Gdy nasze spojrzenia skrzyżowały się chłopak wstał jak oparzony , ale przyczyniło by się to upadkiem lecz chłopcy w porę zareagowali i uratowali go przed spotkaniem z ziemią.
-Rachel...-wyszeptał
-Tak mam na imię.-zażartowałam , a po chwili poczułam , że ktoś mnie przytula.
-Dziękuję Ci.Za wszystko.
-Myślałeś , że cię tam zostawię?W ogóle co ty sobie wtedy myślałeś .Hymm?
-Nie wiem Ray , nie wiem.
-Nieważne.-powiedziałam cicho i oddałam przytulasa.
-Wiesz że wszyscy się na nas patrzą?-spytałam.
-Nich patrzą i zazdroszczą.
Dziękuje za przeczytanie.Dziękuje też dziewczyną z konfy na fb , że pomogły mi z pisaniem oto tej części oraz RiddikulusHP za nową okładkę.
PS.Przepraszam za błędy ortograficzne .
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top