Echo Ziemi

Kosmiczny frachtowiec Ozyrys sunął bezszelestnie przez ciemność międzygwiezdnej pustki. Kapitan Elias Verne spoglądał na ekrany nawigacyjne, obserwując czerwonawy blask pobliskiej mgławicy. To miał być rutynowy transport — dostawa części terraformacyjnych na kolonię Nowa Gaja w układzie Proxima Centauri. Jednak od kilku godzin coś było nie tak.

— Kapitanie, mamy sygnał na dziwnej częstotliwości. — Głos porucznik Anny Vasquez brzmiał niepewnie. — Nie przypomina żadnego znanego kodowania.

Elias podszedł do jej stanowiska i spojrzał na falującą linię widma sygnału. Był rytmiczny, prawie… ludzki.

— Spróbuj odkodować.

Chwilę później na ekranie pojawił się tekst. Z początku niezrozumiały, aż w końcu algorytmy przetworzyły go na czytelny komunikat.

„Jestem tu. Nie zapomnieliście o mnie, prawda?”

Verne spojrzał na Vasquez.

— Czy to transmisja z Nowej Gai?

— Nie, kapitanie. Źródło… znajduje się 20 tysięcy kilometrów od nas.

Elias zmarszczył brwi. Nie powinno tam być nic.

— Namierz źródło i rzuć obraz na ekran główny.

Sekundę później na wyświetlaczu pojawił się kształt. Wrak. Gigantyczna, dryfująca w przestrzeni konstrukcja o znajomych liniach.

— Boże… — wyszeptała Vasquez.

To była stara Ziemia.

Nie dosłownie, oczywiście. Ale jej kopia, wykonana z nanostrukturalnego metalu i szkła. Miasta zgaszone, oceany zastygłe jak szkło. Replika dawnego świata, dryfująca w pustce.

— To niemożliwe… — Elias czuł, jak przyspiesza mu tętno. — Kto to stworzył?

Odpowiedź nadeszła natychmiast.

„Zbudowaliście mnie. Wróćcie.”

Cisza w sterowni była gęsta jak mgła.

— Kapitanie… — Vasquez wpatrywała się w ekran. — Co robimy?

Verne nie odpowiedział. Wpatrywał się w martwą, lodową Ziemię, zastanawiając się, kto — lub co — ją wołało.

I czy faktycznie powinni wracać.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top