Szepty zza progu

Noc była gęsta jak czarne mleko,
a cisza miała ostre krawędzie.
Podłoga skrzypiała pod niewidzialnym krokiem,
choć byłem sam.

Zegary na ścianach przestały bić,
jakby czas wstrzymał oddech,
jakby coś czekało w kącie,
gdzie cień był zbyt ciemny, by był zwykłym cieniem.

Szept.
Nie głośniejszy niż oddech pod drzwiami.
Nie wyraźniejszy niż myśl,
która nie powinna należeć do mnie.

Przemknął przez pokój,
lekki jak dym świecy,
wplótł się w moje włosy,
osadził na karku lodowatą dłoń.

„Jestem" - nie powiedział, lecz czułem.
„Byłem" - zadrżało w powietrzu jak echo.
„Będę" - wyryte w szronie na szybie,
zanim zapadła ciemność.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top