18.Żal, pustka, smutek i coś jeszcze..
-Jak to umarł?! - wykrzyczałam.
Lekarz spojrzał na mnie współczującym wzrokiem i lekko wzruszył ramionami.
Zakryłam sobie usta ręką i pokręciłam gwałtownie głową.
-Nie!To jest jakiś pieprzony żart!
-Przykro mi.
-Niech pan powie, że Adam żyje, proszę! -załkałam.
-Niestety..
Po moich policzkach zaczęły płynąć łzy.Smutku, rozpaczy i tęsknoty.Zaniosłam się głośnym płaczem i uciekłam od nich.Biegłam szybko po schodach, trącając przy tym jakiś przypadkowych ludzi.Nie interesowało mnie teraz nic.Mój chłopak, ojciec mojego dziecka..nie żyje.Po co wyjeżdżał po tą kamerę?!No po co!!
Po chwili wybiegłam ze szpitala i znajdowałam się na parkingu.Zatrzymałam się na środku i spojrzałam w niebo.Uniosłam ręce do góry i wybuchnęłam głośnym płaczem.Klęknęłam i zakryłam swoją głowę rękoma.
-Dlaczego?!!Dlaczego Adam?!! -krzyknęłam.
Chciałam wiedzieć dlaczego go zabrali do nieba.
-Ja go potrzebuję!!
-Rita! - usłyszałam.
Obróciłam się i zobaczyłam biegnących do mnie chłopaków.
-Rita, wstań coś cię przejedzie zaraz!
-Spierdalaj!Zostawcie mnie!
-Rita, wstań! - krzyknął Stuart.
-Dajcie mi spokój!!
Chwyciłam się za głowę i zaczęłam się bujać w przód i w tył.Miałam tego serdecznie dosyć.Ten dzień miał należeć do szczęśliwych, a jednak tak nie jest.Moja córka właśnie miała dziś chrzest, a Adam umarł..życie jest tak cholernie niesprawiedliwe!
Poczułam jak ktoś bierze mnie za łokcie i podnosi do góry.Spojrzałam w górę i zobaczyłam Marcina.
-Puść mnie!
-Uspokój się do cholery!
-Nie!!Puść mnie! - wyrywałam się.
-Chce ci pomóc, Rita!!Nie wyrywaj się!
Uspokoiłam się i stanęłam na równych nogach.Zamknęłam oczy i znów się rozpłakałam.Chłopcy przytulili mnie, a ja zaczęłam się trząść.
-Dlaczego?! - wyszlochałam.
-Próbuj nie drzeć mi się do ucha, proszę.
-Dlaczego Adam?!
***
Marcin ze Stuartem zawieźli mnie do domu.Od razu gdy weszłam do niego weszłam, poszłam do swojego pokoju.Nie chciałam na razie widzieć Ady, musiałam być sama.Uspokoić się i pogodzić z tym, że nigdy, przenigdy nie zobaczę już Adama.Dlaczego akurat uparł się i pojechał po tą kamerę?!
Rzuciłam się na łóżko i po raz kolejny wybuchnęłam płaczem.Okryłam się kołdrą i moczyłam swoimi łzami poduszkę.
-Rita, kochanie - usłyszałam zza drzwi.
Mama weszła do mojego pokoju i usiadła na moim łóżku.
-Nie płacz - powiedziała i pogłaskała mnie po głowie.
-Nnnie rozumm-mmiesz! - wyszlochałam.
-Nie płacz, nie masz powodu.
-Mamo?!Adam nie żyje!To nie jest powód do płaczu?! - oburzyłam się.
-Adam żyje!
Zmarszczyłam brwi i podniosłam się do pozycji siedzącej.
-Jak to?
-Dzwonili przed chwilą ze szpitala i mówili, że pomylili osoby.
-Cccooo? - wydukałam.
-Adam żyje - westchnęła.
-To gdzie on jest?!
-Pojechał do szpitala, bo dowiedział się, że ty tam jesteś.
Otworzyłam usta, a potem zakryłam je dłonią.Rozpłakałam się ponownie i przytuliłam się do mamy.
-Nie płacz - zaśmiała się.
-Jjjaa..myślałam, że on nnnie żyje -wyjąkałam.
-Kochanie - pogłaskała mnie po głowie.
- Jest cały i zdrowy.
-Kiedy pojechał? - oderwałam się od niej.
-10 minut temu.
-A gdzie Ada?
-Konstancja ją wzięła na spacer.
-Mamo, ja naprawdę myślałam, że on nie żyje.
-Powinnaś teraz z Adamem walczyć o odszkodowanie za zadość uczynienie,wiesz?
-Wiem - skinęłam głową.
Wytarłam swoje łzy i uśmiechnęłam się do mamy.
-Głowa do góry, zaraz przyjedzie Adam to sobie porozmawiacie.
-To chrzest Ady, a taki niewypał -westchnęłam smutno.
-Na roczek wymyśli się coś lepszego -uśmiechnęła się i wstała z łóżka.
-Dziękuję.
-Nie płacz już więcej, proszę.
-Okej - zaśmiałam się.
Mama wyszła z pokoju, a ja położyłam się na łóżku.Westchnęłam ciężko i zaczęłam się śmiać.Naprawdę ta sytuacja robi się śmieszna.Zamknęłam oczy i odleciałam daleko w krainę snu.
-Kochanie - słyszę.
Otwieram leniwie oczy i przeciągam się.Przekręcam się na drugi bok i widzę uśmiechniętego Adama.Otwieram szerzej swoje oczy i przytulam go szybko.Cholera..znów się rozpłakałam.
-Eejj, nie płacz.
-Myślałam, że nie żyjesz.
-Żyje - zaśmiał się.
-Widzę.
-Nie zostawiłbym ciebie i Ady.
Oderwałam się od niego i pocałowałam go w usta.
-Jesteś dupkiem - warczę.
-Dlaczego? - marszczy brwi.
-Po jakąś głupią kamerę byłeś godzinę?! -szturchnęłam go w ramię.
-Wiesz jakie były korki?!Miałem już iść na nogach do tego kościoła, ale nie zostawiłbym auta na środku autostrady.
-Mogłeś zadzwonić!
-Telefon mi padł - westchnął i pocałował mnie.
-Zaczekaj - odepchnęłam go lekko. -Czegoś tu nierozumiem.
-Czego?
-Jak dzwoniłam do ciebie po wyjściu z kościoła to odebrała babka z recepcji i powiedziała, że nie..żyjesz - zmarszczyłam brwi - nie rozumiem.
-Ach, miałem ci mówić.
Posłałam mu pytające spojrzenie.
-Ktoś ma taki sam numer jak ja i właśnie miałem to zgłosić.
-Jak to? - zdziwiłam się.
-No bo..
-Chodźcie na dół! - krzyknęłam mama przerywając Adamowi.
-Później ci powiem - mruknął.
Skinęłam głową i wstaliśmy z łóżka.
Gdy zeszliśmy na dół od razu podeszłam do mamy, która trzymała na rękach Ade.
-Daj mi ją.
Podała mi córeczkę, a ja pocałowałam ją w czoło.
-Moje słoneczko - uśmiechnęłam się.
Ada również słodko się uśmiechnęła i wzięła swoją dłoń do góry.
-No co - zaśmiałam się i pocałowałam jej malutką rączkę.
-Jesteś wspaniałą matką - powiedziała Konstancja.
Spojrzałam na nią i uśmiechnęłam się.
-Dzięki.
Cieszę się, że to wszystko tak się zakończyło.Bez Adama nie byłabym sobą.Prędzej czy później źle bym skończyła.
-------
Okej..może wyraźcie swoje zdanie w komentarzach (chętnie poczytam :3)
Przepraszam też, że nie było długo rozdziału i był tak zwany "Polsat" ale musiałam sobie wszystko zaplanować jak napisać ten rozdział żeby nie było klapy..ale pewnie i tak jest więc..XD
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top