Ballada o sercu, co biło za dwoje

I.
Gdy deszcz o szyby cicho dzwonił,
Wśród białych ścian, gdzie gasną dni,
Leżał on - blady jak cień,
Z sercem, co biło w rytmie łez.

A przy nim ona - jasna, cicha,
Jak płomień świecy w dłoni drżał,
Z oczu jej smutek w świat wypływał,
Lecz w ustach wciąż tlił się blady żar.

II.
- Dobrze mi mówią - szepnęła łagodnie,
- Nadzieja przyszła, lekarz wie,
Jest ktoś, kto życie może ci oddać,
Jest cud, kochany, nie bój się.

A on uśmiechnął się tak lekko,
Że serce jej pękło na pół.
Nie wiedział, że to ona właśnie
Dla niego w nicość zrobi krok.

III.
Gdy zamknął oczy, spał spokojnie,
Nie słyszał ciszy jej ostatniej,
Nie czuł, jak dłoń mu z wolna stygnie,
Nie wiedział, że świat już bez niej zbladnie.

A ona w ciemność szła odważnie,
Zostawiając mu własny puls,
By w jego piersi wciąż bić mogła,
Gdy jej milczenie skradnie Bóg.

IV.
Gdy on się ocknął, w piersi hukło
Nowe mu serce - mocne, żywe,
Lecz wkoło cisza, pustka wokół,
Gdzie ona? Gdzie jej ciepły szept?

A wtedy lekarz, z twarzą szarą,
Położył dłoń na jego dłoni,
I szeptem warg wydał wyrok:
- To ona, chłopcze... serce twoje.

V.
Krzyk rozdzwonił się po ścianach,
Echo w oknach drżało cicho,
Chciał zwrócić los, oddać wszystko,
Lecz ona już była daleko.

I nawet gdy biło w nim serce,
Nie było to serce już jego.
Bo każde uderzenie w piersi
Było jej głosem, było jej pieśnią.

VI.
Dziś stoi sam nad chłodnym grobem,
Białe róże w dłoniach ściska,
Czuje, jak bije, mocno, czule,
Serce, co kiedyś do niej pisał.

- Nie powinnaś... - szepcze cicho,
A wiatr mu w odpowiedzi śpiewa.
Lecz w głębi duszy wie, że ona
Wciąż w nim oddycha. Wciąż dla niego.

****

I tak oto legenda płynie,
O sercu, co za dwoje biło.
O miłości, co oddała wszystko,
By ukochany wciąż mógł żyć.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top