Cisza po burzy

Stary zegar na ścianie wybijał kolejne godziny, ale dla Anny czas zdawał się stać w miejscu. Siedziała przy oknie, wpatrując się w pustą ulicę, na której jeszcze kilka dni temu śmiała się razem z Markiem. Byli nierozłączni. On zawsze mówił, że jest jej cieniem, że nigdy jej nie zostawi. Ale los bywa okrutny – wypadek samochodowy zabrał go nagle, pozostawiając pustkę, której nic nie mogło wypełnić.

Każdego ranka wstawała, próbując wmówić sobie, że życie musi toczyć się dalej, że świat nie stanął w miejscu razem z jej bólem. Ale nie potrafiła. List, który Marek zostawił na komodzie, czytała już setki razy. "Nie bój się żyć, Aniu. Cokolwiek się stanie, obiecaj mi, że będziesz szczęśliwa. Życie jest zbyt krótkie, by bać się każdego kroku. Idź przed siebie."

Słowa te nie dawały jej spokoju. Jak miała pójść dalej, skoro wszystko w niej wołało, by się zatrzymać? A jednak pewnego dnia, po długich miesiącach, wyszła na ulicę. Powolnym krokiem skierowała się w stronę parku, gdzie zawsze razem spacerowali. Usiadła na ich ławce i przymknęła oczy. W ciszy, jaka panowała po burzy, poczuła delikatny powiew wiatru. Może to był on? Może wciąż przy niej był, tak jak obiecał?

Łzy popłynęły jej po policzkach, ale tym razem nie były to łzy bólu, lecz cichego zrozumienia. Życie nie kończy się wraz z odejściem kogoś bliskiego. Wspomnienia zostają, ale i one mogą być siłą do dalszej drogi.

Zaczęła rozumieć – Marek nie chciał, by cierpiała. Chciał, by żyła.

I tak zrobiła.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top